Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2010, 22:11   #34
Mortiss
 
Mortiss's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortiss nie jest za bardzo znany
Mortis

Mówiąc, że powstrzyma ich dostatecznie długo miał na myśli Czarnych. Nie spodziewał się, że jakiś imbecyl i to dość znacznych gabarytów wskoczy w inferno ognia i będzie próbował z nimi walczyć w pojedynkę w takich warunkach. Nie myślał nawet o tym, by póki co zbliżać się do tego kolosa. Stał naprzeciw niego, idealnie na linii wzroku. Tamten, w drogiej zbroi płytowej zasłaniającej całe jego ciało i bogato rzeźbionym hełmie wydawał się niszczyć ich samym wzrokiem. Natomiast Mortis w swojej lekkiej skórzni wiedział, że zanim płomienie nie zmęczą uzbrojonego po zęby człowieka, nie ma żadnych szans w walce wręcz. Ponadto "kościelny" dostrzegł już, że nie ma do czynienia ze zwykłym człowiekiem i w jego oczach jeszcze wyraźniej zapłonął gniew. Nie miał zamiaru walczyć w zwarciu. Jeszcze nie... Jednak nie oznaczało to, że będzie stał i czekał aż inni coś zrobią. Najpierw cisnął w człowieka jakimś dość ciężkim workiem a później ściągnął z pleców kuszę, załadował bełt i wystrzelił prosto w jego korpus. Wiedział, że taki strzał prawdopodobnie ześlizgnie się po stali jednak musiał spróbować. Tak też się stało. Bełt nie miał najmniejszego zamiaru wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy przeciwnikowi. Ale Mortis wiedział jak radzić sobie w takich sytuacjach...

***

Walczyli. Tuzin kościelnych zbrojnych przeciwko dwójce bardów i skrytobójców. Mortis i jego mentor, naprzeciw małej armii Niezwyciężonego. Chociaż nie mięli przewagi zaskoczenia, co znacznie pomagało skrytobójcom to jednak nie zamierzali się poddawać.
Pokaz zaczął Karn - nauczyciel chłopaka, który przygarnął go, gdy tamten uciekł z domu powodowany złością na pijącego, agresywnego ojca. To od Karna nauczył się swojej profesji i z nim spędził większość swego nastoletniego życia. Mistrz skoczył ku pierwszemu ze zbrojnych, gdy tamten sięgał po łuk. "Kościelny" zamarł z ręką przy plecach kiedy jego głowa od turlała się kilka metrów dalej. Mortis, dla którego znakiem był wcześniejszy atak szybko wyciągnął sztylety i skoczył ku kolejnym dwóm ofiarom. Pierwsza skończyła z podciętym gardłem, druga za to, ze sztyletem między oczami. Chłopak szybko wyrwał broń z ciała żołnierza i pomknął ku następnemu przeciwnikowi. W tym czasie jego mistrz ukazywał wielki pokaz gracji i równowagi biegając, skacząc, unikając ciosów i zabijając przeciwników.
- Zmywamy się stąd. - Powiedział Karn wyciągając ostrze z truchła ostatniego przeciwnika. - Zmywamy się i to pędem. Zanim zleci się tu więcej tego ścierwa.
- Dobrze Mistrzu. - Zgodził się chłopak i szybko pomknęli w stronę lasu.

***

Miecz miał już na plecach i teraz zasypywał człowieka w płonącej zbroi gradem bełtów. Z resztą... Podobnie czynili jego towarzysze. Nie chcieli by ruszył się z miejsca i począł atakować. Jeśli utrzymaliby go tam dostatecznie długo mógł się usmażyć. Tymczasem Visk w końcu znalazł wyjście. Kolejnym priorytetem było się do niego dostać, co w tej sytuacji, łatwym się nie okazywało. Nie dość, że oddzielała ich od niego szybko rozprzestrzeniająca się ściana ognia to jeszcze ten pierdolony kaszalot... Bardzo duży kaszalot. Mortis znudził się bezsensownym strzelaniem do przeciwnika i postanowił jakoś konkretniej pomóc drużynie. Wiedział, że za przeciwnikiem znajduje się jeden z bliźniaków. Stwierdził, że nie ma nic do stracenia. Kiedyś spotkał wróżbitkę, która powiedziała mu, że będzie żył długo. Nie był pewny czy jej ufać ale uznał, że tak czy tak jakoś muszą się z tam tond wydostać. Jakby tego było mało zauważył, że żywa pochodnia zmierza w stronę Niziołka. Nie wiedzieć czemu uznał to za wystarczający bodziec. Obnażył swe ostrze i skoczył w stronę napastnika próbując odciągnąć jego uwagę na tyle by inni i później on sam mogli wydostać się tajnym wyjściem. O tak... Czekało go ciężkie zadanie...
 
__________________
Śmierć jest ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany
------------------------------------------------------
See you in the other side...
Mortiss jest offline