Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 01:40   #32
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Sen. Trzmiel nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo był zmęczony po poprzedniej, nieprzespanej nocy i emocjach z nią związanych. Dodatkowo czuł zawód, że Anduval się o niego nie upomniał. A może bardziej złość? Bo to oznaczało tyle, że i on będzie chciał zapewne ukarać chłopaka za zaprzepaszczoną lekcję i zmarnowany czas „wielkiego czarodzieja, który ma po stokroć ważniejsze rzeczy na głowie od kaleki i nieudacznika”. Wszyscy by tu tylko karali i wymierzali własny porządek... Ich Trzech, Ojciec Edrin, Anduval… Trzmiel zaś się zmieniał pod wpływem tego wszystkiego. Ostatnio coraz częściej bywał zamknięty i osowiały. Coraz mocniej odczuwał swój defekt. Gdy przyglądał się swojemu odbiciu w wodzie, zagryzał wargi i spoglądał z zaciętymi ustami na kikut, którym odpokutowywał swoją ciekawość. Z początku nie dochodziło do niego, że stracił coś bezpowrotnie. To uświadomił mu dopiero Anduval. Mistrz Anduval. Mistrz, którego Mistrzem nigdy szczerze nie nazwie. Takie postanowienia absolutne nie były mądre. Zdawał sobie z tego sprawę. Bardzo niemniej życzył sobie trwania w nim bez względu na to co się stanie.
Tak czy inaczej po w zupełności wystarczającym dla niego ostatnim tego dnia posiłku, położył się na posłaniu i niemal od razu zasnął. Chrobot zamykania świetlika słyszał już w półśnie.

***

Obudziły go głosy dochodzące z zewnątrz. Światło, jakaś kobieta, hałasy na górze. Zerwał się na równe nogi i cofnął w najciemniejszy kąt tej małej celi. Nie zauważyli go. Kobieta coś mówiła do dwójki uczepionej jej sukni dzieci. W świetle trzymanego przez nią kaganka, Trzmiel widział rysy jej twarzy. Przerażone i zdeterminowane zarazem. Budzące podziw mimo prostoty jaką cechowała się choćby kucharka Raziela. Zmrużył oczy. Nie poznawał ani jej ani dzieciaków które prowadziła… Nerakijczycy??? Przecież… To sen... Tylko sen… Logiczne wyjaśnienie powtarzał w myślach, by nadać mu większej prawdziwości tak bardzo teraz potrzebnej walącemu sercu. Obserwował z szeroko otwartymi oczami jak niania zamyka dzieci w jakimś tajemnym pomieszczeniu. Jak mocuje się z zamknięciem. Jak po zmęczonej życiem skórze jej policzków, zaczynają spływać pojedyncze łzy bezradności. Słyszał rozochocone głosy żołnierzy. Ich kroki i rechot. Wbity do bólu w kąt celi zapierał się odruchowo nogami jakby mogło to go jeszcze trochę odsunąć. Byle jak najdalej od tego co nastąpi… Ale to nieprawda… Dym gryzł nieprzyjemnie po oczach. Odsuwał logikę. Cela płonęła. Chłopięcy płacz ginął stłumiony przez grubą ścianę. Ale to sen, sen, sen… sen… sen! SEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!!!!!

Zerwał się z krzykiem na posłaniu. Ciemność zewsząd. Gdzieś niedaleko równie ciężko co on sapał Aglahad. A Rav? Rava było widać. Coś promieniało za nim. Serce znów załopotało. Chciał pociągnął go za rękaw, by czym prędzej odsunął się od światła, ale chłopak wielki chłopak równie szybko się zreflektował i sam do nich doskoczył. A potem na powrót zaległa ciemność. Smolista i lepka niczym strach, który się teraz nimi karmił. Jedyne co zostało po mistycznym przeżyciu to wspomnienie spojrzenia dzieci wyryte gdzieś w sercu. Poza tym zupełnie nic. Obudzili się po prostu.
- O w mordę misia… - jęknął cicho.
Aglahad i Rav byli dość zgodni jeśli idzie o decyzję. Trzmiel jednak nie mógł sobie wyobrazić czekania aż ktoś otworzy świetlik. Wahał się. Zaciskając i rozluźniając palce dłoni na przemian gryzł się z ryzykiem konsekwencji. A nieeech to!
Skupił myśli na otaczającej ich magicznej przędzy. W ciemności jest to o wiele łatwiejsze niż można przypuszczać. Słowa mocy formowały się w jego głowie naginając do siebie pulsująca w celi magię… Dopiero po chwili je wypowiedział. Nadal niepewnie i z nutą fałszu choć wyraźnie. Niewidoczny w mroku gest dłoni przypieczętował zaklęcie. Cela rozjaśniała w zupełnie naturalnym świetle unoszących się w powietrzu czterech lampionów, jakie Trzmiel kiedyś widział u wędrownego kramarza.
- Mamy mało czasu – powiedział szybko do obu kolegów. Spoglądał z pewnym podziwem na swoje dzieło. Tego zaklęcia jeszcze nie praktykował – Rano mogą po nas przyjść i już nie będzie drugiej szansy. Spróbujmy znaleźć wejście do tego tunelu i jakieś zastępcze źródło światła. Te lampki długo nie poświecą...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline