Po zobaczeniu tłumu interesantów do kasztelana, Zoi dopuszczała do siebie myśl, że będzie świadkiem przepychanek motłochu jaki się tu zebrał. Natomiast nie przewidziała że ten nierozgarnięty motłoch wznieci pożar, a także że wyposażenie pomieszczenie będzie tak łatwo palne.
Dziewczyna przedarła się przez teraz panikujący tłum i dotarła do Maldreda dokładnie w momencie kiedy ten został puszczony przez innego mężczyznę, jedyne co Zoi usłyszała to końcówka „...amej porze.” Co mogło znaczyć wiele. Dziewczyna złapała kapłana za ramie. - Idziemy stąd, raczej nie musimy wybierać okna ten szalony tłum utoruje nam drogę - Powiedziała do kapłana, nie musiała krzyczeć, wystarczyło że powiedziała to głośno. Następnie stanowczo skierowała ich do wyjścia gdzie w prawdzie zrobił się mały zator spowodowany tłumem ogłupiałych ludzi chcących wyjść a żołnierzami którzy chcieli wejść, najwyraźniej z zamiarem gaszenia pożaru. Ogień na szczęście dla ich dwójki nie przemieszczał się tak szybko by zdążył dojść do nich zanim wyjdą z budynku. Co zapewne kapłan uzna za dobrą monetę i zacznie pomagać ewentualnym przewróconym ofiarom w tym bałaganie. |