Ingrid nie doczekawszy się reakcji, zaklęła. Max znowu nie odpowiadał, co pewnie oznaczało, że znowu coś czaruje, jak przed chwilą. Dobrze. Niech będzie i tak. Położyła Waltera ostrożnie na ziemi i wstała, by się rozejrzeć.
Zdołała go dojrzeć - teraz było już niemal pusto, tylko kislevita i Matt szarpali się jeszcze z pozostałościami przeciwnej drużyny. Faktycznie, czarodziej robił tę swoję abrakadabrę, tylko na kim? Bandziory już się praktycznie wytłukły, tylko kilku stoi i nadal czeka... Nie, nie oni. Ktoś od nas? Nie, chyba za daleko jesteśmy, żeby nas leczyć czy coś.
Nagle pojęła. Krogulec. Gdyby zatłukł Tupika - a miał spore szanse z tytułu rozmiaru - tamci pod ścianą nie mieliby wątpliwości, co dalej. Zarżnęliby niedobitków Tupikowo-Heinrichowej ekipy, zmęczonych i rannych, by zasłużyć na nagrodę. Zaczęła szybko kombinować; bolała już ją głowa od tego biegania i krwawienia, ale musiała coś zrobić. Cokolwiek. Max stoi tam i jest bezbronny. Walter już pewnie stygnie. Kozak i Matt są dość daleko, a i cel im zaraz odejdzie, będą musieli znowu się do niego dorywać. Tupik czeka na górze - stoi nadal, więc tajemniczy napastnicy mi się z majaków zrodzili. Profesor i Klaus są w karczmie, jeszcze dalej. W takim razie...
Rzuciła szybko okiem na rękę; przestała krwawić, wreszcie. Jeśli ją jednak tak zobaczy, rozkojarzy się "na widok" i po robocie. Zerwała z niechęcią koszulę jakiemuś trupowi i narzuciła szybko na siebie. Nie umiała działać w magii, ale wywijać mieczem i owszem. A odsłoniętemu czarodziejowi przyda się osłona. Próbując się uspokoić i nie robić hałasu, ruszyła ku Maxowi z bastardem w jednej garści i nożem w drugiej.
__________________ GG: 183 822 08 "Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo |