Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 15:28   #129
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik z marszu nie zdołał wejść do karczmy. Przywitały go zamknięte drzwi i hałasy odsuwanych barykad. Nie od razu jednak,
- Wszystko w porządku? - zawołał gruby głos z góry, raczej nie należący do profesora. Na widok zgromadzonych nowych twarzy nie było to pytanie głupie. Tupik mógł potencjalnie wracać jako zakładnik... choć po chwili przyjrzenie się postawie zbirów nie tworzyło wątpliwości.

- Tak, otwierajcie szybko.

Tupik nie robił zbędnego przedstawienia, jak tylko drzwi się odsunęły przekroczył próg karczmy nie zatrzymując się nawet przy Profesorze, który na dzień dobry domagał się odpowiedzi.
- Co się stało? - zapytał zaciekawiony, Tupik nie miał jednak czasu ani humoru na dysputy, musiał zająć się rannymi i martwymi. I o ile miał jeszcze sprawę do Profesora pod tytułem Max, o tyle starał się mu odpowiedzieć najgrzeczniej jak obecnie potrafił, wkurwiony nie na żarty sterczącym w nim bełcie.
- Przeżyliśmy, ot co się stało. Pogadamy później, muszę zająć się rannymi... " I sobą " - pomyślał, wiedząc, że trzeba będzie uciąć koniec bełta i wyciągnąć pozostałość z ręki. Całość odkazić alkoholem i ziołami. Nieco gorzej było z resztą rannych a ran było sporo.

Tupik wiedział, że po tym starciu będzie potrzebował Maxa blisko siebie. Nie wiedział tylko jak to ma powiedzieć Profesorowi. Właścwie to wiedział, zawsze wiedział co komu powiedzieć, tyle że nie zawsze mógł trafić z przewidywaną reakcją rozmówcy. Najważniejsze pozostawały jednak rany, dotychczasowy pokój noclegowy zmienił się w mały szpital. Karczmarz donosił przegotowaną wodę, czyste ręczniki, pościele, no i najważniejszy składnik leczenia. Spiryt. Na którego sam zapach, jaki ulotnił się po otwarciu flaszki, przebudził się krasnolud. Byłby i wstał i z otępiałym wzrokiem ruszył ku flaszce, gdyby nie rany i trzeźwo przytrzymujący go były zakonnik. Halfling zresztą nie czekał, szybko napoił krasnala, a gdy uporał się z własnym bełtem w ręce, przystąpił do zszywania i ziołolecznictwa. Na szczęście miał w miarę przyzwoite warunki do działania i całkiem sporo pomocników.

Ochrona karczmy była solidnie przygotowana na starcie. Przypominała gród warowny przygotowany do oblężenia. Tupik z podziwem przyglądał się pośpiesznie przygotowanej obronie i z żalem spoglądał na rozlany trunek. W takim stanie karczma nie nadawała się na normalne funkcjonowanie, nie przynosiła zysku i nie mogła prosperować. To należało szybko zmienić, przywrócić ją do życia i nie wzbudzać podejrzeń.

Bracia Big i Ben, idealnie nadawali się do ochrony karczmy i pilnowania reszty, szczególnie w nocy. Gdy Big spał, Ben czuwał, pilnując aby życie "brata" nie było zagrożone i na odwrót. Do tego dochodził chudy Jose i Siara, byłego zakonnika Tupik potrzebował zostawić przy sobie, na wypadek dalszych kontaktów z Bracią Zakonną. Belfer miał być zaś kopalnia wiedzy o Krogulcu, tak nagle potrzebnej. Tupik liczył, że od niego dowie się możliwie najwięcej. Byli już po stronie Tupika i dobrze wiedzieli, że Krogulec jest już ich wspólnym zagrożeniem.


"Coś było nie tak skoro mistrz wysyłał mnie naprzeciwko Krogulca... może już mu się nie podobał... Teraz Krogulec mógł szukać zemsty lub wsparcia, a najlepszym miejscem ku temu wydawał się być klasztor. Teoretycznie neutralny... Do Tupika dotarło, że tacy ludzie jak on czy Krogulec nie mieli prawa wstępu na zamek, kontakt ze sługami mistrza musiał się więc odbywać w klasztorze, bądź na terenie miasta.

Teraz jednak Tupik zapadł w sen, tak potrzebny by ukoić umysł i zagłuszyć ból płynący z ramienia.

Obudził się niemal przed południem, kurwiąc na czym świat stoi. Stracił tyle czasu od poranka! Jego stan wymagał jednak regeneracji, podobnie jak i stan innych rannych, którym co by nie było przez noc stan się poprawił a przynajmniej ustabilizował. Tupik musiał spełnić obietnicę wyciągnał więc fajkę ze stylizowaną głową smoka, załadował ją porządnie zielem, po czym przebudził Waltera dmuchem w twarz. Krasnolud z mlaśnięciem oblizał się i obudził, po czym spragniony chwycił za faję, nieco dusząc się od gryzącego dymu.

- Spokojnie bo Ci się szwy porozpruwają przyjacielu.

Dopiero po przebudzeniu i porządnej fajce gotów był na rozpoczęcie dnia. Brakowało mu tylko śniadania złożonego z potrójnej jajecznicy smażonej na boczku i kufla piwa. Profesor już czaił się w pobliżu niecierpliwy informacji, podobnie jak reszta bandy oczekująca przydziału zadań a może tylko pieniędzy... Halfling wypłacił im resztę należnego tymczasowo pozostawiając ich do ochrony karczmy. Ci bardziej zainteresowani sprawami Tupika stłoczyli się wokół jego stołu i Profesora, trzeba było bowiem omówić poprzednie nocne wydarzenia, jak i zagospodarować resztę dnia jaka im pozostała.

Halfling wcinał jajecznicę, popijał piwem i mówił, wykazując nieco brak kultury. Głód który go ściskał nie pozwalał na nie jedzenie, a profesor na nie mówienie, więc musiał łączyć obie te czynności.

- Krogulec stchórzył tracąc większość swoich ludzi. Potrzebna nam jednak każda broń jaką możesz nam dostarczyć i to od zaraz właściwie. Śmierdziel posługiwał się magią, nie mogłem go trafić żadną kulą a aż tak ślepy czy nieporęczny nie jestem. Potrzeba mi więcej kwasu, tym razem będę wiedział jak go użyć, lub tych twoich środków wybuchowych jeśli zadziałają po rzucie. My zajmiemy się dziś handlem a Ciebie proszę o rozpoczęcie produkcji płynnego ognia. Max na najbliższe dni pozostanie jednak przy mnie, nie nadaje się na człowieka na posyłki tak jak wcześniej myślałem, poza tym podczas walki nie wykazał się zupełnie. Nie będzie dobrym materiałem na ochronę, ale przy mnie jeszcze oszlifuje swe umiejętności.
Tupik krył Maxa, wiedząc, że informacje o jego magikowaniu z pewnością mu nie pomogą. Kwestię błysków lepiej było zrzucić na Krogulca i efekty uboczne jego magii która sprawiała że Tupik, nie mógł doń trafić. Sakiewka z dwudziestoma Karlami jaka tej nocy zmieniła właściciela, trafiając w ręce Maxa jemu samemu wyraźnie mówiła co Tupik sądził o jego działaniach. Wiedział, jak bardzo naraża się ujawniając magiczne zdolności, ale tym bardziej potrzebował go przy sobie. W nocy przeprowadził tez mały eksperyment z Levanem, ukradkiem rzucając go kamyczkiem, ciekaw czy to czasem nie wisior sprawiał zmianę lotu pocisku... Max zresztą mógł tez ten wisior sprawdzić a Tupik zastanawiał się czy mając go na szyi byłby w stanie trafić Krogulca... " może dlatego mi go nie dali? " - zastanawiał się wiedząc, że będzie trzeba z Levanem poruszyć ten temat.

- Siara lub Belfer, albo Chudy Jose, możesz wybierać - rzekł do Profesora. - Jeśli pozostaniesz tutaj, znacznie więcej osób będzie cię pilnowało, niezależnie od okoliczności. Tupik uznał temat niemal za zamknięty, choć dobrze wiedział, że profesor lubi i umie się targować.

Zamierzał po uzyskaniu danych zając się handlem, do którego chciał zaprząc bzyków pozostawiając ich pod nadzorem "braci" i Waltera - za zgodą profesora. Taka organizacja szajki dostawców byłaby idealna o czym nie omieszkał powiedzieć Profesorowi. Pozostawała kwestia Czarnego Karla, z nim również zamierzał się spotkać, być może jeszcze tego samego dnia, o ile profesor przekaże odpowiednią ilość proszku i arsenału do szerzenia zniszczeń, bo bez jednego czy drugiego nie zamierzał udawać się do kultysty kupca.

Kwestię Grzecznego, pomysłów i komentarzy zostawił na koniec, niejako czekając aż każdy wyrzuci z siebie wszystko, sam nie zamierzał dolewać oliwy do ognia. musieli się zająć jeszcze wszak pogrzebem... " Całe szczęście, że cmentarz jest blisko" - pomyślał wiedząc, że każdy z jego ludzi zasługuje na grób... być może czyjś, ale zawsze.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-05-2010 o 16:13.
Eliasz jest offline