Czarujący i kapłan to jak parówki i musztarda. Niby można osobno, ale to jednak nie to.
Moja propozycja: szlachcic (na zbyciu) w dowolnych okolicznościach znajduje bardzo zaawansowanego androida (Tad). Węsząc w jego wiedzy/umiejętnościach spory potencjał finansowy ukrywa go, za połowę swojego nędznego majątku kupuje z lekka zdezelowany stateczek, wyposaża go i leci w świat szukać artefaktów używając wspomnianego androida jako skrzyżowania kompasu z wykrywaczem metalu. W międzyczasie może się z nim jeszcze zaprzyjaźnić. Towarzyszy mu garstka ludzi, w tym młody pilot, któremu ta cała sprawa się kompletnie nie podoba, ale czuje się zobowiązany wobec szlachcica, a poza tym to jego jedyne źródło dochodu w tej chwili (to moi).
Więc mamy na życzenie przeszukiwanie opuszczonych/niezbadanych miejsc, walkę o zachowanie androida w tajemnicy i na pewno trochę innych problemów.
Druga, podobna opcja: wspomniany szlachcic bardzo potrzebuje pewnego człowieka (lub czegoś co ten człowiek posiada przy sobie). Niestety ów człowiek jest wręcz psychopatycznym archeologiem i nie potrafi usiedzieć na miejscu. W efekcie drużyna kończy przemierzając wszechświat wzdłuż, wszerz i wzwyż/wgłąb i badając ruiny tylko po to, żeby sprawdzić, czy maniak przypadkiem nie wyzionął ducha w środku. Wtedy Tad mógłby mieć swojego kapłana, któremu z grubsza wisi całe przedsięwzięcie, ale który korzysta z możliwości poznawczych, jakie daje mu takie towarzystwo.
W obu tych przypadkach (tudzież dowolnej ich wariacji) mamy pewne plusy grania "panami" (choć Pan jest tylko jeden/dwoje), bez strachu o planszówkowatość, bo wspomniane miniony to reszta graczy.
Opcja 3: drużyna najemników/specjalistów wykonujących zlecenia najnormalniej dla kasy (nadmiar oryginalności zabija).
Opcja 4: ludzie, których najbliżsi zostali schwytani do niewoli przez wrogą frakcję/piratów/kogokolwiek i podążają ich tropem, żeby tychże bliskich uwolnić (może chodzić nawet o rodzinę jednego z nas). Przeciwnik może być dowolnie potężny, bo my mu tak naprawdę zwisamy. Jak się uda go dopaść, to pewnie nawet wynegocjujemy co chcemy, tylko problem właśnie żeby wyśledzić/dogonić.
Opcja 5: rebelianci?
Trochę się rozpędziłem i stawiałem głównie na podróż, trochę mniej na eksplorację. Możecie dowolnie skompilować te pomysły.
W mojej opinii statek, którym podróżujemy powinien być mały i niekoniecznie najwyższej klasy (nawet rzęch), ale jednak uzbrojony. Klasa Firefly odpada.
Aha, dla mnie eksploracja obejmuje też zwiedzanie tworów własnej cywilizacji, ale opuszczonych z niewiadomych przyczyn.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy |