Ingrid nagle oprzytomniała, łapiąc się za głowę. "No, ładnie! Krogulec zaraz tu wlezie!" Ruszyła czym prędzej jak najdalej od brzegu dachu na drugą stronę, nie chcąc być zakładnikiem w zabawie typu "poddaj się, bo ją zabiję".
Znalazła nawet porzuconą drabinę. Ktoś musiał ją zostawić, uciekając przed awanturą. Obróciła się, zeszła w miarę gładko. Krew zdążyła już zabarwić koszulę. Wyminęła zaskoczonego widokiem jej nagiego biustu obszarpanego dzieciaka i okrążyła biegiem dom. Za dużo coś tego biegania, zauważyła.
Widziała, jak Matt dotarł wreszcie do Krogulca, zdeterminowany jak nigdy. Przystanęła; pomóc Grzecznemu czy przypilnować ludzi Heinricha? W końcu to Profesor ją najął... W końcu zdecydowała ruszyć w kierunku, w którym ostatnio widziała Waltera. Pewnie go już zadeptali. Przynajmniej odzyskam jeden nóż, bo ten upuszczony już ktoś musiał wziąć.
Nigdzie brodacza nie było.
Szukała dalej, niemal potykając się o trupy. Nikt od nas. Cholerny cud. Za to znalazła swoje ostrze, bez zwłok Waltera w pobliżu. Przeżył czy co? Jakim kurwa trafem? Wytarła nóż o łachy padłego przeciwnika i wsunęła do cholewy.
Znalazła go. Ku jej zaskoczeniu krasnolud jeszcze dychał, choć ledwo. Zdołał wbić sztylet w oprycha, który go praktycznie przebił na wylot. Khazad płaczący - ten widok miał pozostać w jej pamięci na zawsze.
- Walteeeer! - skoczyła łapać go w ręce, osuwał się już. Ich krew zlała się w jeden strumień niczym w geście braterstwa i smutku. Spojrzała na klęczącego człowieka; jeszcze żył. Dobyła znów miecza i rąbnęła go wściekle w czaszkę, rozpraszając jej niezbyt zaskakująco skąpą zawartość po okolicy, włącznie ze sobą. - MAX! MAAAAAX! - zawołała. Miała kurewsko dużą nadzieję, że czarownik potrafi leczyć. - Trzymaj się, bohaterze. Świetnie sobie radzisz z tym kozikiem. Zrób im na złość, przeżyj. - mamrotała, tuląc krasnoluda jak czuła matka. - MAX, KURWA JEBANA, RUSZAJ SIĘ! - ryknęła.
__________________ GG: 183 822 08 "Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo |