Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2010, 20:52   #29
Ticket
 
Ticket's Avatar
 
Reputacja: 1 Ticket nie jest za bardzo znany
-Kim jest Heironimus, synu?

Światło dogasało i Edek nie widział dokładnie twarzy duchownego, który wymówił te słowa zwyczajnie, bez emocji. Ale promienie słońca zachodzącego na odległym krańcu kaplicy, widoczne z okna odbijały się w oczach tamtego żółtymi iskrami, a oczy te patrzyły wprost na Edka, kpiące i nieruchome, jak gdyby pytanie adresowane było do bezprzyczynowego niepokoju wewnątrz niego.

Zbyt przerażony, by odpowiedzieć Ed zaskomlał cicho i żałośnie. Dźwięk przypominający żywo odgłosy jakie wydawać mógł by pokopany kundel , sprawił że nabrzmiałe coś w szatach kapłana, urosło jeszcze bardziej.

Jego dłonie były mocne jak stalowe obręcze, a zapach potu obrzydliwy: kwaśny surowy, nieprzyzwoity.

-Dlaczego pan to powiedział panie Edwardzie?
-wydyszał nad nim kaznodzieja. - Dlaczego pan to...ah.. powiedział...

***
Edward Smrodliwy

Włóczęga zaczepił go, prosząc o "co łaska mój panie", i nie przestawał mówić, jakby chciał zabić czas i odwlec moment kolejnej prośby. Uliczna żebranina była wówczas zjawiskiem tak nagminnym, że nie potrzeba było słuchać wyjaśnień, on zaś nie miał najmniejszej ochoty zostawać powiernikiem nieszczęść tego akurat włóczęgi.
— Nie pan sobie kupi strawę — powiedział, wręczając monetę cieniowi bez twarzy.
Dziękuję panu — odrzekł mu beznamiętny głos, a twarz na moment wychyliła się z cienia. Była ogorzała od wiatru, poorana bruzdami znużenia i cynicznej rezygnacji; oczy zdradzały inteligencję.

Gdy tylko zniknął z pola widzenia żebraka, ten spojrzał na dłoń, upewniając się że istotnie otrzymał pięć sekali. Jego nieufność wobec mieszczan była niemalże równa nienawiści wobec kleru.

***

Ktoś taki jak Edward, Edward Smrodliwy jak przezwali go niegdysiejsi znajomi ze szkółki kościelnej, a który to w niewiadomy sposób podchwycili obecni współlokatorzy ulic, nie miał właściwie po co żyć i powinien był dawno ze sobą skończyć, a jednym jego życiowym dylematem winna być przewaga toni nad gałęzią.

On jednak, ostatni z rodu którego nazwiska nikt już nie pamięta wiedział że wolę do działania znajdzie w krótkowzrocznych celach, a nadzieję na Życie w górnolotnych marzeniach. Miał (tych pierwszych) pod dostatkiem, zaś tych drugich pierwszorzędnego sortu.

Celował w zdobyciu poparcia arystokracji, pragnął za wszelką cenę zdobyć siedem tysięcy lwów ,a gdy już unosić się będzie w chmurach radując się swym sukcesem móc ucieszyć się jeszcze jedną zdobyczą, tą która samorzutnie odpowiedzialna była za podtrzymywanie w nim płomienia wiary w uśmiech losu- towarzystwa ukochanej kobiety.

Jeden z przechodzących mieszczan uznał że Edward znalazł się widocznie zbyt blisko jego nogi i splunąwszy nań, kazał swemu słudze odkopać delikwenta do kąta, z którego przylazł.

Marzenia, marzeniami wpierw, musiał skupić się na sprawach dnia dzisiejszego. Na schowaniu zarobionych żebractwem pieniędzy z dala od dzikich i pożądliwych spojrzeń sobie podobnych degeneratów i zdobyciu czegoś do jedzenia (zarabianie nieuchronnie wywoływało u niego skręt kiszek, głodniał po dwakroć wiedząc że nie stać go na wydawanie zarobionego sekala chociażby na jedzenie).

Krasnoludy mieszkające w mieście miały u niego dług wdzięczności. A pewien utalentowany płatnerz dług bardziej wymierny. Niedługo powinien zarobić na tyle dużo, by mógł się połakomić na jego uiszczenie...
 

Ostatnio edytowane przez Ticket : 03-05-2010 o 21:38.
Ticket jest offline