Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 20:47   #121
Sylverthorn
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid nagle oprzytomniała, łapiąc się za głowę. "No, ładnie! Krogulec zaraz tu wlezie!" Ruszyła czym prędzej jak najdalej od brzegu dachu na drugą stronę, nie chcąc być zakładnikiem w zabawie typu "poddaj się, bo ją zabiję".
Znalazła nawet porzuconą drabinę. Ktoś musiał ją zostawić, uciekając przed awanturą. Obróciła się, zeszła w miarę gładko. Krew zdążyła już zabarwić koszulę. Wyminęła zaskoczonego widokiem jej nagiego biustu obszarpanego dzieciaka i okrążyła biegiem dom. Za dużo coś tego biegania, zauważyła.
Widziała, jak Matt dotarł wreszcie do Krogulca, zdeterminowany jak nigdy. Przystanęła; pomóc Grzecznemu czy przypilnować ludzi Heinricha? W końcu to Profesor ją najął... W końcu zdecydowała ruszyć w kierunku, w którym ostatnio widziała Waltera. Pewnie go już zadeptali. Przynajmniej odzyskam jeden nóż, bo ten upuszczony już ktoś musiał wziąć.
Nigdzie brodacza nie było.
Szukała dalej, niemal potykając się o trupy. Nikt od nas. Cholerny cud. Za to znalazła swoje ostrze, bez zwłok Waltera w pobliżu. Przeżył czy co? Jakim kurwa trafem? Wytarła nóż o łachy padłego przeciwnika i wsunęła do cholewy.
Znalazła go. Ku jej zaskoczeniu krasnolud jeszcze dychał, choć ledwo. Zdołał wbić sztylet w oprycha, który go praktycznie przebił na wylot. Khazad płaczący - ten widok miał pozostać w jej pamięci na zawsze.
- Walteeeer! - skoczyła łapać go w ręce, osuwał się już. Ich krew zlała się w jeden strumień niczym w geście braterstwa i smutku. Spojrzała na klęczącego człowieka; jeszcze żył. Dobyła znów miecza i rąbnęła go wściekle w czaszkę, rozpraszając jej niezbyt zaskakująco skąpą zawartość po okolicy, włącznie ze sobą. - MAX! MAAAAAX! - zawołała. Miała kurewsko dużą nadzieję, że czarownik potrafi leczyć. - Trzymaj się, bohaterze. Świetnie sobie radzisz z tym kozikiem. Zrób im na złość, przeżyj. - mamrotała, tuląc krasnoluda jak czuła matka. - MAX, KURWA JEBANA, RUSZAJ SIĘ! - ryknęła.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline