Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 21:21   #25
Dira
 
Reputacja: 1 Dira nie jest za bardzo znany
Wspólna podróż karocą to nie był najlepszy pomysł. Zwłaszcza kiedy ktoś jest większy, niż przewidywał to budowniczy tejże karocy.
Całą drogę do zamku jedyny syn Vessymileuxonkofaroniona i Vervady, Vethuleion Drakano, spędził pół-skulony, z ogonem owiniętym wokół nóg i boleśnie gniecionymi przez ścianę skrzydłami. Żeby było zabawniej, droga była dość wyboista, i na każdym wertepie, w jaki wjechał stangret, obijał sobie głowę o sufit. Nie było to miłe.
Nadrabiał miną, cierpliwie znosząc niewygodę, raz nawet uśmiechnął się do Eryki(normalnie, nie zębato), a potem oglądał iluminację Młodego. Wprawdzie parę osób miało najwyraźniej zamiar ją zakończyć, i to dość boleśnie dla brata, ale ostrze spojrzenie półsmoka ich powstrzymało. Przynajmniej na razie. Młody był zajebiście zachwycający. Cicho westchnął, a w jego oczach na chwilę rozbłysł smutek. W jego wieku ledwo potrafił zapalić świecę... Zaraz jednak powrócił do swojego zwykłego stanu.
Gdy tylko się zatrzymali, wyskoczył z karocy i z rykiem radości przeciągnął się. W końcu!
Zaraz potem dramatycznie oklapł.
-Jak ja nie znoszę sytuacji oficjalnych...

***

Opinia Młodego o wielkości twierdzy była przesadzona. Zamek był duży, prawda, ale Enklawa była zdecydowanie większa. Chyba. Dawno tam nie był.
Zamek był... solidny. Masywny. Obronny. Był... Cholera jasna, był zamkiem po prostu. Typowym górskim zamkiem. Veth nie miał zamiaru go poetycko opisywać, póki ktoś mu za to nie zapłaci. Nie wyróżniał się niczym szczególnym od innych zamków, jakie Veth zwiedził w swoim życiu. I, prawdę mówiąc, od paru lochów lub podziemnych grobowców też. Wędrując po ciemnym korytarzu, prowadzony przez ochmistrzynię, mimochodem dotknął ściany. Typowo - zimna i wilgotna. Nie pachniało pleśnią, więc chyba tu sprzątali. Straż była uzbrojona, ale broń trzymała sztywno - raczej nie umieli się nią posługiwać.
Weszli do jadalni. Jej wystrój również był dość typowy - barwy barona na ścianach, długi stół na środku, i pan domu... który do nich wstał!
*No... tego się nie spodziewałem...
Nadszedł czas powitania rodziny barona, w tym wypadku - córek. Tutaj Veth mógł się spodziewać albo brzydul, które jeszcze nie zostały wydane za mąż, albo piękności, które zapłaciły za nią całkiem spore sumy u magów. Baron nie wyglądał na bogacza, więc...
*Mam tylko nadzieję, że nie dostanę żadnych... propozycji - Aż się otrząsnął. Dwa lata temu miał podobną sytuację. Na szczęście...
Weszła pierwsza, zimna niczym posąg z czarnego lodu. Spojrzała na Młodego, na niego, i na Erykę. Vethowi bardzo się nie podobało to spojrzenie. Było zimne, drażniące... i podejrzanie badawcze. Prawie jak u Sahrban.
*Wielki Bahamucie i słodka Hlal, niech jej Otchłań lekką będzie - Niemal słyszał śmiech bogini. Lekka Otchłań, dobre sobie.
Teraz nadeszła kobieta w czerwieni. Tu Veth miał na co popatrzeć. Była to piękność, która w dodatku była swej piękności świadoma. Nadeszła powoli...
Potknęła się.
Półświadomie gad złapał ją, nim zaliczyła glebę. Poczuł teraz zapach jej perfum - delikatny, ale przyjemnie drażniący zmysły. Lekko wysunął język, smakując powietrze... zaraz się opamiętał.
-Nic ci nie jest, Pani?
- Dzięki Tobie - potwierdziła z frywolnym uśmiechem, obserwując z bliska muskularny tors gada
-Pani, nawet gdyby mnie tu nie było, z pewnością ktoś inny z tych tu wojów nie pozwoliłby, by tak piękna istota została skrzywdzona - szepnął. W tym samym czasie w jego biednej gadziej główce Veth-półsmok i Veth-szlachcic zawzięcie tłukli się o kontrolę nad ciałem.
- Jednak to Ty, Panie, chwyciłeś mnie, nie oni
-Mam więc szczęście - W tym momencie obie części charakteru naraz rzuciły się do sterów. Veth w końcu puścił kobietę w szkarłacie. Delikatnie ujął jej drobną dłoń w prawe szpony, by musnąć jej palce łuskowatymi wargami. - Veth... ekhm... to znaczy Vethuleion Drakano, do usług pięknej pani
Niestety, tę jakże przyjemną konwersację trzeba było skończyć. Do sali weszły następne dwie pociechy Barona - niewinna nastolatka i dziewczynka, osiem, dziewięć lat.

***

*Achhhh... - Veth z rozkoszą obmył z siebie kurz drogi. Gorąca woda, szare mydło i zaraz półsmok zaczął wyglądać jak należy. Zostawił plecak we wspólnym pokoju jego i Vincenta, wyjął zeń gitarę i miecz, po czym zaczął oliwić ćwieki na karwaszach. Ktoś zapukał i wszedł. Służąca.
-Tak, słucham? - uśmiechnął się przyjaźnie. Kobieta nie odpowiedziała nic. Miała zaprosić gościa barona do jadalni, ale zamiast szlachcica zobaczyła nagiego jaszczura, trzymającego obok siebie przerażający miecz. Zanim założył czyste spodnie, służka już znikła. Ciekawe, co chciała.

***

Zasiedli do stołu. Veth - za cholerę nie wiedząc dlaczego został pokarany w tak okrutny sposób - miast wygodnie usiąść gdzieś w rogu stołu, na jego "dolnym" krańcu, gdzie zwykle siedziała prawdziwa śmietanka towarzyska, siedział po lewicy barona, męcząc się z małym krzesłem i "uprzejmą rozmową", jaka zwykle w takich sytuacjach się prowadziło. Ledwo dziobał jedzenie - był zirytowany, a to zwykle odbiera apetyt - jednak zmuszał się do jedzenia. Jedzenie było ważne. Po za tym, skoro dają za darmo... żal tracić okazję. Niestety, rodziło to kolejne problemy. Veth, mimo swojego charakterku, znał zasady savoir-vivre'u. Wiedział, którym sztućcem jeść którą potrawę. Inna sprawa, że były one dla niego ciut za małe. Efekt był taki, jakby chciał jeść za pomocą wykałaczek.
Półsmok miał ochotę wyć z wściekłości.
W końcu nadszedł koniec. Tutaj, zgodnie ze słowami barona, można była zadawać pytania. Veth zaczął szperać w swoim chaotycznym zbiorze informacji wszelakiej - swojej pamięci. Co do trójki szlachciców... był w amn rok temu. Czasem słyszał ich nazwiska, czasem nawet imiona... ich rody nie były zbyt zaznajomione z baronem. Sangiwinius... Hm... Nic. Baron natomiast... i całe Thandale... Jak przez mgłę Veth skojarzył kilka ksiąg, które czytał, parę rozmów, kilka plotek... ale im bardziej się na nich koncentrował, tym szybciej tylko znikały. Miał zły dzień, cholera.
Trudno, idziemy na żywioł.
-W zasadzie... Najważniejsze pytanie... Czy ktoś przeżył atak? Lub może widział bestię z bliska? Musimy mieć pewność, czy to na pewno jest wilkołak. Wszak jest wiele bestii, w tym i zmiennokrztałtnych, które morduja tak, jak wilkołaki. Może to nawet jakiś oszalały druid, w zmienionej postaci mordujący "niewiernych"? Nauczyłem się w swoich podróżach, że zwykle cel nie jest taki jasny, jak się zwykle wydaje.
 

Ostatnio edytowane przez Dira : 05-05-2010 o 18:30.
Dira jest offline