Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 09:50   #116
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nieugięta siła z jaką Grzeczny, Levan i Walter parli do przodu na podobieństwo burzy uderzyła w szereg ludzi Krogulca. Te rozprysły się właśnie jakby huraganowy podmuch zaatakował ich z pełnią swej mocy. Jednak zaskoczenie, jakie wywołał swoimi słowy Grzeczny, , musiało w końcu opaść. I opadło. A trójka desperatów znalazła się naraz niczym samotna skała pośrodku wezbranych mórz. I pewnie niczym owa skała musieli by w końcu ulec dzikiej sile żywiołu w jaką przerodziła się rozwrzeszczana, żądna mordu tłuszcza Krogulca, gdyby nie Tupik. Gdyby nie jego oliwa, jego monety i słowa. Banda podzieliła się błyskawicznie. Na tych, którzy umierać chcą i na tych, którzy tego w dzisiejszy plan zajęć nie mają wkalkulowanego. Ci drudzy rozpełzli się po bramach, pod ściany i boczne uliczki dołączając do pojawiającej się tu i ówdzie gawiedzi. Niechętni z przyczyn różnych swemu udziałowi w bijatyce. Leżące na ziemi złoto też zniechęciło niektórych i dodało odwagi niektórym nie wdrożonym w przyczynę sporu ulicznikom. Ci pełzali pomiędzy leżącymi, wyłączonymi z boju zbirami. Oraz tymi, których wyłączyło z boju złoto. Walka weszła w swą decydującą fazę. Decydującą o życiu Grzecznego, Levana, Waltera, Ingrid, Maxa i Tupika. I tych pozostawionych w oberży, bo pewnym było, że gdy Krogulec wygra…

Cios w udo przeszył Matta straszliwym bólem. Osiłek przykląkł spoglądając z dołu na uśmiechniętego skurwiela dzierżącego kislevską szablę. „Taka sama jak ta Wasilija” pomyślał z dziwnym dystansem, jak przez mgłę spoglądając na wyszczerzoną mordę zbira, który właśnie pojął swój tryumf i już chciał szarpnąć ostrze, którym powalił Grzecznego. Levan dostrzegł straszliwe zagrożenie okrwawionego niezliczoną liczbą ran kompana, ale sam zwarty w pojedynku szermierczym z szybkim nożownikiem o kostropatym pysku i tęgim pałkarzem, który tylko szukał okazji by mu przypierdolić, nic zrobić nie mógł.

- Walter! Grzeczny! – krzyknął do krasnoluda, który właśnie obalił brutalnym kopem w kolano jakiegoś człeka i poprawiał mu buciorem w twarz. Trzeci raz z rzędu. Zaciekły był. Zapiekły w swoim postanowieniu. To było jego słabością. Tracił czas. Levan zbił nóż w bok, ale dostał pałką. Zachodzili go z dwóch stron. Nie był w stanie pomóc Mattowi. Walter już też nie. Przyskoczył doń jeden z przybocznych Krogulca. Drugi ruszył na klęczącego Grzecznego. Krogulec za nimi. Gdzieś świsnął kamień. Chybił.

Ognik. Zwykły ognik, który nagle rozpełzł po twarzy tego, który próbował wyszarpnąć z ciała Grzecznego szablę, zaskoczył go i powstrzymał na chwilkę. Krótką chwilkę.

Wystarczającą chwilkę. Grzeczny wyrżnął go w krok hakiem. Szabla wypadła ze zdrętwiałych z bólu dłoni zbira. Ten stęknął. Zakwilił jak pisklę. Przewrócił oczyma i runął w chwili, kiedy wstawał Grzeczny. Wydobywając szablę z rany. Z krzywym grymasem bólu na twarzy.

- Dość! Koniec tej bezsensownej rzezi. Skończmy to jeden na jednego! Jak przystało na ludzi honoru! Jeśli się nie boisz kurduplu!

Nie od razu resztki bandy Krogulca usłyszeli jego zawołanie. Jednak w końcu propozycja szefa do nich dotarła. A on, spoglądając na stojącego na dachu Tupika, uśmiechnął się krzywo. Przy nim był niemal monstrualnych rozmiarów, bo w kłębie bliski był Grzecznemu. Wynik takiego starcia był z góry przesądzony…


================================================== ==


Klaus nie był w stanie uwierzyć w swe szczęście. Podobnie jak i obserwujący jego poczynania z piętra „Profesorek”. Tak łatwo! Tak bezproblemowo. Rozhulana szlachta rzadko kiedy bywała uprzejma, jeszcze rzadziej zwracała uwagę na takich jak on. Co najwyżej na zasadach obserwacji pełnym zdegustowania wzrokiem. Niczym coś, co się do buta przylepia i później cuchnie na milę. Tym razem wzrok pozostał ten sam. Zamiast jednak kopniaków i drwin skończyło się na poszturchiwaniu. A później poszli sobie zostawiając go samego przed oberżą. Z załatwioną, o dziwo, sprawą…
 
Bielon jest offline