Matt „Grzeczny” Burgen
Grzeczny wstał chwiejnie. Z boku sterczał mu trzonek noża o którym ktoś zapomniał. Grzeczny wyjął go ostrożnie, wszedł chyba omijając większość istotnych organów. Chyba. Ciemne plamy mąciły mu wzrok, lecz on teraz miał w reku szablę. Szablę, która przypominała tego, przez którego zrobili tę rzeźnię. Nie było mu żal, choć z każdą chwilą coraz mocniej czuł wypływające zeń przez różne rany życie. - Takie jest życie… - powiedział do siebie. - Co?! – przyboczny Krogulca myślał, że Matt mówił coś do niego. Nie chciało mu się powtarzać. Splunął krwią przed siebie. Krwią. Niedobrze. - Jesteś człowiekiem honoru mały chujku?! Czy trzęsiesz się na dachu?! – Krogulec widać upatrywał swojej szansy w starciu z Tupikiem. Sprytne. W starciu na zasadach uczciwej walki Niziołek z tym mocarzem nie miał szans. Bardzo sprytne. - On się nie musi trząść. On się nie boi. Bo nie ma czego. Ma mnie… - powiedział wyraźnie w ciszy, jaka zapanowała, kiedy wszyscy na placu spoglądali na stojącego na dachu Tupika w oczekiwaniu na odpowiedź. Grzeczny nie musiał czekać. Powoli ruszył w kierunku Krogulca. Ospale z twarzą wykrzywioną w grymasie bólu. A nóż wydobyty z rany w boku zaciążył w lewej ręce. Nóż i kislevska szabla.
Dobrzy przyjaciele. |