Mi poziom epickości jest na dobrą sprawę zupełnie obojętny.
Jak dla mnie możemy być po prostu zbieraniną najemnych kombinatorów, latających kupą złomu z demobilu i fabuła polegać będzie na przeżyciu następnego dnia w chciwym i niebezpiecznym świecie szóstego tysiąclecia.
A do tego każdy doda swoje wątki w stylu:
- odwiedzić rodzinę (oho, porwali ich!)
- zemścić się na piracie, który zabił towarzysza (według plotek grasuje gdzieś blisko)
- uciec przed długami (przy ostatnim lądowaniu ktoś postać rozpoznał i ruszają za nią łowcy nagród)
- przekonać władze układu, że poprzednia załoga statku, która nałamała z tuzin tutejszych praw, z pohańbieniem córki barona włącznie, to nie my.
- pozbyć się fajtłapowatego adoratora prześladującego jedną z żeńskich postaci, który zjawia się w najmniej dogodnych momentach.
To ma wielką grywalność i fabuła rozwinie się sama.
Ale w założeniach mieliśmy to chyba budować na czymś Ważnym - nie żeby mi na tym jakoś specjalnie zależało, ale wydawało mi się, że było to istotne dla behemota