Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 21:47   #34
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Dzikoklanyta stawiał kroki ostrożnie niczym czarna pantera przed atakiem na bezbronne gazele przy wodopoju. Cały czas patrzył Aronowi w oczy, a Klindze wydawało się, że widzi w nich szyderstwo i ironię. Klinga nie był jednak bezbronną i płochliwą gazelą. Jeśli Idris był panterą, to on spokojnym krokiem i aurą drapieżnika przypominał tygrysa. Starego doświadczonego weterana wielu pojedynków, i choć nosił kilka blizn, to jeszcze nie został pokonany.

Aron również krąży z wycelowaną w sylwetkę klanyty bronią, badał dokładnie grunt pod stopami, wiedział, że musi odzyskać drugą sztukę broni. Od tak dawna walczył bliźniaczymi ostrzami, że teraz czuł się cokolwiek niekomfortowo. Stawiał ostrożnie kroki, odwzajemniając i wytrzymując spojrzenie przeciwnika. Jeszcze przed walką zdążył zarejestrować nierówności terenu i teraz poruszał się po nim bez problemu. Podchodził po okręgu w miejsce gdzie jego drugie ostrze leżało na ziemi. Kiedy już był przy nim przystanął na chwilę. Za plecami słyszał podpowiedzi i pomruki aprobaty od członków poselstwa Elizjum. Wyczuł pod stopą głownię miecza, delikatnie podrzucił ją stopą do góry…

W tym samym momencie oddalony o kilka metrów przeciwnik ruszył w jego stronę… a właściwie zamarkował ruch… Aron był jednak zbyt doświadczony by dać się nabrać na takie tanie sztuczki. Wytrzymał z zimną krwią zmyłkę wroga, w ułamku sekundy poczuł w dłoni rękojeść miecza, przyjemny ciężar znów zawitał w jego ręce. Delikatny uśmiech ledwie widoczny spod rytualnej maski zagościł w kącikach jego ust.

Dzikoklanyta wyhamował kolejnym krokiem swój impet sporo przed żercą i uderzył w próżnię, przecinając swoimi szerokimi szablami powietrze, potem wycofał się, kurtuazyjnie kłaniając i posyłając wojownikowi Elizjum szyderczy uśmiech.

Aron poczuł sie pewniej, kiedy druga broń zawitała w jego dłoni, zawirował obiema ostrzami, w odpowiedzi na szyderczą zaczepkę przeciwnika. Czuł jak adrenalina buzuje w jego żyłach, nie dawał sie jednak porwać furii walki. Ruszył do przodu, miękko jak tygrys podchodząc przeciwnika, uznał, że na początek najlepiej ROZWAŻNIE atakować. Wyprowadził kombinację dwóch szybkich uderzeń, próbując przejść blok dzikoklanyty i dosięgnąć jego szyi oraz pachwiny. [manewry: adept i fechmistrz – rozważne natarcie, oraz tancerz ostrzy]

Żerca wykonał kilka pewnych kroków w przód i już miał wyprowadzić serię cięć, gdy poczuł na lewym barku ranę. Spojrzał na bark na którym pojawiło się delikatne cięcie. Kilka kropel krwi spłynęło po jego ramieniu. Nie możliwym było, by to Idris dosięgał go ostrzami, teraz Aron miał już pewność, Ciemność wspierała wrogów. Z jego gardła wydobył się tylko głuchy pomruk, dziś zatańczy na kurhanach sprzymierzeńców Bezmiaru. Wojownik nie cofnął ataku, choć nieco zaskoczył go ten widok. Ciemność wspomaga wroga, teraz miał już pewność że czyni słusznie. To dodało siły jego ramieniu wymierzone ciosy spadły na wroga.

Dzikoklanyta przygotował się do zaciekłej obrony przed spadającymi na niego z wielką wprawą i precyzją ciosami. Stanął w rozkroku i uniósł swoje szable ku górze, by odparować ciosy Arona. Seria ciosów spadła na dzikoklanytę. Aron atakował w każdej płaszczyźnie, ale siepacz odpierał ataki z wielką wprawą. Odbijał lub unikał ostrzy katany elizejczyka. Aron jednak nie ustępował, gdyż wiedział że musi trafić. Fala ciosów jaka zalała wojownika Hadiego, sprawiła że w końcu się pomylił i ustawił zasłonę o moment za późno. Dokładne cięcie wyprowadzone przez Arona przecięło jego pierś. Żerca usłyszał zgrzyt metalu. Najwyraźniej dzikoklanyta miał pod bufiastą szatą pancerz. Mimo to odrzuciło go od dwa kroki. A wyraz jego twarzy wyraźnie świadczył, że dotkliwie odczuł cios Klingi.

Żerca z satysfakcją poczuł, że jego atak dosięgną celu i choć ostrze ześlizgnęło się po pancerzu ukrytym pod ubraniem dzikoklanyty, to jednak sam impet ataku odrzucił go na kilka metrów i sprawił, że stracił rezon. Klinga postanowił nie czekać aż przeciwnik ochłonie natarł ponownie, celując jednym ostrzem od spodu w łączenie ramienia z tułowiem a drugą ustawił blok, który niczym żmija czekał na kontratak wroga. [manewry: adept i fechmistrz - rozważne natarcie, odpowiedź żmii)

Dzikoklanyta poważnie odczuł cios Klingi. Jego mina świadczyła dobitnie, że odczuł siłę ciosu i mimo że pancerz ochronił go przed poważnymi ranami, to widać było że odczuł boleśnie atak elizejczyka. Postanowił na razie utrzymać pozycję i przygotować sie do kontrataku. (manewr odpowiedź żmiji)

I tym razem ciosy Klingi zaskoczyły dzikoklanytę. Mimo tego, że przygotowany na atak nie potrafił obronić się przed bardzo subtelnymi ciosami Arona. Elizejczyk dokładnie wiedział czego chce. Celował w najsłabszy punkt każdej zbroi i dzięki wielkiemu talentowi w fechtunku osiągnął swój cel. Katana po jednym z pchnięć wbiła się w ramię dzikoklanyty. Tym razem Aron nie poczuł żadnego oporu, a krzyk bólu jaki wydobył się z gardła wojownika pokazywał jak bolesne to było trafienie. Miecz z lewej ręki upadł na ziemię, a dzikoklanyta ze spuszczoną głową i bezwładnym ramieniem cofnął się o krok.

Wtedy Hadi krzyknął na cały głos:
- WALCZ!!!
Wojownik podniósł głowę na swojego pana i pokornie skinął głową. Jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Takie oczy Aron widział tylko u bestii Bezmiaru. Dusza żercy aż zawyła widząc splugawienie. Klinga recytował mantrę, ku wspomożeniu przez przodków, [wydaje 2 pkt mocy] niebawem poczuł znajomy szept, a w jego ciało wstąpiły nowe siły, tak jakby tysiące jego przodków poległych w starciach z Ciemnością wspierało jego prawicę. Ze słowami mantry szeptanymi cicho, ruszył ponownie do ataku, tym razem celując w głowę i szyję przeciwnika. [manewry: powitanie, fechmistrz – rozważne natarcie, ostrze klątwy jadu]

- Przodkowie prowadźcie moją stal, oby pokarała moja ręką Splugawionych.

Ranny wojownik posłuchał swego pana i z wielką determinacją ruszył na swego rywala. Ich walka najwyraźniej zmierzała ku końcowi. Lada chwila okaże się kto zwycięży w tej rywalizacji, poddany dzikoklanyckiego posła Hadiego czy żerca Elizjum Aron. Dzikoklanyta zrobił gwałtowny krok w przód, po czym wyskoczył w górę. Stal w jego ręku zabłysła w promieniach słońca. Aron nie zamierzał się broni tylko w pozbawiony emocji sposób dokończyć dzieła. [dzikoklanyta używa manewru: bez litości]



Dwaj wojownicy zwarli się ze sobą. Dzikoklanyta spadł na Arona niczym wściekły zwierz. jego ciosy były zaciekłe i nieustępliwe, a przy tym bardzo brutalne i wyprowadzane z wielką siłą. Szczęk oręża zagłuszył na moment okrzyki zebranych widzów. Stal błyszczała w słońcu. Obaj nie ustępowali i na równi wyprowadzali ciosy. Jednak przewagę uzyskał Aron i to on ponownie w nawale cięć i pchnięć, wyprowadził celny cios. Krew z przebitej aorty dzikoklanyty wystrzeliła w górę niczym wodny gejzer. Wojownik osunął się na nogach i zachwiał. Wściekły Haidi ponownie krzyknął:
- WALCZ!!!

Wojownik spróbował jeszcze raz posłuchać rozkazu nieugiętej woli swego pana, ale po dwóch krokach, obficie brocząc z rany, padł bez życia na ziemię. Na ten widok Abdul zaklął siarczyście i splunął w kierunku martwego siepacza. Wystąpił do koła i nadal nie tracąc hardości rzekł:

- Widać, że ostrze twe jest sprawne. Oddajemy siew twoje ręce, miejmy nadzieję, że proces będzie sprawiedliwy.

Aron nie ścisnął wyciągniętej w jego kierunku dłoni. Z pogardą okazywaną wrogowi schował jedne miecz do pochwy a drugi wycelował w Abdula i jego świtę.

- Ciemność przeżarła wasze dusze, a Splugawienie wspomagało waszego wojownika. Widziałem to w jego oczach, a widziałem wiele manifestacji plugawej mocy Bezmiaru.

Odwrócił się do reszty swoich towarzyszy: - Nie zasługują na nic więcej, jeno pęta.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline