Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 21:33   #24
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 02.30 – 05.30 PM, New York City,

Clause Grand

Cóż. Odprawy na pewno nie można było uznać za udaną. Twój kac nie pomógł w analizie danych, lecz – do cholery – była przecież sobota. Miałeś prawo do odrobiny rozrywki. Nie sama pracą człowiek żyje.
Na twoje zaproszenie do domu Mac Dawell – ten sztywniak i perfekcjonista – niezbyt uprzejmie odmówił, Marlon wyszedł bez słowa (ale on ma tak dość często). Inni postąpili podobnie. Jednym słowem z wieczoru przy wódeczce i ze znajomymi z pracy gówno wyszło.

Kiedy wszyscy opuścili Wydział nie pozostało ci specjalnie nic innego do roboty. Na przesłuchania było za wcześnie. Wyniki z sekcji jeszcze nie dotarły. Było przed trzecią. To dobry moment by wrócić do domu i odespać dzisiejszą, szaloną noc.
Po drodze zahaczyłeś do knajpki, by jeszcze coś konkretnego zjeść, bo po batonikach ssało cię na normalne żarcie. No i oczywiście napić się kawy i kapkę czegoś do niej.
Dzień był słoneczny i ciepły. Mimo, że był wrzesień, lato zdawało się nie ustępować.
Dziewczyny – ku twojej uciesze – nosiły mini-spódniczki. Było więc na czym oko zawiesić.
Ulice, mimo niedzieli, oczywiście tętniły życiem. Ludzie byli jak krew w żyłach Nowego Yorku. Przewalali się po nim załatwiając swoje sprawy – pijąc, jedząc, spacerując czy pracując.

Do domu dojechałeś przed szesnastą. Szybki prysznic pozwolił ci na chwilę zapomnieć o kostnicy i zmył z ciała przykry zapach środków odkażających. Zapach, który od zawsze kojarzył ci się ze śmiercią. Od kiedy zacząłeś pracować w Wydziale Specjalnym.

Włączyłeś telewizor, lecz wyciszyłeś dźwięk. Chodziło ci o wrażenie, że ktoś jest w domu. Że nie jesteś w nim sam. Nalałeś sobie odrobinę Jasia Wędrowniczka i siadłeś w fotelu wpatrując się w ekran. Nie miałeś ochoty na myślenie. Tylko na odpoczynek. Lecz jak na złość sen nie chciał nadejść.

Obudził cię telefon. Sygnał dochodzący z bezsennej ciemności w jaką zapadłeś bezwiednie. Przez chwilę zdezorientowany nie wiedziałeś gdzie jesteś. Migający ekran TV, niedopity drink – wszystko ułożyło się w jedną całość. Dom.

Spojrzałeś na ekran i zobaczyłeś numer Mac Nammary. Nie czekając odebrałeś.
- Clause – szybki, nerwowy głos szefa. – Koniec odpoczynku. Przed chwilą znaleziono właściciela oczu. Zbieraj tyłek i jedź do Red Hook, ulica Richardsa. Najszybciej, jak to możliwe.

Spojrzałeś na zegarek. Kurwa! Ledwie minęła osiemnasta. Za oknem powoli robiło się szaro.


Marlon Vilain

Telefon od siostry zadzwonił w kilka minut po tym, jak wysłałeś SMSa. Nawet nie zdążyłeś na dobre zając się komputerem. Niezawodna Agnese. Która teraz może być godzina we Francji? Nieważne. Ważny jest znajomy głos po drugiej stronie Oceanu. Ważny spokój, jaki zazwyczaj przynosi.
Po rozmowach z siostrą zazwyczaj czujesz się lepiej. Podbudowany i dowartościowany. Tym razem też jest podobnie. Kiedy Agnes kończy rozmowę masz wrażenie, jakby mieszkanie było mniej ciasne i duszne.
Kot, zadowolony z twojego powrotu, ułożył się wygodnie na parapecie i wygrzewa w ostatnich promieniach jesiennego słońca. Skubaniec obserwuje cię swoimi ślepiami. Wiesz, że jeśli dasz mu tylko sposobność wlezie ci na klawiaturę lub umości sobie gniazdo na kolanach. A wtedy inaczej niż siłą nie zdołasz bestii wygonić. Takie już są koty.

Robisz sobie coś do jedzenia i zajmujesz komputerem. Jak zwykle to narzędzie wciąga cię do tego stopnia, że nawet nie zauważyłeś, że zrobiło się znacznie później.
Miałeś właśnie wstać i iść do WC, kiedy zadzwoniła komórka. Mac Nammara.
Pełen złych przeczuć odebrałeś.
- Marlon – Mac Nammara nie daje ci się nawet przedstawić. – Rozkład dnia ulega zmianie. Przed chwilą prawdopodobnie znaleziono właściciela oczu. Zbieraj się i jedź do Red Hook, ulica Richardsa. Bez zwłoki.


Walter Mac Davell

Powrót do domu po ciężkim dniu. Mimo niedzieli harowałeś tak, jakby to był zwyczajny dzień pracy. Sarah w milczeniu podała ci obiad. Dzieciaki szybko uciekły do swoich zajęć. Cóż. Przywykłeś.

Skubiąc odgrzewanego kurczaka (pewnie z obiadu u teściów) i sałatkę zająłeś się tym, co lubisz najbardziej – lekturą. Miałeś zamiar dzisiaj poczytać magazyn o wędkowaniu. Był tam ciekawy artykuł o wędkowaniu z łodzi. Sarah zna cię na tyle, iż wie, że nie masz ochoty na pogawędkę. Sama jest nie w sosie. Najwyraźniej twoja całodniowa nieobecność nastawiła ją niechętnie do ciebie.
- Nie będziesz jadł? – od lektury oderwało cię pytanie żony.
Spojrzałeś na talerz. Jedzenie było rozgrzebane. Nie to, że nie było smaczne, lecz obiad zjedzony na mieście w zupełności ci wystarczył.
- Nie – powiedziałeś jak zwykle zaczepnym tonem. – Jadłem w pracy.
- Aha – to „AHA” Sarhy oznaczało bardzo wiele.
Pewnie znów będziecie mieć „ciche dni”.
Powróciłeś do lektury, lecz myśli ciągle błąkały się wokół sprawy. Złe przeczucia nie opuszczały cię.
Zabójstwo wyglądało na starannie zaplanowane i przeprowadzone. To oznaczało naprawdę niebezpieczny umysł. Naprawdę niebezpieczny. Lecz z doświadczenia wiedziałeś, że im więcej szczegółów ma do zaplanowania zabójca, tym częściej na którymś z nich się potknie. A w tej sprawie było naprawdę wiele szczegółów: karta tarota, znaki na ścianie, okaleczenia, oczy, rozczłonkowanie i wiele innych. Przy tej ilości elementów wystarczyło poczekać, aż popełni błąd.

O osiemnastej zadzwonił twój telefon komórkowy. Mac Nammara. Odebrałeś połączenie.

- Walter. Znaleziono drugie ciało. Jedź do Red Hook, ulica Richardsa. Najszybciej, jak to możliwe.


Jessica Kingston


W końcu znalazłaś się w domu. Rozpakowałaś zakupy. Nalałaś sobie wina, ale postanowiłaś, ze jeszcze momencik poczeka. Przebrana w strój do ćwiczeń rozciągnęłaś się, potem wyładowałaś troszkę nerwów na gruszce do ćwiczeń. Podstawowe techniki – ciosy, kopnięcia. Nic wyszukanego – jedynie tyle, by nie „zardzewieć”. Zakończyłaś ćwiczenie skakanką – szybkie, energiczne ćwiczenie w końcu doprowadziło cię do stanu, a jakim chciałaś się znaleźć – zmęczonej i zarazem odprężonej psychicznie.

Ciepły prysznic rozluźnił mięśnie i pozwolił chociaż na moment zapomnieć o sprawie, a kieliszek wina pogłębił ten stan lekkiego rozluźnienia. Przynajmniej wieczór będzie z dala od pracy. O tyle, o ile można być z dala od takich spraw.
Odświeżona dogadałaś stolik na dziewiętnastą trzydzieści w ulubionej restauracji, gdzie wasz stolik obsługuje naprawdę ładniutki kelner. Zawsze, jak troszkę za dużo wypijesz zdarza ci się zostawić mu sowite napiwki. Ale jego uśmiech wart jest tych kilku marnych dolców więcej.

Zaczynasz właśnie dobierać kreację na dzisiejszy wieczór, kiedy dzwoni telefon. Już po specjalnym sygnale dzwonka, wiesz, że to Mac Nammara.
Pełna złych przeczuć wahasz się, czy odebrać. W końcu poczucie obowiązku wygrywa z chęcią zignorowania telefonu. Odbierasz.
- Co tak długo! – słyszysz zamiast powitania.
- Brałam prysznic – odpowiadasz.
- Niepotrzebnie – głos szefa jest jeszcze bardziej ostry niż zazwyczaj. – Odwołaj randkę i przyjeżdżaj do Red Hook, ulica Richardsa, Najszybciej, jak dasz radę. mamy drugie ciało.

Rozłącza się.


Terrence Baldirck

Po odprawie wróciłeś do domu i zająłeś się swoimi sprawami. Jednak twoją głowę ciągle wypełniały natrętne myśli o dwóch zdjęciach dziewczyny. Chodziłeś z kąta w kąt, niespokojny, rozdrażniony. W końcu zrobiłeś coś, czego nie miałeś zamiaru robić. Wyjąłeś teczkę sprawy i oba zdjęcia.
Siadłeś w swoim ulubionym fotelu trzymając zdjęcia – jedno w jednej a drugie w drugiej ręce i patrzyłeś, podobnie jak w pracy, to na jedno to na drugie.
Nic! Frustrujące, niepokojące, irytujące nic!
Uspokoiłeś myśli, dając się ponieść fali intuicji, jak w sprawie Ted'a Dahmer’a. Patrzyłeś. Porównywałeś i ... zupełnie nic. Czujesz, że w tych zdjęciach jest jakaś tajemnica, jakiś ważny element, ale umyka on twojej percepcji.

Zadzwonił telefon. Mac Nammara.
Odebrałeś.
- Słuchaj, Baldrick – jak zwykle bez zbędnych wstępów i ubarwień i za to go szanujesz. – Na razie zostaw sprawę Annie. Góra chce, by ktoś przeprowadził staranną, podkreślam staranną, analizę sprawy Doroty Perkinson sprzed miesiąca. Trzeba zamknąć tą sprawę, a prokuratura chce mieć najszybciej jak to możliwe wnikliwą i wiarygodną analizę. Wypada na to, że ty poradzisz sobie z tym zadaniem tak, jak tego oczekują. To teraz dla ciebie sprawa priorytetowa. Jak ją zamkniesz, wracasz do zespołu rozpracowującego „tarociarza”.

Nie czekając na twoją reakcję rozłączył się.


Niedziela, 4 września 2011r, 06:30 PM, New York City, Red Hook, Brooklyn



Wszyscy

Red Hook. Południowy Brooklyn. Dzielnica – sypialnia Nowego Yorku. Jedna z najstarszych dzielnic Wielkiego Jabłka. Oprócz niewątpliwie atrakcyjnych, zielonych terenów, ma również takie, do których właśnie się zbliżacie.



Zniszczone, stare nabrzeża łączące się z nowoczesną infrastrukturą portową. W tle widać wielkie dźwigi przeładunkowe, wielkie i mniejsze żurawie portowe, ogromne wielkotonażowe suwnice oraz słychać odległe odgłosy pracy. Stocznie, porty, magazyny. Wrota na świat.

Wskazany adres to długa ulica otoczona przez rzędy magazynów oddzielonych od ulicy ogrodzeniami z drucianej siatki. Dziesiątki działających firm spedycyjnych i magazynowych. Zadupie Brooklynu. Na końcu ulicy od razu widać błyskające światła radiowozu. Blokuje przejazd niepożądanym, chociaż z trudem wyobrażacie sobie kogoś, kto trafia tutaj z własnej woli. Okolica wygląda, jakby miasto o niej zapomniało. To dziwne, zważywszy ze kilka ulic dalej znajdują się większe fabryki i znane zakłady pracy. Tutaj jednak króluje rdza, zapach wody i zgnilizny oraz ropy. Mewy powrzaskują w pobliżu jak głupie.

Pokazujecie odznaki mundurowym, a ci bez słowa przepuszczają was dalej.
Kawałek od „blokady” ulica kończy się wybetonowanym nabrzeżem. Płyty, którymi wyłożony jest teren, są skruszone i popękane. Na nabrzeżu stoją dwa kolejne radiowozy i stary, wysłużony ford Mac Nammary. Że też chciało mu się ruszać w niedzielę wieczorem osobiście.

Stary stoi obok jednego z radiowozów i pali papierosa wraz ze spiętym, czarnoskórym funkcjonariuszem. Widząc was podchodzi wam na spotkanie.
- Ciało znajduje się tam – wskazał na rozpadający się budynek przy nabrzeżu. – Policję zawiadomił anonimowy telefon. Prawdopodobnie jakiś bezdomny buszujący w pobliżu. Ciało ma zaszyte powieki, dlatego od razu dostałem wezwanie. Czekamy teraz na ekipę techników, ale możecie się rozejrzeć, jeśli chcecie. Aha! Terrence nie przyjedzie. Ma pilną robotę z góry. Na razie nie macie co liczyć na jego pomoc w dochodzeniu. Dam wam znać, jak skończy tą nową robotę.

Oczywiście „możecie” w przypadku Mac Nammary jest tylko pustym frazesem. Więc idziecie na miejsce znalezienia zwłok.
Przed wejściem do zrujnowanego budynku czeka drugi mundurowy. Młody i blady. Pewnie ledwie co po Akademii bo salutuje wam nadgorliwie. Naszywka na mundurze informuje, że rozmawia z wami John Radecky.
- Proszę za mną – mówi starając się grać role twardziela. – To nasz patrol znalazł ofiarę.

Prowadzi was przez zniszczony budynek przyświecając sobie latarką.



- To paskudne miejsce – mówi jak najęty. – Kiedyś były tutaj miejskie magazyny, lecz po powodzi w 1968 nikt się nimi nie zajmuje i teren niszczeje. Złażą się tutaj różni bezdomni, ale staramy się ich przepłaszać. Są wśród nich zwykli kloszardzi, ale też zbiegli przestępcy. Teraz nikogo tutaj nie ma, bo widzieli nasz radiowóz, ale zimą aż strach tutaj podjeżdżać.

Gadanina funkcjonariusza odbija się echem pośród pustych ścian. W końcu jednak zatrzymuje się i wskazując snopem światła latarki kierunek informuje:

- To tam.

Muzyka dla nastroju:
YouTube - Obscure 2 [Periculum]


Ciało jest za zrujnowaną ścianą. Wisi poszatkowane, nienaturalnie blade, porozwieszane na przerdzewiałych łańcuchach. Różne kawałki na różnych wysokościach. Macie wrażenie, że komuś zależało, by każdy kawałek znajdował się w tym, a nie innym miejscu.

Tym razem ofiarą jest młody chłopak. Wiek co najwyżej osiemnaście lat. Okaleczony podobnie jak Annie. Głowa nabita na metalowy pręt wystający z ziemi pośród porozwieszanych wokół niej na linkach i łańcuchach szczątków. Zaszyte powieki. I karta tarota pod głową, wyraźnie przyciśnięta kamieniem, by nie porwał jej wiatr.



Na jednym z betonowych, popękanych wsporników wymalowana – dokładnie jak w zaułku gdzie znaleziono Annie „spirala”, na kolejnym – podobnie wykonane oczy.
Nie ma wątpliwości. Ten sam sprawca. Te same metody.

YouTube - Obscure 2 [Lost love]

W oddali słychać dźwięk zbliżających się syren. To zapewne nadjeżdża ekipa techników, której zadaniem będzie zabezpieczenie śladów.
Zmierzcha się. W budynku, w którym znaleziono ofiarę, trudno będzie cokolwiek zobaczyć bez solidnego źródła światła.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 08-05-2010 o 23:09. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline