Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 01:42   #115
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Klaus przysiadł cicho za oknem i nie ruszył się dopóki Profesor go nie przymknął. Miasto było dość spokojne i tylko czterech chłystków przed karczmą kurwiło na potęgę. Rzezimieszek powoli podkradł się do rogu i wyjrzał zza niego. Czterech młokosów. Kiedyś to załatwił by takich raz dwa. Nawet pewnego razu musiał się z takimi zmierzyć. Bronili niezwykle trudnego do zabicia szlachcica, którego tłuszcza uniemożliwiała…
Nie czas teraz na wspominki” – zganił się Klaus. Wylał trochę alkoholu na swój kołnierz, by być wyczuwalnym i przepłukał usta. Smak alkoholu spodobał mu się. Był naprawdę dobrej klasy. Gospodarz wiedział jak dobierać trunki. Jeszcze tylko wziął głęboki wdech i czas rozpocząć przedstawienie.

Zataczając się lekko, wyszedł zza budynku i powolnym krokiem ruszył w stronę młodzieńców, co jakiś czas uderzając o mur, jakby nie mógł złapać równowagi. Szlachcice zauważyli go i pokazywali sobie palcami:
- Ty widziałeś ale się obszczymur uchlał?
- Nawet prosto iść nie potrafi. Takim to wody, a nie wódy.
- Szo tusie dzieje pankowie – zabełkotał Klaus opierając się o mur z trudem i podnosząc ciężko wzrok. Wiele razy był już pijany i widział wielu pijanych by wiedzieć mniej więcej jak ich udawać. – Szo toza krzyki?
- Spierdalaj obdartusie. To nie twój interes co lepsi od ciebie tutaj robią – odparł jeden, najwyraźniej przywódca tej bandy wychodząc krok do przodu.
- O! – Klaus wyprostował się i niezdarnie otrzepał strój. – Pszepszaszam, padam do nóżek.
Mężczyzna spróbował zrobić ukłon, ale zachwiał się do przodu i poleciał jak długi. Przed upadkiem powstrzymały go dwie krzepkie ręce kolejnego młodzieńca, który błyskawicznie ustawił się przed przywódcą. Jednym pchnięciem rzucił go na ścianę, po której Klaus się osunął. Momentalnie zagotowało się w nim ze złości, ale powstrzymał naturalny odruch. Mętnym wzrokiem spojrzał na butelkę, z której wylało się trochę alkoholu.
- Szo ty wyprawiasz? – zapytał z wyrzutem rzezimieszek. - Roslewasz dobry trunek
- Ty wiesz kto to jest, szuczy synu!? – krzyknął młodzieniec, który go przewrócił. – To Jaśnie Wielmożny Pan Baron Fryderyk Bofino, który przyszedł tutaj by napić się w tej wszawej karczmie – tutaj zrobił przerwę i kopnął ze złością w drzwi. Te jednak nie ustąpiły. Po solidnej wiązance przekleństw, kontynuował dalej, przy wtórze pozostałych. – Nie jesteś godzien lizać mu butów. A szczególnie nie z tym cuchnącym oddechem.
Klaus zrobił minę jakby niewiele z tego wszystkiego zrozumiał. Spojrzał najpierw na drzwi, a potem na człowieka zwanego baronem i zapytał zdziwiony:
- A po szo tutaj pić? Pszeciesz karczma jest zamknięta
- Jak to kurwa zamknięta!? Jeszcze wczoraj tutaj byłem i miała się doskonale! – zapytał wściekle chłopak, który ich tutaj przyprowadził.
- No właśnie, moczymordo. Jak karczma może być zamknięta w środku miasta?
Rzezimieszek pośpieszył z wyjaśnieniami. Robił to jednak tak niezrozumiale, że po chwili przerwał mu sam baron mówiąc:
- Zamknij się, kurwa. Nie mogę słuchać tego twojego jazgotu. Zupełnie jakby mówiła baba.
Grupa zaczęła się śmiać z tego, jakże dennego dowcipu, ale cóż mogli zrobić. Baron to baron.
- A to pszepszaszam. – odparł na to Klaus i wstał ociężale. Postawił butelkę na ziemi i wyjął z kieszeni torebkę otrzymaną od Profesora. Odwrócił się i udał że wysypuje trochę na rękę i wciąga nosem. Kiedy się wyprostował, oczy miał zamknięte a nos podniesiony. Drgnął parę razy, ale kiedy otworzył z powrotem oczy, wyglądały już na trzeźwe.
- Przepraszam, wielmożnego pana – zaczął Klaus trochę niezdarnie, acz już lepiej niż przed chwilą. – Była w karczmie bitka a jak to bitka, się polała jucha, kilka poszło zębów a paru się udało do samego Morra. Tym razem jednak wszystkie stoły poszły w pizdu, a karczmarz rozżalony musiał zamknąć.
- Co nas jakaś bijatyka obchodzi! Karczmarz otworzy po dobroci albo siłą wywleczemy go by nam polał – krzyknął młody szlachciura, przy wtórze towarzyszy znowu ruszył na drzwi.
- Mówi się, że z gości jeden tak się zeszczał i zesrał, że w całej śmierdzi karczmie w oborze jak. – kontynuował Klaus pociągając łyka z butelki. Szlachcice zatrzymali się w pół kroku. Ta wiadomość była już znacznie gorsza, no bo jak to? Oni mieli by w takich warunkach pić? Przecież oni nie jakieś tam chłopy tylko szlachta najlepsza ze szlachty. Baron spojrzał na butelkę i zapytał powoli:
- A ty kmiecu skąd masz tę butelkę?
- Znaczy się tę? – wskazał na trzymany w ręku alkohol. – Wykra… kupiłem się znaczy od karczmarza, ale chcecie jak to mogę się…
Nie dokończył gdyż baron wyrwał mu butelkę i pociągnął z niej kilka głębokich łyków. Kiedy skończył jego twarz trochę się rozchmurzyła. Podał ją swoim kompanom i powiedział:
- Ciesz się, że cię do straży nie podamy. Powinieneś być wdzięczny. – na te słowa Klaus jak najszybciej ukłonił się i nie odważył się podnieść. Był jeszcze jeden powód dla którego to zrobił. W tej pozycji widać było dokładnie jedną z torebek otrzymanych od Profesorka. Nie uszło to uwadze barona. – A ten proszek to co to?
Rzezimieszek powoli się wyprostował i wyjął torebeczkę z tylnej kieszeni.
- Ten? To towar najlepszy jaki otrzymać można w Rosenbergu. Kupiłem go znajomego od . Lepszy od trunków najlepszych jakie można otrzymać w karczm większości. – przez chwilę zawahał się, nie wiedząc czy nie posuwa się za daleko. – Tak się składa, że karczmarz znajomym jest moim . Jestem pewien, że jest mu strasznie przykro, że nie będzie mógł obsłużyć tak znakomitych gości.
- Powinno mu być! – odparł jeden z młodzieńców, opróżniając butelkę i rozbijając ją o bruk.
- Proszę w takim razie przyjąć to w geście przeprosin. – baron wziął od Klausa torebkę i przyjrzał się jej badawczo. Powoli otworzył ją i chciał wziąć trochę proszku. Rzezimieszek szybko zaoponował:
- Proszę poczekać, wielmożny panie. Ten produkt jest… dla mniej wyrafinowanych gustów. – Sięgnął po resztę torebek. Wyciągnął tę specjalną i podarował ją baronowi, resztę rozdając jego towarzyszą. – Ten jest najlepszej jakości dla najlepszych klientów. Z pewnością zadowoli cię, panie.
Baron spojrzał na Klausa, najwyraźniej z lepszym humorem, że otrzymał towar dla „specjalnych klientów”. Odwrócił się i ruszył uliczką.
- Jeżeli będzie, wielmożny potrzebował więcej to można mnie tutaj zawsze znaleźć. – dodał na końcu mężczyzna, za odchodzącym baronem, który już próbował towaru. Jego towarzysze wkrótce dołączyli do niego, ale nie patrzyli na Klausa przyjaźnie. Najwyraźnie jego słowa o mniej wyrafinowanych gustach nie do końca im odpowiadały. Pchnęli go znowu na ścianę i cała czwórka zniknęła w mroku śpiewając kolejne sprośne piosenki i próbując mieszanki Profesora.
Klaus stał jeszcze przez moment obserwując ich, czy jednak nie wrócą
Szlachta psia jego mać. Innego dnia już by nie żyli” – pomyślał gorzko, czując jak robi mu się nie dobrze od tych wszystkich słów, które powiedział. Zdecydowanie wolał operować mieczem.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline