Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2010, 20:01   #31
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Kanciasty miedziany krążek wędrował między palcami Aglahada. Po raz kolejny swoją trasę zaczął od małego palca po to, by minąć serdeczny, środkowy oraz wskazujący i zatrzymać się na kciuku. Po raz kolejny po podbiciu kciukiem, krążek wyskoczył w powietrze po to, by wylądować na otwartej lewej dłoni chłopaka. Tym razem rozproszył go hałas na korytarzu, a moneta upadła na podłogę, wydając przy tym z siebie długie, lecz ciche brzdęknięcie. Kontrastowało ono z głośnym i niezgrabnym szuraniem prawdopodobnie nieco za dużych butów. Aglahad aż podskoczył, gdy zobaczył tacę z jedzeniem.

- No nareszcie!

Co jak co, ale wystarczyła mu krótka głodówka, by docenić luksus regularnych posiłków. Zarówno po obiedzie jak i kolacji zasnął niemal natychmiast, z rękoma na brzuchu i błogim uśmieszkiem pod nosem…

***

W spojrzeniu i głosie kobiety, było jednak coś, co nie pozostawiło miejsca na dyskusje. Coś huknęło! Czarni rycerze?! Trzeba uciekać!

***

- Ucie…! – Aglahad urwał w połowie, biorąc głęboki wdech, otworzył oczy i niewyraźnie dokończył urwany okrzyk - …kać? Eee…

Spojrzał półprzytomnym wzrokiem w kierunku poświaty, potem na Trzmiela i głupio się uśmiechnął… przecież tam nie mogło być żadnych dzieci. Jeszcze raz spojrzał w tamtym kierunku i wykrzyknął za Ravem – Dzieci!

- Dzieci! Widzieliście je?! Dzieci Bidneya! – oczywiście że widzieli. – Musimy im pomóc.

No ładnie, trzęsły mu się ręce i darł się jak jakaś dziewczyna, nie ubliżając Amarys. Chwycił się nogawki, by zapanować chociaż nad dłońmi.

- Jeśli tu zostaniemy dłużej, to nie kładę się spać, tylko poczekam, aż się znów pojawią – Te słowa Ravere sprawiły, że Aglahad spojrzał na niego z jeszcze większym szacunkiem niż dotychczas. Sam miał ochotę schować się pod koc i nie wyłazić spod niego aż skończy się ich kara. Coś w nim jednak drgnęło.

- Nie możesz nie spać całej nocy. Będziemy się zmieniać!
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 02-05-2010 o 23:40.
Keth jest offline  
Stary 04-05-2010, 01:40   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Sen. Trzmiel nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo był zmęczony po poprzedniej, nieprzespanej nocy i emocjach z nią związanych. Dodatkowo czuł zawód, że Anduval się o niego nie upomniał. A może bardziej złość? Bo to oznaczało tyle, że i on będzie chciał zapewne ukarać chłopaka za zaprzepaszczoną lekcję i zmarnowany czas „wielkiego czarodzieja, który ma po stokroć ważniejsze rzeczy na głowie od kaleki i nieudacznika”. Wszyscy by tu tylko karali i wymierzali własny porządek... Ich Trzech, Ojciec Edrin, Anduval… Trzmiel zaś się zmieniał pod wpływem tego wszystkiego. Ostatnio coraz częściej bywał zamknięty i osowiały. Coraz mocniej odczuwał swój defekt. Gdy przyglądał się swojemu odbiciu w wodzie, zagryzał wargi i spoglądał z zaciętymi ustami na kikut, którym odpokutowywał swoją ciekawość. Z początku nie dochodziło do niego, że stracił coś bezpowrotnie. To uświadomił mu dopiero Anduval. Mistrz Anduval. Mistrz, którego Mistrzem nigdy szczerze nie nazwie. Takie postanowienia absolutne nie były mądre. Zdawał sobie z tego sprawę. Bardzo niemniej życzył sobie trwania w nim bez względu na to co się stanie.
Tak czy inaczej po w zupełności wystarczającym dla niego ostatnim tego dnia posiłku, położył się na posłaniu i niemal od razu zasnął. Chrobot zamykania świetlika słyszał już w półśnie.

***

Obudziły go głosy dochodzące z zewnątrz. Światło, jakaś kobieta, hałasy na górze. Zerwał się na równe nogi i cofnął w najciemniejszy kąt tej małej celi. Nie zauważyli go. Kobieta coś mówiła do dwójki uczepionej jej sukni dzieci. W świetle trzymanego przez nią kaganka, Trzmiel widział rysy jej twarzy. Przerażone i zdeterminowane zarazem. Budzące podziw mimo prostoty jaką cechowała się choćby kucharka Raziela. Zmrużył oczy. Nie poznawał ani jej ani dzieciaków które prowadziła… Nerakijczycy??? Przecież… To sen... Tylko sen… Logiczne wyjaśnienie powtarzał w myślach, by nadać mu większej prawdziwości tak bardzo teraz potrzebnej walącemu sercu. Obserwował z szeroko otwartymi oczami jak niania zamyka dzieci w jakimś tajemnym pomieszczeniu. Jak mocuje się z zamknięciem. Jak po zmęczonej życiem skórze jej policzków, zaczynają spływać pojedyncze łzy bezradności. Słyszał rozochocone głosy żołnierzy. Ich kroki i rechot. Wbity do bólu w kąt celi zapierał się odruchowo nogami jakby mogło to go jeszcze trochę odsunąć. Byle jak najdalej od tego co nastąpi… Ale to nieprawda… Dym gryzł nieprzyjemnie po oczach. Odsuwał logikę. Cela płonęła. Chłopięcy płacz ginął stłumiony przez grubą ścianę. Ale to sen, sen, sen… sen… sen! SEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN!!!!!

Zerwał się z krzykiem na posłaniu. Ciemność zewsząd. Gdzieś niedaleko równie ciężko co on sapał Aglahad. A Rav? Rava było widać. Coś promieniało za nim. Serce znów załopotało. Chciał pociągnął go za rękaw, by czym prędzej odsunął się od światła, ale chłopak wielki chłopak równie szybko się zreflektował i sam do nich doskoczył. A potem na powrót zaległa ciemność. Smolista i lepka niczym strach, który się teraz nimi karmił. Jedyne co zostało po mistycznym przeżyciu to wspomnienie spojrzenia dzieci wyryte gdzieś w sercu. Poza tym zupełnie nic. Obudzili się po prostu.
- O w mordę misia… - jęknął cicho.
Aglahad i Rav byli dość zgodni jeśli idzie o decyzję. Trzmiel jednak nie mógł sobie wyobrazić czekania aż ktoś otworzy świetlik. Wahał się. Zaciskając i rozluźniając palce dłoni na przemian gryzł się z ryzykiem konsekwencji. A nieeech to!
Skupił myśli na otaczającej ich magicznej przędzy. W ciemności jest to o wiele łatwiejsze niż można przypuszczać. Słowa mocy formowały się w jego głowie naginając do siebie pulsująca w celi magię… Dopiero po chwili je wypowiedział. Nadal niepewnie i z nutą fałszu choć wyraźnie. Niewidoczny w mroku gest dłoni przypieczętował zaklęcie. Cela rozjaśniała w zupełnie naturalnym świetle unoszących się w powietrzu czterech lampionów, jakie Trzmiel kiedyś widział u wędrownego kramarza.
- Mamy mało czasu – powiedział szybko do obu kolegów. Spoglądał z pewnym podziwem na swoje dzieło. Tego zaklęcia jeszcze nie praktykował – Rano mogą po nas przyjść i już nie będzie drugiej szansy. Spróbujmy znaleźć wejście do tego tunelu i jakieś zastępcze źródło światła. Te lampki długo nie poświecą...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-05-2010, 20:46   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rav siedział wpatrując się w mrok, w miejsce, gdzie znajdował się świetlik. Ciekaw był, kiedy wreszcie pojawią się pierwsze oznaki nadchodzącego dnia. Wtedy będzie się mógł przekonać, czy podobieństwo celi do piwnicy ze snu nie było złudzeniem.
Nagły rozbłysk światła przerwał te rozważania.
Rav na moment przymrużył oczy porażone nagłym blaskiem.
Zamrugał parę razy.
- Mogłeś ostrzec - powiedział, gdy przed oczami przestały wirować kolorowe kręgi. - Ale nie narzekam... - Pokiwał z uznaniem głową.
To było coś. I wyglądało na prawdziwy czar. W niczym nie przypominało tego, czym dawniej popisywał się Trzmiel - błyski, tajemnicze odgłosy wydobywające się z szafy czy z pustego kąta pokoju, kleksające pióra czy sznurówki.

Czy optymistyczne podejście Trzmiela do sprawy było słuszne? Czy faktycznie ojciec Edrin miał zamiar wypuścić ich następnego ranka?
Rav osobiście bardzo w to wątpił.
Cóż to by była za kara? Jeden dzień w piwnicy?
Oczywiście takie wakacje z duchami na dłuższą metę byłyby nieco męczące, ale jeden dzień słodkiego nieróbstwa, w dodatku nie o chlebie i wodzie miałby stanowić aż taką straszliwą karę?
To było wątpliwe i Rav raczej nastawił się na dość długie oczekiwanie. Gdyby lubił się zakładać, to obstawiłby równy tydzień.
Mając czas nie musieliby się spieszyć. W biały dzień, korzystając ze światła, mogliby ze spokojem i systematycznie przeszukać całą celę.
A co się stanie, jeśli Trzmiel ma rację?
Poinformują ojca Edrina o duchach? I stracą okazję do rozwiązania TAKIEJ tajemnicy?
A może kapłan wie o duchach? Ale w takim przypadku już dawno by coś zrobił...
Będą się bronić przed wyjściem z celi? Powiedzą, że kara była zbyt krótka? Ojciec Edrin pomyśli, że zwariowali i wtedy dopiero narobią sobie kłopotów.
A poza tym - skoro mieli już światło, to czemu mieliby nie spróbować?
Nie tracąc czasu na dalsze rozmyślania odsunął od ściany posłanie i przyklęknął w miejscu, gdzie - jeśli dobrze pamiętał sen - powinno znajdować się wejście do tunelu.
Kamienna płyta w niczym nie różniła się od kilkunastu innych, stanowiących podłogę ich celi, tyle tylko, że znajdowała się tam, gdzie powinna.
Gdy tylko znaleźli się w celi sprawdzili i ściany, i podłogę, ale widocznie płyta była na tyle gruba, że nie zdradziła, że pod nią coś może się znajdować.
A jeśli była gruba, to nie mieli szans, by ją sforsować jednym nożem. Pozostawało zatem znaleźć ów przycisk, dzięki któremu płyta się podniesie. Czy raczej uchyli.

Rav przymknął oczy usiłując sobie przypomnieć, jak zachowywała się niania ze snu... W którym miejscu trzymała rękę... Pochyliła się do samej podłogi, mniej więcej w miejscu, gdzie ta stykała się ze ścianą.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-05-2010 o 21:51.
Kerm jest offline  
Stary 25-08-2010, 10:48   #34
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
- Jak długo potrwa to twoje magiczne cudo? - spytał Rav, gorączkowo obmacując spojenie ściany z podłogą.

- To nie cudo tylko... - Trzmiel machnął nagle ręką. Nie było czasu na tłumaczenie różnic między podstawami czarostwa a kapłańskimi gusłami. Poza tym pewnie równie prędko on się nauczy bić się na pięści, co Rav tajników magii. - Krótko. Bardzo krótko. Mniej więcej tyle co "Wstań, powiedz" Rankiela. - Nie było chyba bardziej znanej i bardziej znienawidzonej przez większość wychowanków Domu piosenki. - Może trochę dłużej jeśli uda mi się podtrzymać czar. Ale wtedy nie będę mógł nic innego robić.

- Jeśli się uda ruszyć tę klapę - powiedział Rav, usiłując oczyścić z kurzu i śmieci miejsce, w którym powinien znajdować się przycisk otwierający wejście - to możemy spróbować rozpalić ogień i zrobić z nóg stołków pochodnie.

- Próbuj - Trzmiel kiwnął głową z obawą spoglądając na stworzone przez siebie lampiony. Nici były bardzo nietrwałe - Byle szybko.

- Tylko ostrożnie - przestrzegł fachowym tonem Aglahad - głupio by było znaleźć mechanizm i od razu go unieszkodliwić, prawda? - Tu potrzeba specjalisty, a w kwestii dźwigni, kół zębatych i przełączników, Aglahad zawsze czuł się pewnie. Zaraz też podszedł pomóc Ravowi. To dobry i silny chłopak, ale brak mu subtelności. Jeszcze coś przegapi!

- Może Rav... może w tym czasie spróbujesz coś skrzesać z tego drewna? - Trzmiel już teraz czuł się zmęczony, choć w rzeczywistości wcale tak nie było.

- Brak zaufania, jak widzę - powiedział Rav z przekąsem. - Uważacie, że nie zdołam znaleźć, czy że połamię coś?
Jako że było to pytanie retoryczne, zatem nie czekał na odpowiedź, tylko zabrał się za krzesanie ognia.
Oczywiście nie tak, jak to sobie wyobrażał Trzmiel, który pewnie nigdy nie miał w ręku krzesiwa. Od pojedynczej iskry jeszcze nigdy nie zapłonął kawałek drewna. Trzeba było mieć coś, co się bardzo łatwo pali. Mieli słomę w sienniku, ale ta by spłonęła w mgnieniu oka. Wcześniej trzeba było przygotować prowizoryczną pochodnię...
Noga stołka pękła z suchym trzaskiem.
W głowie Rava natychmiast rozległ się głos ojca Edrina, cytujący odpowiedni paragraf Świętego Regulaminu Domu.
"Za zniszczenie własności wspólnej..."
Zgiń, przepadnij - mruknął sam do siebie Rav, zawiązując wokół połamanego końca nogi kawał szmaty z rozbebeszonego materaca.
Teraz tylko pozostało ułożyć w stosik nieco słomy...

Aglahad mimowolnie odetchnął, gdy Rav dał mu więcej przestrzeni. Cichutko pogwizdując zabrał się do roboty. Najpierw mozolnie, z łapami w kieszeniach, począł grzebać w podłodze czubkiem stopy.

- To jest delikatnie? - Rav oderwał się od krzesania ognia. - Nogą? Może jeszcze kopniesz, co?

Po chwili jednak Aglahad zrezygnował z tego sposobu. Przyklęknął i począł grzebać paluchami w poszukiwaniu mechanizmu. W pewnym momencie głośno cmoknął, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wcisnął drobną dłoń w jedną ze szczelin i zastygł w bezruchu.
 
Keth jest offline  
Stary 25-08-2010, 11:48   #35
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Pod palcami poczuł coś zimnego, co po delikatnym obmacaniu okazało się metalowym przyciskiem w kształcie walca, wystającym na palec z kamienia. Z niewielkim oporem udało mu się go wcisnąć, po czym szybko zabrał dłoń, ponieważ przycisk odskoczył na podwójną odległość. Rozległ się cichy chrobot, jakby zwalnianej zapadki i... sukces! Aglahad poczuł jeszcze delikatne wibracje płyty, która jakby nieznacznie się uniosła. Serce zaczęło mu łomotać z podniecenia "udało się... udało się... UDAŁO SIĘ!".
- Widzicie? Nie takie trudne jak się wydaje! - zawołał radośnie, po czym momentalnie ucichł i zerknął w kierunku drzwi. Przeklęta dziura. Aglahad wręcz czuł przez skórę, że zaraz wpadnie tu ojciec Edrin i wyciągnie ich stąd za uszy. Ba, schylając się nad klapą, wyobrażał sobie czyhającego w ciemności kapłana.
- No już, spokojnie.. - mruknął pod nosem, wsuwając palce pod klapę. Mimowolnie przymknął oczy.
Kamienna klapa dała się podnieść zaskakująco lekko, tylko nieznaczne skrzypienie świadczyło o istnieniu zawiasów i ukryty korytarz stanął przed Wami otworem. Jednak ciemny otwór nie zachęcał do głębszego badania, zwłaszcza przy już i tak wątłym magicznym świetle, które na domiar złego mogło w każdej chwili zgasnąć...

Krzesanie ognia było zwykle łatwiejsze, jeśli miało się pod ręką bardziej odpowiednie przyrządy... Krzesiwo, hubka... Oczywiście, przynajmniej w teorii, powinien wystarczyć solidny kawałek żelaza, twardy kamień i jakiś łatwopalny materiał. I, oczywiście, dość szybko się okazało, że teoria a praktyka to dwie dość różne sprawy.
Snop iskier był całkiem niezły, bo kamienie posadzki były dość twarde, ale słoma chyba nie spełniała warunków określanych przez 'łatwopalny'.
Albo zatem liczne ostrzeżenia i zakazy, zabraniające wchodzenia do stodoły z otwartym ogniem były wydawane tylko i wyłącznie z czystej złośliwości, albo też słoma, którą nafaszerowany był materac, była - cytując słowa pana Haralda - ździebko felerna i za nic nie chciała się zapalić.
W dodatku pełne nonszalancji zachowanie Aglahada i mina Trzmiela świadcząca o tym, że za chwile może zapaść całkowita ciemność, działały nieco stresująco.
Kolejna próba... kolejne iskierki skoczyły na słomę, by zgasnąć wzniecając jedynie wątłe smużki dymu.
Rav zaklął pod nosem i spróbował jeszcze raz...

Zaklęcie zwyczajnie nie chciało utrzymać się dłużej. Elektryzujące powietrze drżało niemal wyczuwalnie gdy młody czarodziej na siłę próbował zachować trwałość magii tworzącej zawieszone w powietrzu lampiony. Ale to była tylko łatwiutka iluzja, której naturę dało się odrobinę naciągnąć. Nie oszukać...
- Długo jeszcze Rav? - Trzmiel zapytał nerwowo klęczącego przy słomie z sienników chłopaka. Bał się nawet odwrócić wzroku od lampionów, jakby to mogło skrócić drugie już zaklęcie. A przecież wiedział, że nie skróci.
Kątem oka dostrzegł krótki rozbłysk w miejscu gdzie dłonie Rava pracowicie krzesały ogień. To by było bardzo niesprawiedliwe gdyby już złamał zakaz i nic by w zamian z tego nie wyszło...

- Oooo...
Rav sam był zaskoczony, gdy wreszcie jedna z iskierek, większa pewnie od innych, raczyła nie zgasnąć. Ogieniek, początkowo wątły, nagle rozbłysnął jaśniejszym światłem i łapczywie zaczął połykać sąsiadujące źdźbła słomy.
- Udało się - wyszeptał, nie chcąc silniejszym tchnieniem zgasić płomyczka. Natychmiast podsunął płomykowi kolejną porcję słomy. A potem przyłożył do ognia pochodnię.
Równocześnie Trzmiel z ulgą otrząsnął dłoń czując jak przechodzące wzdłuż ramienia łaskoczące ciarki złażą z niego jak jakieś mrówki, którym bardzo śpieszno do świeżo strząśniętej gruszki, czy innego owocu. Brrr...

Wątły płomyk szybko przeskoczył z wilgotnej słomy na apetyczną powierzchnię pochodni. Rozgościł się na nim i wesoło trzaskając wziął się za konsumpcję. Światło z początku było blade i słabe. Nijak nie chciało rozświetlić ciemnego wnętrza korytarza, w który nadal wpatrywaliście się z bezpiecznej odległości. Z jego czarnego wnętrza czuć było zatęchłą wonią spalenizny. Wzdrygnęliście się czując ten zapach, wspomnienie snu wciąż kołatało się gdzieś na granicy Waszej świadomości. Murowany korytarz, jakim kończyły się schody, wiódł prosto, lecz co było dalej nie widzieliście. Przejście zdawało się czekać na Was niczym rozwarta szeroko, głodna paszcza. Kusiło tajemnicą, zapraszająco otwierając przed Wami swoje sekrety. Ale było w tym miejscu coś jeszcze. Coś co sprawiało, że wciąż spoglądaliście w ciemny otwór korytarza nie ważąc się uczynić choćby kroku naprzód. Niewypowiedziana groźba, jaka przepełniała to miejsce, była wprost namacalna.

Rav uniósł pochodnię do góry, co dało efekt raczej mizerny, szczególnie w konfrontacji z ponurą czernią korytarza.
- Potrzymaj to - wepchnął pochodnię w dłonie Aglahada. - Zrobię kolejną...
Jedna pochodnia była rzeczą świetną, ale dwie pochodnie byłyby jeszcze lepsze. A trzy... po prostu marzenie. Na szczęście stołek miał odpowiednią ilość nóg, a i z materiału, z którego zrobiony był siennik dość dużo jeszcze pozostało.
Aglahad trochę się zagapił w tunel, więc posunięcie Rava mocno go zaskoczyło. Odruchowo chwycił pochodnię, jednak gdy drażniący kłąb dymu sięgnął jego nosa uniósł rękę w górę, omal nie przypalając sobie brwi. Machnął ręką, rozluźniając chwyt, a pochodnia z sykiem poleciała w głąb tunelu...
- Eee...
- Mam tam po nią iść..? - burknął, czerwieniejąc.
- O bogowie... - jęknął Rav z rozpaczą, widząc jak efekt jego ciężkiej pracy leci w dół, obijając się po drodze o kilka stopni.
Rzucił trzymaną w dłoni nogę od stołka i odepchnąwszy Aglahada ruszył po schodach w dół, starając się jak najszybciej dotrzeć do pochodni, póki jeszcze nie zgasła, a równocześnie nie pójść w jej ślady, spadając ze stromych stopni. Groza, która przed chwilą powstrzymywała wszystkich, jakby na moment zniknęła, zastąpiona wizją straty drogocennej pochodni.
Cóż... pochodnia przeznaczona była do oświetlania, a nie do rzucania... Przeprowadzony na niej eksperyment zdecydowanie nadszarpnął jej zdrowie i gdy Rav chwycił ją w rękę biedactwo ledwo zipało.
Delikatne dmuchnięcie. Drugie, trzecie...
Płomień powoli się rozpalił.
Rav nie miał zamiaru penetrować korytarza z jednym nikłym światełkiem i bez jakiegokolwiek zapasu źródeł świata. Jeśli korytarz kończył się w lesie, to mieli do przebycia dobrą milę. Albo i dwie, gdyby się okazało, że z drugiej strony nie ma wyjście i trzeba by wrócić z powrotem...
Trzeba było wrócić do góry i zabrać się za następne pochodnie.

Trzmiel zamrugał oczami, patrząc za Ravem, który w bardzo odważnym odruchu rzucił się w ciemności po niebezpiecznie przygasającą pochodnię, sprawdzając tym samym bezpieczeństwo zejścia. Nie oglądając się na Aglahada zagadnął do niego cicho:
- Zrobiłeś to celowo, prawda? Spry... - Nie dokończył. Przetarł oczy ze zdziwienia. W głębi korytarza w dalekiej ciemności zobaczył... Nie, to niemożliwe! To pewnie tylko sztuczka zmęczonego wzroku. A jednak... tak, na pewno! Daleko w cieniu coś błysnęło lekko. Niczym przygaszona, albo skryta pod materią płaszcza latarnia. Ale to musiała by być dziwna latarnia. Latarnia świecąca zimnym, zielonkawym, jakby trupim blaskiem. Światło znikło tak szybko, jak się pojawiło. Coś tam było, coś czaiło się w tym tunelu... Nawet nie mógł nazwać dokładnie barwy tego światła. Było takie... jadowite? Zamrugał raz jeszcze - Widzieliście to???
Obaj obejrzeli się we wskazanym przez niego kierunku, po czym popatrzyli na niego z wyrazem czegoś pomiędzy niepokojem, a podejrzliwością.
- Tam się coś bardzo niefajnie zaświeciło... - jęknął przełykając głośno ślinę. Ciekawość kotłowała się w jego głowie ze strachem tworząc niezdrową i mocno destrukcyjną mieszankę decyzyjną - Parę kroków za miejscem gdzie pochodnia upadła... Rav... Przyda się więcej ognia...

Wchodzenie w czarny korytarz, gdzie śmierdziało spalenizną i wiało jakąś niewytłumaczalną grozą, zaś Trzmielowi zwidywały się jakieś niefajne światełka coraz mniej się Ravowi podobało. Mimo wszystko nie chciał być tym, który da hasło do odwrotu.
- Niefajnie, czyli jak? - spytał. - A jeśli chcesz więcej ognia, to zabierzmy ze sobą materace. W razie czego stworzymy zaporę ogniową...
- Natomiast pochodnie zaraz zrobię ze trzy, tylko niech ktoś potrzyma tę. Tylko bez upuszczania i rzucania, proszę.
Tu spojrzał na Aglahada, nie tyle z pretensją co raczej z zaskoczeniem, że w tym wieku ktoś może się bać ognia płonącego na odległym od dłoni końcu kawałka drewna.
- No tak jakoś... A zresztą... Naprawdę nie widzieliście?? Aglahad? A może... - Trzmiel zmarszczył brwi przyglądając się w milczeniu jak Rav pośpiesznie skleca kolejne pochodnie. Magia? Przywidzenie? Wiedział jak to sprawdzić. Kolejne z prostych zaklęć by wystarczyło. Szkoda, że księga Lizy pozostała w schowku pod jego łóżkiem. I że mu tak ręka nadal dygotała po lampionach.
Przejął ostatnie przygotowane łuczywo i odetchnął głęboko parę razy. Chciał tego przecież. Odkąd pojawił się Anduval...
- Idziemy?
- Idziemy! - potwierdził Rav.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 25-08-2010, 12:07   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przy bliższym przyjrzeniu się wylot tunelu był zdecydowanie zniechęcający.
Ze środka wydobywał się odór spalenizny owo tajemnicze, niewyczuwalne zwykłymi zmysłami 'coś', co zdawało się mówić "Nie idźcie dalej!"
Rozsądny człowiek może posłuchałby tego zakazu. Człowiek mniej rozsądny... może po zastanowieniu jednak zamknąłby wejście na głucho, zostawiając penetrowanie tunelu innym śmiałkom. Czy raczej - szczerze mówić - głupcom.
W przypadku trójki młodzieńców z Domu sprawa wyglądała jednak nieco inaczej. Ich codzienne życie było obwarowane tyloma zakazami, że bez ich łamania nie mieliby z owego życia nic. A gdy się złamie jeden, to z drugim idzie łatwiej. Najtrudniejszy, jak powiadają, pierwszy krok, zaś kolejny zakaz w zasadzie nie robił już na nikim większego wrażenia.

Głos rozsądku, który w przypadku Rava odzywał się dość często, ale nie zawsze skutecznie, tym razem również miał coś do powiedzenia. Może nawet mówił więcej rzeczy, ale do gustu Ravowi przypadły z nich tylko dwie. Jedna dotyczyła pochodni i tych już kilka mieli. Druga - zapewnienia sobie możliwości odwrotu. gdyby trafili na zator i musieli wrócić, a właz przypadkiem jakimś by się zamknął, mieliby kłopoty. Tym akurat kłopotom Rav postanowił zaradzić zastawiając wejście. A raczej blokując płytę, stolikiem i materacem Trzmiela.
- Komu w drogę, temu czas - powiedział.
Odebrał z rąk kompana palącą się pochodnię i zszedł na dół.

Do przebycia miał dziesięć stopni.
Nie miał pojęcia, czemu je liczył. Z pewnością nie dlatego, że działało to na niego uspokajająco. W ogóle nie rozumiał ludzi którzy mówili, że niekiedy, zanim coś powiedzą, muszą policzyć, dziwnym trafem, do dziesięciu. Jakaś magiczna liczba, czy co?
Wszak żeby nie palnąć głupstwa wystarczyło ugryźć się w język...
Gdy znalazł się na dole odór starej spalenizny jakby się nasilił. Chociaż z pewnością było to tylko złudzenie. Wszak jakikolwiek zapach związany z tamtym wydarzeniem dawno temu musiał zniknąć. W każdym razie powinien był zniknąć.
Rav uniósł pochodnię. Odrobinę, bowiem murowany, wykładany cegłami podziemny korytarz nie był zbyt wysoki i jego sufit kończył się tuż nad głowa Rava. Co było dość logiczne, jako że korytarz służyć miał do ucieczki, a nie jako miejsce spacerów


Migocące światło prymitywnej pochodni rozświetlało mrok w niezbyt wielkim stopniu. Za jaśniejszym, sięgającym paru metrów kręgiem rozciągała się czerń, jeszcze bardziej mroczna w zestawieniu z płomykami tańczącymi po główce pochodni.
Rav rozejrzał się dokoła, przybliżając pochodnię do niezbyt odległych ścian wąskiego korytarza. Jeśli ten, kto chciał go wykorzystywać, był rozsądny, to gdzieś tu powinno się znajdować kilka pochodni i krzesiwo. Albo lampa oliwna.
Chodzenie po ciemku po korytarzu, nawet prostym jak strzelił, było zdecydowanie mało rozsądne, a tajnych korytarzy nie budują wszak głupcy.
A zatem może jakaś wnęka...?

Na razie nic nie znalazł, prócz paru pająków, które nie miały najmniejszego zamiaru zawierać ze światłem bliższej znajomości i przebierając szybko nóżkami uciekały w zbawczy cień.
- Aglahad... - powiedział Rav z pewnym wahaniem. - Może pójdziesz przodem? Ciemne korytarze to chyba twoja domena... Tylko - dodał, ujawniając równocześnie powód wahania - nie upuść pochodni.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-08-2010, 12:16   #37
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Korytarz powoli odsłaniał przed Wami swoje zakamarki. Każdy krok pobudzał do życia kręcącą w nosie smugę dymu, a ledwie dotknięcie ściany znaczyło Was czarną smugą sadzy. Zdawało się, że poza poczerniałymi ścianami nic więcej tu nie ma, ledwie kilka szczap poczerniałego drewna, które niegdyś mogło być beczką lub skrzynią, trzeszczało upiornie pod Waszymi stopami. Paskudny zaduch spalenizny przeplatał się z wonią piwnicznej wilgoci. Jeśli nawet przezorny budowniczy tunelu zaopatrzył go w zapasy pochodni lub świec, o czym mogły świadczyć niewielkie nisze po obu stronach korytarza, nic z nich nie zostało.

Rav wzniósł wysoko pochodnię, której płomień zdawał się być bardzo mały i wątły w obliczu ciemnego korytarza. Jak daleko dosięgał blask ognia, nijak nie widzieliście niczego godnego uwagi, tylko kamienny tunel ciągnący się nie wiadomo gdzie. Aglahad, którego twarz już zdążyła pokryć się smugami sadzy kichnął donośnie, a echo tego kichnięcia poniosło się hen, daleko... Chłopiec smarknął, po czym wytarł nos rękawem tuniki, jeszcze bardziej się przy tym brudząc i zręcznie wyminął Rava. Powoli sunął naprzód, trzymając nos nisko, przy samej posadzce wypatrywał, sam tylko wiedząc czego, pośród popalonych zgliszczy i śmieci zaścielających posadzkę.

Zauważyliście ciekawą rzecz. Między spalonymi klepkami beczek, pośrodku korytarza ktoś wykuł dwa, dość daleko od siebie oddalone rowki, które biegły przez całą jego długość. Zdawały się ciągnąć bez celu i końca. ich początek zaczynał się przy wejściu do korytarza, zaś koniec nikł w ciemnościach. Nijak żaden z Was nie potrafił odgadnąć zastosowania tego tworu, lecz coś podpowiadało Wam, że niechybnie do czegoś musiało to służyć.

Minęło kilka dobrych chwil powolnego marszu. Nie potrafiliście sobie odpowiedzieć, jak daleko zawędrowaliście podczas tej wyprawy. I choć zdawało się, że już całe wieki idziecie w głąb niezbadanych, mrocznych czeluści, to jednak rozsądek podpowiadał, że nie minęło więcej jak kilka minut. I wtedy światło pochodni padło na jakiś kształt. Był to kształt masywny i długaśny zarazem, miejscami dziwacznie chudy gdzie indziej znów przesadnie wypukły, składał się z wielu członków wyrastających z poczerniałego korpusu, które to sięgały od sufitu do podłogi. Rzucał za sobą dziwne, złowieszcze cienie, które wciąż zdawały się poruszać! Przed Wami czaiła się…



Rav z mocno bijącym sercem zrobił pół kroku do przodu, oświetlając… starą kratę! Zastygliście na chwilę bez ruchu. Trzmiel odetchnął głęboko, otarłszy pot z czoła, zaś Rav powoli zupełnie zbliżył się do metalowego zabytku i ostrożnie chwycił za klamkę, lecz ta nawet nie drgnęła. Wydawało się, że Aglahad tylko na to czekał. Chłopak już chciał klasnąć radośnie w dłonie lecz w porę się powstrzymał pod karcącym spojrzeniem towarzyszy. Nie zmniejszyło to jego entuzjazmu gdy z wysuniętym językiem począł różnorakimi drucikami grzebać w starym, zardzewiałym zamku. Trzeba mu było przyznać iż grzebał w nim długo, robiąc przy tym najdziwniejsze miny, kilka razy nawet zaklął szpetnie szczególnie gdy jeden z cieniutkich drucików pękł z ledwie słyszalnym trzaskiem. W końcu prychnął zrezygnowany i rzekł:

- Zardzewiało na dobre! – To mówiąc wsparł się o ścianę na wyciągniętej w bok dłoni.

Gdy to zrobił, coś zgrzytnęło. Kamień, na którym oparł się Aglahad wsunął się w głąb ściany. Młody złodziejaszek odskoczył jak oparzony chowając się za plecy Rava. Zgrzytnęło raz jeszcze, a część ściany z cichym sapnięciem odskoczyła od reszty.

Owiał Was chłód, a od szpary w ścianie poczęła bić delikatna, blada poświata. Coś tam było. Coś czekało.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 25-08-2010, 12:28   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rowek w kamiennej posadzce. Ba. Dwa rowki. W dodatku starannie wykute.
Po co komu były potrzebne rowki szerokości siedem i głębokości koło trzech centymetrów? Woda miała spływać? Wytyczono trasę dla wózka? Bezsens.
Rav jeszcze raz obejrzał zdające się nie mieć końca wgłębienie wyryte w kamieniach, potem ruszył dalej.
Podłoga zasłana była resztkami beczek i skrzynek. Każdy przedmiot, a raczej każdy kawałek przedmiotu, nosiła na sobie ślady ognia, a zapach spalenizny unosił się dookoła. Co prawda Rav nie miał doświadczenia jeśli chodzi o pożary, ale mógłby się założyć, że w korytarzu ogień wprost szalał. I chociaż bacznie rozglądał się dokoła to nie sądził, by wśród tych resztek można było znaleźć cokolwiek komukolwiek przydatnego.

Cień, jaki pojawił się przed nimi, z pewnością nie był wynikiem radosnego działania ich pochodni.
Cienie mają tę cechę, że muszą mieć źródło światła za plecami, chyba że nie są cieniami, tylko plamami na podłodze.
Ten najwyraźniej nie był.
Stał nieruchomo, rozciągając liczne ramiona w odwiecznym geście oznaczającym "Nie przejdziecie!". Zachęcony ową nieruchomością Rav zrobił krok do przodu. W migotliwym świetle pochodni ukazał się właściciel cienia.
Właścicielka cienia.
Wielka, stara, pordzewiała krata.

Jak nie sposobem, to siłą...
Krata, do której Rav zbliżył pochodnię, wyglądała na nieco nadgryzioną zębem czasu. Tudzież przez rdzę. Zdawać się mogło, że jedno solidne kopnięcie może uporać się nie tylko z zamkiem, ale i całą kratą, ale skoro Aglahad tak rwał się do pracy, Rav nie miał zamiaru mu przeszkadzać.
Poza tym kiepski stan kraty mógł być tylko złudzeniem, a wtedy...
Biada stopie czy barkowi, które będą próbowały poradzić sobie z kawałem żelastwa.

Potok niezbyt parlamentarnych słów, jaki wypłynął z ust Aglahada świadczył o braku powodzenia. Podobnie jak stwierdzenie, które padło chwilkę później. Na rdzę, jak wszyscy wiedzieli, najlepsza była oliwa. I znów się okazało, że jak na wielką wyprawę to byli wyposażenie dość żałośnie.
Żałując, że oprócz prowizorycznych pochodni nie wzięli jeszcze nóg od stołu, Rav jeszcze raz rozejrzał się dokoła w bezskutecznym poszukiwaniu czegoś ciężkiego, albo długiego i solidnego.
I w tym momencie część ściany odsunęła się na bok...

Blade światło widoczne w szczelinie wyglądało niezbyt zachęcająco.
Z pewnością nie był to blask kaganka czy pochodni. Ze względu na kolor światła tudzież porę dnia, czy raczej nocy, nie mógł to być efekt działania promienia słonecznego, który wpadł do środka przez przypadkowo powstałą dziurę w dachu. Na zabłąkane świetliki również to nie wyglądało. Raczej...
Rav odetchnął głęboko, przypominając sobie duchy, które niedawno nawiedziły ich celę. To było chyba coś w tym stylu.
Najprostszym rozwiązaniem było przekonanie kogoś, kto by to sprawdził osobiście. Przypadkowe popchnięcie... a potem "Opsss, przepraszam..."
Problemem było nie to, że zarówno Trzmiel jak i Aglahad znajdowali się za plecami Rava. Po prostu ten ostatni nie miał odpowiedniego charakteru do przeprowadzenia tego typu działań.
Nie chcąc, by ktoś posądził go o brak odwagi ruszył w stronę szczeliny w murze, przy okazji dobywając sztyletu. Marna to była broń, jeśli mieli do czynienia z duchami, ale zawsze dodawała troszkę pewności.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-08-2010, 13:04   #39
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Ile trwała ta podróż donikąd? Godzinę? Dzień? Rok?
Aglahad zupełnie zatracił poczucie czasu. Zdawało mu się, że wieki już stąpają tymi ciasnymi korytarzami. Znał każdy ich detal, jak stały, znudzony bywalec. Jego dłonie chyba już na zawsze zapamiętały fakturę ściany, o którą raz po raz łapał oparcie, a stopy odruchowo unosiły się nieco wyżej, chociaż ostatni zwęglony przedmiot minęły kilka kroków temu. Tylko niepokorne serce łomotało jak szalone, nie mogąc się przyzwyczaić, do wszechobecnego poczucia zagrożenia...

Aglahad szedł z nisko zwieszoną głową. Wolał mieć pewność, że niczego w tej ciemnicy nie przegapi. Swego czasu dużo się naczytał o obluzowanych płytach, cieniutkich żyłkach przeciągniętych na wysokości kostek, a nawet magicznych zaklęciach, aktywujących najrozmaitsze pułapki i zapadnie. Głupio by było dać wszystkich usmażyć, tylko dlatego, że nikomu nie chciało się spojrzeć pod nogi.

Wydrążone rowki nie dawały chłopakowi spokoju. Może płynęła nimi kiedyś jakaś łatwopalna ciecz? W ten sposób można by momentalnie spalić korytarz wraz z całą zawartością. Postanowił nie dzielić się tą absurdalną myślą, z pozostałymi. Po co ich martwić? Póki co Ravere dzielnie przecierał szlak, gdy było to potrzebne i było by lepiej, gdyby tak zostało.

Gdyby Aglahad miał wybrać jedno zdarzenie i przydzielić mu tytuł najbardziej emocjonującego tej nocy to nie były by to ani sny i duchy, ani zagłębienie się w ciemny tunel. Byłoby to pojawienie się w nim kraty. Ta nawiasem mówiąc napędziła mu wielkiego stracha, gdyż z daleka wyglądała jak jakiś wielki, zniekształcony pająk. Na szczęście był z nimi Rav. Gdyby nie to, na sam widok rzuciłby się do panicznej ucieczki.

Już po chwili chłopak był w swoim żywiole, wiercąc, kręcąc i grzebiąc przy starym mechanizmie. Tak pochłonęła go robota, że zupełnie przestał kontrolować co mamrocze pod nosem. Z jego ust wyrwało się nawet kilka paskudnych wulgaryzmów. Gdzie się ich nauczył, nie wiadomo. Mógłby przysiąc, że nigdy nie spotkał się z tak brzydkim słownictwem, a jednak. Zmęczony oparł się o ścianę. Że coś z nią nie tak zrozumiał od razu gdy usłyszał, a raczej poczuł ciche kliknięcie pod jedną z kamiennych płyt. Odruchowo odskoczył za plecy większego kolegi.
 
Keth jest offline  
Stary 25-08-2010, 13:35   #40
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czasem zdarza się, że myśli zaczynają podążać własnym torem, a samemu pozostaje się tylko ich biernym widzem. Wówczas fakt, że się chce mieć je w głowie, lub nie, nie ma żadnego znaczenia, bo tak naprawdę nie ma żadnej mowy o chceniu. Biegną same, skrępowane jedynie granicami wyobraźni bez udziału woli, wywołane dowolnym impulsem. Może nieco spokojniej, choć nie zawsze i bardziej jednostajnie. Są jednak własne i przez ten fakt nie można ich przecież podważyć. Można tylko obserwować. Tak właśnie było tym razem. Korytarz był wspomnieniem. Wspomnieniem oczywiście nienależącym do Trzmiela. Chłopak chcąc nie chcąc kontynuował jednak w swoim wyobrażeniu los dwójki małych dzieciaków, która w kłębach dławiącego dymu i żarze płonących zapasów szukała wyjścia z korytarza. Skojarzenia same się nasuwały. Niewielka nierówność na podłodze... w tym miejscu parę metrów za schodami potknął się mały chłopiec, który wtulony w przerażeniu w bok starszej dziewczynki nie patrzył pod nogi... jakiś okrągły metalowy przedmiot brzęknął pod trzewikiem młodego czarodzieja... dziewczyna pewnie głośno syknęła oparłszy się niechcący o rozgrzaną w ogniu obręcz beczki... Nieprzyjemnie zimna kropla wody z gromadzącej się na suficie wilgoci, spadła Trzmielowi niespodziewanie na policzek. Zatrzymał się na chwilę i zamrugawszy oczami parokrotnie przetarł je rękawem koszuli. Po otrząśnięciu się dobiegł do szybko oddalających się Aglahada i Rava.

Wyżłobione w podłodze szczeliny same w sobie pewnie nie zwróciłyby jego uwagi gdyby nie fakt iż poza wykutymi w ścianie miejscami na kaganki, były jedynym urozmaiceniem woniejącego przeszłością korytarza. Jakby ich obecność tu miała mieć jakieś znaczenie nie tylko w oczach konstruktorów, ale i również dla nich... Jeśli nie było to tajemne wyjście, to co w takim razie? Spojrzał na błędnie poruszający się płomień pochodni Rava, który o ile się nie mylił, bardzo lekko pochylał się na bok. Gdzieś na pewno jest wyjście...

Przez chwilę myślał, że to już koniec. Że nie wszystkie bajki do straszenia dzieciaków są nieprawdą i niestworzone bestie naprawdę istnieją w zapomnianych przez lata podziemiach. Zamarł jakby z nadzieją, że jeśli nie będzie się ruszać to pozostanie bezpieczny. Wyjątkowo głupie zachowanie, stwierdziłby zapewne Anduval, zważywszy na ogień, który mieli ze sobą. Rav okazał się tym razem mieć najtrzeźwiejszy umysł demaskując starą, wyglądającą na nieotwieraną od czasów swojej nowości kratę. Można było już tylko odetchnąć i skląć siebie w duchu za bojaźliwość... i zacząć się zastanawiać co dalej gdy poczynania Aglahada przy niej zdawały się spełzać na niczym. Wyglądało na to, że to nie zamek sprawia im problem, ale jego starość. Rav przez chwilę próbował bardziej tradycyjnych metod, ale i to nie dało żadnego rezultatu...

Zgrzyt kamiennych bloków tuż obok nich już go tak nie wystraszył. Jakoś tak pasował do tego miejsca. Niemniej gdy poczuł na twarzy mroźny powiew czegoś nieprzyjemnego, a od strony powstałej w ścianie szczeliny znów dało się dostrzec światło, przełknął głośno ślinę.
Przez krótką chwilę stali tam nieruchomo spoglądając to na siebie, to na widmową poświatę, która pojawiła się im już trzeci raz. Rav ruszył ostrożnie w jej kierunku... Zatrzymał go na chwilę.
- To światło... - wskazał w kierunku szczeliny - ono chyba nas prowadzi gdzieś. I chce żebyśmy za nim szli. Może też nas... - chciał powiedzieć „zwodzić”, ale zmienił zdanie. To wiedział każdy z nich. Młody czarodziej westchnął odszukując w myślach zaklęcie które wiązało się z wyzwoleniem czegoś co księga Lizy nazywała niewielkim kwantem energii życia. Jeśli dobrze kombinował i jeśli te duchy okażą się prawdziwe i nieprzyjazne, to będzie mógł je tym trochę powstrzymać. Chyba... Jakoś jednak miał wrażenie, że nie będzie musiał. To było dobre wrażenie. Na pewno nie będzie musiał... O bogowie, żeby tylko na pewno nie były nieprzyjazne... – Idę z tobą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172