Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2010, 20:47   #121
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid nagle oprzytomniała, łapiąc się za głowę. "No, ładnie! Krogulec zaraz tu wlezie!" Ruszyła czym prędzej jak najdalej od brzegu dachu na drugą stronę, nie chcąc być zakładnikiem w zabawie typu "poddaj się, bo ją zabiję".
Znalazła nawet porzuconą drabinę. Ktoś musiał ją zostawić, uciekając przed awanturą. Obróciła się, zeszła w miarę gładko. Krew zdążyła już zabarwić koszulę. Wyminęła zaskoczonego widokiem jej nagiego biustu obszarpanego dzieciaka i okrążyła biegiem dom. Za dużo coś tego biegania, zauważyła.
Widziała, jak Matt dotarł wreszcie do Krogulca, zdeterminowany jak nigdy. Przystanęła; pomóc Grzecznemu czy przypilnować ludzi Heinricha? W końcu to Profesor ją najął... W końcu zdecydowała ruszyć w kierunku, w którym ostatnio widziała Waltera. Pewnie go już zadeptali. Przynajmniej odzyskam jeden nóż, bo ten upuszczony już ktoś musiał wziąć.
Nigdzie brodacza nie było.
Szukała dalej, niemal potykając się o trupy. Nikt od nas. Cholerny cud. Za to znalazła swoje ostrze, bez zwłok Waltera w pobliżu. Przeżył czy co? Jakim kurwa trafem? Wytarła nóż o łachy padłego przeciwnika i wsunęła do cholewy.
Znalazła go. Ku jej zaskoczeniu krasnolud jeszcze dychał, choć ledwo. Zdołał wbić sztylet w oprycha, który go praktycznie przebił na wylot. Khazad płaczący - ten widok miał pozostać w jej pamięci na zawsze.
- Walteeeer! - skoczyła łapać go w ręce, osuwał się już. Ich krew zlała się w jeden strumień niczym w geście braterstwa i smutku. Spojrzała na klęczącego człowieka; jeszcze żył. Dobyła znów miecza i rąbnęła go wściekle w czaszkę, rozpraszając jej niezbyt zaskakująco skąpą zawartość po okolicy, włącznie ze sobą. - MAX! MAAAAAX! - zawołała. Miała kurewsko dużą nadzieję, że czarownik potrafi leczyć. - Trzymaj się, bohaterze. Świetnie sobie radzisz z tym kozikiem. Zrób im na złość, przeżyj. - mamrotała, tuląc krasnoluda jak czuła matka. - MAX, KURWA JEBANA, RUSZAJ SIĘ! - ryknęła.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 01-05-2010, 23:58   #122
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Max niemal czuł jak wzrasta mu samoocena. Udało mu się. Wyczarował ogniki. Na polu bitwy od razu zrobiło się jaśniej. Max, nie spoczywając na laurach, przejął natychmiast kontrolę nad ognikami. Wspomógł Grzecznego kierując ognika na twarz draba który go ranił. Wtem ponad bitwę wzniósł się głos Krogulca wyzywającego Tupika na pojedynek. Max natychmiast zorientował się czemu miało służyć to posunięcie. Krogulec, dwukrotnie większy od Tupika mógł się spodziewać że łatwo pokona niziołka. Z kolei walka da czas jego ludziom na zorganizowanie się. Max wiedział że nie może do tego dopuścić. Nie wiedział jednak co zrobić. Pomysł przyniosły mu słowa niziołka, które głośno wykrzyczał:
- Zapierdalaj do mnie, pojedynek rozpoczęty, na Randala, połam sobie nogi w drodze !!!
Rozmawiali wielokrotnie o wykorzystaniu magii w użyteczny sposób. To co wrzeszczał halfling przypomniały mu pewne użyteczne zaklęcie, mianowicie zaklęcie "niezdarność". Jeżeli udało mu się z ognikami to z na pewno nie będzie miał problemów. Rozproszył ogniki i ponownie zaczerpnął energię z wiatrów magii. Czar zamierzał rzucić gdy Krogulec minie już swoich ludzi w drodze do niziołka, tak by zapewnić Tupikowi pewny strzał. Jak przez mgłę słyszał Ingrid wykrzykującą jego imię. Nie chcąc się rozpraszać, zignorował ją. W tej chwili najważniejszy był Tupik i Krogulec. W tym momencie był pewien że bez niziołka czeka ich śmierć. Nie pozostawało mu więc nic innego jak skupić się na magii i modlić się by któryś z bandytów nie uznał go za łatwy cel.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 02-05-2010, 00:52   #123
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid nie doczekawszy się reakcji, zaklęła. Max znowu nie odpowiadał, co pewnie oznaczało, że znowu coś czaruje, jak przed chwilą. Dobrze. Niech będzie i tak. Położyła Waltera ostrożnie na ziemi i wstała, by się rozejrzeć.
Zdołała go dojrzeć - teraz było już niemal pusto, tylko kislevita i Matt szarpali się jeszcze z pozostałościami przeciwnej drużyny. Faktycznie, czarodziej robił tę swoję abrakadabrę, tylko na kim? Bandziory już się praktycznie wytłukły, tylko kilku stoi i nadal czeka... Nie, nie oni. Ktoś od nas? Nie, chyba za daleko jesteśmy, żeby nas leczyć czy coś.
Nagle pojęła. Krogulec. Gdyby zatłukł Tupika - a miał spore szanse z tytułu rozmiaru - tamci pod ścianą nie mieliby wątpliwości, co dalej. Zarżnęliby niedobitków Tupikowo-Heinrichowej ekipy, zmęczonych i rannych, by zasłużyć na nagrodę. Zaczęła szybko kombinować; bolała już ją głowa od tego biegania i krwawienia, ale musiała coś zrobić. Cokolwiek.
Max stoi tam i jest bezbronny. Walter już pewnie stygnie. Kozak i Matt są dość daleko, a i cel im zaraz odejdzie, będą musieli znowu się do niego dorywać. Tupik czeka na górze - stoi nadal, więc tajemniczy napastnicy mi się z majaków zrodzili. Profesor i Klaus są w karczmie, jeszcze dalej. W takim razie...
Rzuciła szybko okiem na rękę; przestała krwawić, wreszcie. Jeśli ją jednak tak zobaczy, rozkojarzy się "na widok" i po robocie. Zerwała z niechęcią koszulę jakiemuś trupowi i narzuciła szybko na siebie. Nie umiała działać w magii, ale wywijać mieczem i owszem. A odsłoniętemu czarodziejowi przyda się osłona. Próbując się uspokoić i nie robić hałasu, ruszyła ku Maxowi z bastardem w jednej garści i nożem w drugiej.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 02-05-2010, 11:35   #124
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Krogulec wcale daleko do Tupika nie miał. Był to efekt tego, iż był głównym a właściwie niemal jedynym celem Tupika. Miał do tej pory jednak więcej szczęścia niż rozumu, chyba nawet przez całe trzy miesiące biorąc pod uwagę dotychczasowe efekty potyczki. Krogulec mógł skrócić dzielący ich dystans w niewiarygodnie szybkim tempie, Tupikowi zajęłoby to niewiele więcej - oczywiście pod warunkiem, że nikt mu wspinaczki utrudniać nie będzie... Halfling wiedział, że ma dwa, może trzy strzały zanim Krogulec wgramoli się na dach, wiedział, że jeśli nie wykorzysta żadnego z nich to jego los będzie już niemal przesądzony.

Stan chłopaków pogrążał się w coraz większej desperacji. Było to dobre słowo na określenie warunków w jakich walczyli. Przykładem był bolesny krzyk Ingryd gdy domagała się pomocy dla rannego Woltera.

- MAX! MAAAAAX!
- ryknęła Ingrid.

Halfling nie mógł się wstawić za Maxem, przynajmniej jeszcze nie teraz. Sam był prawie lekarzem, w każdym razie znał się na łataniu ran, do tego całkiem nieźle operował ziołami, dzięki czemu kuracja była tym pewniejsza. Jakkolwiek nie mógł nic zrobić póki miał na głowie Krogulca. Widać było, że ten nie śpieszy do halflinga, odgradzając się ludźmi od Grzecznego i Levana, zdawał się wręcz szantażować malca - "oni albo ty". Tupik z góry widział, jak bardzo jest źle. Że przewaga, pomimo, że drastycznie zmniejszona, wciąż się utrzymuje i nie stwarza możliwości na szybkie załatwienie Krogulca. Tupik postanowił nieco zachęcić skurwiela do wspinaczki po dachach. Co prawda chłopaki dalej walczyli ale rozpoczęcie pojedynku mogło ocalić im życie. Resztki bandy Krogulca - a przynajmniej ci którzy zostali z nim do końca. Byli juz uważni, o wiele bardziej niż Ci którzy pochowali broń przed starciem, czy Ci którzy odwrócili wzrok podążając za błyskiem rzuconych monet... Po przetoczeniu się Levana Grzecznego i Waltera dla wielu był to ostatni widok w ich życiu. Tupik dostrzegł nawet jak jeden z ludzi Krogulca sprzedaje cichaczem kosę "koledze" w walce o resztki pękatej sakiewki...

- A co ty Krogulec, sypiasz z księciem czy co, że ci się rycerskich pojedynków zachciało? Jeden na jednego a metody i broń dowolna, jak to u złodzieji, nie wiesz o tym Rycerzyku...?!

Ostatnie przyrównania do "rycerstwa" miały upodlić Krogulca, mało który złodziej lubił rycerzy... właściwie to wątpił by ktokolwiek ich lubił. Wykazanie zaś jak blisko jest związany ze stanem rycerskim, nie było znów aż tak trudne, odkąd Krogulec oczekiwał, że halfling zejdzie doń z krótkim mieczem. Halfling wiedział, że w końcu Krogulca zmusi do wspinaczki. Miał już gdzieś czy zacznie wyzywać matkę Krogulca, czy będzie mu okazywać mu brak szacunku gestami i słowami. Liczył się efekt.

- Ty Bretońska szmato, gównojadzie o niemytym ryju, jesteś dziwką która puszcza się na prawo i lewo w zależności kto płaci. Zawszona zdradziecka gnido, choć tu po mnie jak mnie chcesz. Walczmy jak przystało na złodziei a nie spedalonych rycerzyków.

Kolejny kamolec poszybował z życzeniem od Tupika aby jebnął Krogulca prosto w łeb. Halfling działał zgodnie ze znaną mu zasadą, że jak nie ma już nic do stracenia, to walić może śmiało... Krogulec był głupcem myśląc, że Tupik zrezygnuje ze swej przewagi miejsca - dachu. Tak samo jak i głupcem byłby każdy kto myślałby przed walką, że Krogulec zrezygnuje z przewagi liczebnej ludzi. Nie zrezygnował i Tupik też nie zamierzał. Byłoby to smobójstwo a jemu nie śpieszyło się na tamten świat... co innego Grzeczny czy Levan, Ci aż prosili się o szybkie odejście, walcząc nadal mimo "zawieszenia" . Miał nadzieję, że wkrótce przestaną i chwilowe rozstrzygnięcie problemu skupi się na przywódcach, do których ani zakapiory Krogulca ani Tupika i tak nie miały bezpośredniego dojścia. Tupik niezależnie od zasad jakie zakrzyczał Krogulcowi, wciąż liczył na pomoc Maxa, na dyskretną pomoc, otwarta nie wchodziła już w rachubę. Halfling przed kolejnym wystrzałem z procy zastanawiał się ilu jeszcze wyzwisk będzie musiał użyć, jak bardzo będzie musiał upadlać swojego przeciwnika, aby ten w końcu zdecydował się do niego przyjść. " Jeśli Krogulec jeszcze chce tu rządzić to nie będzie miał wyjścia, a jeśli za mało mu powiedziałem...to zaraz poprawię" - Na twarzy halflinga wykwitł uśmiech, szeroki pełen szyderczy uśmiech, niemal jak u wariata biorąc pod uwagę okoliczności. Halflig szczerzył kły gdyż do głowy przychodziły mu kolejne, jeszcze ostrzejsze wiązanki, na które szef miasta, czy przyszły szef musiał po prostu zareagować, jeśli chciał mieć posłuch u innych.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-05-2010 o 11:59.
Eliasz jest offline  
Stary 02-05-2010, 12:50   #125
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Krogulec słyszał słowa malucha stojącego na dachu i wygrażającego mu z góry bardzo dobrze. Podobnie słyszeli jego ludzie, którzy już wszyscy jacy jeszcze stali zaprzestali walki. Kolejny kamień śmignął koło Krogulca mijając go o włos. On zaś wciąż stał w miejscu. Kalkulując.

„Przyjdzie taka chwila, gdy ktoś ci rzuci wyzwanie.” – słowa te pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że to były mądre słowa. – „Poczujesz lekkie ukłucie. To twoja wkurwiona ambicja. Pierdol ambicję! Ambicja tylko boli... nigdy nie pomaga. Zwalcz tą jebaną ambicje w sobie. Bo za rok, kiedy się będziesz byczył jako capa całego miasta, powiesz sobie: Mistrz miał rację!”

Mądrość w nich zawarta porażała prostotą. Tylko łatwiej po stokroć było się mądrzyć w zamkowej komnacie. Nie tu, na ulicy, pośród ludzi, którzy znali go i mieli być jego ludźmi. Teraz było po stokroć trudniej. Krogulec podszedł do jednego z tych, którzy stali pod ścianą. Bez słowa wyjął z rąk stojącego kuszę. Kolejny kamień świsnął koło niego, lecz on znów go szczęśliwie uniknął. Nie było w tym przypadku, wiedział to.

- Dobra mały chujku! Zrobimy to po naszemu! – krzyknął powoli unosząc kuszę do twarzy. Biorąc sterczącego na dachu Niziołka na cel. Nie powiedział nic więcej, ale i Tupik zrozumiał, że oto nastąpił kolejny impas. Mógł czaić się na dachu niewidoczny dla Krogulca, ale wówczas nie mógł go razić kamieniami. „Razić” to było grube nadużycie. Krogulec nie został przezeń trafiony ani razu, co już graniczyło z cudem. To było wręcz niemożliwym. To było…


- Ty Bretońska szmato, gównojadzie o niemytym ryju, jesteś dziwką która puszcza się na prawo i lewo w zależności kto płaci. Zawszona zdradziecka gnido, choć tu po mnie jak mnie chcesz. Walczmy jak przystało na złodziei a nie spedalonych rycerzyków.


Tupik stał, licząc, że w Krogulcu coś pęknie, że rzuci się do ataku. Max tymczasem mamrotał pod nosem jakąś swoją mantrę. Choć nie mógł się skupić wyraźnie czując obecność innych, zupełnie niezrozumiałych dlań mocy. Coś na granicy percepcji i poznania tu było. Było i …

- No kurduplu! Teraz moja kolej! – kusza szarpnęła się w dłoni Krogulca. Tupik uchylił się błyskawicznie.

Za późno. Jak głupiec wystawał na dachu a bełt w końcu musiał go trafić. Miał i tak szczęście. Bełt wszedł w jego ramię. Prawe ramie. Bolało jak skurwysyn, ale wciąż żył. Krogulec poszukał wzrokiem tego, co dał mu kuszę. Nie potrafił go jednak znaleźć. Ruszył ku budynkowi na którego dachu tkwił Tupik. Ruszył niezbyt energicznie, ale i tak się potknął w chwili, kiedy Max dokończył słowa inkanty. Upadł krzywo podpierając się ręką. Podniósł się szybko, ale zrozumiał widać coś jeszcze, bowiem naraz odwrócił się do swoich mówiąc krótko. – Wracamy!

Po czym ruszył ku bramie prowadzącej podcieniem na Młyńską, wiodącą najkrótszą drogą do „Divy”. Pewnie, jakby nie spodziewał się tego, by ktoś jeszcze chciał go zaatakować. Za nim zaś ruszyło kilku z niedobitków jego bandy. Oraz kilkoro z tych, którzy nie wtrącali się do całej potyczki. Ci jednak przystawali niepewni, jakby wciąż nie mogąc zdecydować.

- Nasze karle! – krzyknął jeden z odważniejszych ku Tupikowi, który wciąż stał na dachu. Dostrzegając, iż jego banda gwałtownie się powiększyła…
 
Bielon jest offline  
Stary 02-05-2010, 14:05   #126
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Znowu ta pierdolona magia!" - pomyślał Tupik nie mogąc uwierzyć, że ani razu nie trafił w Krogulca. Nim to jednak dostrzegł było już za późno by cokolwiek móc zmienić. " Gnój jest odporny na strzały ... i kamienie jak widać" Halfling był tego pewny, a w swym osądzie upewnił się tym bardziej, gdy po czarach Maxa, Krogulec odpuścił, mimo że w takiej sytuacji oznaczało to przyznanie się do porażki...

Nim jednak na chłodno skalkulował jak się rzecz miała jego ramię zostało przeszyte przez bełt. Boleśnie, na wylot. Bełt jednak nie przebił się przez rękę lecz utknął przyprawiając Tupika o mdłości i niemal zawrót głowy, szczególnie na dachu. Małe nóżki się pod nim ugięły, choć wyglądało to może po prostu jak przycupnięcie w obawie przed kolejnymi strzałami. Choć Krogulec więcej amunicji nie miał, musiałby więc wspinać się do Tupika wiedząc, że ten już nie wyściubi nosa, chyba że tylko po to by uderzyć latarnią. Z bliska, bez rzutu...

"Ja pierdole kurwa jego mać jak boli" Tupik był bliski łez, głównie na widok sterczącego mu bełta " I to kurwa w prawą rękę" - użalał się nad sobą, wiedząc, że to jego ulubiona ręka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że został "poważnie" raniony po raz pierwszy od lat. Do tej pory jego szczęście i zdolności w unikaniu starć i potyczek chroniły go wystarczająco. Obecnie dopadła go ponura rzeczywistość i świadomość, że jego szczęście wobec magii niewiele wskóra. Jak nigdy cieszył się , że miał przy boku Maxa, wiedział, że bez kontrmagii nie mieli by szans, tyle że dopiero teraz zrozumiał, że Krogulec używał jakiejkolwiek. I nie była to słaba magia biorąc pod uwagę, że żaden kamień nie trafił skubańca. Żaden, mimo, że niewielu strzelców w mieście mogło dorównać umiejętnością Tupika w celowaniu z procy.

Gdy Tupik zdał sobie sprawę, że przyjdzie mu walczyć wręcz z tym bydlakiem, osłupiał ze strachu. Szybko jednak się ogarnął gdy zobaczył upadającego Krogulca. " Dzięki Max" - pomyślał chwytając za latarnię. Zatrzymał się w pół ruchu widząc jak bydlak wstaje w oka mgnieniu. Szybko, zbyt szybko jak na normalnego człowieka, a tym bardziej jak na taką górę mięśni. Tupik zaklął siarczyście wiedząc, że teraz już nic go nie uchroni przed walką... Stało się jednak inaczej. Krogulec zwątpił, zrozumiał, że magia jest i po stronie przeciwnika a to drastycznie zmienia już jego własne możliwości. Sam fakt, że Max zdołał wywalić Krogulca, mimo chroniących go zaklęć, musiał już mu dać sporo do myślenia. Wystarczająco sporo skoro skusił się na wycofanie.

Tupik wciąż nie dowierzał gdy usłyszał "- Wracamy". Krogulec zebrał ludzi a właściwie to co z nich zostało i rozpoczął wycofywanie się. Na nowo otoczył go mur ludzi odgradzając od żądnych pomsty Grzecznego i Levana. Tupik był wściekły, byłby podziękował Grzecznemu, gdyby Krogulec żarł ziemię na placu. A tak odchodził jako wkurwiony wróg, wilk któremu wybito zaledwie kieł. Co gorsza kieł, który za pieniądze których miał w bród można było łatwo zastąpić. Na szczęście zszarganej reputacji tak łatwo zastąpić się nie dało i to było jedyne co Grzeczny zdołał wywalczyć dla wszystkich. Jedyne co im pozostało, po rozdeptaniu tortu jakim miała być pokojowa współegzystencja, przynajmniej przez tydzień.

Był jeszcze jeden plus, którego Tupik nie mógł odpuścić, nie gdy był na wyciągnięcie ręki. Byli nim niedawni ludzie Krogulca. Swego rodzaju stara gwardia tego miasta. A to już był duży plus...choć ten plus wołał o pieniądze...

- Nasze karle! – krzyknął jeden z odważniejszych ku Tupikowi, który wciąż stał na dachu. Dostrzegając, iż jego banda gwałtownie się powiększyła…

- Wracamy do karczmy Helmuta, tam się rozliczymy. - Odkrzyknął Tupik. "Wóz albo przewóz" Wiedział, że stać go na opłacenie zbirów, ale nie zamierzał się sfrajerować. Dałby im teraz kasę a ci jeszcze byliby poszli za Krogulcem, licząc na więcej. Potrzebował nowych-starych ludzi, potrzebował tych których już przekonał, bo zamierzał ich przekonanie przekuć w niezachwianą wiarę w Tupika. Innego pomysłu na zorganizowanie tych nowych mord nie miał. Wiedział, że będą idealni do wsparcia ochrony Helmuta, tymczasowej koniecznej "kryjówki" a i karczmarz z chęcią powinien partycypować w początkowych kosztach ochrony. Tupik z chęcią pociągnął by dalej cała tą potyczkę, gdyby to było możliwe i gdyby miało to sens. Co gorsza nie wiedział nawet jak zgramolić się z dachu, z przebitą ręką...

Wiedział, że żaden z byłych ludzi Krogulca nie rzuci się na niedawnego szefa w samobójczym ataku. Nie bez wsparcia Levana, Grzecznego czy Waltera a z nimi było zbyt ciężko, by dalej mieli prowadzić walkę, niejako na nowo. Musieli się zregenerować i podleczyć, Tupik grywał z Levanem w szachy i doskonale wiedział, jak bezcenna jest zamiana pionka w królową. Tym razem Tupik miał wrażenie, że przejął kila figur przeciwnika, nie tracąc przy tym własnych. Nie tracąc? Z niepokojem zerkał na Waltera, któremu potrzebna była natychmiastowa pomoc, a sam co gorsza nie mógł operować ręką dopóki przeszywał ją bełt.

- Pomóżcie mi zejść, zawołał do najbliżej stojących.

Siara który jako pierwszy zawołał o kasę, najwyraźniej rozzuchwalony znajomością z Grzecznym, a być może oczekującym zapłaty by zakupić nową flaszkę siarczystego trunku, stał niepewnie nie wiedząc co zrobić. Na szczęście Brat Malcolm należał do tych bystrzejszych zbirów. Szybko wspiął się na dach, bardzo szybko, co uświadomiło Tupikowi w jakim niebezpieczeństwie znajdował się wyzywając Krogulca. Na górze chwycił Tupika z lewą dłoń i spuścił możliwie nisko , na dole kolejny zbir sprawnie przechwycił halflinga, ten bez trudu rozpoznał Chudego Josa, najwyższego i najchudszego z ludzi znanych mu w Rosenbergu. Z boku przyczłapał się też Belfer, stając przy Siarze i oczekując co najmniej zaliczki.

Tupik dostrzegł jeszcze dwóch rzezimieszków , poukrywanych w cieniu budynków, niemal od początku walki. Nie ruszyli za Krogulcem i nie atakowali ludzi Tupika, być może dlatego, że to z nimi malec często kopcił faję i uczył się przegrywać mamonę w hazardzie dla zabawy. Jeden nosił ksywkę Big a drugi Ben i byli właściwie nierozłączni. "Tak jak Wasilij i Levan" - pomyślał ponuro z bólem wspominając stratę towarzysza.

Nie żył jednak wspomnieniami, od razu ruszył do najciężej rannego Woltera. Lewą ręką wydobył przygotowaną wcześniej papkę z ziół i zasklepił nią ranę, potem z pomocą Brata Malcolma, wykonał prowizoryczny opatrunek. Tupik przed odejściem podszedł jeszcze do najbardziej zachłannego człowieka jakiego Rosenberg widział u siebie. Młody pryszczaty gnój o twarzy przegniłego arbuza, wyfrunął z uliczki jak tylko posypało się złoto. Tupik z góry widział jak ten przebiera pomiędzy towarzyszami wybierając monety, widział jak sprzedaje kosę w żebra znajomemu odbierając mu resztki złota z sakwy, widział jak dalej zbiera złoto nie pomny na zawieszenie walki, pojedynki i całą resztę tego cholernego bałaganu. ON ZBIERAŁ. I nic na świecie nie mogło go powstrzymać. Prawie nic. Halfling podszedł do skurwiela wyciągając lewą ręką mieczyk i podsuwając mu go do gardła. "Biedak" nawet nie zauważył jak Tupik podszedł z wyciągniętą bronią. Za bardzo był zajęty wygrzebywaniem pieniędzy tkwiących w prześwitach kamiennego bruku. Zbieracz słusznie zauważył też, że i inni kamraci, całkiem nadzy nie wybiegli z domów. Co niektórzy mieli to i owo przy sobie. Mieli. W tej chwili sprzedawczyk miał już całe garście zdobyczy. Tupik wciąż trzymając jego gardło na ostrzu miecza powiedział tylko
- Zostaw to, to nie twoje.
Spojrzał tylko na Levana a ten zgarnął trzymane przezeń złoto i kopnął skurczybyka w brzuch, zostawiając go na ziemi.

Tupik zwrócił się do wszystkich dając jednocześnie Bratu Malcolmowi pokaźnej grubości sakiewkę. - Tu jest sześćdziesiąt Karli , po dziesięć dla każdego który się przyłączył. Halfling szybko bowiem skalkulował , że było ich sześciu. - Reszta w karczmie tak jak powiedziałem, nie czas by tu zostawać i liczyć, bierzemy rannych a w karczmie zajmę się wszystkimi. - powiedział ruszając w stronę Helmuta i upewniając się, że ktoś niesie Waltera. Były zakonnik zadowolony z zaufania od razu chwycił się do pracy, podobnie jak i Big oraz Ben, którzy z drugiej strony przytrzymywali nieprzytomnego krasnoluda.

Większość przygotowanych przez Tupika planów poszła się jebać tej nocy i to solidnie. A miało być tak pięknie...
Tygodniowa cisza i spokój ze strony Krogulca, powiązana z wyciąganiem z niego jak największej liczby informacji tyczących się Mistrza. Tupik wciąż nie wiedział kim był mistrz, rozmowa w świątyni początkowo sugerowała mu że wysoko postawionym kapłanem... Tyle że Sigmaryci raczej nie zajmowali się polityką, dorożka skierowana do zamku księcia, sugerowała, że to stamtąd może pochodzić Mistrz. Ani, jedyny który mógł swobodnie poruszać się po świątyni i bez większych problemów dotrzeć do zamku zginął. Krogulec który wiedział zapewne sporo o Mistrzu obecnie raczej nie zamierzał dzielić się już wiedzą, czy czymkolwiek.
W naturze jednak nic nie ginie i stare plany szybko zostały zastąpione przez nowe, choć i tu Tupik nie łudził się, że i te mogą zostać brutalnie czy też Grzecznie przerwane. Wychodziło i tak na jedno.
W pierwszej kolejności należało zająć się nowo zdobytymi ludźmi. Stara krew tego miasta była najbardziej wartościowa. Tupik musiał im wpłacić choć część obiecanego złota. Należało też jak najszybciej wrócić do karczmy i podleczyć rany. Przygotować się na kolejne starcie.

Nie pozostawało nic innego jak powstrzymać wściekłość malującą się na twarzy Grzecznego i Levana, zaleczyć rany te fizyczne i duchowe, a później zrobić to co należy. Jak zwykle...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-05-2010 o 14:13.
Eliasz jest offline  
Stary 02-05-2010, 14:49   #127
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Na szczęście nikt nie zajął się Maxem, więc obrona była zbędna... na razie. Nie zamierzała jednak tracić czujności. Skoro już czarodziej zaczął, i to w takiej chwili, ktoś musiał dopilnować, by skończył.
- No kurduplu! Teraz moja kolej! – krzyk Krogulca i charakterystyczne ciche brzdęknięcie cięciwy zwróciły uwagę Ingrid. No kurwa, ma kuszę! Powiodła wzrokiem na dach i zobaczyła, jak bełt trafia Tupika. Niziołek skrzywił się i cofnął, ale nie spadł. Ciekawe, że Krogulca żaden kamor ani inne tałatajstwo nie trafiło za cholerę...
Max, kończ te swoje inkantacje, bo się to kiepsko skończy. Wreszcie dziwne słowa ucichły, a herszt się wyjebał jak długi i niespodziewanie nakazał odwrót. Teraz?! Przecież mógł jeszcze raz spróbować! Zdziwiła się i zaniepokoiła. Coś tu śmierdziało, nos najmitki zaswędział podejrzliwie.
Automatycznie ktoś ruszył do przodu, błyskawicznie włażąc na dach. Ku jej zaskoczeniu, delikatnie pomógł Tupikowi zejść, kolejni się dołączyli. Podpieracze ścian podjęli decyzję. Matt i kozak stanęli jak wryci, ciągle wściekli. Rozejrzała się; nikt nie szedł do Maxa. Nie wiedząc, czy ktokolwiek zwraca na nią uwagę, skoczyła ku zamieszaniu koło niziołka.
- Gratulacje, szefie. - zwróciła się do malucha, gdy dobiegła. Rana wyglądała nieźle, mógł się w miarę ruszać. - Krogulec powinien się przechrzcić na Tchórza. Taki duży, a nogi mu się ugięły! - zaśmiała się, zastanawiając, czy ktoś się połapał, czemu się cwaniaczek wywalił. Odwróciła się ku nowym współpracownikom: - Panowie, witamy w zwycięskiej drużynie! A teraz, do karczmy! Czas się napić!
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 02-05-2010, 15:21   #128
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Walter osunął się na ziemię. Walka już tak bardzo go nie interesowała. Teraz właściwie nic go nie interesowało. Leżał i spoglądał na niebo. Jakie to było żałosne. Właściwie to on teraz umierał. Zawsze zastanawiał się jakie to będzie uczucie, jakie temu zjawisku będą towarzyszyć emocje. Teraz wiedział. Bezsilność, ból i dziwna świadomość ulatującego z ciała życia. Pierś, w którą weszła szabla dziwnie mrowiła. Nie potrafił poruszać palcami lewej dłoni. Powieki dziwnie ciążyły. Same się zamykały. Ale walczył z nimi. Jakby chciał do ostatniego tchu pokazać, że ma charakter i potrafi walczyć do końca. Morr chyba go wzywał do swej domeny. Może. Walter poczuł, że ktoś go podnosi i drze mu się nad głową. To chyba był głos kobiety. Dziwnie ściszony, jakby był pod wodą. Przełknął ślinę i wejrzał w bok. Gdzieś tam jeszcze walczyli jego kompani, ale również ich ciała pozbawione tej wielkiej siły, polotu i finezji.

Goi zamknął oczy. Miał jedną, jedyną potrzebę. Tak bardzo chciał zapalić. Marzył by ktoś wsadził mu do ust nabitą tytoniem fajkę i odpalił mu ją. Ciało z każdą kolejną chwilą odmawiało posłuszeństwa. Słyszał stłumione krzyki. Osoba, która próbowała go podnieść chyba porzuciła ten plan. Walter otwarł jeszcze na chwilę oczy. Obraz, który widział był bardzo powolny, jakby za mgłą. Czegoś takiego jeszcze nie przeżył. Życie ulatywało z niego bezlitośnie. Bogowie nie sprzyjali mu tego wieczora, albo sprzyjali zdecydowanie za krótko. Czy umrze? Podejrzewał, że tak. Serce biło coraz wolniej. Czuł na plecach coraz większą kałużę krwi, która wciąż wypływała z szerokiej rany po szabli jednego z przeciwników.

Krzyki ucichły. Krasnolud przez chwilę myślał, że może umarł i jego dusza ulatuje z ciała. Szybko jednak przekonał się, że tak nie było. Ktoś znów podnosił go z ziemi. Widział jak obraz się zmienia. Po chwili zdawało mu się, że ktoś go niesie. Bezwładne kończyny wisiały poddając się prawom fizyki, podobnie jak i jego głowa, której ruchów nie potrafił kontrolować. Obraz zniknął. Wylał tego dnia zbyt wiele krwi. Stracił przytomność...
 
Nefarius jest offline  
Stary 02-05-2010, 15:28   #129
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik z marszu nie zdołał wejść do karczmy. Przywitały go zamknięte drzwi i hałasy odsuwanych barykad. Nie od razu jednak,
- Wszystko w porządku? - zawołał gruby głos z góry, raczej nie należący do profesora. Na widok zgromadzonych nowych twarzy nie było to pytanie głupie. Tupik mógł potencjalnie wracać jako zakładnik... choć po chwili przyjrzenie się postawie zbirów nie tworzyło wątpliwości.

- Tak, otwierajcie szybko.

Tupik nie robił zbędnego przedstawienia, jak tylko drzwi się odsunęły przekroczył próg karczmy nie zatrzymując się nawet przy Profesorze, który na dzień dobry domagał się odpowiedzi.
- Co się stało? - zapytał zaciekawiony, Tupik nie miał jednak czasu ani humoru na dysputy, musiał zająć się rannymi i martwymi. I o ile miał jeszcze sprawę do Profesora pod tytułem Max, o tyle starał się mu odpowiedzieć najgrzeczniej jak obecnie potrafił, wkurwiony nie na żarty sterczącym w nim bełcie.
- Przeżyliśmy, ot co się stało. Pogadamy później, muszę zająć się rannymi... " I sobą " - pomyślał, wiedząc, że trzeba będzie uciąć koniec bełta i wyciągnąć pozostałość z ręki. Całość odkazić alkoholem i ziołami. Nieco gorzej było z resztą rannych a ran było sporo.

Tupik wiedział, że po tym starciu będzie potrzebował Maxa blisko siebie. Nie wiedział tylko jak to ma powiedzieć Profesorowi. Właścwie to wiedział, zawsze wiedział co komu powiedzieć, tyle że nie zawsze mógł trafić z przewidywaną reakcją rozmówcy. Najważniejsze pozostawały jednak rany, dotychczasowy pokój noclegowy zmienił się w mały szpital. Karczmarz donosił przegotowaną wodę, czyste ręczniki, pościele, no i najważniejszy składnik leczenia. Spiryt. Na którego sam zapach, jaki ulotnił się po otwarciu flaszki, przebudził się krasnolud. Byłby i wstał i z otępiałym wzrokiem ruszył ku flaszce, gdyby nie rany i trzeźwo przytrzymujący go były zakonnik. Halfling zresztą nie czekał, szybko napoił krasnala, a gdy uporał się z własnym bełtem w ręce, przystąpił do zszywania i ziołolecznictwa. Na szczęście miał w miarę przyzwoite warunki do działania i całkiem sporo pomocników.

Ochrona karczmy była solidnie przygotowana na starcie. Przypominała gród warowny przygotowany do oblężenia. Tupik z podziwem przyglądał się pośpiesznie przygotowanej obronie i z żalem spoglądał na rozlany trunek. W takim stanie karczma nie nadawała się na normalne funkcjonowanie, nie przynosiła zysku i nie mogła prosperować. To należało szybko zmienić, przywrócić ją do życia i nie wzbudzać podejrzeń.

Bracia Big i Ben, idealnie nadawali się do ochrony karczmy i pilnowania reszty, szczególnie w nocy. Gdy Big spał, Ben czuwał, pilnując aby życie "brata" nie było zagrożone i na odwrót. Do tego dochodził chudy Jose i Siara, byłego zakonnika Tupik potrzebował zostawić przy sobie, na wypadek dalszych kontaktów z Bracią Zakonną. Belfer miał być zaś kopalnia wiedzy o Krogulcu, tak nagle potrzebnej. Tupik liczył, że od niego dowie się możliwie najwięcej. Byli już po stronie Tupika i dobrze wiedzieli, że Krogulec jest już ich wspólnym zagrożeniem.


"Coś było nie tak skoro mistrz wysyłał mnie naprzeciwko Krogulca... może już mu się nie podobał... Teraz Krogulec mógł szukać zemsty lub wsparcia, a najlepszym miejscem ku temu wydawał się być klasztor. Teoretycznie neutralny... Do Tupika dotarło, że tacy ludzie jak on czy Krogulec nie mieli prawa wstępu na zamek, kontakt ze sługami mistrza musiał się więc odbywać w klasztorze, bądź na terenie miasta.

Teraz jednak Tupik zapadł w sen, tak potrzebny by ukoić umysł i zagłuszyć ból płynący z ramienia.

Obudził się niemal przed południem, kurwiąc na czym świat stoi. Stracił tyle czasu od poranka! Jego stan wymagał jednak regeneracji, podobnie jak i stan innych rannych, którym co by nie było przez noc stan się poprawił a przynajmniej ustabilizował. Tupik musiał spełnić obietnicę wyciągnał więc fajkę ze stylizowaną głową smoka, załadował ją porządnie zielem, po czym przebudził Waltera dmuchem w twarz. Krasnolud z mlaśnięciem oblizał się i obudził, po czym spragniony chwycił za faję, nieco dusząc się od gryzącego dymu.

- Spokojnie bo Ci się szwy porozpruwają przyjacielu.

Dopiero po przebudzeniu i porządnej fajce gotów był na rozpoczęcie dnia. Brakowało mu tylko śniadania złożonego z potrójnej jajecznicy smażonej na boczku i kufla piwa. Profesor już czaił się w pobliżu niecierpliwy informacji, podobnie jak reszta bandy oczekująca przydziału zadań a może tylko pieniędzy... Halfling wypłacił im resztę należnego tymczasowo pozostawiając ich do ochrony karczmy. Ci bardziej zainteresowani sprawami Tupika stłoczyli się wokół jego stołu i Profesora, trzeba było bowiem omówić poprzednie nocne wydarzenia, jak i zagospodarować resztę dnia jaka im pozostała.

Halfling wcinał jajecznicę, popijał piwem i mówił, wykazując nieco brak kultury. Głód który go ściskał nie pozwalał na nie jedzenie, a profesor na nie mówienie, więc musiał łączyć obie te czynności.

- Krogulec stchórzył tracąc większość swoich ludzi. Potrzebna nam jednak każda broń jaką możesz nam dostarczyć i to od zaraz właściwie. Śmierdziel posługiwał się magią, nie mogłem go trafić żadną kulą a aż tak ślepy czy nieporęczny nie jestem. Potrzeba mi więcej kwasu, tym razem będę wiedział jak go użyć, lub tych twoich środków wybuchowych jeśli zadziałają po rzucie. My zajmiemy się dziś handlem a Ciebie proszę o rozpoczęcie produkcji płynnego ognia. Max na najbliższe dni pozostanie jednak przy mnie, nie nadaje się na człowieka na posyłki tak jak wcześniej myślałem, poza tym podczas walki nie wykazał się zupełnie. Nie będzie dobrym materiałem na ochronę, ale przy mnie jeszcze oszlifuje swe umiejętności.
Tupik krył Maxa, wiedząc, że informacje o jego magikowaniu z pewnością mu nie pomogą. Kwestię błysków lepiej było zrzucić na Krogulca i efekty uboczne jego magii która sprawiała że Tupik, nie mógł doń trafić. Sakiewka z dwudziestoma Karlami jaka tej nocy zmieniła właściciela, trafiając w ręce Maxa jemu samemu wyraźnie mówiła co Tupik sądził o jego działaniach. Wiedział, jak bardzo naraża się ujawniając magiczne zdolności, ale tym bardziej potrzebował go przy sobie. W nocy przeprowadził tez mały eksperyment z Levanem, ukradkiem rzucając go kamyczkiem, ciekaw czy to czasem nie wisior sprawiał zmianę lotu pocisku... Max zresztą mógł tez ten wisior sprawdzić a Tupik zastanawiał się czy mając go na szyi byłby w stanie trafić Krogulca... " może dlatego mi go nie dali? " - zastanawiał się wiedząc, że będzie trzeba z Levanem poruszyć ten temat.

- Siara lub Belfer, albo Chudy Jose, możesz wybierać - rzekł do Profesora. - Jeśli pozostaniesz tutaj, znacznie więcej osób będzie cię pilnowało, niezależnie od okoliczności. Tupik uznał temat niemal za zamknięty, choć dobrze wiedział, że profesor lubi i umie się targować.

Zamierzał po uzyskaniu danych zając się handlem, do którego chciał zaprząc bzyków pozostawiając ich pod nadzorem "braci" i Waltera - za zgodą profesora. Taka organizacja szajki dostawców byłaby idealna o czym nie omieszkał powiedzieć Profesorowi. Pozostawała kwestia Czarnego Karla, z nim również zamierzał się spotkać, być może jeszcze tego samego dnia, o ile profesor przekaże odpowiednią ilość proszku i arsenału do szerzenia zniszczeń, bo bez jednego czy drugiego nie zamierzał udawać się do kultysty kupca.

Kwestię Grzecznego, pomysłów i komentarzy zostawił na koniec, niejako czekając aż każdy wyrzuci z siebie wszystko, sam nie zamierzał dolewać oliwy do ognia. musieli się zająć jeszcze wszak pogrzebem... " Całe szczęście, że cmentarz jest blisko" - pomyślał wiedząc, że każdy z jego ludzi zasługuje na grób... być może czyjś, ale zawsze.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-05-2010 o 16:13.
Eliasz jest offline  
Stary 02-05-2010, 22:58   #130
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Walter otwarł oczy. Czuł się straszliwie. Wszystko go bolało i obraz przed oczami wirował. Khazad podniósł łeb i wejrzał dookoła. Słońce świeciło, nieco go oślepiając. Krasnolu zmrużył oczy i z trudem uniósł rękę dotykając nią głowy.
- Oż kurwa... - stęknął żałośnie. Nieopodal siedziała Ingrid. Przeżyła.
- Jak... Jak to się skończyło? - spytał nieco głośniej, by go usłyszała. Był pewien, że będzie wiedziała o co mu chodzi.
Witaj wśród żywych. - uśmiechnęła się, widząc nieco przytomniejszego krasnoluda. Ten to miał kondychę. - Nie uwierzysz, ale wszyscy przeżyli, nawet ten głąb Matt. Krogulec się wyłożył i zwiał jak baba. Tchórzliwe nóżki odmówiły posłuszeństwa. - ukryła starannie wkład Maxa; skoro Tupik nie chciał o tym mówić, nie będzie mu psuła sekretu. - Jak się czujesz?
-Jakby przekopała mnie zgraja zwierzoludzi...- odrzekł ponuro, po czym podniósł się do siedzącej pozycji.
-O kurwa! Jak boli...- dodał, dotykając się ręką za opatrzoną ranę na piersi.
-Ktoś mnie tam wczoraj targał na chodniku nie?- spytał bo nie był pewien, czy to co mu świtało w głowie było rzeczywistością, czy już półsnem.

-Byłbyś walnął o bruk, gdybym cię nie złapała. - przyznała. -Potem było nieco zamieszania, Tupik dostał bełtem od Krogulca, jedna wielka bieganina. Powiedzmy, że odziedziczyliśmy po zbiegłym przeciwniku kilku towarzyszy. - wskazała kciukiem na niedawnych czekaczy. - Jeden z nich cię nawet przyniósł. Wygląda na to, że tu się obrona karczmy zapowiada, barykady ze stołów, takie tam. Do tego Tupik twierdzi, że potrzebuje płynnego ognia. - opowiedziała pokrótce. Po chwili dodała: -Wiesz co, chyba Krogulec się w magię bawi. Jakieś ogniki latały, nic się go nie imało... Ciekawe, skąd takie czary-mary wytrzasnął?
-W chuju mam jego magię. Mam do pogadania z moim ziomkiem, który potrafi załatwić najlepsze krasnoludzkie strzelby. Niech tylko zobaczę tego skurwiela, to mu łeb odstrzele, zanim sie połapie, że nacisnąłem spust...- warknął złowrogo.
-Złapałaś mnie, powiadasz?- wrócił do wcześniejszej kwestii poruszonej przez kobietę.
-Trochę mi odbijało z bólu, więc trafiłam na dach. Potem zeszłam i chciałam wybadać sytuację. No i po drodze postanowiłam cię poszukać. Capnęłam cię, wyrwałam klingę i dokończyłam drania, który cię nabił. Na wypadek, jakby jeszcze miał... wątpliwości co do wizyty u Morra. - zaśmiała się niezbyt sympatycznie, znów poruszając blizną na twarzy. -Mattowi się fanga w pysk należy za ten kocioł. - dodała z niechęcią. -Nóż się przydał?

Khazad zmrużył oczy i wejrzał na kobietę z powagą. Pomogła mu. Będzie miał na nią oko.
-Jaka tam fanga w nos... Dobra zabawa była! Ba, zachował się jak krasnoludzki awanturnik po kilku głębszych w szynku! To mi się podoba!- odrzekł entuzjastycznie.
-Się przydał. Ale teraz będzie dla mnie to drugorzędna broń. Najpierw załatwie sobie te strzelbe i jakiś toporek albo lage!- dodał pewnym siebie głosem.
-Dobrze wiedzieć. - odparła. -Strzelba brzmi świetnie, już widzę dziurę między jego ślepiami. Małe pytanko, skoro już ktoś jest zajęty czymś innym niż jęczenie, picie i knucie kim jest ten cały Mistrz?- Krasnolud wzruszył ramionami.
-A bo ja kurwa wiem? Pracuję dla Profesorka od wczoraj. Właściwie zatrudnił mnie kilka godzin wcześniej, niż Ciebie i tego drugiego gamonia, co nie pobiegł z nami...- skomentował zastanawiając się nad imieniem osobnika.
-Mówisz o tym... Klausie, o ile pamiętam? - rzuciła. -Może Heinrich go zatrzymał, nie wiem. Mnie nie zdążył. - zaśmiała się znowu.
-Dobrze. Nie tylko Stary... Profesorek Cię docenił ale i żeś zyskała w oczach Tupika, Grzecznego no i moich rzecz jasna!- odrzekł gromko, po czym zakaszlał krzywiąc się z doskwierającego mu bólu w piersi.

-Hej, ostrożnie. Tupik cię połatał, ale zagoić się musi samo. I dzięki za uznanie. - dygnęła żartobliwie, znowu dworując. -Po takiej zabawie pewnie cię suszy? – stwierdziła.
-Kurwa! Szkoda, że żeś nie jest krasnoludzką babą, bo czytasz mi w myślach!- stwierdził śmiało. -Ale dymu też musze se sztachnąć...- dodał po chwili szukając w kieszeni swej kurty. Znalazł. Zasłużona fajka i papier z schowanym w środku tytoniem. Krasnolud zaczął z trudem, niezgrabnie nabijać fajkę. Ingrid parsknęła śmiechem. To lubiła w krasnoludach, mieli charakter i lubili korzystać z życia. - Idę postraszyć karczmarza o parę flaszek, nie wylali chyba wszystkiego na pociski? - poinformowała, ruszając ku reszcie. Humor wrócił jej całkowicie. Walter w końcu zrobił, co miał zrobić i zapalił. Jakie to było piękne uczucie. Na nowo zachciało mu się żyć. To było to, czego potrzebował. Krasnolud usłyszał też, że w kompani zbierają się przy stole, by obgadać najważniejsze sprawy. Nie mogło go tam zabraknąć...
 
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172