Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2010, 10:33   #66
Vampire
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Chwilę po tym, gdy Roberto wraz z Sebiemirem opuścili plac otoczony ruinami, do niedawna pięknej części miasta, ruszyli pomiędzy uliczkami pełnymi głazów, resztek ścian, dachów, belek stropowych i wielu innych. Gangrel wyostrzył swój wzrok i słuch, jego oczy nabiegłe krwią wydawały się żarzyć w ciemnościach jak dwa ogniki, ale dzięki temu widział w całkowitych ciemnościach tak jak większość widzi w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Postanowił zabrać kilka drobiazgów, a odłożyć parę innych, dlatego prowadził Torreadora tak, aby zbliżyć się do własnego schronienia. Po drodze napotkał Gangrela, który patrolował terytorium Klanu wraz ze swymi zwierzęcymi sługami. Roberto pozdrowił Yoseffa skinieniem głowy i ruszył dalej w kierunku swego schronienia. Yoseff Bestia, bo tak był wśród Gangreli nazywany, obrzucił swymi wilczymi oczami towarzysza Roberto. Bestia był jedynym, znanym Roberto wampirem, który potrafił niemal perfekcyjnie władać swą bestią, a ponadto poskramiać bestię innych. To sprawiało, że Roberto był skłonny uwierzyć, że Yoseff Bestia zwyciężył w walce Lupina.
Już po kilku minutach byli w pobliżu schronienia Roberto, były to ruiny jakiejś sporej budowli.
- Sebiemirze, idź prosto tą uliczką, ja za chwilę cię dogonię, muszę zabrać kilka drobiazgów z mojego schronienia. Terytorium Klanu jest dobrze strzeżone, więc możesz iść spokojnie, jesteś tu bezpieczny.
- Dobrze, lecz nie zwlekaj, zostało mało czasu do świtu, a ja wolałbym nie czekać na ciebie w elizjum. - odparł Torreador po czym ze skinieniem głowy ruszył dalej wskazaną uliczką.
- Tak, za chwilę do ciebie dołączę.
Gangrel biegiem ruszył w stronę ruin starego kościoła, następnie udał się do piwnic kościelnych, w których niegdyś składowano wino, a teraz służyło Roberto jako 'oszukańcze' schronienie. Na miejscu przywitał się ze swoimi strażnikami: Kotem, Szczurem i Krukiem, potem udał się do niewielkiej piwniczki, która była urządzona tak jak by tu właśnie Roberto sypiał. Przemienił się we mgłę i pod taką postacią przecisnął się przez szczelinę grubości włosa do sąsiedniej piwnicy, której wejście było kompletnie zawalone. Ponownie przybrał ludzką postać, odłożył krew Samary, zabrał skrzypce i nałożył pod tunikę kolczugę, ukrywając ją pod tuniką "Mieczysław najwyraźniej się obawia o swoje życie, więc powinien mieć ku temu powody, więc lepiej być ostrożnym."
Po kilku minutach opuszczał już swoją siedzibę biegiem, a gdy zrównał się z Torreadorem powiedział:
- Sebiemirze, dzisiaj oczekuję od ciebie bycia obserwatorem. Bardzo cię proszę, podczas rozmowy bacznie słuchaj i obserwuj. Nie mieszaj się do samej rozmowy, poza grzecznościowymi sentencjami. Bardzo mi zależy abyś starał się wyłapać najdrobniejszą zmianę w głosie, zwracaj uwagę na odruchy. Jesteś artystą, a ci z reguły mają świetny słuch, zmiana głosu osoby przesłuchiwanej nawet o jeden ton może być już dowodem na kłamstwo. Od Twoich obserwacji wiele zależy, ja będę zadawał pytania i notował odpowiedzi i nie będę mógł wyłapać wszystkich drobiazgów. Czy zrobisz to dla śledztwa?
- Niechaj tak będzie, ja i tak za bardzo nie wiedziałbym jakich pytań zadać. - zaśmiał się - a, że ponoć klan Gangrel jest zaraz obok Nosferatu najlepszymi detektywami nie będę się z tobą sprzeczał, Roberto. - Odrzekł z uśmiechem i wraz ze swoim towarzyszem ruszył do elizjum.
- Bardzo ci dziękuję, za Twoją uprzejmość. – odparł Roberto

Podczas dalszej, szybkiej wędrówki, Roberto prowadził z Sebiemirem rozmowę na dość luźne tematy. Choć najbardziej interesowało Roberto doskonalenie gry na skrzypcach. De Lara umiał grać na skrzypcach, tak jak rzemieślnik potrafi wykonać swoją pracę, jednak nie potrafił improwizować, znał wiele terminów muzycznych, którymi bezbłędnie operował. Po drodze zagrał kilka kawałków, co tylko utwierdziło Torreadora, że Gangrel potrafi jedynie kopiować muzykę, nie potrafił zagrać nic 'od serca'. Sebiemir dostrzegł także kilka drobnych błędów niewpływających znacznie na grę, a były to: sposób trzymania skrzypiec i smyczka, sposób, w jaki Gangrel dociskał struny.
- Ładnie grasz, nie powiem. Jednakże widzisz, mam dla ciebie parę rad, które czy weźmiesz pod uwagę to już tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Po pierwsze widzę, że ręka, którą trzymasz gryf jest bardzo spięta i niewyobrażalnie sztywna. Musisz się rozluźnić, żeby ta ręka ledwo, co przytrzymywała skrzypce, bo za bardzo się na niej skupiasz i niekiedy tracisz rytm. Masz się skupić na palcach i na smyczku. Prócz tego jak widzisz na skrzypcach nie ma progów i trudno jest trafić w odpowiednie miejsce. W melodiach, które grałeś było kilka ledwo dostrzegalnych fałszów będące następstwem złego ułożenia palca na strunie w nieodpowiednim miejscu. Gdy uczysz się jakieś konkretnej melodii musisz perfekcyjnie opanować każdy dźwięk z osobna. Przez to później będziesz w stanie je "skleić" w ładną całość. Ostatnie, co mi się rzuciło w oczy był to sposób trzymania smyczka. Twoje palce powinny inaczej spoczywać na nim. Palec wskazujący powinien gładko siedzieć na drewienku by mieć lepszą kontrolę nad ustawieniem go pod odpowiednim kątem, zaś kciuk i palec środkowy powinny dociskać go z obu stron by nie wypadł ci z rąk. Jednak jestem zachwycony twoim talentem, mam nadzieję, że będziesz go dalej szlifował. - Torreador był zafascynowany tematem, gestykulował przy swoim monologu niezmiernie żywo, zmieniał tony głosu, widać było, że jest przynajmniej lekko podekscytowany.

De Lara z ogromnym entuzjazmem zaczął wypytywać o najdrobniejsze szczegóły, nawet przyłapał się na tym, że obaj są zafascynowani na swój sposób grą na skrzypcach.
- Bardzo ci dziękuję, Sebiemirze, za porady, których właśnie potrzebowałem. Moja nauka stanęła w miejscu, zwyczajnie nie miałem nikogo, kto potrafiłby dostrzec i poprawić moje błędy. - Gangrel pokłonił się Torreadorowi. - W wyrazach wdzięczności zagram ci melodię, która jest bardzo popularna na Sycylii i nigdzie indziej. Jeśli nie byłeś tam nigdy i nie miałeś okazji jej słyszeć to oto teraz masz okazję. - Gangrel idąc, grał dość egzotyczną i skomplikowaną melodię, starając się uwzględnić wszystkie wskazówki, jakich udzielił mu Sebiemir. Jednak nie ustrzegł się kilku błędów, które w czułym uchu Torreadora bardzo źle zabrzmiały. Roberto dostrzegł nieznaczne mrugnięcie oczu reagujące na fałszywe dźwięki. Mimo to muzyka sprawiała, że nogi ich niosły jak opętane, przez co szybko zbliżali się ku Elizjum. Gdy Roberto skończył, z jego gardła wyrwał się krzyk, głośne - KRAAA!!! - Zupełnie zdezorientowany rozejrzał się dookoła. - Przepraszam za to krakanie, ale ostatnio najwidoczniej moja zwierzęca natura stara się zawładnąć moim gardłem. - Po chwili dodał - Jeśli chcesz zapiszę ci nuty do tej melodii, wierzę, że potrafiłbyś zagrać to znacznie lepiej. Znam jeszcze jedną piękną melodię, lecz tej nie zgram, gdyż wiem, że z pewnością bym zafałszował. Nie chciałbym abyś rzucił we mnie jakąś klątwą "dożywotniego nie grania na skrzypcach".
Gangrel i Torreador wciąż szli i to dość szybko, żywo dyskutując na temat muzyki, rodzajów skrzypiec, a także Roberto dowiedział się, że są organizowane koncerty raz na miesiąc w wielkiej hali. Oczy Gangrela się rozjaśniły, a serce zabiło szybciej, nie starał się skrywać swojej ekscytacji tą nowiną. De Lara nie miał zamiaru przepuścić okazji takiego widowiska, już myślał jak załatwić sobie wejście na ów koncert. Podskakując z radości niczym małe dziecko dopytywał o wszystkie szczegóły powiązane z widowiskiem, łącznie z tym gdzie można zdobyć bilety. W tym czasie, w miejsce, w którym Roberto nieświadomie wezwał kruki, zwierzęta zaczynały powoli się gromadzić. Na początku przybył pierwszy kruk, rozglądając się za tym, który go wezwał, po chwili drugi, trzeci. Krążyły po okolicy przez jakiś czas, nie doczekawszy się tego, który je wzywał ruszyły każdy w swoją stronę.
- Sebiemirze, tak się zastanawiam, czy... - Roberto nie był pewien jak ująć w słowa swoje myśli. - Jeśli byś miał wolną chwilkę, to czy zechciałbyś spędzić nieco czasu nad kilkoma drobiazgami, które zabrałem z domu Izzata. Jeśli Mieczysław ma dobre przeczucie, to drobiazgi, które akurat mam przy sobie, pewnie zwiększyłyby szansę odnalezienia go. Proszę, oto karta do gry, biżuteria oraz pozostałość haszyszu, jeśli byście po jutrzejszym spotkaniu udali się do domu Izzata i tam byś rozpoczął badania, może będą one owocne. - Mówiąc to, de Lara wręczył bawełniany woreczek wypełniony niewielką ilością drobiazgów.




Ribbi, ubrana w typowy Niqab wprowadziła gości do jednej z mniejszych, bardziej kameralnych, sal Elizjum i gestem wskazała miejsca. Pokój urządzony był w stylu europejskim. Solidne krzesła z oparciami wyłożone ciemno-burgundową tkaniną przypominały te używane na dworach europejskich władców i możnych. Z boku stał niewielki sekretarzyk, po drugiej stronie komoda, regał z kilkoma srebrnymi ozdobami. Naczelne miejsce w pokoju zajmował owalny stół, na którym ustawiono dużą lampę z kloszem z mlecznego szkła. Jedna ze ścian zasłonięta była grubą kotarą, ale ciężko było ustalić czy kotara przesłania okno czy jest po prostu ozdobą. Wyznawczyni Seta zajęła jeden z foteli i zapytała:
- W czym mogę pomóc? - zapytała przerzucając lekko zainteresowany wzrok z jednego z gości na drugiego. Jej głębokie, niebieskawo - szare, oczy zdały się nie mieć dna.
- Witaj Pani Ribbi, nazywam się Roberto Alvarez de Lara i jestem jednym ze śledczych, a to jest Sebiemir będący również śledczym. Proszę nie miej nam za złe, że cię nachodzimy, jednak odesłano nas właśnie do ciebie. Potrzebuję pewnych informacji. Czy zechcesz poświęcić nam troszkę czasu?
- Witaj, Pani. - Sebiemir ukłonił nader nisko.
- Zdaję sobie sprawę z tego kim jesteście. Słucham. Noc chyli się już ku końcowi. – odparła Setytka.
 
Vampire jest offline