Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 18:50   #24
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Sytuacja uspokoiła się, Vincent trzymał swego chowańca na ramieniu, i lekko głaskał jego łuskowatą głowę. Chciał zacząć już gadać gdy Veth zaproponował podróż do zamku. Młodzieniec z początku chciał zostać i porozmawiać ze swymi nowymi towarzyszami, jednak po chwili ruszył za kuzynem. Droga pieszo do zamku mogła być nader interesująca! Wybiegł na przód grupy i wesoło pogwizdując szedł w stronę majaczącej na horyzoncie budowli, wtedy jednak usłyszał jakieś zamieszanie na placu który przed chwilą zostawili za sobą. Obejrzał się i zobaczył karocę, do której wchodziła już trójka szlachciców. Spojrzał na Vetha i swoją opiekunkę którzy zawrócili w stronę karety i spytał głośno pokazując palcem na odległą budowlę.

- Czemu nie możemy iść tam pieszo? Przecież to była by ciekawa droga! Karety robią się już pomału nudne, a po za tym w tyle osób będzie nie wygodnie! Chodźmy pieszo, proszę proszę!

Veth chciał już coś powiedzieć, ale nie zdążył gdyż jedno spojrzenie Drowki starczyło za cała odpowiedź. Vincent spuścił głowę i ruszył powoli za resztą do powozu. Wgramolił się do środka i zajął miejsce na ławie między Vethem a drzwiami. Psikusa ułożył na kolanach, a powóz ruszył. Tak jak Vincent przewidywał w drodze zaczęło mu się nudzić, dla tego też otworzył swój wielki plecak, na którym spoczywał Psikus i jednym płynnym ruchem ręki wydobył z niego dwa średnich rozmiarów kamyczki. Zamknął plecak i uśmiechnął się podrzucając kamienie do góry. Małe kamyczki zatrzymały się na wysokości jego głowy i poczęły powoli dokoła niej krążyć, ale nie był to koniec atrakcji jakimi Vincent postanowił umilić sobie drogę. Wskazał palcem na każdy z kamyczków i już po chwili zaczęły one błyszczeć jasnym blaskiem. Młodzieniec zaśmiał się i podziwiał efekt czarów, o tym ze jasne światło w małej karocy mogło denerwować innych nawet nie pomyślał. Przecież każdy lubi latające kule świetlne, to oczywiste! Pogwizdując cicho, obserwując kule i głaszcząc Psikusa przetrwał to nudną i cichą podróż. Wolał bowiem się nie odzywać gdyż, czuł że mogło by mu się wtedy oberwać od kapłanki. Nawet Vincent miał jakiś instynkt samo zachowawczy.

Kareta w końcu dotarła do Zamku, a młodzieniec jednym ruchem zebrał kamyki do plecaka, położył sobie Psikusa na głowie i wyskoczył z powozu. Zamczysko z bliska było jeszcze bardziej imponujące. Vincent zrobił wielkie oczy i nie mógł powstrzymać się od komentarza wyrażającego jego zachwyt.

- Łaaaaaał! Jest większy nawet od Enklawy! Ale super, tak sobie wyobrażałem Zamki o których czytałem! Ale super, noo kiedy wejdziemy do środka no kiedy!!

Młodzieniec znowu zaczął podskakiwać targany emocjami, w niecierpliwym oczekiwaniu aż wszyscy wygrzebią się z karocy. Jednak zajęło im to więcej niż sekundę a to dla młodzieńca w takiej sytuacji było stanowczo za długo.

- No szybciej szybciej. Wysiadajcie, nie widzicie jaki piękny Zamek! Czemu się tak guzdrzecie!

Veth już po chwili wyłonił się z powozu i stanął koło młodego, tak samo Qualnvyll. Po chwili cała grupa prowadząca przez służącą szła długim korytarzem pełnym obrazów. Ściany były zimne, a zamek cichy, znaczy był cichy póki Vincent do niego nie wkroczył. Młodzieniec gdy tylko znalazł się w jednym z długich korytarzy, zaczął wesoło i głośno pogwizdywać, a echo melodii niosło się po ciemnym przejściu. Jednak nie dano mu długo cieszyć się tą wesołą melodyjką, gdyż drowka zasłoniła mu usta ręką.

- Nie teraz Vincencie. Później sobie pośpiewasz.- skomentowała kapłanka swym zimnym wychowawczym tonem. Młody wiedział ,że kłótnia z ta kobietą nie ma sensu, więc posłusznie usłuchał swej niańki.

Już po chwili stanęli przed wielkimi dębowymi drzwiami, który otworzyła im służąca zapowiadając ich przybycie. Oczom Vincenta, którym oczywiście od razu wyrwał do przodu ukazała się piękna sala jadalna.


Młody rozejrzał się po sali ale już po chwili podszedł do nich baron by powitać swoich gości, człowiek ten wyglądał na lekko otyłego staruszka. Zaklinacz już chciał wyskoczyć do przodu by się przywitać, lecz jego opiekunka powstrzymała go kładąc mu dłoń na ramieniu. Następnie nastąpiła prezentacja córek Barona. Vincent zadrżał gdy Anathria spojrzała na niego, ale po chwili już o tym zapomniał. Jego uwagę przykuła Mika i Nienna, jedna z nich na oko była w jego wieku, druga zaś była sporo młodsza. Szlachcic ucieszył się na ich widok i wyślizgując się swojej opiekunce od razu podbiegł przywitać się z nimi. Miał nadziej że spotkał osoby, z którymi będzie mógł dobrze się tu dogadywać. W Enklawie brakowało dzieci w jego wieku, tak więc każdego swego rówieśnika traktował nadzwyczaj miło. Nie pytając o zgodę chwycił dłoń Nienny i musnął ją lekko ustami, tak jak uczył go tego Ojciec ( o tym by pytać o pozwolenie nie wspominał), tak samo postąpił z Miką.

- Witajcie, jestem Vincent Drakano! Miło mi was poznać! Długo na nas czekaliście? Mam nadzieje ,że nie! Ale musze przyznać ze droga była bardzo interesująca! – i z ust młodziana wypłynął szybki potok słów skierowany do dwóch szlachcianek.

- Nie czekałyśmy wcale, Anathria nas uprzedziła- odparła Nienna, a jej młodsza siostra pokiwała tylko energicznie głową na poparcie jej słów. Dziewczyny nie wydawały się być urażone zachowaniem Vincenta. Sprawiło to iż młodzieniec, uśmiechnął się do nich szeroko i powiedział:
- Potem jeszcze porozmawiamy, bo teraz chyba szykuje się uczta, a ja niezwykle zgłodniałem przez drogę!

Skłonił się lekko w stronę szlachcianek i ruszył za innymi w stronę stołu. Usiadł między Vetehm a drowką, w między czasie zdjął swój płaszcz, oddając go służącej która ich tu przyprowadziła, plecak postawił koło krzesła. Teraz miał na sobie swa biała apaszkę, i luźną czerwoną kamizelkę zapinaną srebrnymi guzikami, spodnie kolorystycznie pasowały idealnie do reszty stroju. Szlachci zabrał się do jedzenia. Jeżeli o to chodzi, to młodzian pokazywał sobą najwyższa kulturę spożywania posiłków, jadł nie śpiesząc się sprawnie posługując się sztućcami. Widać było ,że jest on przyzwyczajonych do takich warunków, i uczty nie są dla niego nowością. Gdy młodzieniec jadł, smakując wyborne dania i sycąc nimi swój głód Psikus otworzył swoje oczka.

Stworzonko ziewnęło i przeciągnęło się na głowie Vincenta. Swymi małymi oczkami popatrzyło po zebranych a potem po stole. Stworzonko rozłożyło skrzydełka i wzniosło się nad głowę młodzieńca. Wisiało tak chwile w powietrzu delikatnie machając błoniastymi skrzydłami po czym ruszyło przed siebie. Traf chciał ,iż naprzeciwko Vincenta, siedziała Anatharia. Szlachcic nie przejął się tym że jego chowaniec szybuje nad stołem, Baron natomiast spojrzał jedynie na zwierzaka nic nie mówiąc. Psikus tymczasem wygodnie i z gracją wylądował na stole tuż koło talerza, ubranej na czarno kobiety. Spojrzał na jej talerz i już chciał ugryźć znajdujący się na nim kawałek mięsiwa, gdy kobieta ruchem nadgarstka przegoniła stworzonko. Vincent zobaczył to kątem oka, i nie spodobało mu się to. Nie lubił gdy ktoś nie dawał się najeść jego zwierzakowi. Pseudosmok jednak nie zaniechał prób nasycenia swego głodu, i spróbował przy innym talerzu. Tym razem najbliżej niego znalazł się talerzyk Nienny. Smok wystawił swój gadzi język i polizał kawałek mięsa na krańcu talerza. Następnie obnażył małe ząbki, i odgryzł kawałek. Szlachcianka lekko się zarumieniła, gdy chowaniec młodego Vincenta, zaczął podjadać jej z talerza, i delikatnym gestem odsunęła talerz. Zwierzątka opuściło głowę i zaczęło węszyć w powietrzu. Małe czarne jak paciorki oczka zobaczyły kawałek mięsa trzymanego przez najmłodszą z córek barona, a ponadto wyciągała ona to mięsiwo w stronę smoczka. Ten rozłożył skrzydła i ochoczo podleciał do młodej dziewczynki i chwycił w żeby mięso. Ta zaśmiała się i pogłaskała łuskowate ciało stwora delikatnie, ten przeżuwając mięso zmrużył oczy i wylądował obok jej talerza. Dziewczynka chichocząc dawał zwierzakowi coraz to nowe kawałki mięsa, i głaskała go po głowie i szyi. Smoczek radośnie zatrzepotał skrzydłami i usiadł na ramieniu dziewczynki, przemawiając jednocześnie telepatycznie do swego pana.

-Ta jesssst, miła. Chodź tu do nassss. Czuje ,że sssspodobają sssię jej twoje żarty.

Po tej wiadomości smok wyciągnął się na ramieniu dziewczynki domagając się więcej pieszczot i jedzenia. Otrzymał o co prosił.

Vincent uśmiechnął się, wyszczerzając zęby do Miki. Gdy smoczek przekazał mu wiadomość, odłożył sztućce i wstał do stołu, znaczy spróbował wstać bo jego opiekunka szybko usadziła go z powrotem na miejsce. Vincent spojrzał na nią obrażonym wzrokiem, na co otrzymał jedynie krótką odpowiedź
- Co mówiła matka? Siedź. i zachowuj się jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Bez wygłupów- jak zwykle była zimna i zasadnicza.
Vincent spojrzał na kapłanką niczym na swego największego wroga, ale młodzieniec nie lubił dawać za wygraną. Podniósł rękę i pomachał do dziewczynki szczerząc zęby poczym na tyle głośno by ona go usłyszała powiedział.

- Podoba ci się?! Nazywa się Psikus! To mój najlepszy przyjaciel, ale widzę że i Ciebie polubił! A ty masz jakieś zwierzątko?

- Żadnego, tatko twierdzi, że jestem za mała- odparła dziewczynka, spuszczając głowę.
- Mi ojciec przywiózł Psikusa, z jednej ze swoich wypraw handlowych! Był wtedy mniejszy niż teraz. A twój ojciec dużo podróżuję? Zabiera Cię ze sobą?- wypytywał się dalej Vincent.
- Nie, tatuś głównie siedzi w mieście. Kiedyś był silny, ale zranił sobie nogę i teraz wszędzie o laseczce chodzi. Anthria dużo podróżowała, ale teraz jest tu z nami.
- Moi podróżują strasznie dużo ,dla tego głownie przebywam z moją opiekunką. – mówiąc to Vincent pokazał na Drowkę. Po czym by kontynuować rozmowę młodzieniec użył pewnej sztuczki. Złożył ręce ze sobą i wyszeptawszy kilka słów, począł mówić do złożonych rąk. Dziewczynka usłyszała cichy szept koło swego ucha. – A co do Anthriai, to ona zawsze jest taka ponura? Wydaje mi się jakaś taka niezbyt wesoła. I Psikusowi nie dała jeść. – ostatnie zdanie powiedział z lekkim wyrzutem w głosie.- Odpowiedz cicho do smoczka, on przekaże mi wiadomość. – Powiedziawszy to szlachcic uśmiechnął się do niej z drugiej strony stołu. Opcja takiego porozumiewania się niezwykle spodobała się Mice.
- - Anthria nie jest ponura, ona mówi o sobie, że jest...- mała zamachała łapką w powietrzu, próbując sobie przypomnieć mądre słowo użyte przez najstarszą siostrę- realistką! Ale ludzie z miasta mówią, że to wiedźma jest, wiesz? Jak ci dorośli tak mogą na siebie brzydko mówić! Przecież każdy wie, że wiedźma mieszka w lesie i ssie ludzki szpik!- szepnęła na ucho psikusa, który przekazał telepatycznie wiadomość Vincentowi.
Kapłanka patrzyła podejrzliwie na zachowanie Vincenta i dziewczynki, nie spuszczając ich z oczu. Vincent kontynuował jednak swa magiczną pogawędkę.
- Ja tam tylko o wiedźmach czytałem. Ale faktycznie ponoć w lasach mieszkają! Ale widzisz ja też znam parę sztuczek, jak chcesz to Ci potem pokażę! Może trochę rozweselimy potem twoją siostrę?
- Nieeeee wiem...- Mika zamachała nóżkami, widać było, ze bardzo chce skorzystać z propozycji, nie wiedziała jednak, czy powinna- Jak Anthraja się dowie, to będzie źle. Wiesz, że z tą wiedźmą to prawie prawda?
- Ja się tam nie boje wiedźm! Mój kuzyn mnie obroni w razie potrzeby. – powiedział puszczając małej oko, i pokazując ruchem głowy na Vetha.- A po za tym niby czemu to prawie prawda? Ma jakiś domek w lesie czy co? –Młodzieniec wciąż mówił do złożonych dłoni, odpowiadając na telepatyczne wiadomości Psikusa.
- Nieeee, ona ma taką duza, grubą, staaaaaaaarą książkę, chyba od samego Elmisntera! I ma taki zamek magiczny, tylko ona wie, jak ją otworzyć!
- Tak? – Vincent wyszczerzył zęby- Znam parę sztuczek, które otwierają różne zamki, jak chcesz potem będziemy mogli sprawdzić ta książkę! Chyba że będziesz się bała? – zaakcentował słowo bała, by podburzyć dziewczynkę, na przyszłość
- Nie boję się, jestem za duża na to!- odburknęło dziecko, splatając ręce na piersiach i robiąc obrażoną minę
- Oj no nie obrażaj się! – powiedział młodzieniec przepraszającym tonem, a telepatycznie poprosił swego chowańca żeby również przeprosił małą. Psikus spełnił prośbę pocierając pyszczkiem o policzek dziewczynki- U mnie w posiadłości, często robi się żarty! Kiedyś tak urządziłem korytarz ,że wszyscy wchodzący do jadalni ślizgali się jak na lodzie. Nikt nie ustał na nogach! – powiedziawszy to zaklinacz zachichotał przypominając sobie jeden ze swych lepszych kawałów.
- Mieliście lodowisko w domu?!- spytała z zachwytem Mika, energicznie machając nóżkami
- No prawie! Nie był to lód, ale bardzo śliska substancja, więc działało podobnie, a nawet lepiej! Chcesz to ci potem pokażę!
Mała pokiwała głową potakująco, a Vincent przerwał póki co swoją magiczną rozmowę. Psikuś wciąż spoczywał na ramieniu malutkiej dziewczynki dając się głaskać. W tym czasie młody spojrzał na Barona, który akurat miał krótką przerwę od pytań, co młodzieniec wykorzystał.

- Panie Baronie! Ja mam pytanie! Mój ojciec Michael von Erisum Drakano powiedział ,że macie tu problem z wilkołakiem! To prawda? Dużo ich tu macie? Upolowaliście już jakiegoś, długo to trwa? Czy to prawda ze one są takie przebiegłe? Kiedy będzie pełnia? No i gdzie one żyją?! – młody wesoło wylał z siebie masę pytań. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo delikatny temat poruszył, uśmiechając się czekał na odpowiedź. Dobrze że nie zobaczył jakim wzrokiem obdarzyła go jego opiekunka, bo prawdopodobnie spadł by z krzesła.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 03-05-2010 o 13:17.
Ajas jest offline