Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 14:19   #26
RyldArgith
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Drowka czekała. Nic nie odzywała się, obserwując. Wpatrzona w jeden punkt, jedną osobę. Tę która celowała do Psikusa. Nie wykonała żadnego ruchu po tym przybliżeniu się do trójki z Amn. Jednak była wystarczająco blisko by zaatakować.

No proszę, zrób mi ta przyjemność. Troje na jedną? A więc mam przewagę liczebną. Proszę...

Na ustach wykwitł delikatny uśmiech, mówiący wszystko osobom które by zajrzały pod kaptur, który chronił jej twarz przed większością spojrzeń. No i przed jasnym słońcem. Kiedy jednak do „pomocy” wszedł Vincent cicho westchnęła, spojrzawszy na swego podopiecznego.Gdy ten wyciągnął rękę po Psikusa mocniej zacisnęła dłoń na rękojeści miecza, uważając na poczynania szlachciców, gotowa w każdej chwili do szybkiego skoku na, na co miała nadzieje, ewentualny jedynie ratunek.

- Mogę dostać już Psikusa? Pewnie jest zmęczony, a po za tym on nie lubi ostrych rzeczy. Jak się obudzi i zobaczy tą strzałę to zacznie panikować. Ma tak od wtedy gdy przypadkiem mój ojciec nakłuł go widelcem przy posiłku. Śmieszna historia bo w sumie nie wiedział ,że to on, ale się wtedy uśmiałem potem wam opowiem! Ale teraz proszę oddaj mi już go. Podobała się pani ta sztuczka z butami? Bo widziałem ,że się pani śmiała, umiem jeszcze sporo takich! Pokaże wam potem, pamiętam jak raz pozamieniałem księgi ojca. Nieźle mi się wtedy oberwało bo to były jakieś ważne towary. No ale po za tym to była kupa śmiechu jak szukał ich po całej rezydencji! Czyli te konie są aż tak wygodne? Nie wyglądają, ja jeszcze nigdy nie jechałem długo na koniu, pewnie było by ciężko!

Qualnvyll z napięciem obserwowała jak jej podopieczny zachowuje się jak nieopierzone szczenie. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Bierz Psikusa i zmiataj od nich Vincent- pomyślała od razu, zaś jej niepokój wzrósł kiedy widziała jak zaczyna z nimi rozmawiać. Na szczęście dla małego, trzymający Psikusa szlachcic dał spokój i oddał go Vincentowi. Nie obyło się oczywiście bez zwyczajowej w takim momencie uszczypliwości.

- Powiedz swojemu chłoptasiowi aby trzymał to swoje ścierwo przy sobie, bo inaczej się z nim pożegna. Jeszcze raz to stworzenie będzie niepokoiło moją towarzyszkę a ubiję jak psa.

Słysząc mierzącego jeszcze w małego smoczka szlachcica westchnęła, ale nie odparła nic. Wzięła tylko młodego, wraz z ulubionym smoczkiem, kierując go do jego kuzyna. Odchodząc przyjrzała się jeszcze szlachcicom, ale, nie licząc kusznika, jedynie obdarzyła ich przelotnym spojrzeniem. Chociaż patrząc na kobietę, która z nimi podróżowała, zamyśliła się na moment.

Co ty widzisz w tych samcach, że z nimi podróżujesz?- pokręciła głową.- Nie zrozumiem nigdy ludzi. Są.. inni. Tylko czy aby na pewno? W wielu sprawach rożni, w wielu tak podobni. A może tak naprawdę niewiele nas rożni? Czyż nie targają nami te same emocje? Czy wielu ludzi nie interesuje władza, pozycja? Nie znajdują przyjemności w zabójstwach, czynieniu złych rzeczy, niczym.. no właśnie, drowy. Drow w ludzkiej skórze. Ile takich jest na tym świecie Ponad? A ty? Jaka jesteś?

Otrząsnęła się z zamyślenia, uśmiechając się do podopiecznego. Co mogłoby się wydawać dziwne, dla postronnego obserwatora, ale nie dla nich. Nie rób tego więcej, wiesz jak się o ciebie bałam? Dotknęła jego włosów, poczochrała je, tworząc artystyczny nieład, zwany kolokwialnie „szopa na głowie”. Na uwagę Vetha skierowaną do szlachciców, którzy tak potraktowali Psikusa, nie zareagowała, zajęta podopiecznym. W końcu uznawszy że sprawa jest zakończona, a „wyższa warstwa społeczna” jako tako uspokojona, odetchnęła z ulgą. Tym bardziej zdziwiło ją że inny reprezentant „stanu wyższego” się za nimi wstawił. Chyba jeszcze wiele rzeczy mnie zaskoczy- pomyślała. Nie tracąc czasu na rozważania potaknęła głową słysząc propozycje Vetha, odnośnie udania się samemu do posiadłości barona. Schowała miecz do czarnej niczym noc pochwy, poprawiając jeszcze ułożenie niektórych elementów zbroi. Ruszyła za Vethem, prowadząc obok Vincenta. Zauważyła że poza nimi i Sangwiniusem, także i krasnolud wybrał się w tę przechadzkę.

Nie odeszli daleko, gdyż zaraz też pojawił się konny powóz. Woźnica zatrzymał się na placu i skłoniwszy się pozostałym na placu szlachcicom rzekł:

-Szanowni państwo to pewnie goście mojego pana, Barona Wilstona, prawda? Zapraszam do karocy.

Usłyszawszy to zawrócili i podeszli do powozu. Sami też wsiedli do środka, co przy rozmiarach Vetha było dość utrudnione. Kiedy wsiedli i jako tako wygodnie usiedli, biorąc pod uwagę Vetha i ilość osób jaka weszła do tej karocy, powóz ruszył w górę, ku zamkowi. Jadąc ku zamkowi nie zwracała uwagi na rozmowy wewnątrz, jedynie sztuczka Vincenta spowodowała że na chwilę skoncentrowała się na zebranych w środku, ale to była krótka chwila, rzut oka po wszystkich, by ocenić jakie wrażenie wywarła sztuczka. Następnie skierowała wzrok na zewnątrz, by podziwiać krajobrazy przesuwające się przed jej oczyma.

Jakie to piękne.. Te łąki, pola uprawne, drzewa. Gdzie nie spojrzeć tam las na horyzoncie, jakiś strumyk, żółte pola... nigdy nie wiem jak to się nazywa. No i słońce.. Warto było wyjść z Podmroku, dla tego widoku, warto było..

Podjechawszy pod zamek wyszła z powozu i odeszła kawałek, najpierw by podziwiać ogrom budowli przed sobą. Jednak ludzka architektura nie zrobiła na niej należytego wrażenia. Owszem zamek był duży, solidny, ale brakowało mu czegoś. Artyzmu. Był po prostu surowy. Z minimalną ilością zdobień, czysta bryła, która może i spełniała zadanie jako obiekt obronny, ale nie posiadała żadnych walorów które tak ceniła sobie drowka. Obróciła się i spojrzała w dół, ku miastu i znajdującym się nieopodal polom. Westchnęła, zamknąwszy oczy, chłonąc lekki wietrzyk, taki chłodny, taki miły. Słoneczko przygrzewa, temperatura jest idealna, nie za ciepło, nie za zimno. O, czyżby śpiew jakiegoś ptaszka?- wytężyła słuch.- Tak, dobrze myślałam- otworzyła oczy.- A okolica, taka piękna. Wprost idealna symbioza człowieka z naturą.. Pani, dziękuję że pozwoliłaś mi obejrzeć ten widok.


Wróciła do towarzyszy podróży, położyła dłoń na ramieniu młodego i wspólnie z Vethem przed nimi, weszli do środka. Prowadzona przez jedną z wielu służących, przynajmniej drowka myślała że baron ma wiele służących, przyglądała się wiszącym na ścianom portretom, jednak półmrok panujący w korytarzu uniemożliwiał dokładniejszą obserwację. Nie przeszkadzało jej to zbytnio w poruszaniu się po wnętrzu. Idąc miała wrażenie podwójnego widzenia, w miejscach gdzie było w miarę jasno widziała normalnie, w naturalnych,może lekko szarawych barwach. Kiedy zaś jakieś miejsce było przyciemnione nie widziała barw przedmiotów, jedynie kontury, chociaż i te z trudem. Jedynie w przypadku osób z którymi podróżowała przez korytarz nie doskwierało jej to tak. Widziała nie tylko kontury, ale przede wszystkim ciepło jakie wydzielali. Co było przydatną umiejętnością jej rasy. Infrawizja.

W końcu weszli do pomieszczenia, w którym to spotkali barona. Sama sala była inna w wystroju i ogólnym surowym i zimnym klimacie od reszty zamku. Ta sala była w ciepłych, optymistycznych barwach. Pierwsze na co zwróciła uwagę, zaraz po milszych barwach to długi stół zastawiony najróżniejszymi mięsiwami, rybami, owocami i ciastami, stojący na środku komnaty. Promienie słońca, wcześniej zimne i ubogie, wpadały przez wysokie, kryształowe okna pokryte szronem. Było tu ciepło i przytulnie, nie tylko z powodu wielkiego kominka w rogu, ale też dlatego, że na ścianach wisiały czerwono-żółte płachty z symbolem Indovinelów, złotą rękawicą. Nasyciwszy oczy widokiem sali spojrzała na oczekującego ich mężczyznę. Zatem to jest pewnie baron? Przyjrzała się strojowi mężczyzny, tak jak i poświeciła uwagę na studiowanie na jego ruchów, gestów. Nie uszło jej uwadze także to że porusza się korzystając z pomocy laski.

- Witajcie, jestem Wilston II Indovinel, władca okolicznych ziem i wasz gospodarz. Nawet nie wiecie, jak mi miło, że zgodziliście się przybyć. To wspaniale wiedzieć, że mamy wsparcie w tych trudnych dla całej naszej mieściny chwilach. Proszę, zanim usiądziecie, radźcie zaczekać na moje córki, powinny zaraz tu przybyć.


Jak na zawołanie pojawiła się pierwsza z córek. Przedstawiła się jako Anathria. Qualnvyll skinęła jej uprzejmie, starając się zamaskować wrażenie jakie spowodowała na niej młoda kobieta. Piękna, tajemnicza, intrygująca.- kiedy tak maszerowała wzdłuż nich, witając się z pozostałymi, drowka ukradkiem patrzyła na nią, zafascynowana tą tajemniczą osobą. Chłonęła każdy detal ubrania, każdy ruch, gest, przetrawiając to wszystko w umyśle.

Zupełnie jak Siinafrey. Bardzo podobne gesty, chód, sposób bycia. I pewnie tajemnica do odkrycia. Trzeba zwrócić na nią większą uwagę. Ale jedno trzeba przyznać, umie robić wrażenie. Specyficzne, ale jednak wrażenie.- uśmiechnęła się do swoich myśli.- Ile to już czasu? Trzynaście, czternaście lat? Tak długo nie widziałam Siinafrey.. Zbyt długo.. Ciekawe co u niej.. Była taka miękka, a jak chodziła po pokoju w tej przezroczystej.. Przestań.. Było, minęło. Ona nie miała nic do zaoferowania poza nożem w serce.. ta pewnie też nie ma. Chociaż..

Przyjrzała się kolejnym córkom, ciemnowłosej jak poprzednia, tyle że noszącej czerwoną suknie, obserwując ją już spokojniej, bez większych emocji, delikatnie skinąwszy do niej. Tak sama powitała i pozostałe dwie córki. Nienne i Mikę. Na potknięcie się Elizabeth, chciała zareagować, ale Veth ją uprzedził, udając potem wielkiego „rycerza”. Wróciła tym samym na swoje miejsce.

-Zasiądźmy do stołu, nasi goście są z pewnością zmęczeni.

Poczekała aż pierwsze osoby zajmą swoje miejsce, dopiero wtedy zajęła miejsce obok Vincenta, by mieć go na oku. Kiedy wszyscy usiedli przyjrzała się dokładnie kto gdzie siedzi, uwzględniwszy pozycję barona, Vincenta, oraz Anathrii. Posłała jej przelotne spojrzenie, by ostatecznie zatrzymać wzrok na baronie. Skonsumowała kilka wybranych przez siebie potraw, głównie warzyw, grzybów, przypominających nawet trochę w smaku jej ulubione grzyby z Podmroku. Nawet posmakowała jednego z wielu mięs na stole. Smakuje jak Rothe, no może nie do końca, ale w podobie.
Oderwała się na chwilę od jedzenia, akurat by zobaczyć jak Psikus robi przelot nad stołem do Anathry.

Oby nie spowodował kolejnych kłopotów, jak tam na placu. Wróciła do konsumpcji dań, zamyśliwszy się odrobinę. Kiedy jednak Vincent zaczął wstawać z miejsca, ułożyła mu dłoń na ramieniu i na powrót posadziła na miejscu, mówiąc coś tak by tylko on usłyszał.

-Co mówiła matka? Siedź. I zachowuj się jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Bez wygłupów.

Mimo iż nie pozwoliła mu wstać nie miała nic przeciw temu by zaczął rozmowę z obecnymi przy stole, o ile będzie umiał się zachować- dodała w myślach. Skosztowała kolejnej potrawy, ta rozpływała się w ustach, była bardzo smaczna, wręcz wyborna. Ciekawe jak się zwie, nie jadłam wcześniej czegoś tak pysznego. Spytam potem Vetha.

Mimo iż zajęta była jedzeniem, nie za szybkim, powolnym wręcz, by rozkoszować się smakiem spożywanych potraw, jak i pitych w międzyczasie win, nie przestała słuchać rozmów przy stole.
Kiedy się najadła i zebrani zaczęli zadawać pytania, sama zadała te które uważała za ważne.

- Gdzie najczęściej atakowały? Robią to samotnie, czy w grupie? Czy ktoś wcześniej odpowiedział na wezwanie o pomoc?

Poczekała na odpowiedź, a uzyskawszy ją, podziękowała skinieniem i poszukawszy Anathrie spytała się jej:

-A ty pani? Wiesz coś co może się nam przydać? Nawet najmniejsze informacje?

Obserwowała przy tym córkę barona, wychwytując najmniejsze ruchy. Rzuciła okiem na poczynania Vincenta,który jak widać bawił się wybornie rozmawiając, o ile tak można to nazwać, z Miką. Jeśli zaraz nie przestanie, może to zostać odebrane jako afront baronowi. Na szczęście ta dziwna”rozmowa” nie trwała za długo. Vincent zainteresował się baronem i puścił w jego stronę zestaw pytań:

-Panie Baronie! Ja mam pytanie! Mój ojciec Michael von Erisum Drakano powiedział ,że macie tu problem z wilkołakiem! To prawda? Dużo ich tu macie? Upolowaliście już jakiegoś, długo to trwa? Czy to prawda ze one są takie przebiegłe? Kiedy będzie pełnia? No i gdzie one żyją?!

Kiedy młody wylał z siebie te pytanie posłała mu spojrzenie, które mówiło tylko jedno: „Zamilcz”. Sama zaś przeprosiła barona za te pytania jej podopiecznego i jego zachowanie. Pytanie Vetha puściła mimo ucha.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 04-05-2010 o 15:25.
RyldArgith jest offline