Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 17:41   #32
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cillian Mahone

- Kurwa, kurwa, kurwa! - brzmiała wściekła litania, gdy wciśnięty w najdalszy od szalejącego ognia kąt, Cillian próbował zetrzeć z siebie jak najwięcej oliwy. Zrzucił kurtkę i koszulę, a zdartym z leżącego obok trupa odzieniem zaczął energicznie wycierać twarz i szyję.
Kolejnym fragmentem nieboszczykowej garderoby wytarł włosy, na szczęście dla niego krótkie.
I jeszcze jeden, którym otarł spodnie. Ściągnął własne buty i założył te zdjęte trupowi. Mimo, że były to podkute krasnoludzkie buciory, nie były bardzo za duże, a po mocnym ściśnięciu sznurówek dało się w nich normalnie chodzić.

Wreszcie, uznawszy że już nie zapłonie od najmniejszem iskry, zwrócił uwagę na wpadającego do pomieszczenia napastnika. Wielki mężczyzna w pełnej płycie, wymachujący orężem. Zaklął ciężko. Nie mieli teraz czasu na walkę z jakimś świętojebliwym rycerzem, zwłaszcza, że właśnie znalazło się inne wyjście, mogące ocalić ich przed procesem i egzekucją za zabicie wszystkich tutejszych trupów. O ile nie zabije ich ten czubek.
- Utrzymajcie go w ogniu, może się usmaży! - krzyknął do towarzyszy, oceniwszy sytuację.
Zbroja zapewne była zbyt dobrej jakości, by się odkształcić, a temperatura za niska, ale może płomienie rozgrzeją stal wystarczająco, by upiec właściciela. Bo na walkę z kimś takim twarzą w twarz, Cillian nie miałby ochoty nawet w zwykłych warunkach, a co dopiero w wypełnionej ogniem piwniczce.

Nie czekając na reakcje pozostałych, zebrał swoje przesiąknięte oliwą ubrania i rzucił nimi w rycerza. Po krótkim namyśle cisnął w niego również butami.
Podniósł i otarł sztylet, który odrzucił, gdy się ratował przed staniem się żywą pochodnią, schował go, po czym podniósł jakiś worek i cisnął nim w napastnika.

Cała ta sytuacja przypomniała mu, jak będąc w wojsku, brał udział w pacyfikacji rozruchów w Nilandzie.

***

- Dawaj jeszcze to! - zakomenderował dowódca, wąsaty drągal, wskazując na długą ławę, stojącą pod ścianą chałupy, którą otaczali żołnierze. Reszta wieśniaków pochowała się w swoich chatach, przyglądając się temu przez szpary w zatrzaśniętych okiennicach.
Cillian wziął ławę i przeniósł ją pod drzwi, które zastawiono już paroma ciężkimi beczkami z deszczułką.
- Na drzwi już chyba wystarczy, nie? - mruknął, przyglądając się barykadzie. Dowódca spojrzał na niego spode łba, jak zawsze, gdy ktoś kwestionował jego rozkazy, ale po chwili skinął głową.
- Znajdź nie zastawione okno.
Cillian ruszył z ławą pod pachą dookoła chaty. Znalazłszy to, czego szukał, zaparł ławę o ziemię, a drugi koniec oparł na okiennicach.
Gdy wrócił do drzwi, dowódca i trzech żołnierzy trzymali już zapalone łuczywa.
- No, a tera zobaczycie, wsioki, co zrobim z każdym buntownikiem! - ryknął wąsaty w stronę reszty chałup i ich mieszkańców, p oczym wziął zamach i cisnął pochodnią w strzechę pokrywającą chatę. Pozostali zrobili to samo.
Minęło dobrych kilka chwil, nim zajął się cały budynek. A wtedy rozległy się z niego makabryczne ryki strachu i bólu. Aż trudno było uwierzyć, że wydawali je ludzie.

***

Nie miał najmniejszego zmiaru skończyć tak, jak wtedy ci wieśniacy.
Rozejrzał się w poszukiwaniu innych przemiotów, nadających się do rzutu.
 
Cohen jest offline