Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 14:05   #126
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Znowu ta pierdolona magia!" - pomyślał Tupik nie mogąc uwierzyć, że ani razu nie trafił w Krogulca. Nim to jednak dostrzegł było już za późno by cokolwiek móc zmienić. " Gnój jest odporny na strzały ... i kamienie jak widać" Halfling był tego pewny, a w swym osądzie upewnił się tym bardziej, gdy po czarach Maxa, Krogulec odpuścił, mimo że w takiej sytuacji oznaczało to przyznanie się do porażki...

Nim jednak na chłodno skalkulował jak się rzecz miała jego ramię zostało przeszyte przez bełt. Boleśnie, na wylot. Bełt jednak nie przebił się przez rękę lecz utknął przyprawiając Tupika o mdłości i niemal zawrót głowy, szczególnie na dachu. Małe nóżki się pod nim ugięły, choć wyglądało to może po prostu jak przycupnięcie w obawie przed kolejnymi strzałami. Choć Krogulec więcej amunicji nie miał, musiałby więc wspinać się do Tupika wiedząc, że ten już nie wyściubi nosa, chyba że tylko po to by uderzyć latarnią. Z bliska, bez rzutu...

"Ja pierdole kurwa jego mać jak boli" Tupik był bliski łez, głównie na widok sterczącego mu bełta " I to kurwa w prawą rękę" - użalał się nad sobą, wiedząc, że to jego ulubiona ręka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że został "poważnie" raniony po raz pierwszy od lat. Do tej pory jego szczęście i zdolności w unikaniu starć i potyczek chroniły go wystarczająco. Obecnie dopadła go ponura rzeczywistość i świadomość, że jego szczęście wobec magii niewiele wskóra. Jak nigdy cieszył się , że miał przy boku Maxa, wiedział, że bez kontrmagii nie mieli by szans, tyle że dopiero teraz zrozumiał, że Krogulec używał jakiejkolwiek. I nie była to słaba magia biorąc pod uwagę, że żaden kamień nie trafił skubańca. Żaden, mimo, że niewielu strzelców w mieście mogło dorównać umiejętnością Tupika w celowaniu z procy.

Gdy Tupik zdał sobie sprawę, że przyjdzie mu walczyć wręcz z tym bydlakiem, osłupiał ze strachu. Szybko jednak się ogarnął gdy zobaczył upadającego Krogulca. " Dzięki Max" - pomyślał chwytając za latarnię. Zatrzymał się w pół ruchu widząc jak bydlak wstaje w oka mgnieniu. Szybko, zbyt szybko jak na normalnego człowieka, a tym bardziej jak na taką górę mięśni. Tupik zaklął siarczyście wiedząc, że teraz już nic go nie uchroni przed walką... Stało się jednak inaczej. Krogulec zwątpił, zrozumiał, że magia jest i po stronie przeciwnika a to drastycznie zmienia już jego własne możliwości. Sam fakt, że Max zdołał wywalić Krogulca, mimo chroniących go zaklęć, musiał już mu dać sporo do myślenia. Wystarczająco sporo skoro skusił się na wycofanie.

Tupik wciąż nie dowierzał gdy usłyszał "- Wracamy". Krogulec zebrał ludzi a właściwie to co z nich zostało i rozpoczął wycofywanie się. Na nowo otoczył go mur ludzi odgradzając od żądnych pomsty Grzecznego i Levana. Tupik był wściekły, byłby podziękował Grzecznemu, gdyby Krogulec żarł ziemię na placu. A tak odchodził jako wkurwiony wróg, wilk któremu wybito zaledwie kieł. Co gorsza kieł, który za pieniądze których miał w bród można było łatwo zastąpić. Na szczęście zszarganej reputacji tak łatwo zastąpić się nie dało i to było jedyne co Grzeczny zdołał wywalczyć dla wszystkich. Jedyne co im pozostało, po rozdeptaniu tortu jakim miała być pokojowa współegzystencja, przynajmniej przez tydzień.

Był jeszcze jeden plus, którego Tupik nie mógł odpuścić, nie gdy był na wyciągnięcie ręki. Byli nim niedawni ludzie Krogulca. Swego rodzaju stara gwardia tego miasta. A to już był duży plus...choć ten plus wołał o pieniądze...

- Nasze karle! – krzyknął jeden z odważniejszych ku Tupikowi, który wciąż stał na dachu. Dostrzegając, iż jego banda gwałtownie się powiększyła…

- Wracamy do karczmy Helmuta, tam się rozliczymy. - Odkrzyknął Tupik. "Wóz albo przewóz" Wiedział, że stać go na opłacenie zbirów, ale nie zamierzał się sfrajerować. Dałby im teraz kasę a ci jeszcze byliby poszli za Krogulcem, licząc na więcej. Potrzebował nowych-starych ludzi, potrzebował tych których już przekonał, bo zamierzał ich przekonanie przekuć w niezachwianą wiarę w Tupika. Innego pomysłu na zorganizowanie tych nowych mord nie miał. Wiedział, że będą idealni do wsparcia ochrony Helmuta, tymczasowej koniecznej "kryjówki" a i karczmarz z chęcią powinien partycypować w początkowych kosztach ochrony. Tupik z chęcią pociągnął by dalej cała tą potyczkę, gdyby to było możliwe i gdyby miało to sens. Co gorsza nie wiedział nawet jak zgramolić się z dachu, z przebitą ręką...

Wiedział, że żaden z byłych ludzi Krogulca nie rzuci się na niedawnego szefa w samobójczym ataku. Nie bez wsparcia Levana, Grzecznego czy Waltera a z nimi było zbyt ciężko, by dalej mieli prowadzić walkę, niejako na nowo. Musieli się zregenerować i podleczyć, Tupik grywał z Levanem w szachy i doskonale wiedział, jak bezcenna jest zamiana pionka w królową. Tym razem Tupik miał wrażenie, że przejął kila figur przeciwnika, nie tracąc przy tym własnych. Nie tracąc? Z niepokojem zerkał na Waltera, któremu potrzebna była natychmiastowa pomoc, a sam co gorsza nie mógł operować ręką dopóki przeszywał ją bełt.

- Pomóżcie mi zejść, zawołał do najbliżej stojących.

Siara który jako pierwszy zawołał o kasę, najwyraźniej rozzuchwalony znajomością z Grzecznym, a być może oczekującym zapłaty by zakupić nową flaszkę siarczystego trunku, stał niepewnie nie wiedząc co zrobić. Na szczęście Brat Malcolm należał do tych bystrzejszych zbirów. Szybko wspiął się na dach, bardzo szybko, co uświadomiło Tupikowi w jakim niebezpieczeństwie znajdował się wyzywając Krogulca. Na górze chwycił Tupika z lewą dłoń i spuścił możliwie nisko , na dole kolejny zbir sprawnie przechwycił halflinga, ten bez trudu rozpoznał Chudego Josa, najwyższego i najchudszego z ludzi znanych mu w Rosenbergu. Z boku przyczłapał się też Belfer, stając przy Siarze i oczekując co najmniej zaliczki.

Tupik dostrzegł jeszcze dwóch rzezimieszków , poukrywanych w cieniu budynków, niemal od początku walki. Nie ruszyli za Krogulcem i nie atakowali ludzi Tupika, być może dlatego, że to z nimi malec często kopcił faję i uczył się przegrywać mamonę w hazardzie dla zabawy. Jeden nosił ksywkę Big a drugi Ben i byli właściwie nierozłączni. "Tak jak Wasilij i Levan" - pomyślał ponuro z bólem wspominając stratę towarzysza.

Nie żył jednak wspomnieniami, od razu ruszył do najciężej rannego Woltera. Lewą ręką wydobył przygotowaną wcześniej papkę z ziół i zasklepił nią ranę, potem z pomocą Brata Malcolma, wykonał prowizoryczny opatrunek. Tupik przed odejściem podszedł jeszcze do najbardziej zachłannego człowieka jakiego Rosenberg widział u siebie. Młody pryszczaty gnój o twarzy przegniłego arbuza, wyfrunął z uliczki jak tylko posypało się złoto. Tupik z góry widział jak ten przebiera pomiędzy towarzyszami wybierając monety, widział jak sprzedaje kosę w żebra znajomemu odbierając mu resztki złota z sakwy, widział jak dalej zbiera złoto nie pomny na zawieszenie walki, pojedynki i całą resztę tego cholernego bałaganu. ON ZBIERAŁ. I nic na świecie nie mogło go powstrzymać. Prawie nic. Halfling podszedł do skurwiela wyciągając lewą ręką mieczyk i podsuwając mu go do gardła. "Biedak" nawet nie zauważył jak Tupik podszedł z wyciągniętą bronią. Za bardzo był zajęty wygrzebywaniem pieniędzy tkwiących w prześwitach kamiennego bruku. Zbieracz słusznie zauważył też, że i inni kamraci, całkiem nadzy nie wybiegli z domów. Co niektórzy mieli to i owo przy sobie. Mieli. W tej chwili sprzedawczyk miał już całe garście zdobyczy. Tupik wciąż trzymając jego gardło na ostrzu miecza powiedział tylko
- Zostaw to, to nie twoje.
Spojrzał tylko na Levana a ten zgarnął trzymane przezeń złoto i kopnął skurczybyka w brzuch, zostawiając go na ziemi.

Tupik zwrócił się do wszystkich dając jednocześnie Bratu Malcolmowi pokaźnej grubości sakiewkę. - Tu jest sześćdziesiąt Karli , po dziesięć dla każdego który się przyłączył. Halfling szybko bowiem skalkulował , że było ich sześciu. - Reszta w karczmie tak jak powiedziałem, nie czas by tu zostawać i liczyć, bierzemy rannych a w karczmie zajmę się wszystkimi. - powiedział ruszając w stronę Helmuta i upewniając się, że ktoś niesie Waltera. Były zakonnik zadowolony z zaufania od razu chwycił się do pracy, podobnie jak i Big oraz Ben, którzy z drugiej strony przytrzymywali nieprzytomnego krasnoluda.

Większość przygotowanych przez Tupika planów poszła się jebać tej nocy i to solidnie. A miało być tak pięknie...
Tygodniowa cisza i spokój ze strony Krogulca, powiązana z wyciąganiem z niego jak największej liczby informacji tyczących się Mistrza. Tupik wciąż nie wiedział kim był mistrz, rozmowa w świątyni początkowo sugerowała mu że wysoko postawionym kapłanem... Tyle że Sigmaryci raczej nie zajmowali się polityką, dorożka skierowana do zamku księcia, sugerowała, że to stamtąd może pochodzić Mistrz. Ani, jedyny który mógł swobodnie poruszać się po świątyni i bez większych problemów dotrzeć do zamku zginął. Krogulec który wiedział zapewne sporo o Mistrzu obecnie raczej nie zamierzał dzielić się już wiedzą, czy czymkolwiek.
W naturze jednak nic nie ginie i stare plany szybko zostały zastąpione przez nowe, choć i tu Tupik nie łudził się, że i te mogą zostać brutalnie czy też Grzecznie przerwane. Wychodziło i tak na jedno.
W pierwszej kolejności należało zająć się nowo zdobytymi ludźmi. Stara krew tego miasta była najbardziej wartościowa. Tupik musiał im wpłacić choć część obiecanego złota. Należało też jak najszybciej wrócić do karczmy i podleczyć rany. Przygotować się na kolejne starcie.

Nie pozostawało nic innego jak powstrzymać wściekłość malującą się na twarzy Grzecznego i Levana, zaleczyć rany te fizyczne i duchowe, a później zrobić to co należy. Jak zwykle...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-05-2010 o 14:13.
Eliasz jest offline