Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 00:45   #109
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era

- Dajcie tu saperów! - rozkazał Krayt, a po chwili kilkanaście klonów było na miejscu i ostrożnie wkraczało na pole minowe w celu rozbrojenia śmiercionośnych ładunków i zrobienia przejścia, by batalion mógł kontynuować natarcie. Było jednak jasne, że zajmie im to godziny. Nikt nie wiedział jak wielkie jest to pole, ale mogło się ciągnąć całymi kilometrami, a w takim wypadku 31 Regiment stanie na dobre, podczas gdy prawe skrzydło XIII Legionu będzie odsłonięte.

Era nie przejmowała się tym. Nie myślała o żołnierzach innych regimentów, myślała o swoich podwładnych i nie zamierzała lekkomyślnie poświęcać ich życia. Gdy saperzy oczyszczą drogę, wtedy ruszą.

Tymczasem wiadomość o zatrzymaniu pochodu dotarła do AJ-5914. Major zdziwił się, gdy usłyszał rozkaz, ale cóż miał robić, był tylko żołnierzem. Zatrzymał swoich ludzi, którzy wciąż, w pocie czoła, oczyszczali las z kolejnych stanowisk droidów. Wiedział, że wyhamowanie ofensywy pozwoli przeciwnikowi na wzmocnienie obrony, a być może nawet na kontratak, ale nie sprzeciwiał się rozkazowi. Kazał za to umocnić własne pozycje, skutkiem czego jego piechurzy zaczęli kopać płytkie okopy i stanowiska lekkiej artylerii. Któż to wie jak długo będą tu tkwić.

1 i 2 batalion również stały. Ich pozycja była zdecydowanie bardziej komfortowa niż sytuacja 4 batalionu. Skrzydła były chronione, a przed nimi w promieniu wielu kilometrów nie zarejestrowano żadnych sił nieprzyjaciela. AZ-1121 i AY-4256 również postanowili wysłać na czoło saperów, by sprawdzić, czy sami nie trafili na pole minowe, ale ziemia była czysta. Duck meldował:

- 1 i 2 batalion nie natrafiły na pola minowe, bądź innego rodzaju umocnienia nieprzyjaciela, na swojej drodze.

Mimo wszystko cały regiment stał ze względu na kłopoty 3 batalionu. Żołnierze Helio i Ery rozłożyli się spokojnie na drodze. Nikt nie martwił się zabezpieczaniem terenu, nie było takiego rozkazu. Nie było to zresztą konieczne, wokół była tylko pustka. Piechurzy porozsiadali się na trawie, czołgiści posiadali na pancerzach własnych maszyn. Wszyscy czekali na efekt pracy saperów. Gdy słońce powoli kryło się za horyzontem nadeszły złe wieści:

- Puszki kontratakują! - meldował AJ-5914. - Batalion nie zdążył umocnić swoich pozycji! Jesteśmy zmuszeni do... - coś przerwało transmisję. Jedi próbowała jeszcze wywołać majora, ale na nic się to zdało. Słyszała natomiast odgłosy odległych eksplozji.

Nagle wybuchy pojawiły się pomiędzy żołnierzami 3 batalionu. Jeden z Juggernautów dosłownie rozpadł się na drobne kawałki. Klony, które nie spodziewając się ataku, podzieliły się na liczne grupki teraz tego żałowały. Kilka eksplozji zmieniło takie grupki w pył. Wokół D'an powstał prawdziwy chaos. Piechurzy biegali we wszystkie strony, kierowcy próbowali jakoś wycofać swoje maszyny, ale te, jedna po drugiej, stawały w płomieniach. Nikt nawet nie wiedział kto i skąd do nich strzela.


Tamir

Wieczorem na placu wylądowała kanonierka, która miała zabrać Tamira i jego żołnierzy. Ci wsiedli, Bullseye nie bez problemów, po czym LAAT wzniósł się w powietrze i ruszył na wschód. Jedi wyczuwał, że klony są niezadowolone z ostatnich wieści, które im przekazał. Miały w głębokim poważaniu jakieś tam odznaczenia, a dymisja ich dowódcy była tylko kolejnym ciosem, jakby dopełnieniem w zniszczeniu 30 Regimentu.

Statek usiadł łagodnie na lądowisku. Gdy Zabrak wyszedł na zewnątrz jego oczom ukazało się olbrzymie obozowisko złożone z setek namiotów, ciągnące się po horyzont we wszystkich kierunkach. Na przeciw przybyłym wyszedł jakiś porucznik. Zasalutował i powiedział:

- Ceremonia rozpocznie się za pół godziny na tamtym placu - wskazał kierunek. - Obecność oczywiście obowiązkowa - to powiedziawszy odszedł.

Pół godziny później, gdy słońce po części skryło się za linią horyzontu rozpoczęło się dekorowanie weteranów walk o ZX11. Jako pierwszy order otrzymał Frost, potem inni oficerowie i tak wszystko schodziło w dół wojskowej hierarchii. Na koniec odczytano imiona tych, którzy zostali odznaczeni pośmiertnie, a następnie oficjalnie przedstawiono rozkaz o rozwiązaniu 30 Regimentu i przekształcenie go w 5 kompanię 33 Regimentu. Czterdziestka klonów z orderami na piersi, wyróżniała się spośród całej dziewięćdziesiątki. Wszyscy jednak odczuwali smutek na myśl o końcu ich jednostki. To zawsze był cios dla żołnierza.

Po uroczystości do Tamira podszedł ten sam porucznik, który witał go na lądowisku. Zameldował, że mistrz Glaive oczekuje na Zabraka w sztabie, po czym zaprowadził Jedi do odpowiedniego namiotu. W środku, nad stołem strategicznym pochylał się wysoki, mocno umięśniony, ogolony na łyso rycerz z wielkimi wąsiskami. W jego wyglądzie nie było nic co mogło przywodzić na myśl miłe uczucia. Cały brudny, zrezygnował z noszenia zakonnych szat. Zamiast tego preferował koszulę bez rękawów. Być może nie mógł znaleźć takiej, w której czułby się swobodnie. Wielkie bicepsy mogą być również kłopotem.

Dopiero po pewnym czasie zwrócił się do swojego gościa. Rzucił krótkie "usiądź" nawet nie zaszczycając Torna spojrzeniem. Gdy ten zajął miejsce na wskazanym krześle, Glaive wreszcie spojrzał na niego. W oczach mistrza nie było jednak widać gniewu, czego spodziewał się młody rycerz. Dostrzegł w nich jedynie zmęczenie i coś jeszcze... Czyżby zawód?

- A więc Tamirze, opowiedz jak było na wzgórzu i dlaczego je straciliśmy.


Jared & Kastar

Niedługo po powrocie Kastara z przesłuchania, na kolejne został zaciągnięty Rahm Kota. Gdy przynieśli go z powrotem również nie przedstawiał miłego widoku. Twarz zalana czerwoną posoką, wykrzywiona w grymasie bólu, gdy droidy umieszczały go z powrotem w polu siłowym. Podobny los czekał K'Kruhka. Najgorzej ze wszystkich wyglądał jednak Jared. Najwyraźniej blondyn nie przepadał za szczeniackimi odzywkami młodego rycerza i dał temu całemu Korelowi więcej czasu na zabawę z Coddem niż z innymi więźniami.

Po godzinie ciszy, gdy każdy z obecnych dochodził do siebie, pojawili się obaj Mroczni Jedi. Blondyn wszedł do celi jako pierwszy, krok za nim kroczył Shistavanen, a za nimi czwórka zwykłych B1.

- Wiecie - zaczął przywódca sił Konfederacji - właśnie uciąłem sobie krótką pogawędkę z moim przyjacielem, którego zresztą zdążyliście już poznać - tu wskazał Korela - i to nawet bliżej niż zapewne byście chcieli - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem. - Otóż mój nieco prymitywny kolega zauważył, całkowicie słusznie, że przecież nie musimy się z wami tak cackać. Jest was tu tylu, że możemy was po kolei pozabijać, a nawet jeśli żadne z was nie piśnie choć słówka, złapiemy następnych - w tym momencie kolejne B1 wprowadziły do celi trójkę Elomianek i Serge'a. - A zatem, które spośród nich najpierw skażecie na śmierć? - Blondyn wskazał na komandosa, na co jeden z droidów przystawił mu blaster do głowy. - Jesteście w stanie poświęcić cudze życie?


Shalulira & Nejl

Trójka przemykała ostrożnie między uliczkami na tyle szybko na ile pozwalał na to stan Nejla. Nie trafili po drodze na żadnego droida, a i Ennriana żadne z nich nie wypatrzyło. Po dłuższym marszu dotarli do bramy wyjśiowej z miasta, prowadzącej wprost do dżungli. Gurlthon przeszedł przez nią bez zastanowienia, pokazując by Jedi ruszali za nim. Ci pamiętali ich poprzedni marsz przez dziką część planety, tyle, że teraz nie mieli swoich mieczy, a dodatkowo jeden z nich był ranny.

Rodianin zdawał się jednak doskonale znać drogę. W czasie całej drogi nie natrafili na ani jednego potwora, a jedynymi stworzeniami jakie im dokuczały były owady, których jednak nie sposób było się pozbyć. W pewnym momencie przewodnik nakazał ostrożność. Po chwili przekonali się dlaczego. Za jakimiś krzakami pasł się gigantyczny, niebieski, czteronogi stwór, który jednak zdawał się nie orientować, że ktoś go obserwuje. Przeszli obok niego bez problemów. Kawałek dalej znaleźli polankę, na której stał niewielki statek.

Dwójka pilotów przywitała się z Gurlthonem i przez jakiś czas rozmawiali o czymś. Następnie strażnik zaprosił gestem rycerzy na pokład. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, statek wzniósł się w powietrze, a gdy znalazł się nad koronami drzew, przyspieszył i ruszył w kierunku orbity. Gdy okręt wyleciał z atmosfery planety, pasażerowie odczuli potężny wstrząs. Usłyszeli też w głośnikach głos mówiący coś po rodiańsku. To jeden z pilotów. Po chwili Gurlthon przetłumaczył:

- My być pod ostrzał. Droidy atakować. Przed my być blokada.

Na szczęście piloci senatora Ralima byli zdolnymi żołnierzami. Świetnie manewrowali między wiązkami energii, eksplodującymi w przestrzeni kosmicznej. Takiego pilotażu nie powstydziliby się nawet najlepsi spośród Jedi. Rodianie w idealnych momentach wypuszczali wabiki, co niejednokrotnie ocalało statek przed totalnym zniszczeniem. Mimo że w pewnym momencie stracili osłonę, okręty bojowe droidów były bezsilne. Po chwili skoczyli w nadprzestrzeń...

Pięć dni później wyszli z nadprzestrzeni, a ich oczom ukazała się planeta Coruscant. Jakże ten widok wydawał im się kojący po tych wszystkich perypetiach na Rodii. Teraz pozostało jeszcze stanąć przed radą i ich misję można było uznać za zakończoną, chociaż z pewnością nie sukcesem. Kilka godzin później dwójka Jedi rzeczywiście stanęła przed zebraniem mistrzów. Tak jak i ostatnio, tym razem również kilku mistrzów zastępowały ich hologramy. Kit Fisto, Mace Windu, Ki-Adi Mundi, Even Piel, Oppo Rancisis i Adi Galia musieli kierować jakimiś działaniami bojowymi, ale nie powstrzymywało ich to przed braniem udziału w zebraniach rady.
 
Col Frost jest offline