| Walter otwarł oczy. Czuł się straszliwie. Wszystko go bolało i obraz przed oczami wirował. Khazad podniósł łeb i wejrzał dookoła. Słońce świeciło, nieco go oślepiając. Krasnolu zmrużył oczy i z trudem uniósł rękę dotykając nią głowy.
- Oż kurwa... - stęknął żałośnie. Nieopodal siedziała Ingrid. Przeżyła.
- Jak... Jak to się skończyło? - spytał nieco głośniej, by go usłyszała. Był pewien, że będzie wiedziała o co mu chodzi. Witaj wśród żywych. - uśmiechnęła się, widząc nieco przytomniejszego krasnoluda. Ten to miał kondychę. - Nie uwierzysz, ale wszyscy przeżyli, nawet ten głąb Matt. Krogulec się wyłożył i zwiał jak baba. Tchórzliwe nóżki odmówiły posłuszeństwa. - ukryła starannie wkład Maxa; skoro Tupik nie chciał o tym mówić, nie będzie mu psuła sekretu. - Jak się czujesz?
-Jakby przekopała mnie zgraja zwierzoludzi...- odrzekł ponuro, po czym podniósł się do siedzącej pozycji.
-O kurwa! Jak boli...- dodał, dotykając się ręką za opatrzoną ranę na piersi.
-Ktoś mnie tam wczoraj targał na chodniku nie?- spytał bo nie był pewien, czy to co mu świtało w głowie było rzeczywistością, czy już półsnem.
-Byłbyś walnął o bruk, gdybym cię nie złapała. - przyznała. -Potem było nieco zamieszania, Tupik dostał bełtem od Krogulca, jedna wielka bieganina. Powiedzmy, że odziedziczyliśmy po zbiegłym przeciwniku kilku towarzyszy. - wskazała kciukiem na niedawnych czekaczy. - Jeden z nich cię nawet przyniósł. Wygląda na to, że tu się obrona karczmy zapowiada, barykady ze stołów, takie tam. Do tego Tupik twierdzi, że potrzebuje płynnego ognia. - opowiedziała pokrótce. Po chwili dodała: -Wiesz co, chyba Krogulec się w magię bawi. Jakieś ogniki latały, nic się go nie imało... Ciekawe, skąd takie czary-mary wytrzasnął?
-W chuju mam jego magię. Mam do pogadania z moim ziomkiem, który potrafi załatwić najlepsze krasnoludzkie strzelby. Niech tylko zobaczę tego skurwiela, to mu łeb odstrzele, zanim sie połapie, że nacisnąłem spust...- warknął złowrogo.
-Złapałaś mnie, powiadasz?- wrócił do wcześniejszej kwestii poruszonej przez kobietę.
-Trochę mi odbijało z bólu, więc trafiłam na dach. Potem zeszłam i chciałam wybadać sytuację. No i po drodze postanowiłam cię poszukać. Capnęłam cię, wyrwałam klingę i dokończyłam drania, który cię nabił. Na wypadek, jakby jeszcze miał... wątpliwości co do wizyty u Morra. - zaśmiała się niezbyt sympatycznie, znów poruszając blizną na twarzy. -Mattowi się fanga w pysk należy za ten kocioł. - dodała z niechęcią. -Nóż się przydał?
Khazad zmrużył oczy i wejrzał na kobietę z powagą. Pomogła mu. Będzie miał na nią oko.
-Jaka tam fanga w nos... Dobra zabawa była! Ba, zachował się jak krasnoludzki awanturnik po kilku głębszych w szynku! To mi się podoba!- odrzekł entuzjastycznie.
-Się przydał. Ale teraz będzie dla mnie to drugorzędna broń. Najpierw załatwie sobie te strzelbe i jakiś toporek albo lage!- dodał pewnym siebie głosem.
-Dobrze wiedzieć. - odparła. -Strzelba brzmi świetnie, już widzę dziurę między jego ślepiami. Małe pytanko, skoro już ktoś jest zajęty czymś innym niż jęczenie, picie i knucie kim jest ten cały Mistrz?- Krasnolud wzruszył ramionami.
-A bo ja kurwa wiem? Pracuję dla Profesorka od wczoraj. Właściwie zatrudnił mnie kilka godzin wcześniej, niż Ciebie i tego drugiego gamonia, co nie pobiegł z nami...- skomentował zastanawiając się nad imieniem osobnika.
-Mówisz o tym... Klausie, o ile pamiętam? - rzuciła. -Może Heinrich go zatrzymał, nie wiem. Mnie nie zdążył. - zaśmiała się znowu.
-Dobrze. Nie tylko Stary... Profesorek Cię docenił ale i żeś zyskała w oczach Tupika, Grzecznego no i moich rzecz jasna!- odrzekł gromko, po czym zakaszlał krzywiąc się z doskwierającego mu bólu w piersi.
-Hej, ostrożnie. Tupik cię połatał, ale zagoić się musi samo. I dzięki za uznanie. - dygnęła żartobliwie, znowu dworując. -Po takiej zabawie pewnie cię suszy? – stwierdziła.
-Kurwa! Szkoda, że żeś nie jest krasnoludzką babą, bo czytasz mi w myślach!- stwierdził śmiało. -Ale dymu też musze se sztachnąć...- dodał po chwili szukając w kieszeni swej kurty. Znalazł. Zasłużona fajka i papier z schowanym w środku tytoniem. Krasnolud zaczął z trudem, niezgrabnie nabijać fajkę. Ingrid parsknęła śmiechem. To lubiła w krasnoludach, mieli charakter i lubili korzystać z życia. - Idę postraszyć karczmarza o parę flaszek, nie wylali chyba wszystkiego na pociski? - poinformowała, ruszając ku reszcie. Humor wrócił jej całkowicie. Walter w końcu zrobił, co miał zrobić i zapalił. Jakie to było piękne uczucie. Na nowo zachciało mu się żyć. To było to, czego potrzebował. Krasnolud usłyszał też, że w kompani zbierają się przy stole, by obgadać najważniejsze sprawy. Nie mogło go tam zabraknąć... |