Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 18:44   #33
Elthian
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Mały, obciążony brzęczącymi sygnetami, szukał przejścia niezwykle dokładnie. Z przemyśleń wyciągnął go trzask za plecami, a wkrótce i czar opiekający mu plecy. Nie było rady… Zostaną niesmacznie upieczeni w tej ciasnej piwniczce.

Gwiazdkę nadziei oddał grupie Visk, który z tryumfem ogłosił istnienie klapy… Niestety zupełnie po drugiej stronie pomieszczenia… A tą nie tyle oddzielały od Tępicieli płomienie, co wielka, jeszcze żywa, pochodnia z wyciągniętym orężem. Widok był zatrważający, gonił ich niczym diabeł pragnący złapać w swe sidła ofiary i zaciągnąć do piekielnych otchłani, tym bardziej, że charakteru dodawał mu płonący na plecach płaszcz…

Właśnie, ten płaszcz stanowił główną przeszkodę w wymarzonym ataku Małego. Zwykle, dla takiego malucha dozgonnym było rzucić się na masywny kark i godzić przeciwnika sztyletem. Po głowie czy po szyi, bez znaczenia. Ważne by ciało było odsłonięte. Teraz w przerażeniu o własne życie, które skacząc na zbrojnego straciłby cały w płomieniach, nie śmiał zagrać tak odważnie. Skupił się na dolnych partiach… Niby było łatwiej, bo wzrost w tym przypadku był zaletą malca, lecz widząc okute w stal nogi, wiedział, że łatwo do skóry dostać się nie będzie.

Chwycił za sztylet… Obnażył go i ustawił naprzeciw nosa. Spojrzał na mizerne ostrze.

- Gdzieżby ci do moich ukochanych noży… - wspominał swoje ukochane zagięte ostrza… Doskonałe do szybkiego pozbawiania życia.

Interesującym jest, iż tak zamiłowany w zabawach bard nie mógł stracić swoich kochanych noży w inny sposób niż przegranie ich w grze w karty. Hazard… niszczy ludzi, dlatego Mały rzucił go dawno temu.

Prawdę mówiąc zaangażowanie jego osoby w sprawy królestwa zmusiło Belzenefera do porzucenia całkowicie swojego wcześniejszego życia. Wiele doświadczeń dotyczących trunków i używek zostało zapomnianych, a sam Belz odmienił się niesamowicie. Spoważniał, można rzecz, że dojrzał. Przestał być rozbawionym, wiecznie pijanym włóczęgą. Zatopiwszy sztylet w szyi żywej osoby zrozumiał powagę jego nowego życia. Zrozumiał, że istnieją wyższe wartości, wyższe cele niż zaliczenie każdej co ładniejszej niewiasty. Zabawne pieśni wkrótce przeistoczyły się w ponure ballady. Teatralne sztuczki zastąpione zostały przez praktyki magiczne, prawdziwie magiczne, wpływające na słuchacza, wymuszające na nim działania. Zapewne doskonały sposób na zarobek, wyłudzanie od wciągniętych słuchaczy ich ostatnich pieniędzy, jednak nowy Belzenefer nie zamierzał w ten sposób dowodzić swych wartości. Zajęcie tępiciela wymuszało na nim zabójstwa, oszustwa, donosicielstwo. Jednak wkrótce odkrył, że to właśnie jest jego miejsce, że w całej hierarchii osobistości, zawodów i profesji, on odnalazł ten stołek, który był mu pisany. W ten sposób mógł uregulować swój stan wobec całości społeczeństwa… Wobec siebie, innych i wobec życia, które miało teraz poukładany charakter, który przez brak równowagi może się zachwiać i doprowadzić do katastrofalnych skutków. On swoje miejsce w całej sieci rzeczywistości znalazł i uzupełnił nić dotrzymując taktu równowadze we wszechświecie. Taka była jego rola, rola którą odgrywa poprawnie, dopóki robi to co robi… Taką ma przynajmniej nadzieję.

Mały powrócił do rzeczywistości. Zbrojny był coraz bliżej, należnym było teraz ukrycie się w cieniu, ulotnienie się. Łatwo nie było, gdyż płomienie rozświetliły ciemną piwniczkę wystarczająco by uniemożliwić skradającemu się zupełną niewidzialność. Spróbować warto było, tym bardziej, że Mały wybrał sobie sprzyjającą pozycje strzelecką – tuż przy ścianie, zatem płonący mężczyzna wkrótce przejdzie obok skrywającego się Niziołka… Oby bez zwrócenia nań uwagi.

Celem Małego było okrążenie mężczyzny i ustawienie się za jego plecami. Wtedy próbowałby zdziałać coś z płomieniami, które stanowiły barierę pomiędzy drużyną, a klapą, będącą raczej ostatnią deską ratunku.

Jeszcze chwila… Spojrzał na skupionych w dalszej części pokoju tępicieli. Płomienie nie docierały tam na tyle dobrze by Mały mógł rozpoznać twarz mężczyzn gotujących się do ciskania w zbrojnego… Wprawdzie czym popadnie. W takim zapale nie zdziwiłby się gdyby zaraz chwycili za jednego ze swoich towarzyszy. Jednak ich misterny plan pokrzyżował poniekąd plany Niziołka. Gdyby ciała, skrzynie i inne improwizowane pociski przewaliły czarnego… Akurat gdy Belz starałby się za nim przekraść… Przerażająca perspektywa, jednak nie mógł stać i przyglądać się wysiłkom towarzyszy. Wyjął i począł ładować kusze.

Tym razem musiał precyzyjniej wycelować. Oby także bełt nie zwrócił uwagi na niego samego. Choć z perspektywy wzrostu, to właśnie zręczny Niziołek miał największe szanse na pomęczenie przeciwnika unikami i poganianie go, kiedy inni będą mogli poczynić kroki ku ucieczce.
 
Elthian jest offline