Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2010, 10:19   #113
Trojan
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

Blok. Zejście w bok i riposta. Cios, który ugrzązł gdzieś w rozwrzeszczanej tłuszczy. Młot już bronią był średnio nadającą się do walki. Za lekko wprawny nożownik mógł zejść z linii ataku i wejść w półdystans. A wówczas młot był równie przydatny co świni siodło. Poszedł precz ciśnięty z pełnego skrętu i zamachu. Kogoś tam zmiótł. Grzeczny zaś przestał być grzeczny. Bo był naprawdę wkurwiony.

Trzask pękającej w kontakcie z brukiem oliwnej latarni utonął gdzieś w ferworze walki. Krzyki tych, których oliwa spryskała już utonąć w bitewnym gwarze nie mogły. Krzyk człowieka płonącego zwykle był słyszany doskonale i z daleka. W oknach pojawiła się żądna rozrywki gawiedź. Grzeczny jednak nie miał dość czasu na poświęcenie jej choć krztyny uwagi. Musiał walczyć. Na szczęście było to to, co umiał najlepiej.

Nóż wyrżnął go w nagie żebra, przejechał zgrzytliwie, nożownik tryumfalnie krzyknął, chciał poprawić. Matt złapał go za nadgarstek i wyłamał mu staw. Mocno i brutalnie, teraz nożownik znów krzyknął, ale z innej już przyczyny. Grzeczny zostawił go za sobą. Ci, których tam posyłał zwykle nie powracali. Tam szedł Levan i szarżował Walter. Jak było z resztą Grzeczny nie wiedział, ale póki co, to starczyło. „Gdyby jeszcze był Wasilij”. Ta myśl wprawiła go w nową furię. Przeciwnicy już tak ochoczo nie stawali na jego drodze. Miecz wgryzł się w jego bok. Mocno. Za mocno. Był już zmęczony i nieuważny. Lub nazbyt wściekły. Wściekłość plamami mąciła wzrok. Nie na tyle jednak, by nie zdołał właścicielowi miecza podziękować. Po ciosie kantem dłoni w krtań tamtego jego grdyka musiała oprzeć się o kark. Zachrypił, wytrzeszczył oczy. Został z tyłu. Zapewne na zawsze…

- Masz zadław się śmieciu jeden, tylko na tym ci zależy !

Deszcz złota sypnął się z brzękiem po bruku. Matt nie zwolnił nawet na chwilę. Owoce zwycięstwa zbiera się po, nie przed. Tym bardziej, że gość z siekierą , który chyba jako jeden z nielicznych już odgradzał Grzecznego od Krogulca, też złoto miał w dupie. Podobnie jak nożownik atakujący z wypadku, chyłkiem z boku. Ten z siekierą zaatakował z góry, jakby chciał Grzecznego rozpłatać na połowę. Szarpnięty atakujący z boku nożownik wszedł w linię ataku. Żeleziec wyrżnął go w bark, ugrzązł na chwilkę tylko, gdzieś pod obojczykiem. Wystarczyło. Grzeczny przeskoczył nad sikającym krwią, upadającym nożownikiem i nim właściciel siekiery wyrwał swą broń schwycił go za łeb, ojcowskim gestem przygarnął. Trzasnęło gdy czoło byłego zawodnika aren miejskich zgruchotało nos przeciwnika. Zamtego zamroczyło tylko na chwilkę. Matt pchnął go zamroczonego w tył, za siebie. Mniej już ojcowsko, bo wyłamując mu ramię w stawie.

Teraz zostało ledwie dwóch, ale za to chyba najlepszych, ludzi grodzących go od Krogulca. Tamten zaś stał jak skamieniały. Zaskoczony zupełnie obrotem spraw. I tym, że część jego ludzi właśnie pełza zajęta zbieractwem a druga część stoi pod ścianami z założonymi rękoma oczekując wyniku starcia.
 
Trojan jest offline