Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 21:04   #15
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Żywiołak, którego przywołał czarnoksiężnik miał jedno zasadnicze zadanie. Miał zwrócić na siebie uwagę dziwnie zmienionego ex-czarodzieja, tak długo jak będzie to Nefariusowi potrzebne, do wyeliminowania zombie i znalezienia sposobu, na zbliżenie się do poczwary, by razić jeszcze bardziej niebezpiecznym zaklęciem. Jego ledwie widoczne łapy stworzone z gęstych kłębów powietrza, wywijały chaotycznie próbując trafić niezwykle gibkiego przeciwnika. Reigtan jednak uskakiwał raz po raz przed zamaszystymi ciosami burzowego tworu, uchylał się i odsuwał od łap żywiołaka furkocząc długą szatą na porywistym wietrze, który uparcie ciął powietrze dookoła siebie. Po którymś z kolei takim chybieniu ożywieniec przeszedł do ofensywy. Gdy sferowiec nie trafił go potężnym ciosem od góry rozbijając płytki dachowe pod sobą wampir wymknąwszy się pod jego prawą kończyną wściekle uderzył na niego nienaturalnie drapieżnymi szponami. Pazury wbiły się w kłęby burzowego powietrza jednak nie wyleciały tnąc ciało drugą stroną tak jak by tego oczekiwał napastnik, utknęły wewnątrz esencji błyskawic. Przybysz na to czekał, po rękach Reigtana od dłoni aż po stawy barkowe przemknęły wiązki elektryczne spinając jego ciało w nieopanowanym skurczu wszystkich mięśni. Żywiołak zamachnął się potężnie i uderzył w wampira wywołując przy tym kolejną eksplozję energi piorunów. Ex-Czarnoksiężnik co prawda wyrwał się z pułapki elektrycznego ciała jednak za pewną cenę- trafiony zamaszystym ciosem wręcz przeleciał nad mokrymi dachówkami po czym z trzaskiem i wybuchem czerwonych płytek wbił się w skos dachu plecami prawie wpadając przez strop do środka.

W tym samym czasie Nefarius kątem oka dostrzegł, jak jego "zaklęta suka" rąbie na kawałki ożywione trupy próbujące ich zaatakować. Czarodziej zmrużył oczy i prędko ocenił sytuację. Jeden jeszcze sunął w jego stronę, jeden zaś leżał prawie pozbawiony esencji życiowej, próbując wstać z ziemi. Łysy czarownik wydobył z jednej z licznych kieszeni swej szaty komponent i rozpoczął inkantację kolejnego zaklęcia. W swej prostocie było genialne, a i skutecznością mogło rozwiązać wszelkie problemy z zombie. Przy każdym palcu maga pojawiła się niewielka kula energii. Nefarius wykonał energiczny ruch ręką, jakby chciał trafić brzęczącą mu przed twarzą muchę i pociski wystrzeliły. Trzy z nich pognały w stronę idącego zombie uderzając go jeden za drugim z pod różnych kątów w pierś i po chwili umarlak padł totalnie martwy w kałużę, ochlapując Nefariusa błotem. Dwa pozostałe uderzyły w pierś leżącego truposza, kończąc zadanie niewolnicy maga. Shalia dojrzała kątem oka jaśniejącą energię pocisków przywołanych przez mężczyznę. Dość miała już zabawy z ostatnim zombie, który najwyraźniej nie zamierzał jej dać spokoju. Zmieniła chwyt na mieczu - teraz ostrze ułożyło się równolegle do jej przedramienia - po czym prowadząc je szerokim zamachem, wbiła je w łeb stwora, niemal przyszpilając go do ziemi. Spojrzała w kierunku żywiołaka walczącego z ciekawszym przeciwnikiem.

Nie zdążyli nacieszyć się widokiem unicestwienia ożywieńców gdy ich uwagę przykuł huk ponad, już całkiem martwymi, zwłokami. Drzwi głównego hallu otworzyły się tak szybko jak głośno, z mroku zamkowego korytarza na zalewany falami ulewy, ledwie oświetlony księżycowym blaskiem dziedziniec wybiegło pięciu kolejnych napastników. Widocznie zaalarmowały ich eksplozje na dachu zamku wywołane przez burzowego sferowca, czy raczej jego starcie z wampirem i przebicie nim pokrycia budynku. Nie przypominali jednak tych leżących u stóp maga. Sylwetki były niemal o połowę wyższe i dwa razy szersze od umarlaków, ich skóra miast trupio-blada zdała się mu ciemna, mieli też oręż jakiego nie używały zombie. W blasku błyskawicy dojrzał ich dokładniej. Muskularne postaci o przekrwionych źrenicach, spłaszczonych nozdrzach i wystających zaraz pod nimi nieregularnymi kłami, zielonkawej skórze opinającej muskuły na której pierwsze krople deszczu rysowały strużki wody i wielkich mieczach już w dłoniach- przeczesały wściekłymi spojrzeniami dziedziniec. Wyglądało na to, że dwóch orków startuje w kierunku Nefariusa zrywając się do biegu, dwaj kolejni robili to samo celując w Shalię, jeden zaś wydawszy szybko polecenia wrócił pośpiesznie do wrót hallu. Magowi przemknęła przez myśl opowieść "o przeklętym i opuszczonym zamku Morskiej Baszty", która krążyła po Smoczym Wybrzeżu...

~ Następni...~ pomyślała dziewczyna, całkowicie skupiając uwagę na dwóch najbliższych celach. Póki biegli w jej kierunku stała nisko na nogach, przyczajona przy ziemi, oczekując ich ataku. Dotarli do niej, z mieczami wzniesionymi do uderzenia. Uskoczyła na bok w ostatnim momencie. Orkowie nie byli już w stanie zahamować impetu uderzenia, obaj zaryli bronią o bruk, aż sypnęło iskrami. Byli wielcy i przerośnięci, przy tym okropnie silni, ale skrytobójczyni wiedziała, że im ktoś większy i więcej ma mięśni tym trudniej poruszać się mu szybko i zwinnie. W tym mogła upatrywać swojej szansy. Uzbrojeni byli całkiem dobrze, co mogło nieco utrudnić jej powalenie napastników. Ledwie wylądowała po skoku, a mrok nocy na chwilę rozjarzył się błękitnym światłem, gdy Błysk wgryzł się w ciało jednego z orków, trafiając idealnie pomiędzy płyty pancerza, chroniące żebra. Napastnik zgiął się w ataku bólu, a wtedy dokończyła dzieła, pozwalając Piekielnemu zębowi ukąsić go w kark. Ciało przeciwnika zwaliło się z głuchym łoskotem na ziemię i po chwili z błotem i deszczem zmieszała się krew wydostająca się z ran orka.
~ Piękne uderzenie.~ pochwaliła samą siebie. Tak uczono ją walczyć, wynajdywać odsłonięte, wrażliwe miejsca i właśnie tam uderzać. Nie był to jednak czas na radość z wygranej walki, miała przed sobą jeszcze jednego woja. Wiedziała, że z tym nie będzie już tak łatwo. Ten nie da się już zaskoczyć, a i ona nie będzie miała na tyle czasu, by okryć się niewidzialnością. Przeniosła ciężar ciała na zakroczną nogę, gotując się na atak o wiele większego i silniejszego przeciwnika.

Tymczasem ponad ich głowami na nowo rozgorzała batalia pomiędzy burzowym przybyszem i nieumarłym. Wampir gramolił się z leju którego był przyczyną szarpiąc coś w dziurze gdy sferowiec skracał dystans szykując się do ostatecznego uderzenia. Magia we wnętrzu ciała-chmury przybierała na sile kotłując wewnątrz obłoki i spięcia elektryczne, hucząc od mocy błyskawic i przesuwając gromy z torsu do kończyn, które podnosiły się do ciosu. Coś trzasnęło, świsnęło i gruba na łokieć drewniana belka niewiarygodnie szybko jak na jej masę uderzyła w przybysza z wielką siłą niwecząc plany żywiołaka. Reigtan zaśmiał się złowieszczo pośród piorunów błyskających na ciemnym niebie, tryumfował. Jednym susem znalazł się znowu na długość swej improwizowanej broni od istoty z błyskawic, uderzył ponownie, tym razem z góry, i znowu, wręcz wgniatając przeciwnika w powierzchnię płytek. Zanosił się przy tym szaleńczym śmiechem przerywanym rykami gniewu podczas kolejnych uderzeń.
...Herszt wracający z wnętrza Baszty niósł na ramieniu masywną machinę. Shalia stojąca bliżej, choć i tak kilkanaście metrów od niego, dostrzegła rysy konstrukcyjne- ork targał ze sobą olbrzymią wręcz kuszę. Co gorsza, złowieszcza katapulta była już zaciągnięta, widać zrobił to zawczasu, wystarczyło, że zielonoskóry wyceluje w któreś z nich i pociągnie za spust. Czuła się jak w koszmarze sennym - to co przed chwilą było ledwie złą prognozą w jej myślach stawało się rzeczywistością w sekundy po tym, jakby złośliwi bogowie czytali jej z głowy. Herszt z wysiłkiem podrzucił bełtomiot do ramienia zapierając jednocześnie drugą ręką o klatkę piersiową od spodu, wycelował w Shalię i jego ręka niechybnie podążająca do kolby zacisnęła się na niej. Nie dostrzegała tego przez kurtynę deszczu, ale była pewna, że jego brudny, zgniły paluch wpycha się w oczko, szorstkim opuszkiem napiera na cyngiel i jak katowski topór opada na pień wydając nieodwołalny wyrok. Widziała jak bełt wystrzelony z monstrualnej kuszy przebija ją, rozszerza magiczne oczka kolczugi, skórę, serce, znowu skórę i wszystko inne za jej plecami. Jak krew jej własna tryska z jednej i z drugiej strony jej piersi, chwyta się za ranę, pada na kolana...

Wiedziała jednak, że to nie czas na takie myśli. Nic jeszcze nie było przesądzone, jedynie wyobraźnia dziewczyny wyrwała się z ram, które ta jej już dawno narzuciła.
~ Póki możesz się ruszać, nic nie jest stracone.~ wspomniała słowa półdrowa, który nauczył ją tak wiele.
Sytuacja była ciężka, przed sobą miała jednego orka, który właśnie zamierzał się na nią rzucić. Od boku w każdej chwili mógł trafić ją olbrzymi bełt, który zapewne zakończyłby jej żywot. Postanowiła czekać do ostatniej chwili, by jakoś zejść z linii strzału. Pociski miały to do siebie, że im większe - tym większej siły było trzeba, by nimi miotać, ale i łatwiej było ich unikać. Zamierzała uskoczyć, gdy już bełt zostanie wypuszczony i nic nie będzie mogło zmienić toru lotu. Zamarła w bezruchu, obserwując wojownika przed sobą i nasłuchując dźwięku zwalnianej cięciwy. Nie usłyszała go jednak w zamian ,w wręcz tytanicznym skupieniu, notując inny dźwięk i widok. Świst, który słyszała już tego wieczoru. Poniżej oka mierzącego do niej orka wybiła szkarłatna fontanna, a w jej centrum zdała się dostrzec sztylet. Z niedowierzaniem zacisnęła rękę oczekując teleportacji Moskita z powrotem do jej dłoni, nic takiego jednak się nie stało. Zdążyła jeszcze wymacać swoje ostrze tam gdzie uprzednio je włożyła, w specjalnie przygotowanej kieszonce w rękawie gdy ork stojący kilka kroków od niej warknął głośno i znowu natarł na Shalię.

Nefarius znał świetne zaklęcie, które mogło tutaj mocno namieszać. Na dziedzińcu panował ogromny chaos, czego mag nie mógł znieść. Czarodziej wiedział, że biegnące w jego stronę kreatury mogą być dość trudnym wyzwaniem, gdyby doszło między nimi do bezpośredniego starcia. Było ich wielu. Zbyt wielu. Nefarius musiał skorzystać z czaru, który zaprowadzi porządek na polu bitwy. Wiedział, że orki w większości przypadków to tępaki o słabej woli i najlepszym sposobem na tego typu przeciwników, to zaklęcie z szkoły, w której się specjalizował. Mag sięgnął wartko po komponenty i wykrzyczał słowa wyzwalacz czaru. Jego oczy zalśniły dziwnym, nieludzkim blaskiem a po chwili słowa, które wymawiał miały tak wielki dar przekonywania, że trudno było im nie uwierzyć.
-Jestem potężnym magiem... Stańcie po mojej stronie, a nie stanie się wam krzywda...- zasugerował wszystkim wrogo nastawionym istotom na dziedzińcu, zaś dziwny blask, którym świeciły jego oczy pojawił się również na ustach, jakby nadając mocy jego słowom.

Dwóch orkowych siepaczy pędzących w jego stronę zatrzymało się w miejscu co mogło jedynie znaczyć, że czar zadziałał- jednak tylko na tych pędzących w jego kierunku. Z uniesionymi nad szczeciną kudłów okazałymi, choć zaniedbanymi półtora ręcznymi brzeszczotami stanęli jak wryci o parę metrów od Nefariusa, który właśnie opuszczał ręce po rzuceniu zaklęcia. Zielonoskóry walczący z jego niewolnicą był tym tak pochłonięty, że czar nie miał szans go sięgnąć- nadal nacierał na Shalię w właściwej orkom furii i chaosie. Obaj zaś atakujący jego jak sparaliżowani czekali na kolejne słowa potężnego maga, a w ich oczach płonęły podobne do Nefariusowych, błękitne ogniki magicznej manipulacji. Na dziedzińcu kilkanaście metrów od maga coś eksplodowało. Ktoś mniej uważny przysiągłby, że to piorun uderzył niebezpiecznie blisko wojujących. Nefarius wiedział jednak, że piorun to nie był, przynajmniej nie dosłownie- widział jak z eterycznego ciała przyzwanego przezeń towarzysza uchodzi magiczna energia w postaci miniaturowych błysków tworzących siatkę wokół krateru jaki spowodował upadkiem z dachu z wielką siłą. Kilka sekund później i parę metrów dalej miękko, acz z tej samej wysokości, wylądował makabryczny ex-czarnoksiężnik. Jego okazałe, drapieżne szpony były czarne od spalenizny i poharatane do krwi późniejszą walką, na twarzy jednak gościł pyszny, zwycięski grymas ukazujący groźne i olbrzymie nawet jak na wampira uzębienie.

-Bierzcie go!- czarodziej syknął do dwójki orków wskazując ich kompana z sporych rozmiarów strzelecką bronią. Czarodziej spojrzał w bok, gdzie w podłoże dziedzińca dosłownie wbił się jego przywołaniec. Po chwili dołączył do niego zniekształcony osobnik, który był niegdyś czerwonym magiem. Nefarius zmrużył oczy. Kątem oka widział, że zaklęta suka wciąż z tyłu walczy z jednym orkiem. Mag wiedział, że żywiołak długo sobie nie poradzi z nieumarłym. Czarodziej sięgnął ręką po kolejny komponent.
-Assa Afre Pectus Non Demonicum!- wykrzyczał słowa wyzwalacz czaru. Na dziedzińcu, kilka metrów obok żywiołaka i wampira pojawił się wirujący okrąg stworzony z ludzkich kości. Okrąg lewitował w pionie. Miał objętość ponad trzech metrów. Jego wnętrze nagle wypełniło się bordową materią, która po chwili przypominała taflę wody. Widać w niej było zniekształcone góry i połacie jałowej ziemi. Do uszu wszystkich świadomych istot dobiegł dźwięk ciągniętego po ziemi łańcucha. Z między wymiarowego portalu wyłoniła się istota o ludzkiej budowie ciała, kompletnie poowijana różnorakimi łańcuchami. Wiele z nich zwisała bezwładnie, sporo zaś tych łańcuchów było zakończonych ostrymi jak brzytwa ostrzami i hakami. Stwór zmrużył oczy i wejrzał złowrogo na maga. Czarodziej wiedział, że tego typu bestie przeważnie targują się z wzywającymi je osobami.
-Dusze wszystkich tych orków, za pomoc.- krzyknął. Może i byli głupimi orkami, ale doświadczenia w boju nie można było im zaprzeczyć. Diabeł skinął głową i wejrzał na nowy cel. Był nim oczywiście ex-czarnoksiężnik.

 
Nefarius jest offline