Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 03:40   #22
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 14.00 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.
Rozmowa z szefem wiele wyjaśnił Walterowi, jeżeli chodzi o dziwne zaangażowanie Mac Nammary w sprawę. Detektyw wiedział, że nie ma nic gorszego jeżeli człowiek jest osobiście zainteresowany sprawą. Mimo to postanowił to przemilczeć i nie czynić żadnych uwag przełożonemu. W niedługim czasie zjawili się kolejni detektywi. Kapitan zaczął odprawę, ale widać było że jest przybity całą sprawą o wiele bardziej niż powinien.
Lakonicznie przywitał się ze wszystkimi po czym rozkazał:
- Mówić po kolei, co kto zauważył.
Ku zdziwieniu wszystkich, a zwłaszcza Waltera, pierwszy podniósł się Clause. Najwyraźniej chciał mieć czym prędzej za sobą żmudne przedstawianie suchych faktów z sekcji. MacDawell na szczęście miał swoje źródło informacji i nie musiał polegać na tym skacowanym gościu. Mimo to z uwagą skupił się na informacjach przekazywanych przez Clause'a.
Z każdym kolejnym słowem Walter był przekonany, że gdyby nie znajomość z Robertem niewiele, by się od Granda dowiedział. Odczekał jednak do końca jego przemowy i dopiero wtedy wstał.
- Jeśli można szefie – rzekł nie zwracając uwagi na skacowanego kolegę – Detektyw Grand pominął kilka jakże ważnych szczegółów.
Po kolei. Po pierwsze do listy podejrzanych można dopisać także grabrzy, patologów i osoby mające dostęp do profesjonalnych środków do mycia zwłok. Takim właśnie preparatem umyto zwłoki Annie Watterman. Po drugie nasz szanowny kolega był uprzejmy pominąć także to, że na języku ofiary stwierdzono obecność jakieś substancji chemicznej. Teza o podaniu narkotyków, bądź leków jest bardzo prawdopodobna. Na szczegóły musimy jednak poczekać do chwili, gdy będą znana wyniki analizy. Poza tym u ofiary znaleziono także świeży tatuaż. Pochodzący sprzed kilku dni. Wstępna analiza nie pozwoliła stwierdzić, czy został wykonany za życia czy już po śmierci ofiary. Tatuaż ów przedstawia owal przypominający jajko z kiełkujaca rośliną w środku. To także może mieć duże znaczenie. Tak jak powiedział kolega Grand z ciała ofiary została spuszczona krew w sposób iście profesjonalny i z użyciem specjalistycznego sprzętu. Z naszej listy możemy więc chyba skreślić rzeźników i chirurgów amatorów.
Walter posłał Clause'owi szyderczy uśmiech, mający mu dać jasno do zrozumienia co myśli o jego pracy, piciu i ogólnie o jego zachowaniu.
- Ktoś kto dokonał tego czynu, jest nie tylko pozbawionym emocji psychopatą, ale także wysokiej klasy specjalistą. Poćwiartowanie zwłok, sposób w jaki były one przetrzymywane po śmierci świadczą o tym bardzo dobitnie. Człowiek ten zabił, a następnie umył dokładnie ciało, spuścił krew i poćwiartował z zimną krwią młodą dziewczynę. Zwłoki zostały podrzucone do zaułka. Dlaczego akurat tam? Narazie nie wiemy. Nie wiemy także jaka była bezpośrednia przyczyna śmierci Annie Watterman. Mam nadzieję, że szczegółowe badania pozwolą nam to ustalić.
Walter spojrzał na tablicę na której zapisywał kolejne swoje spostrzeżenia i uwagi. I nagle coś go poraziło. Spojrzał na dziwny napis jaki umieścił na niej Clause. Początkowo nie zwrócił na niego uwagi. Raczej traktował to jako pijacki bełkot, a nie poszlakę w sprawie. Teraz jednak gdy dotarł do niego sens wiadomości, przeraził się nie na żarty.
- Coś tu jest kurwa nie tak. - pomyślał.
Nie dał jednak nic po sobie poznać i rzekł:
- Cąr z tap einei beican tew anęic iz diwe sual ciz diwę icno! Clause to nie jest żaden obcy język. To zwykły angielski. Spójrz.
Walter zaczął oddzielać odwrócone słowa. Po chwili zapisał na tablicy pełne brzmienie zdania i odczytał je:
- On cię widzę i Clause widzi cię nawet na ciebie nie patrząc.
To właśnie dlatego tak bardzo Walter się przeraził, gdy dotarł do niego ukryty sens wiadomości.
Przypomniał słowa, które słyszał na korytarzu. To było to samo zdanie.
- On cię widzi Walterze. Widzi cię, nawet na ciebie nie patrząc.
To było niemożliwe. Walter nie podzielił się z kolegami tym, że on także usłyszał takie zdanie.
Zamiast tego rzekł:
- Trzeba jak najszybciej ustalić kto do ciebie dzwonił Clause.
- Wydam odpowiednie dyspozycje po odprawie – rzekł kapitan – Teraz kontynuuj MacDawell i powiedz w końcu co ustaliłeś, zamiast wytykać zaniedbania Granda. Widzisz, że chłop ma ciężki dzień. Nie wszyscy są tak perfekcyjni jak ty.
- Tak jest panie kapitanie – skarcony Walter przeszedł na bardziej służbowy ton -Wracając do sprawy. Przesłuchałem ojca dziewczyny. To bardzo spokojny i rozważny człowiek. Bardzo chłodny, nie okazujący prawie żadnych emocji. Dłuższa obserwacja pozwala dostrzec, że przeżywa on bardzo śmierć córki. Jego surowe wychowanie nie pozwala mu jednak na publiczne okazywanie emocji. Z jego słów wynika, że Annie to było cudowne dziecko. Uczynna, pełna życie. Uczyła się świetnie, a w wolnych chwilach pomagała w szpitalu jako wolontariuszka przy dzieciach z chorobą nowotworową. Miała niewielkie grono przyjaciół i raczej nie była typową nastolatką. Nie lubiła imprezowych próżniaków. Od ich towarzystwa o wiele bardziej wolała lekturę i modlitwę. Po prostu cud dziewczyna...
- MacDawell ten sarkazm mógłbyś sobie darować – skarcił go ponownie kapitan Mac Nammara.
- Oczywiście panie kapitanie. Wydaje mi się jednak, że pan Watterman nie znał dobrze swojej córki. Mimo tego, że zapewniał mnie, że nie miała ona przed nim żadnych sekretów. Pan Watterman bardzo dużo pracuje i niewiele przebywa w domu. Już samo to rzuca pewien cień podejrzenia, że nie był ze mną do końca szczery. Na tym etapie śledztwa nie mogłem więcej drążyć tego tematu, tym bardziej że nie mam żadnych dowodów na to, że nie powiedział mi całej prawdy. Dalsze przesłuchania powinny nam więcej powiedzieć o tym jaka była Annie Watterman.
Walter odwrócił się i na tablicy narysował symbol spirali jaki znaleziono przy zwłokach dziewczyny.
- Podwójna spirala jest przede wszystkim symbolem równonocy, czyli zrównania dnia z nocą. Spytany jest już i starożytnych celtów, ale występuje także w innych kulturach. Jest to także jeden z najstarszych symboli spirytuistycznych. Oznacza także często równowagę pomiędzy dobre i złem. Dlaczego morderca użył tego symbolu, nie wiemy. Jasne jednak jest, że zostawił nam zaszyfrowana wiadomość i liczy na to, że mu ją rozwiążemy.
Musimy powstrzymać tego szaleńca, gdyż on nie przestanie zabijać dopóki jego przesłanie nie zostanie wykrzyczane na cały świat. Tym bardziej, że z tego co mówi Clause mamy już niestety dwie ofiary.
Walter skończył i usiadł na swoim miejscu. Z niecierpliwością czekał na relacje innych, zwłaszcza te z miejsca zbrodni. Usiadł wyjął swój notes i upił łyk gorącej kawy.

Gdy odprawa się skończyła i cały zespół śledczy wychodził z pokoju narad, Clause powiedział:
- Słuchajcie i co robimy? Mam propozycje. Niedziela i tak zjebana, więc może pojedziemy do mnie. Obgadamy wszystko co udało nam się do tej pory zebrać. Pomyślimy co dalej, napijemy się drinka i zagramy w bilard. Albo obejrzymy jakiś dobry film. W prawdzie mam tylko Whisky i światło w lodówce ale możemy zamówić coś u Harrego. To świetna Pizzeria. Co wy na to?
- Nie wiem, czy wiesz Clause ale wymianie informacji i zebraniu dowodów służy właśnie taka narada jak się przed chwilą zakończyła. Jeżeli potrzebujesz towarzystwa do napicia się to na mnie nie licz. Mam dużo lepsze zajęcia. Radzę ci jednak, abyś pił z głową bo jeżeli jutro znowu będziesz tak skacowany jak dzisiaj to możesz być pewien, że napiszę na ciebie raport. Nie dajesz rady to weź sobie urlop i daj pracować innym. Mamy na głowie szaleńca, który ćwiartuje dziewczynę na kilkanaście części, a tobie tylko wóda w głowie.
Nie czekając na reakcję ani Granda, ani pozostałych MacDawell wszedł do windy.
Faktycznie nie miał ochoty przebywać dłużej niż to konieczne w towarzystwie podpitego Granda, ani tym badziej u niego w mieszkaniu. Nie miał co prawda zbyt wiele propozycji, poza obiadkiem u teściowej, ale wolał jednak uniknąć i tego i tego.
Gdy wyszedł na ulicę, wsiadł do samochodu i pojechał do Vibellione, jednej z jego ulubionych włoskich knajpek na Manhatannie.
Po sytym obiedzie składającym się pysznej lazani oraz równie smacznej zupy minestrone, Walter postanowił pojechać do domu państwa Watterman. Kapitan Mac Nammara dał im oficjalnie wolne, ala MacDawell wiedział, że po cichu liczy na ich tzw. Własną inicjatywę. Poza tym Walter wcale nie miał ochoty wracać do domu i wysłuchiwać kolejnych wyrzutów i kłótni. Zadzwonił więc do pana Wattermana i umówił się na spotkanie.


Dom państwa Watterman, 4 września, godz. 16.30

Dom państwa Watterman prezentował się nad wyraz okazale, a przy tym bardzo dyskretnie. MacDawell lubił taką nienarzucającą się elegancję. W progu przywitał go pan Watterman i z miejsca zaprosił do gabinetu.
- Witam pana detektywie, co pana do nas sprowadza? Czyżby udało się już coś ustalić?
W domu, na tak zwany „swoim terenie”, pan Watterman był jeszcze bardziej swobodny niż w czasie rozmowy w kawiarni. Nadal jednak było widać, że dobrze maskuje swoje prawdziwe emocje.
- Niestety jeszcze nie – odparł zgodnie z prawdą Walter – Przyjechałem, gdyż chciałbym porozmawiać z pańską małżonką. Jak ona się czuje?
- Nie najlepiej, szczerze mówiąc. Nadal jest w ciężkim szoku. Lekarz podał jej silne leki uspokajajce. Z tego co jednak z nim ustaliłem, Debbie może z panem porozmawiać. Oby tylko nie za długo.
- Bardzo się cieszę. Jeśli to możliwe chciałbym porozmawiać z nią na osobności.
- Ależ oczywiście. Proszę przejdźmy do salonu, żona zaraz zejdzie. Napije się pan czegoś? A może coś pan zje?
- Nie dziękuję, nie chciałbym sprawiać kłopotów panie Watterman.
- To żaden kłopot.
- To jeśli mogę prosić o filiżankę kawy.

Deborah Watterman okazała się bardzo zadbaną czterdzistoletnią kobietą. Schludnie uczesana i umalowana. Mimo to widać było, że ma mleczne oczy. Jedna z oznak podania dużej ilości leków uspokajających. Usiadła na przeciwko Waltera i nalała im kawy.
- Witam panią, nazywam się Walter MacDawell i jestem detektywem...
- Tak wiem. Mąż mi już powiedział. Moglibyśmy przejść do rzeczy czuję się bardzo zmęczona.
- Oczywiście, jak pani sobie życzy.
Walter upił łyk kawy i otworzył notes w którym w czasie obiadu zapisał sobie kilka najważniejszych pytań. Zaczął podobnie jak w przypadku pana Wattermana od wybadania gruntu i próby zjednania sobie kobiety.
- Panie Deboraho proszę mi powiedzieć jaką dziewczyną była Annie?
Słowo „była” w kontekście jej córki bardzo poruszyło panią Watterman. Opanowała się jednak i wycierając chusteczką cisnące się do oczu łzy rzekła:
- Ona była najlepsza na świecie. Dobra, czuła, mądra, piękna. Delikatna i wrażliwa jak kwiatuszek.
- A czy byl ktoś szczególnie jej bliski? Jakaś bardzo bliska przyjaciółka, może miała chłopaka?
- Tak. Od lat przyjaźniła się z Nicole Rock. To była jej najlepsza i najserdeczniejsza przyjaciółka. Były, jak to się mówi, NPN. Najlepsze przyjaciólki na zawsze.
Pani Watterman zamilkła, gdyż wspomnienia o córce sprawiały, że łzy same napływały jej do oczu.
- Bardzo pana przeprasza – rzekła przez łzy – ale to silniejsze ode mnie. Ona była takim cudownym dzieckiem. A teraz jej już nie ma, bo jakiś szaleniec ją....
Łzy pociekły jej strumieniem po twarzy rozmazując starannie nałożony makijaż.
Walter odczekał kilka chwil, aż pani Watterman się uspokoi. Kobieta podobnie jak jej mąż trzymała się dzielnie. Co w obliczu takiej tragedii było czymś niezwykłym. Kobieta otarła łzy i dokończyła:
- Chłopaka nie miala. Rówieśnicy jej nie odpowiadali. Była bardzo nieśmiała w stosunku do mężczyzn. Poza tym mężczyźni w jej wieku nie interesowali jej. Byli dla niej po prostu za głupi, za prości.
- Rozumiem. Z tego co się dowiedziałem Annie była cudowną dziewczyną i aż trudno mi uwierzyć, że ktoś taki jak ona nie miał nikogo. Nawet jeżeli on nie wykazywała zainteresowania, to na pewno i tak wzbudzała wielkie zainteresowanie wśród chłopców na uczelni.
- Oczywiście, że była ładna i podobała się mężczyznom. Oniesmielała ich jednak. Tak jak mówiłam była dla nich za dobra, a oni dla niej zbyt przyziemni. Większości tylko jedno w głowie, a Annie nie miała zamiaru ... no wie pan. Miała kilku przyjaciół - ale to nie było to, co pan myśli.
- Dobrze. Proszę mi zatem opowiedzieć o pani relacjach z Annie?
- Byłyśmy dla siebie jak przyjaciółki, Annie troszkę malowała i interesowala sie sztuką, pomagała mi w wernizsażach. Miałysmy wspólny język i żadnych tajemnic przed sobą.
- A pani mąż, ojciec Annie? Jakie on miał relacje z córką?
- Alex jest bardzo zajetym człowiekiem. Kochał Annie i jej rodzeństwo, lecz nie miał czasu poświecać jej własciwej uwagi. Annie szanowała go i kochała.
- Czyli można powiedzić, że zdecydowanie to pani miała lepsze relację z córką niż pani mąż.
- Chyba tak. Tak można powiedzieć.
- Czy Annie interesowała się okultyzmem, wróżbami lub magią?
- Nie. Absolutnie nie. Była bardzo wierząca. Podobnie jak Alex.
- Czy zauważyła pani w ostatnich dniach jakieś dziwne, nietypowe zachowania u córki?
Pani Watterman zamyśliła się. Wyraźnie szukała czegoś w myślach, albo próbowała sobie przypomnieć ostatnie dni życia córki.
- Każdy najdrobniejszy szczegół może mieć znaczenie – zachęcił ją Walter.
- Tak. Teraz jak się nad tym zastanawiam, to tak. Więcej czasu spędzała w pokoju. Myślałam, że to w związku z nauką i niedługo rozpoczynającym się rokiem akademickim. Poza tym dużo się ostatnio modliła i chodziła do kościoła.
- Rok akademicki miał sie dopiero zacząć, czego miała by się uczyć?
- Annie bardzo chciala dostać stypendium naukowe. - wyjaśniła pani Watterman.
- Stypendium naukowe? - zdziwił się MacDawell - Takie pieniądze chyba nie były jej potrzebne? Są przecież państwo bardzo dobrze sytuowani.
- To stypendium to kwestia prestiżu. Otwiera możliwość pracy w najlepszych szpitalach.
- Oczywiście teraz to ma sens. Taki łatwiejszy start jest ważny w życiu młodego człowieka.
- Annie planowała zając się badaniami w zakresie walki z nowotworami. Szczegolnie u dzieci. Wczesne wykrywanie. I dlatego jej tak na tym zależało.
- A proszę mi powiedzieć czy Annie miała jakieś kolnflikt z ojcem?
- Nie. Alex miał twarde zasady, lecz nie mielismy z tego tytułu żadnych kłótni.
- Czy miała pani z Annie jakieś problemy?
- Nie. Żadnych. Dobrze się dogadywałyśmy, a ja miałam do niej ogromne zaufanie.
- Czy Annie znikała kiedykolwiek wcześniej?
- Co rozumie pan przez znikała?
- Czy na przykład wychodziła z domu na dłużej nie informując o tym nikogo?
- Nie. Zawsze informowała gdzie wychodzi. Jak miała gdzieś zostać dłużej, lub coś jej wypadło, dzwoniła. Dlatego tak szybko poinformowaliśmy policję.
- Czyli to było pierwsze takie zniknięcie Annie?
- Tak.
- To dlaczego spytała pani, co mam na myśli mówiąc "znikała”?
- Czasami rzadko opuszczała pokój. Zamykała się w nim i schodzila tylko na posiłki. Alex żartował wtedy, że Annie znika.
- Jak długo to trwało? W sensie ile minut, godzin trwały takie zniknięcia?
- Nawet po 12 godzin. Czasami kilka dni z rzędu. Zawsze rozmawialiśmy o tym co robi. Wie pan, Alex miał nawet podejrzenia o narkotyki. Uczyła się lub czytała - to było jej odreagowywanie na śmierć jakiegoś dziecka w szpitalu.
- Pani mąż mówił, że w takich chwilach szukała pociechy w Bogu i kościele?
- Zgadza się. To było różnie. Raz reagowała tak, drugi raz inaczej. To prawda jednak, że częściej wybierała kościół niż książki.
- Rozumiem. A czy znała pani wszystkich znajomych Annie?
- Wszytskich to chyba nie. Tylko tych najblizszych. Tych, którzy nas odwiedzali w domu.
Walter zapisał nazwiska i adresy podane przez panią Watterman i zdał kolejne pytanie. Większość pokrywała się z tym co podał mu ojciec Annie pojawiły się tylko dwa nowe nazwiska.
- Proszę mi jeszcze powiedzić jaki Annie miała kontakt z ojcem Gideonem Brownem?
- Ojciec Gideon jest przyjacielem roddziny. Wiem, że Annie dużo z nim dyskutowała o swoich wątpliwśsciach duchowych.
- Wątpliwościach? Mówiła pani, że Annie była bardzo religijna. Cóż to za wątpliwości miała Annie? Wie pani może?
- Miewala je dość często, wbrew temu co oczekiwał od niej Alex. Nie mogła wierzyć w to, ze Bóg odbiera życie takim małym dzieciom, jak jej podopieczni i że zezwala na te wszystkie choroby i nieszczęścia.
- No tak wszyscy mamy z tym problem. Nie tylko my, ale także wielcy filozofowie i myśliciele tego świata.
Pani Watterman znowu zaczęła cicho popłakiwać. Zasadniczo Walter kończył już przesłuchanie, pozostało mu jeszcze tylko kilka pytań. Spokojnie odczekał, aż kobieta się uspokoi i zapytał:
- Czy wie pani, że Annie tatuaż?
- To niemożliwe. Nie lubiła tatuaży. Uważała, że ciało ludzkie jest takie, jak Pan je stworzył i nie wolno go w żaden sposób kalać.
- Tatuaż został zrobiony kilka dni temu.
- Nic o tym nie wiedziałam. To dośc dziwne jak na Annie, że mi nic nie powiedziała.
- Też tak pomyślałem. Z tego co państwo mówili, nie pasowało mi to do Annie.
- Zupełnie. To bardzo niecodzienne zachowanie. Annie nie lubiła zmianiać nic w swoim ciele, nawet malowała się niewiele.
- Rozumiem. Myślałem, że może pani mi pomoże, ale okazuje się że i pani nic nie wie na ten temat.
Walter upił ostatni łyk kawy i powoli zakończył przesłuchanie.
- Bardzo pani dziękuję za cierpliwość i udzielone informacje. Gdyby pani sobie coś przypomniała proszę do mnie zadzwonić, oto moja wizytówka.
- Ależ oczywiście.
- Na zakończenie chciałbym zapytać, czy mogę zobaczyć pokój Annie?
- Policja już tam była, ale jeśli pan chce to proszę bardzo.

Technicy co prawda zabezpieczyli ślady w pokoju Annie, nawet pobrali odciski palców, ale Walter liczył na to, że znajdzie coś co powie mu więcej kim była ta dziewczyna.
Gdy wszedł do pokoju uderzył go porządek i ład w nim panujący. O ile nie zrobiła go matka już po śmierci córki, to potwierdzało to ogólną opinię o Annie. Pokój był mały i bardzo czysty. Główne miejsce zajmowało biurko stojące tuż pod oknem oraz półki z książkami. Walter przejrzał szuflady i znalazł w jednej z nich schowany pod zeszytami kalendarzyk. Przejrzał go pobieżenie. Zawierał głównie telefony do znajomych. MacDawell zauważył, że daty 03.09.11 oraz 07.09.11 zaznaczone są czarnym krzyżykiem, a przy drugiej dacie znajdował się także czerwony napisy RES.
Trzeba było to dać specjalistą do zbadania, choć Walter zakładał, że krzyżyki mogą oznaczać pogrzeby dzieci ze szpitala. To też należało sprawdzić.
Poza kalendarzykiem Walter nie znalazł nic interesującego. Obejrzał jeszcze tylko półkę z książkami i zszedł na dół.
Pożegnał się z gospodarzami i wsiadł w samochód, kierując się w stronę swojego domu. Po drodze zadzwonił jeszcze do Sarahy zapytać, czy nie potrzeba nic ze sklepu.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 04-05-2010 o 11:54.
brody jest offline