Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 17:13   #18
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lokal Eviva l'arte, mało przypominał bar, co można było stwierdzić już po samej nazwie. Szumnie był tak zwany chyba jedynie przez swoich właścicieli. Artystyczny wystrój i muzyka sprawiały, że człowiek czuł się raczej jak na wystawie jakiejś tandetnej sztuki, mieszanki wszystkich stylów od antyku po współczesność, niż w zwyczajnym pubie. Baldrick'owi miejsce to w ogóle nie odpowiadało, lecz w dzielnicy Soho o tej porze, w dodatku w niedzielę, nie mogli już liczyć na nic innego.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d7t2Szwzdbg[/MEDIA]

- Po prostu z nim porozmawiaj, to chyba nie jest zbyt trudne? - Stabler oparł się łokciem o stół i pomachał palcem przed oczami Terrence'a - Ale z tobą tak zawsze! Do licha jesteś jego ojcem, co powiedziałaby Marge?

- Byłem dzisiaj u niej, nie była zbyt rozmowna - odrzekł Baldrick po czym upił duży łyk z kufla - Może innym razem ją o to zapytam.

- Nigdy się nie zmienisz? To dobry chłopak, mógłbyś czasem zamienić z nim kilka słów - Theodor skinął na kelnera i zamówił kolejną kolejkę - Jeśli nie chcesz rozmawiać z nim o Marge, to może chociaż pogadajcie o robocie? Obaj robicie w N.Y.P.D.

- W porządku, pogadam z nim, dasz mi teraz spokój? - widząc potwierdzającą minę Stabler'a dodał - Bóg zapłać ci dobry człowieku! - odebrał piwo od kelnera i pstryknął palcami jakby właśnie wymyślił coś genialnego - Porozmawiajmy lepiej o naszym entuzjaście krojenia panienek.

- Pieprznik, Terrence, mówię ci – widać było, że nawet Theodor żywiej zainteresował się tą sprawą – Maniak pokroił ją na tyle kawałków, że ich znalezienie i oznaczenie zajęło nam ponad kwadrans. Widziałem już wiele gówna w tej pracy, ale to zupełny syf. Tylko raz słyszałem o podobnej sprawie. Sprzed czterech lat z Bostonu. Faceta nazywano „Ludzką Układanką”. Zdołał zabić dwie osoby, krojąc je na drobne kawałeczki. Dużo drobniejsze. Złapali go po kilku tygodniach, bo facet brudził przy tym niemiłosiernie. Popaprana sprawa, mówię ci. Możesz zadzwonić do kogoś z Bostonu, kto zajmował się tym przypadkiem. Może ma jakieś sugestie, chociaż pewnie i tak nie będą ci potrzebne.

- Ludzką Układanką? Dziennikarze nie mogli wymyślić już lepszej ksywki?

- Najwidoczniej nie, w każdym razie możesz to sprawdzić.

- Może tak zrobię, choć szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi, nie wiem dlaczego Mac Nammara tak nas naciska. Zebrał cały zespół żeby znaleźć popaprańca, który od czasu do czasu lubi coś pokroić, wielkie mi halo. Nie ma już ciekawszych zbrodni?

- Chronić i służyć, to chyba oznacza powstrzymywanie każdego szaleńca, który biega po Nowym Yorku, prawda? Nie tylko tych, którzy mają bogatą osobowość, filozoficzne przemyślenia na temat sensu życia i godzinami planują jak zyskać władzę nad światem.

- I właśnie dlatego jesteś patologiem a nie detektywem Theo, śledztwo powinno być prawdziwą zagadką, o tak!

- Skąd wiesz, że to takie nie jest?

- Nie pociąga mnie okultyzm, banda iluminati to nie moja działka.

- Szaleniec pokroju Bundy'iego byłby odpowiedniejszy?


- Ah, Ted Bundy - Baldrick widocznie się rozmarzył - Dzisiaj już nie rodzą się tacy cwaniacy.

- Potrzebujesz swojego profesora Moriarty'ego, nie Holmes?

- Koniec tej dedukcji drogi Watson'ie, muszę siusiu.


Baldrick wstał od stolika i niezbyt szybkim krokiem ruszył w kierunku toalety przy okazji zerkając ukradkiem na kilku klientów, którzy zajęli miejsce w rogu lokalu. Była to grupka młodych i wciąż chichoczących ludzi, którzy nijak nie pasowali do atmosfery lokalu.

Nie zwracając na nich większej uwagi ruszył dalej, po chwili znalazł się w toalecie, wyglądała dość przyzwoicie, lecz po tego typu lokalu można by spodziewać się czegoś więcej. Baldrick szybko załatwił swoje potrzeby i już miał wychodzić, kiedy jego uwagę przykuł szary gołąb, który przysiadł sobie w oknie jakby było to dlań wymarzone miejsce. Terrence pokręcił jedynie głową i już zaczął otwierać drzwi, gdy nagle ptak speszył się i mocno trzepocząc skrzydłami znikł z pola widzenia. Niemalże w tym samym momencie pękło lustro a jego odłamek z głośno uderzył w umywalkę i rozbił się na drobniejsze kawałki.

Serce Terrence'a jeszcze przez kilka chwil próbowało wyrwać się z jego piersi, w duchu ganił się za to, że dał się wystraszyć całym tym zdarzeniem. Było ono co prawda dziwne, lecz uznał je tylko za niecodzienny zbieg okoliczności.

Rozmawiał jeszcze przez jakieś 15 minut z Stabler'em po czym obaj doszli do wniosku, iż pora już opuścić Eviva l'arte. Theodor był już mocno wstawiony w przeciwieństwie do Baldrick'a, u którego jedynie alkomat mógł wykryć, że wypił jakiś alkohol. Tak to już jednak było z Stabler'em, nawet po dwóch kolejkach słabego piwa wyglądał na pijanego w sztok.

***

Na komendzie Baldrick zjawił się około godziny 13:15 i od razu skierował swe kroki do swojego biura. Już z daleka dojrzał młodą policjantkę, która trzymając w rękach stertę akt biegła w jego stronę. Baldrick szybko zatrzasnął drzwi i przekręcił zamek nim kobieta dotarła na miejsce.

- Panie Baldrick! To bardzo pilne! - krzyknęła głośno pukając - Te raporty miały być podpisane już dwa tygodnie temu!

- Apage Satanas!!! - wrzasnął Terrence tworząc z palców znak krzyża.

- Panie Baldrick... - policjantka stała jeszcze przez kilka chwil przyglądając mu się zza przeszklonych drzwi, w końcu jednak zrezygnowała i wróciła do swoich obowiązków.

Gabinet Baldrick'a nie wyglądał zbyt nadzwyczajnie, ot proste drewniane biurko ze stającym na nim komputerem i niemałą kolekcją różnych papierowych zwierzątek. Jedyną rzeczą, która mogła rzucać się w oczy był wielki plakat wiszący na jednej ze ścian, przedstawiający znanego dawniej wrestlera Shawn'a Michaels'a.


Na regale, stojącym w rogu pomieszczenia, znajdowała się zaś ogromna kolekcja wszystkich sezonów serialu Prawo i Porządek, którego Baldrick był wiernym fanem i który oglądał w pracy, gdy nie mógł sobie znaleźć ciekawszego zajęcia.

Terrence postanowił sprawdzić wersję Stabler'a, podniósł słuchawkę i poprosił by połączono go z Komendą Główną w Bostonie, sam również wątpił, iż dowie się czegokolwiek ciekawego, ale z drugiej strony warto było spróbować. Właściwie jedyną rzeczą, która łączyła sprawy i to dość luźno, było krojenie zwłok, Theodor nie wspominał jednak nic o rytualnym podtekście tamtych zbrodni.

- Słucham? - odezwał się głos w słuchawce, mężczyzna nawet nie kłopotał z wypowiedzeniem oficjalnej formułki.

- Terrence Baldrick, Wydział Specjalny Nowoyorskiej Policji. Chciałem dowiedzieć się czegoś na temat człowieka zwanego Ludzką Układanką, prowadzimy teraz sprawę, która może mieć z nim jakiś związek - rzekł Baldrick.

- Chwileczkę - funkcjonariusz odszedł od telefonu na dłuższy czas, kiedy zaś w końcu wrócił rozpoczął beznamiętnie - Gregory Stotch, rasa kaukaska, wiek 37 lat, złapany w 2007 roku podczas próby porwania bliźniaczek Tooel.

- O co został oskarżony?

- Chwileczkę
- mężczyzna nie zbyt chętnie sprawdzał teraz akta sprawy, zapewne gdyby dzwonił ktoś o niższym stanowisku niż Terrence nie otrzymał by dzisiaj żadnych informacji - Porwania, tortury, morderstwa.

- A coś więcej na temat samych zbrodni?

- Chwileczkę... znany głównie z szatkowania swoich ofiar na drobne kawałeczki... z ogromną precyzją... potem porzucał je na placach zabaw...

- Precyzja, tak? Kim był z zawodu? Chirurgiem?

- Nie, nie, był rzeźnikiem... Stwierdzono u niego poważne zaburzenia umysłowe, był święcie przekonany o tym, iż jest posłańcem, który wypełnia jedynie rozkazy Boga, nazywał się Aniołem Śmierci... czy jakoś tak. Od czterech lat przebywa w zamkniętym Szpitalu Psychiatry...


Dalszej części Baldrick już nie usłyszał, nie miał zamiaru marnować więcej czasu na wysłuchiwanie szczegółów śledztwa, które w żaden sposób nie mogło mu pomóc. Powoli zbliżała się godzina 14:00, Terrence nie miał zbyt wielu informacji, które mogłyby pomóc w rozwiązaniu sprawy, ale zapewne jego koledzy po fachu będę mieli coś do przekazania kapitanowi. Kilka chwil później ruszył w kierunku biura Mac Nammar'y.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline