Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 12:38   #47
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Myśl która dręczyła Aesdila po walce nad rzeką z całą siła objawiła się o poranku. Pożegnał się z nimfami, zadając jedynie Tii kilka pytań gdy udało mu się ją spotkać nieco na osobności. Oddalił się od reszty towarzyszy by jak zwykle pomedytować i przygotować swe zaklęcia - spotkanie z falą nadszarpnęło jego magicznym arsenałem. Był jednak zadowolony - podstawą magii zaklinaczy (a i bardów, pod pewnymi względami) jest testowanie swych możliwości i przekraczanie granic. A trudno uznać że jego zaklęcia były wczoraj mało skuteczne. Jednak ... musiał coś sprawdzić.

Spętał nogi Indraugnira - złośliwy zwierzak mógłby próbować uciekać przed karmiącą go ręką, gdyby puścił go samopas - nie raz tak było! Wypuścił Kulla w powietrze by ten rozprostował pióra i miał nad nim pieczę w czasie medytacji. Oddalił się od grupy bardziej niż zwykle, chcąc wypróbować swe zaklęcia, i wolał nie ryzykować zaskoczenia przez jakiegoś głodomora czy zbójców.

Po wstępnych przygotowaniach, gdy już pieśnią i medytacjami oczyścił umysł, gładko wstał z klęczek - człowiek nie wytrzymałby długo w ten sposób, elf jednak uznawał taki sposób siedzenia za niezwykle wygodny. Podniósł dłoń i nacieszył się chwilę tym jak wiatr rozwiewał mu włosy.

- Egomet arcessere atque praesum armo monstrificus tegumentum, IAM! - zaśpiewał i powietrze wokół niego ugięło się ledwo zauważalnie. Skinął głową z zadowoleniem, nie wyczuwając tego czego się obawiał.

Nagła myśl przyszła mu do głowy. Zamknął oczy i przypomniał sobie wczorajszą walkę. Powoli, nie spiesząc się, skoncentrował się na doznaniach które czuł gdy zniewolone przez istotę kobiety ruszyły na drużynę, obrzydzenie i odrazę gdy sama "fala" wypełzła na brzeg! Doznanie było tak silne że otworzył gwałtownie oczy i zaśpiewał, wznosząc głos do przeraźliwego krzyku!

- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!! - oczekiwał potężnej eksplozji, jednak ze zdziwieniem poczuł jedynie jak Płomień w jego piersi gwałtownie przygasa! Gorąco pojawiło się znowu, jednak nie tak potężne jak wcześniej. Wrażenie było tak zaskakujące że elf zatoczył się i niemal upadł. Z ponurą determinacją powtórzył próbę.

- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!! - tym razem kula dźwięku i magii roztrzaskała dwa drzewa w drzazgi, jednak kolejny raz Płomień przygasł! Wściekły elf podniósł głos po raz kolejny i tym razem już wykrzykując ostatnie słowo poczuł że coś jest nie tak, ale było już za późno!

- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!! - hałas trwał nadal, połączony z bólem i ciemnością! Dopiero po chwili, gdy ziemia uderzyła elfa w twarz, zdał sobie sprawę z tego że był to jego własny krzyk wydarty z umęczonego gardła!

***

Przebudzenie było koszmarne. Każdy fragment ciała bolał go jakby obity stalowym prętem, łupanie w czaszce i gardle było wręcz nie do zniesienia. Nic więc dziwnego że nie usłyszał pierwszych słów ani ostrzegawczego krzyku Kulla. Dopiero po chwili do na wpół przytomnego umysłu dotarły pierwsze zrozumiałe słowa.
- Peorrh? - próbował wychrypieć, słysząc smoczy język, jednak bezskutecznie - gardło odmówiło mu posłuszeństwa. Smród, kopniak w bok i obracanie na plecy drągiem wsuniętym pod pierś przekonało go że koszmarnie się pomylił. Otworzył oczy. Zamrugał oślepiony słońcem i z poczuciem deja vu - pyski nachylających się nad nim stworzeń były koszmarne. Gorzej - znajome.

Łuskowata skóra i gadzie twarze humanoidów ubranych w łachmany były tak dobrze mu znane że nie miał najmniejszego problemu z ich rozpoznaniem. "Koboldy!" - westchnął i lodowata wściekłość, mimo mdłości, zalała mu duszę. Poczuł gotujący mu się w piersi Płomień i sapnął gdy bliźniacze ogniste promienie trafiły trzymającego groźnie włócznię stworka prosto w pierś i, z wypalonymi w brudnej szacie otworami, rzuciły go na ziemię! Drugi, z młotem w garści, spojrzał na martwego kompana z niedowierzaniem, krótkim jednak bowiem obrócił się i zamachnął na leżącego elfa! Zawył jednak koszmarnie gdy pazury Kulla przecięły mu twarz i zalały oczy powodzią brązowej krwi!

Aesdil dźwignął się, zdumiony własną słabością i niepewnością ruchów. Sięgnął po miecz. Tylko ostrzeżenie od Kulla sprawiło że obrócił się w sam czas by zobaczyć jeszcze jednego gadowi podobnego stwora, tym razem jednak nie zbrojnego a raczej szamana czy podobnej profesji osobę, sądząc po stroju i groźnym malunku na ramionach trzymających pokręcony kostur! Próbował on dogonić kuśtykającego Indraugnira.
- Torghhh? - wychrypiał, mętnym wzrokiem nie dostrzegając różnicy między widzianym teraz stworem a szamanem z Lasu Ostrych Kłów. Zimna nienawiść opanowała jego duszę na wspomnienie spustoszeń które tamten wywołał w drużynie.

Machinalnie zaczął przywoływać własne zaklęcie, widząc jednak jak niezborne są przez kontuzję jego ruchy i że szaman będzie pierwszy przygotował się do odparcia czaru. Kobold zapląsał i dramatycznym gestem wyciągnął kostur a elf poczuł jak na jego umyśle rozpościera się szara zasłona. Gniewnie "zdarł" ją i wciągnął w głąb siebie a Płomień buchnął potężniej. Szaman zmarszczył czoło, wyraźnie rozgniewany brakiem efektu (jasno świecące słońce na pewno mu nie polepsza humoru) i tym razem zaczął bardziej teatralną inkantację. Aesdil próbował dotrzymać mu kroku ale i tym razem przerwał gdy gadzi stworek sprawnie przechodził przez labirynt gestów. Zgrzytający pocisk trafił barda w pierś i rzucił o ziemię - nie ze względu na obrażenia, bowiem Płomień pochłonął i te, ale ponieważ Laure był tak słaby. Teraz jednak ogień w piersi gorzał równo i silnie i Złocisty leżał spokojnie na ziemi, próbując usłyszeć cokolwiek nadwyrężonymi uszami. Zimne ostrzeżenie od Kulla pomogło i, gdy szaman nachylił się groźnie nad nim z przygotowanym kosturem, elf otworzył oczy. Ślepia "Torghhha" rozszerzyły się z zaskoczenia.
- To za Kruka, sukinsynu! - wrzasnął elf i uwolnił całą moc Płomienia. Dwie strugi ognia trysnęły z jego źrenic i przeszyły oczy stworka, rozrywając czaszkę na kawałki! Truchło runęło na ziemię tuż obok elfa który pogrążył się w ciemności raz jeszcze gdy gorąco w piersi zamieniło się w chłód.

***

Dziabnięcie w policzek otrzeźwiło go raz jeszcze. Otworzył oczy i ujrzał Złocistoczerwonego, który wpatrywał się w niego zaniepokojonym wzrokiem i naglącym "głosem" wysyłał ostrzeżenie. Elf chrypnął i przewrócił się na bok, wbijając palce w ziemię obok szamana. Dźwignął się ostatkiem sił, chwycił rękojeść miecza i coś raniącego mu dłoń, podniósł się chwiejnie na nogi. Wbił ostrze w plecy wyjącego nieludzkim głosem oślepionego stworka.
- Indraugnirze! - wychrypiał. Zataczając się podbiegł do zaniepokojonego kuca, rozciął pęta i jakimś cudem wdrapał na siodło. Wściekłe ryki i wycia powiedziały mu dlaczego Kull tak naglił do pośpiechu. Indraugnir ile sił w nogach wiał przed zbliżającą się hordą koboldów i tylko jego chyżość (pokazywana w ekstremalnych sytuacjach) ocaliła głowę Aesdila. Ten jednak nie był tego świadom. Gdy w końcu kuc, pokryty pianą i wyczerpany zatrzymał się przy strumyku po tym jak zdyszane koboldy zaprzestały pościgu, elf po raz kolejny uderzył o ziemię i odpłynął w ciemność...

***

Długo potrwało zanim odzyskał świadomość. Tylko dzięki sile woli tego dnia był w stanie uleczyć się i dotrzeć do wieczornego miejsca popasu drużyny. Najgorsze było to że kontuzja i majaki sprawiły że nie był do końca pewien co się stało. Wiedział już że coś złego dzieje się z jego zaklęciami, co jednak - nie wiedział i po raz pierwszy żałował że jego edukacja nie obejmowała tak mocnej podbudowy teoretycznej jak wyśmiewana przez niego sztuka czarodziejów tego wymaga. Nie był świadom czy widziane przez niego koboldy nie były tylko efektem wstrząsu i urazu, tym bardziej że doskonale pamiętał widok przeszytego strzałami Torghhha w Lesie Ostrych Kłów - a to jego przecież dziś widział! Koniec końców zrzucił spotkanie na karb gorączki i majaków, zamiast tego skoncentrował się na przypomnieniu sobie wszelkich wiadomości mogących mu pomóc rozwikłać zagadkę malfunkcji jego zaklęć i na ostrożnych tym razem próbach swych mocy. Tyle tylko że wieczorami nie mógł przestać wpatrywać się w znaleziony wtedy w swoich palcach zachlapany łańcuszek ze złotym orłem na którym ktoś wyrył runę Magicznego Ognia...

***

Trochę poniewczasie elf ocknął się wreszcie - Helfdan był już w drodze do wsi. Aesdil nawet nie obejrzał się kiedy dotarli do Podkosów, zatopiony nieustannie w myślach i rozkojarzony. Machinalnie przytaknął paladynowi gdy ten zaproponował by rozpytać wśród mieszkańców, wpatrzył się niewidzącym spojrzeniem w plecy odjeżdżającego tropiciela. Teraz jednak wrócił do rzeczywistości.

"Kullu, rozejrzyj się proszę, wypatruj białowłosych ilythiiri!" - użył znanego już Złotoczerwonemu pojęcia. Chowaniec wystartował wyrzucony z jego przedramienia w powietrze, sam zaś elf rozejrzał się uważniej. Zastanowił się i wzruszył ramionami.
- Paladynie, skoro i tak czekamy na Helfdana, przytocz proszę legendę o Urgulu... - stwierdził równym, spokojnym tonem, jakim ostatnio się posługiwał. Niestety znana przez Raydgasta legenda nie wniosła niczego nowego ponad to czego elf już się dowiedział. A raczej, nic więcej nie powiedział, czego zaś może paladyn jeszcze może być świadom - wykraczało to poza wiedzę Aesdila.

- Tia powiedziała mi dziwną rzecz - powiedział naraz zaskakując resztę - "fala" podążała za "złem" niesionym przez grupę ludzi. Jeśli coś stanęło jej na drodze to pochłaniała to w głąb siebie, jednak my byliśmy pierwszym jej świadomym celem. Tia użyła określenia "wybrańcy bogów", a sama istota mogła jej zdaniem chcieć przejąć naszą moc. Pytanie czy zniszczyliśmy zupełnie tą potworność, bowiem jeśli w jakiś sposób drowy miały nad nią kontrolę a jej resztki powróciły do nich - będą świadomi czym dysponujemy. Tak więc może i dobrze, paladynie, że w czasie starcia nie odkryłeś pełni swych możliwości, na wypadek gdyby trafiła się walka z nimi.

-Nie należy się zamartwiać tym, na co wpływu nie mamy. A i tak zachowanie ostrożności leży w naszym interesie.- odparł Raydgast.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 04-05-2010 o 13:01. Powód: Dopisek
Romulus jest offline