Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 17:40   #20
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Czterech... - Deacon wyszeptał. - Tak po prostu... - Ciężko było w coś takiego uwierzyć. Czwórka magów pokonana w jednej chwili. Ich przeciwnik nawet się nie przejął ich obecnością. Co za potęga. Młody mag dopiero po chwili zaczął dochodzić do siebie i wtedy też skontaktował się z nim Tarko:

- Toht, ty zostajesz gdzie jesteś i robisz dalej co do ciebie należy. Wysyłam piątkę magów. Pomogą ci odprowadzić naszego gościa do gildii. To jest rozkaz - Deaconowi pozostało tylko potwierdzić, że zrozumiał. Nie wiedział jednak czy Taran również usłyszała ową wiadomość:

- Niedługo przyjdzie tu piątka magów. Zaczekamy na nich, a potem pod eskortą odprowadzimy cię do gildii... Nie masz się o co martwić - dodał po chwili wahania. Dziewczyna nie miała jednak zamiaru siedzieć z założonymi rękoma i czekać. Chciała najwyraźniej działać bowiem, gdy tylko ochłonęła ruszyła w stronę wyjścia.

- Dokąd idziesz? - prawie krzyknął Toht ruszając w krok za nią.

- Po mojego ucznia - oznajmiła wpadając szybko na trap.

- Nie! - mag sprzeciwił się. Złapał rudowłosą za rękę i mimo, iż poczuł się trochę niezręcznie powiedział - Nigdzie nie pójdziesz. Nie możesz - Dziewczyna jednak z łatwością uwolniła się i ruszyła dalej przed siebie.

- Owszem mogę. Nogi mam sprawne, nic mi nie dolega i znam kierunek.

- I co ci to da? Sama widziałaś do czego ten ktoś jest zdolny. Zginiesz. I po co? Żeby się dowiedzieć, że twojego ucznia spotkało to samo? On nie żyje, pogódź się z tym - kobieta nie słuchała. Nadal szła przed siebie. Wyszła już na trap, prowadzący z wyjścia ze statku. Mag ponownie złapał ją za rękę, tym razem na tyle mocno by nie mogła się zbyt łatwo oswobodzić.

- Nie pozwolę ci na to - powiedział stanowczo.

- Puść mnie w tej chwili - ton Taran był wciąż spokojny, wręcz nienaturalny w obecnej sytuacji.

- Nie - Deacon wiedział na co stać kogoś zdesperowanego i zdawał sobie sprawę, że nie ma szans z dziewczyną w bezpośrednim starciu, ale nie dbał o to. Nie pozwoli by ona podzieliła los tamtych na statku. Nie był jednak w stanie zareagować, gdy dziewczyna szybkim i gwałtownym ruchem ze wszystkich sił wbiła obcas w jego śródstopie, a zaraz potem kopnęła go w goleń. Z gardła Tohta wyrwały się dwa krótkie okrzyki, ale nie puścił ręki Jedi. Podskakując delikatnie na jednej nodze, spojrzał jej prosto w oczy i powiedział:

- Jeśli chcesz tam iść to tylko po moim trupie - mag nie miał zamiaru ustępować. Był gotów zrobić wszystko byle tylko powstrzymać rudowłosą od robienia głupstw.

Ta, wciąż nie mogąc ruszyć na przód kopnęła, Deacona w drugą nogę, skutkiem czego mężczyzna stracił równowagę i poleciał w dół po trapie. Przekoziołkował kilka razy i wylądował na trawie. Dziewczyna wykonywała niesamowicie szybkie ruchy. Tak szybkie, że Toht nie mógł nawet zareagować. Mimo iż obie nogi go bolały, szczególnie prawa stopa, po uderzeniu obcasem, wstał i spojrzał w górę na Jedi. Co prawda uwolniła się od niego, ale teraz on zagradzał jej drogę. Ona stała patrząc na niego z zaciętym wyrazem na twarzy po czym skoczyła w bok i bardzo szybko ruszyła przed siebie, wymijając swojego opiekuna. On nie zamierzał jednak łatwo rezygnować. Ostatnią jego nadzieją była magia. Przed biegnącą Taran nagle wyrosła ściana ziemi. Zaskoczona kobieta zatrzymała się, co wykorzystał mag. Sięgnął bowiem po swój bicz, którym "złapał" rudowłosą, owijając go wokół jej pasa.

- Powiedziałem po moim trupie - rzekł jakby chciał zażartować, ale nie bardzo mu to wyszło. Dziewczyna wciąż jednak nie miała zamiaru dać za wygraną. Szarpnęła mocno za bicz, przez co mag prawie stracił równowagę. Z pewnością, gdyby nie ból stopy, Deacon stałby niewzruszony. Jednak opierając się tylko na jednej nodze musiał dać za wygraną, po chwilowym oporze. Zrobił kilka kroków do przodu, jednak wciąż trzymał bicz w rękach stojąc twardo na ziemi, z tym, że teraz stał o krok od Taran. Ona szarpnęła jeszcze raz, a gdy mag wręcz poleciał wprost na nią, zrobiła błyskawiczny unik i uderzyła go w potylicę. Toht upadł na ziemię z okropnym bólem głowy, ledwie zachowując przytomność. Bezradnie patrzył załzawionymi oczami jak dziewczyna się oddala. Bicz Deacona wciąż zwisał jej z pasa. Wcześniej rzuciła jeszcze krótkie "przepraszam" czego jednak mężczyzna nie dosłyszał.

Dopiero po dłuższej chwili mag był w stanie podnieść się na nogi. Nie wiedział ile czasu leżał, 5 minut, może kwadrans. Wiedział jednak, że Taran jeszcze nie dotarła do statku Sithów, a on musiał jej to uniemożliwić za wszelką cenę. Postanowił skorzystać ze sztuczki, której bał się jej wcześniej pokazać, może nawet dobrze się stało. Teraz wykorzysta ją przeciw niej. Lewitacja była czymś, czego Jedi nie mogła przewidzieć. Toht błyskawicznie znalazł rudowłosą, która biegła uliczkami miasta i tym razem nie popełnił tego samego błędu. Nie zamierzał drugi raz się z nią cackać. Tym razem nie da jej absolutnie żadnych szans.

Przed szybko biegnącą kobietą wyrósł kolejny ziemny mur. Tym razem jednak podobne wyrosły po bokach i za nią. Była w pułapce, a mag obserwował to wszystko z góry. Taran jakby w geście rozpaczy, podskoczyła w górę i chwytając się górnej krawędzi jednej ze ścian, próbowała wydostać się na zewnątrz. Deacon nie mógł na to pozwolić. Nie chciał robić jej krzywdy, ale nie pozostawiła mu żadnego wyboru. Skupił się wystarczająco, po czym krzyknął do dziewczyny, która właśnie wygramoliła się z "klatki":

- Uważaj! - w tym samym czasie w jej stronę pomknął strumień ognia. Mag świadomie ostrzegł rudowłosą, nie chciał jej zabić. Umyślnie krzyknął zbyt późno by nie miała czasu na unik, ale żeby korzystając z magii mogła opierać się płomieniowi. Miało to trwać tak długo by opadła z sił. Przynajmniej Toht miał nadzieję, że opadnie.

Dziewczyna chwyciła się ostatniej szansy. Wiedziała, że podoła tylko w bezpośrednim starciu, dlatego skoczyła najwyżej jak mogła, chcąc przebić się przez płomienie i dotrzeć do swego przeciwnika. Ten jednak, odczytując jej zamiary, poszybował wyżej, jednocześnie nie przestając atakować jej ogniem. W końcu Taran zaczęła opadać w dół. Wylądowała z powrotem na ulicy, po czym puściła się pędem przed siebie, jakby chcąc przynajmniej ujrzeć ten przeklęty okręt Sithów. Tym razem jednak mag nie zamierzał już jej wypuścić. Wylądował na ziemi kilkadziesiąt metrów przed nią, zagradzając jej jedyną drogę:

- Dość już tego. Nie bądź głupia. Jeśli tam pójdziesz, zginiesz. Myślisz, że twój uczeń by tego chciał?

- Jesteśmy związani. Nie czułam jego śmierci. On żyje i może potrzebować pomocy - rudowłosa stanęła.

- Widziałaś do czego tamten jest zdolny. Myślisz, że na prawdę możesz mu podołać jeśli nawet nie potrafisz pokonać mnie? Zginiesz, a Yetaala razem z tobą. Nie marnuj życia.

- Zawsze można coś zrobić. Nie zamierzam toczyć epickiej bitwy tylko łapać ucznia za kaftan i uciekać.

- Niczego nie uzyskasz wbiegając tam po prostu bez planu, bez przemyślenia całej sytuacji, bez wsparcia. Zginiesz i podzielisz los tych, którzy już tam zginęli. Po raz ostatni proszę cię, abyś zaniechała swojego pomysłu. Inaczej będę zmuszony ponownie użyć siły.

- Zejdź mi z drogi - w jej głosie można było dostrzec wyraźną groźbę.

- Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz - Deacon nie mógł już oszczędzać Jedi. Byli zbyt blisko statku Sithów, a zapas magii powoli mu się kończył. Musiał to skończyć teraz i to szybko. Powoli zdjął szatę, a następnie rzucił ją na ziemię. Gdy tylko dotknęła podłoża, zaatakował. Pchnął w stronę Taran dwie beczki i jakąś deskę.

Jedna beczka roztrzaskała się na drodze, druga trąciła dziewczynę o nogi, skutkiem czego ta omal się nie wywróciła. Deska trafiła ją prosto w brzuch. Wyraźnie można było dostrzec, że rudowłosa powoli opada z sił, nie zamierzała jednak rezygnować. Deacon pchnął ją na ścianę któregoś z budynków, korzystając z tego, że straciła równowagę. Uderzyła z całą siłą w jakiś dom, po czym zsunęła się na ziemię. Wciąż była przytomna i mimo krytycznego wyczerpania wciąż chciała przeć do przodu. Mag powtórzył poprzedni atak. Przyciągnął dziewczynę odrobinę do siebie i znów cisnął nią o ścianę. Tym razem już się nie poruszyła.

Toht podszedł do niej. Był pełen podziwu dla jej uporu i chęci walki. Gdyby miała podobne moce jak magowie, mężczyzna byłby już zaledwie wspomnieniem. Cóż takiego było w ich szkoleniu o czym zapomniała gildia?

Wojownik upewnił się, że kobieta ma puls i oddycha po czym zabrał się do dokładniejszych oględzin. Kręgi szyjne były całe, podobnie żebra. Wyglądało na to, że prócz kilku potłuczeń i poparzeń nic się jej nie stało. Takie rany magowie z gildii potrafię wyleczyć w kilka minut. Mężczyzna podniósł z ziemi swoją szatę i opatulił w nią nieprzytomną Jedi, wcześniej uwalniając ją od swego bicza, który przywiązał do swojego paska. Następnie wziął ją na ręce i ruszył na jej statek. Tylko raz obrócił się w przeciwną stronę. Zastanawiał się czy Taran miała rację i czy rzeczywiście Yetaala przeżył. Jeśli tak i jeżeli tajemniczy przybysz mordujący magów jest tym kim wydaje się być, to obcy może teraz przeżywać niewyobrażalne katusze. Deacon jednak się z tym godził. Czuł się wystarczająco uprawniony do skazania jednego istnienia, by uratować drugie. Wiedział, że dobrze zrobił. Ruszył w stronę statku, gdzie spotkał piątkę, przysłaną przez Tarko. Razem udali się do gildii. Toht do końca niósł nieprzytomną dziewczynę sam.
 
Col Frost jest offline