Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2010, 10:39   #67
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy: Vampire & Manji

Chwilę po tym gdy Roberto wraz z Sebiemirem opuścili plac otoczony ruinami, do niedawna pięknej części miasta, ruszyli pomiędzy uliczkami pełnymi głazów, resztek ścian, dachów, belek stropowych i wielu innych. Gangrel wyostrzył swój wzrok i słuch, jego oczy nabiegłe krwią wydawały się żarzyć w ciemnościach jak dwa ogniki, ale dzięki temu widział w całkowitych ciemnościach tak jak większość widzi w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Postanowił zabrać kilka drobiazgów, a odłożyć parę innych dlatego prowadził Torreadora tak aby zbliżyć się do własnego schronienia. Po drodze napotkał Gangrela, który patrolował terytorium Klanu wraz ze swymi zwierzęcymi sługami. Roberto pozdrowił Yoseffa skinieniem głowy i ruszył dalej w kierunku swego schronienia. Yoseff Bestia, bo tak był wśród Gangreli nazywany, obrzucił swymi wilczymi oczami towarzysza Roberto. Bestia był jedynym, znanym Roberto wampirem, który potrafił niemal perfekcyjnie władać swą bestią, a poskramiać bestię innych. To sprawiało, że Roberto był skłonny uwierzyć, że Yoseff Bestia zwyciężył w walce Lupina.
Już po kilku minutach byli w pobliżu schronienia Roberto, były to ruiny jakiejś sporej budowli.
- Sebiemirze, idź prosto tą uliczką, ja za chwilę cię dogonię, muszę zabrać kilka drobiazgów z mojego schronienia. Terytorium Klanu jest dobrze strzeżone więc możesz iść spokojnie, jesteś tu bezpieczny.
- Dobrze, lecz nie zwlekaj, zostało mało czasu do świtu, a ja wolałbym nie czekać na ciebie w elizjum. -
odparł Torreador po czym ze skinieniem głowy ruszył dalej wskazaną uliczką.
- Tak, za chwilę do ciebie dołączę.
Gangrel biegiem ruszył w stronę ruin starego kościoła, następnie udał się do piwnic kościelnych, w których niegdyś składowano wino, a teraz służyło Roberto jako 'oszukańcze' schronienie. Na miejscu przywitał się ze swoimi strażnikami: Kotem, Szczurem i Krukiem, potem udał się do niewielkiej piwniczki, która była urządzona tak jak by tu właśnie Roberto sypiał. Przemienił się we mgłę i pod taką postacią przecisnął się przez szczelinę grubości włosa do sąsiedniej piwnicy, której wejście było kompletnie zawalone. Ponownie przybrał ludzką postać, odłożył krew Samary, zabrał skrzypce i nałożył pod tunikę kolczugę, ukrywając ją pod tuniką "Mieczysław najwyraźniej się obawia o swoje życie więc powinien mieć ku temu powody, więc lepiej być ostrożnym."
Po kilku minutach opuszczał już swoją siedzibę biegiem, a gdy zrównał się z Torreadorem powiedział:
- Sebiemirze, dzisiaj oczekuję od ciebie bycia obserwatorem. Bardzo cię proszę, podczas rozmowy bacznie słuchaj i obserwuj. Nie mieszaj się do samej rozmowy, poza grzecznościowymi sentencjami. Bardzo mi zależy abyś starał się wyłapać najdrobniejszą zmianę w głosie, zwracaj uwagę na odruchy. Jesteś artystą, a ci z reguły mają świetny słuch, zmiana głosu osoby przesłuchiwanej nawet o jeden ton może być już dowodem na kłamstwo. Od Twoich obserwacji wiele zależy, ja będę zadawał pytania i notował odpowiedzi i nie będę mógł wyłapać wszystkich drobiazgów. Czy zrobisz to dla śledztwa?
- Niechaj tak będzie, ja i tak za bardzo nie wiedziałbym jakich pytań zadać -
zaśmiał się - a, że ponoć klan Gangrel jest zaraz obok Nosferatu najlepszymi detektywami nie będę się z tobą sprzeczał, Roberto. - Odrzekł z uśmiechem i wraz ze swoim towarzyszem ruszył do elizjum.
- Bardzo ci dziękuję, za Twoją uprzejmość.

Podczas dalszej, szybkiej wędrówki, Roberto prowadził z Sebiemirem rozmowę na dość luźne tematy. Choć najbardziej interesowało Roberto doskonalenie gry na skrzypcach. De Lara umiał grać na skrzypcach, tak jak rzemieślnik potrafi wykonać swoją pracę, jednak nie potrafił improwizować, znał wiele terminów muzycznych, którymi bezbłędnie operował. Po drodze zagrał kilka kawałków, co tylko utwierdziło Torreadora, że Gangrel potrafi jedynie kopiować muzykę, nie potrafił zagrać nic 'od serca'. Sebiemir dostrzegł także kilka drobnych błędów nie wpływających znacznie na grę, a były to: sposób trzymania skrzypiec i smyczka, sposób w jaki Gangrel dociskał struny.

- Ładnie grasz, nie powiem. Jednakże widzisz, mam dla ciebie parę rad, które czy weźmiesz pod uwagę to już tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Po pierwsze widzę że ręka, którą trzymasz gryf jest bardzo spięta i niewyobrażalnie sztywna. Musisz się rozluźnić, żeby ta ręka ledwo co przytrzymywała skrzypce, bo za bardzo się na niej skupiasz i niekiedy tracisz rytm. Masz się skupić na palcach i na smyczku. Prócz tego jak widzisz na skrzypcach nie ma progów i trudno jest trafić w odpowiednie miejsce. W melodiach, które grałeś było kilka ledwo dostrzegalnych fałszów będące następstwem złego ułożenia palca na strunie w nieodpowiednim miejscu. Gdy uczysz się jakieś konkretnej melodii musisz perfekcyjnie opanować każdy dźwięk z osobna. Przez to później będziesz w stanie je "skleić" w ładną całość. Ostatnie co mi się rzuciło w oczy był to sposób trzymania smyczka. Twoje palce powinny inaczej spoczywać na nim. Palec wskazujący powinien gładko siedzieć na drewienku by mieć lepszą kontrolę nad ustawieniem go pod odpowiednim kątem, zaś kciuk i palec środkowy powinny dociskać go z obu stron by nie wypadł ci z rąk. Jednak jestem zachwycony twoim talentem, mam nadzieję że będziesz go dalej szlifował. - Torreador był zafascynowany tematem, gestykulował przy swoim monologu niezmiernie żywo, zmieniał tony głosu, widać było że jest przynajmniej lekko podekscytowany.

De Lara z ogromnym entuzjazmem zaczął wypytywać o najdrobniejsze szczegóły, nawet przyłapał się na tym, że obaj są zafascynowani na swój sposób grą na skrzypcach.
- Bardzo ci dziękuję, Sebiemirze, za porady których właśnie potrzebowałem. Moja nauka stanęła w miejscu, zwyczajnie nie miałem nikogo kto potrafiłby dostrzec i poprawić moje błędy - Gangrel pokłonił się Torreadorowi. - W wyrazach wdzięczności zagram ci melodię, która jest bardzo popularna na Sycylii i nigdzie indziej. Jeśli nie byłeś tam nigdy i nie miałeś okazji jej słyszeć to oto teraz masz okazję. - Gangrel idąc, grał dość egzotyczną i skomplikowaną melodię, starając się uwzględnić wszystkie wskazówki jakich udzielił mu Sebiemir. Jednak nie ustrzegł się kilku błędów, które w czułym uchu Torreadora bardzo źle zabrzmiały. Roberto dostrzegł nieznaczne mrugnięcie oczu reagujące na fałszywe dźwięki. Mimo to muzyka sprawiała, że nogi ich niosły jak opętane, przez co szybko zbliżali się ku Elizjum. Gdy Roberto skończył, z jego gardła wyrwał się krzyk, głośne - KRAAA!! - Zupełnie zdezorientowany rozejrzał się dookoła:
- Przepraszam za to krakanie, ale ostatnio najwidoczniej moja zwierzęca natura stara się zawładnąć moim gardłem. - Po chwili dodał - Jeśli chcesz zapiszę ci nuty do tej melodii, wierzę, że potrafiłbyś zagrać to znacznie lepiej. Znam jeszcze jedną piękną melodię, lecz tej nie zgram, gdyż wiem, że z pewnością bym zafałszował. Nie chciałbym abyś rzucił we mnie jakąś klątwą "dożywotniego niegrania na skrzypcach".

Gangrel i Torreador wciąż szli i to dość szybko, żywo dyskutując na temat muzyki, rodzajów skrzypiec, a także Roberto dowiedział się, że są organizowane koncerty raz na miesiąc w wielkiej hali. Oczy Gangrela się rozjaśniły, a serce zabiło szybciej, nie starał się skrywać swojej ekscytacji tą nowiną. De Lara nie miał zamiaru przepuścić okazji takiego widowiska, już myślał jak załatwić sobie wejście na ów koncert. Podskakując z radości niczym małe dziecko dopytywał o wszystkie szczegóły powiązane z widowiskiem, łącznie z tym gdzie można zdobyć bilety. W tym czasie, w miejsce w którym Roberto nieświadomie wezwał kruki, zwierzęta zaczynały powoli się gromadzić. Na początku przybył pierwszy kruk, rozglądając się za tym, który go wezwał, po chwili drugi, trzeci. Krążyły po okolicy przez jakiś czas, nie doczekawszy się tego, który je wzywał ruszyły każdy w swoją stronę.
- Sebiemirze, tak się zastanawiam, czy... - Roberto nie był pewien jak ująć w słowa swoje myśli. - Jeśli byś miał wolną chwilkę, to czy zechciałbyś spędzić nieco czasu nad kilkoma drobiazgami, które zabrałem z domu Izzata. Jeśli Mieczysław ma dobre przeczucie, to drobiazgi, które akurat mam przy sobie, pewnie zwiększyłyby szansę odnalezienia go. Proszę, oto karta do gry, biżuteria oraz pozostałość haszyszu, jeśli byście po jutrzejszym spotkaniu udali się do domu Izzata i tam byś rozpoczął badania, może będą one owocne. - Mówiąc to, de Lara wręczył bawełniany woreczek wypełniony niewielką ilością drobiazgów.

*****


Ribbi, ubrana w typowy Niqab wprowadziła gości do jednej z mniejszych, bardziej kameralnych, sal Elizjum i gestem wskazała miejsca. Pokój urządzony był w stylu europejskim. Solidne krzesła z oparciami wyłożone ciemnoburgundową tkaniną przypominały te używane na dworach europejskich władców i możnych. Z boku stał niewielki sekretarzyk, po drugiej stronie komoda, regał z kilkoma srebrnymi ozdobami. Naczelne miejsce w pokoju zajmował owalny stół, na którym ustawiono dużą lampę z kloszem z mlecznego szkła. Jedna ze ścian zasłonięta była grubą kotarą, ale ciężko było ustalić czy kotara przesłania okno czy jest po prostu ozdobą. Wyznawczyni Seta zajęła jeden z foteli i zapytała:
- W czym mogę pomóc? - zapytała przerzucając lekko zainteresowany wzrok z jednego z gości na drugiego. Jej głębokie, niebieskawo - szare, oczy zdały się nie mieć dna.
- Witaj Pani Ribbi, nazywam się Roberto Alvarez de Lara i jestem jednym ze śledczych, a to jest Sebiemir będący również śledczym. Proszę nie miej nam za złe, że cię nachodzimy, jednak odesłano nas właśnie do ciebie. Potrzebuję pewnych informacji. Czy zechcesz poświęcić nam troszkę czasu?
- Witaj, Pani -
Sebiemir ukłonił nader nisko.
- Zdaję sobie sprawę z tego kim jesteście. Słucham. Noc chyli się już ku końcowi.


Roberto wydobył z tubusa kilka czystych stron papieru, pojemnik z piaskiem, kałamarz i cztery gęsie pióra zakończone srebrnymi stalówkami. Wszytko poukładał z ogromną starannością na stole. Pióra równolegle do siebie i do kartek, nieco ponad leżącymi po prawej stronie piórami postawił kałamarz, a po przeciwnej stronie pojemnik z drobnym piaskiem. Na sam koniec zdmuchnął niewidzialny pył z kartek. Gdy już był gotów uniósł wzrok ponad kartki:

- Czy możemy zaczynać Szanowna Ribbi? Chciałbym zaznaczyć, że będę Twoje, Pani, zeznania zapisywał, a na koniec poproszę abyś się podpisała, zresztą to samo uczynię ja i tu obecny Sebiemir. Na pytania proszę udzielać w miarę możliwości ścisłych odpowiedzi.
Gdy otrzymał potwierdzenie rozpoczął:
- Proszę powiedzieć mi, kto w ciągu ostatniego miesiąca przybył lub opuścił domenę Księcia?
- Pan mnie obraża, de Lara klanu Gangrel. Jako opiekun Elizjum jestem dumna ze swojej pozycji i zaufania jakim obdarzył mnie Petronius i starszyzna. Niewielu śmie to zaufanie podważać przez zarzucanie mi kłamstwa, bądź chęci wyparcia się swoich słów. Czy zdążył pan to zapisać, czy mam powtórzyć? -
powiedziała wolno i wyraźnie. Widząc, że Roberto skończył notować dodała: Miesiąc to ile dni?
De Lara odłożył pióro. - Czym Panią obraziłem, proszę sprecyzować? Czyżby tym, że chcę mieć wszystko udokumentowane? Co w tym złego?
- Tym, że zarzuca mi pan iż będę usiłowała panów okłamać, albo, że wyprę się tego co powiedziałam.
- Niczego Pani nie zarzucam. Jestem śledczym i wypełniam powierzone mi zadanie najlepiej jak potrafię. I bardzo proszę odpowiadać na pytania. Miesiąc to, przyjmijmy 30 dni. -
De Lara przeczytał ponownie zapisane przez siebie pytanie.
- Proszę notować albo całość rozmowy, albo nic.
- Będę notował to co jest związane ze sprawą, a Pani bezpodstawne obawy nie mają z tym nic wspólnego, ale jeśli Pani się uprze, zapiszę.
- Proszę zaprotokołować: wymaganie Ribbi Wyznawcy Seta - każde, podkreślam, każde słowo ma zostać zapisane.


De Lara odtworzył z pamięci, zapisując wszystko co zostało powiedziane wliczając w to powtórzone pytanie. Następnie pokazał to Ribbi. Gdy oddała mu dokument dodał - pozwolę sobie na pouczenie, proszę odpowiadać na pytania najściślej jak Pani potrafi. Z góry dziękuję za współpracę.
- Zdaje pan sobie sprawę de Lara, że wymaganie to nie może zostać spełnione. Wiem o wielu sprawach, o których pan nie ma prawa wiedzieć. Koncentrując się jednak na ostatnich 30 dniach; z kainitów, którzy zaanonsowali się w mieście lub przedstawili Petroniusowi. Mamy czterech przyjezdnych: Rebeccę klanu Tzimisce, Ghidana klanu Brujah, Fabio klanu Ravnos oraz nie będącego jeszcze wcześniej w mieście Yashito krocącego drogą Żurawia. Z wyjeżdżających wiem o Wyznawcy Seta oraz Ventrue. W przeciągu ostatniego tygodnia, dokładnie siedem dni temu przybył do miasta ostatni z wymienionych przeze mnie.
- Dziękuję. Proszę, oczywiście jeśli to nie tajemnica, powiedzieć jakie powody przybycia, podali przyjezdni.
- Rebecca sprawy klanowe. Ghidan przybył na spotkanie ze swoim przyjacielem, który obecnie przebywa w Konstantynopolu. Fabio jest częstym gościem w mieście; natomiast pan Hakada podróżuje Jedwabnym Szlakiem, więc cel pobytu jest turystyczny.
- Jak liczna świta towarzyszyła przybyłym?
- Jak to pytanie i konieczność posiadania tej informacji jest związana ze śledztwem?
- Ktoś ze świty może być płatnym zabójcą. Nie pytając nie mogę ani potwierdzić ani wykluczyć tego twierdzenia, poza tym wiedza ta będzie mi potrzebna w dalszym śledztwie.
- Więc jeżeli będzie pan miał dowody de Lara, na to, że ktoś ze świty jest płatnym zabójcą, albo będzie pan miał powód, aby tą wiedzę posiadać wówczas zgłosi się pan do mnie ponownie.
- Proszę w takim razie wyjaśnić mi, dlaczego wiedza ta jest objęta tajemnicą. Jak mogę zdobyć dowody przeciw komuś o kim nie wiem, samo założenie jest bardzo ciężkie do wykonania. Przypominam, że Książę powołał śledczych i dał im uprawnienia aby im ułatwiano, a nie utrudniano pracę. Nie widzę powodów, aby utrzymywać w tajemnicy liczbę i imiona świty przybyłych.
- Do czego wiedza ta jest panu potrzebna de Lara?
- Jak już powiedziałem niedawno, muszę wiedzieć kto, z kim i kiedy przybył do domeny Księcia Petroniusa. Jest to wiedza niezbędna w prowadzonym przeze mnie śledztwie. Na tej wiedzy będzie opierało się dalsze postępowanie.
- Jest pan idiotą de Lara. Pytam chyba jasno do czego jest panu potrzebna ta wiedza. Więc niech mnie pan nie bawi ogólnikami. Jakie zarzuty zamierza pan postawić przybyłym bądź ich świcie?
- Proszę panować nad swoim językiem, nie życzę sobie wyzwisk pod moim adresem. Czy jest pani upoważniona do poznawania sekretów śledztwa?
- To pan de Lara niech panuje nad swoim językiem. Nie interesuje mnie czego pan sobie nie życzy.
- Ponawiam pytanie. Jakie ma pani upoważnienia do wglądu w śledztwo, jak i w metodykę działania?
- Jakie ma pan uprawnienia do wglądu w prywatne sprawy gości Księcia Petroniusa?
- Rozumiem, że odmawia pani udzielenia odpowiedzi lub wyjaśnień dlaczego informacja o świcie gości Księcia jest tajna.
- Źle pan rozumie. Przypominam panie śledczy, że nie muszę udzielić panu żadnych informacji do czasu, aż nie wykaże pan niezbicie związku pytania z prowadzonym śledztwem. Słucham więc. Mój czas dla panów się kończy, więc proszę przejść do konkretów, bo nie życzę sobie aby jakiś śledczy w taki sposób odnosił się do mnie - primogena klanu, Opiekuna Elizjum i Doradcy Księcia.
- Nie można było tak od razu? Rozumiem, że jest pani upoważniona do wglądu w metodykę i postępy śledztwa. Czy tak?
- Konkrety de Lara... Czy o coś oskarża pan gości Księcia? Ma pan przeciwko nim jakikolwiek dowody? Poszlaki?
- Proszę odpowiedzieć na moje pytanie. Tak czy nie. Ma pani uprawnienia do wglądu w metodykę czy ich pani nie ma. Jeśli nie, to ja pani nie wyjaśnię mojego postępowania i przejdę do kolejnego pytania.
- Jednak jest pan idiotą. Czy coś jeszcze? Marnuje pan mój czas de Lara.
- Proszę powiedzieć mi, gdzie zatrzymali się goście Księcia.
- Rebecca oraz Fabio korzystają z gościny swoich klanów, Yashito i Ghidan korzystają z pokojów w Elizjum, choć oczywiście nikt nie zabrania im spędzać dnia w innych miejscach i z tego co jest mi wiadome często to robią.
- Chciałbym porozmawiać z panem Yashito i panem Ghidanem, w których pokojach obecnie przebywają?
- Mogę sprawdzić czy obecnie przebywają w Elizjum i poprosić ich na rozmowę. Informacja, w których pokojach mieszkają nie jest dla pańskich uszu de Lara.
- Proszę mi podać dokładne daty przybycia czterech gości Księcia do jego domeny.
- Muszę to sprawdzić. Proszę przyjść jutro po tę informację.
- Zgoda. Proszę powiedzieć mi kiedy i z jakich powodów Ventrue i Wyznawca Seta opuścili domenę Księcia.
- Nikt nie musi się opowiadać z jakich powodów opuszcza domenę. Na dobrą sprawę nie musi się nawet opowiadać z faktu, czy zamiaru opuszczenia. Jest to oczywiście w dobrym tonie, ale nie jest obowiązkowe.
- Kiedy opuścili domenę?
- W ciągu ostatnich trzydziestu dni.
- Dokładniej proszę. Czy może także tego pani nie pamięta? W takim razie jutro o to zapytam.
- Chyba nie jest się trudno domyślić panie śledczy de Lara, że skoro nie ma obowiązku określenia w którym dniu domenę się opuszcza to data ta sama z siebie jest nieprecyzyjna. Ponadto nie jest trudno domyślić się, że nie muszę tego pamiętać, podobnie jak tego kiedy ktoś przybył. Jest to ujęte w dokumentach. Otrzyma pan tą informację jutro panie śledczy de Lara. Jutro nie będę miała czasu dla pana - śledczy de Lara.
- Dziękuję za informacje. Chciałbym prosić o udzielenie mi schronienia na ten dzień, gdyż nie zdążę przed wschodem słońca do swego schronienia. Skoro nie ma pani dla mnie jutro czasu, kto udzieli mi informacji o datach przybycia i przybliżonych datach opuszczenia domeny?
- To żaden problem panie de Lara. Zaraz ktoś wskaże panu pokój. Ponieważ i tak lubuje się pan w dokumentach pisanych otrzyma pan informację na piśmie śledczy de Lara.
- Cóż, chyba nic w tym dziwnego. Pisane dokumenty nie zniżają się do poziomu prostego parobka obrzucając swego rozmówcę epitetami. Poza tym wykrywam pewne nieścisłości w pani odpowiedziach, które mam zamiar wkrótce wyjaśnić z kompetentnymi do tego Spokrewnionymi.
- Pisane dokumenty również maja sugerować że coś się robi nawet jeżeli nic się nie robi. Nieprawdaż? Niech mnie pan nie straszy de Lara, czy może raczej prosty parobku?


De Lara podpisał się i podał do podpisania dokument Ribbi, która spojrzała znacząco na Sebiemira wyraźnie dając do zrozumienia, że nie zamierza podpisać dokumentu przed jego podpisem.
W takim razie de Lara odebrał jej dokument, podał Sebiemirowi, a następnie jej. Gdy Ribbi podpisała, wstał, nie ukłonił się, nie poczynił żadnego grzecznościowego gestu, dodając oschle - dziękuję za poświęcony mi czas. Tak na dobranoc, tylko winni się boją.
- Proszę... więcej nie wystawiać moich nerwów na próbę de Lara. Dla pana informacji de Lara - ja się nie boję, więc niech mnie pan nie straszy, bo panu to nie wychodzi.
- Przesłuchanie skończone, życzę dobrej nocy.
- Panie de Lara, przesłuchanie zostało skończone kiedy podpisał pan dokument. Chyba, że się pan na tym nie zna...

De Lara najwyraźniej ją ignorował, zwracając się do Sebiemira - Dziękuję za poświęcony czas, życzę spokojnego snu. Jutro spotkamy się w ustalonym miejscu i porze.
W tym czasie Ribbi ukłoniwszy się lekko Sebiemirowi wyszła z pomieszczenia.

Sebiemir odpowiedział znacznym ukłonem i ciepłym uśmiechem. Gdy zaś Ribbi wyszła Torreador zwrócił się do Roberto.
- Jak mogłeś? Rozumiem twoją specyfikę i specyfikę twojego klanu pod względem charakteru, ale musisz jedno zrozumieć. Nie pozwolę następnym razem byś tak traktował kobiety w moim towarzystwie. To że należę do klanu Torreador, to wcale nie znaczy że nie potrafię ich bronić. Więc z łaski swojej następnym razem zwiąż język w pętelkę i powstrzymaj się od niektórych komentarzy. Jeżeli nie potrafisz z nimi rozmawiać podaj mi przed rozmową tematy i zagadnienia, a ja poprowadzę rozmowę, bo atakowanie Ribbi było dla mnie jak sztylety przebijające moje ciało. A co do jutra, nie spóźnij się. - rzucił i bez pożegnania wyszedł ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy, po czym ruszył do swojego schronienia.
Cała ta sytuacja była niewiarygodnie irytująca. "Jak on się zwracał do kobiety! Kobieta jest największym pięknem, boginie w ludzkich ciałach!" Podczas rozmowy, która przemieniła się szybko w oblewanie się jadem Torreador nie zamierzał sprawdzać Ribbi. Byłoby to iście niestosowne zachowanie, nawet jeżeli miała powiązania z mordercą, dodatkowy atak w postaci sprawdzania jej byłby szczytem chamstwa. Gdyby coś takiego zrobić sam sobie wymierzyłby sobie policzek. Chciał się włączyć w rozmowę w niektórych momentach, lecz nie mógł. Ta za bardzo kipiała jadem i trucizną. Chciał, lecz nie mógł przyjąć tego na siebie. Pogrążony w smutku, bólu i zdenerwowaniu sunął do swojego schronienia.

W tym czasie de Lara został zaprowadzony do przestronnego pokoju urządzonego w zachodnim stylu. Drzwi można było zaryglować od wewnątrz, a były one jedynym wejściem do pokoju...
 
Aschaar jest offline