Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 02:35   #142
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Klaus z powrotem znalazł się w gospodzie i otrzepał ubranie.
Poszło gładko” podsumował, wchodząc do głównej sali. Znajdował się w niej już Profesor. Uśmiechnął się do niego, ale nie powiedział nic więcej. Nie trzeba było. Teraz pozostało tylko czekać. W końcu na górze dało się słyszeć głos karczmarza, a po chwili on sam zbiegał ze schodów. Wspólnymi siłami szybko usunęli blokadę i otworzyli drzwi. Za nimi stała jakaś banda z Niziołkiem, którego mężczyzna widział wcześniej. Nie wyglądali ciekawie. Wszyscy mieli jakieś ranki, małemu wystawał z barku bełt od kuszy, a krasnolud był nieprzytomny. Jako, że Tupik nie był skory do opowiadania, to Profesor wziął na spytki Ingrid. Po usłyszanej historii rzezimieszek jednocześnie zazdrościł, że nie ruszył razem z Ingrid i poczuł pewną ulgę. Nie mając zbytnio co robić, zaczął ustawiać z powrotem stoły i krzesła, które robiły za barykadę. by mieli na czym usiąść. Myślał, że kiedy wrócą będzie czas na jakiekolwiek zapoznanie się, ale teraz widział, że może być z tym ciężko. Pomagał karczmarzowi z noszeniem opatrunków i innych potrzebnych rzeczy, nie wychylając się zbytnio poza szereg. Wkrótce większość zasnęła, szukając w śnie ukojenia dla duszy i ciała. Klaus sam zgłosił się na ochotnika, by resztę nocy spędzić na warcie. Wątpił by ktoś jeszcze miał ochotę ich nachodzić ale nie ma po co ryzykować. Usiadł w tym samym miejscu co wcześniej i bacznie oglądał ulicę by nikt niepostrzeżenie się do nich nie podkradł. Zdrzemnął się dopiero nad ranem, kiedy zmienił go jeden z nowych.

Kiedy się obudził słońce było już wysoko. Rozciągną bolące od leżenia na twardej ławce plecy i rozejrzał się dookoła. Tylko karczmarz był na nogach i starał się ogarnąć trochę burdel, który poprzedniego dnia powstał za sprawą zawieruchy i działań Klausa. Minę miał nie tęgą. Rzezimieszek podszedł do niego i zaoferował swoją pomoc. Nie robił tego z dobrego serca, ani dlatego, że się na tym znał. Po prostu wiedział jak potrzebna będzie im ta karczma, skoro już pozyskali na swoją stronę samego karczmarza. Jeżeli zaś ma się wielkie plany, a takie na pewno miał Profesor jak domyślał się Klaus, to trzeba zacząć od podstaw i malutkich kroczków. Jednym z nich było sprawienie by lokal znowu stanął na nogi. Karczmarz westchnął, kiedy spojrzał na jego skurczony zapas alkoholu.
- Nie martw się. Jeszcze będziesz dziękował bogom, czy komu tam chcesz, że wydarzyło się to co się wydarzyło.
- Tak? Skąd to niby możesz wiedzieć.
- Bo pomogłeś, w pewien sposób Profesorowi. Dałeś mu miejsce schronienia, przynajmniej czasowe a on spełnia swoje obowiązki wobec takich jak ty i ma łeb na karku. Zanim się obejrzysz będziesz znowu nad kreską.- Mam nadzieje… - odparł karczmarz i znowu wrócił do sprzątania.

Kiedy wszyscy się już obudzili, Klaus razem z karczmarzem ogarnęli jakoś główną salę. Porozstawiali stoliki, odsłonili trochę okna tak że słońce wpadało do pomieszczenia bez przeszkód. Tupik zebrał wszystkich i zaczął coś z nimi omawiać. Klaus przysunął się bliżej nie wiedząc do końca czy może z nimi usiąść razem, a nie chciał ominąć jakiś ważnych informacji. Nie dowiedział się jednak niczego szczególnego. Postanowił przestać już marnować czas i zabrać się za jakieś pożyteczne rzeczy. Usiadł w rogu karczmy i ignorując wszystko dookoła skupił się na czyszczeniu swojej broni olejkiem i dokładnemu wycieraniu go szmatką.
Broń to twój najlepszy przyjaciel i jedyny obrońca. Musisz o niego dbać jak o siebie albo i lepiej” uczył go jego mistrz, dawno temu.
Następnie wziął osełkę i spokojnymi ruchami naostrzył klingę. Chciał się jeszcze zabrać za sztylet, ale niestety nie zdążył, gdyż Profesor miał dla niego jakieś ważne zadanie.

Robił za posłańca… wcześniej natomiast był aktorzyną dla szlachty. Gdyby nie rozmowa o kultystach poprzedniego dnia, to Klaus chyba by powiedział w prostych słowach co sądzi o rozkazach Heinricha. Jednak dostarczanie listów komuś kto może być kultysta albo kimś ich zwalczającym było czymś zupełnie innym. Dotarcie dodatkowych trzech ochroniarzy Profesora i sierżanta pozwoliło przypuszczać, że najbliższy dzień wcale nie musi być stracony. Omal nie parsknął śmiechem, słysząc o „robieniu nie tęgo” szabelką. Żołnierze. Znają kilka cięć, parowań i od razu myślą, że potrafią władać mieczem. On sam nie był specem, ale jego profesja wymagała znajomości arkanów walki mieczem. Większość swoich umiejętności wykształcił obserwując właśnie garnizony wojenne, więc z łatwością dostrzegał wszelkie słabości „żołnierskiego” stylu walki. Nie chciał jednak robić sobie wrogów wśród przyszłych towarzyszy, dlatego się powstrzymał.
Następnie udali się do budynku straży.
Czyli rozpoczęło się rekrutowanie. Berserker… słyszałem o nich sporo i to przeważnie złego. Nie wiem dlaczego Heinrich, chciałby mieć kogoś takiego jako swojego człowieka?”
Zastanawiał się Klaus stojąc przed wejściem. Postanowił zapoznać się z nowym narybkiem. Wyglądali naprawdę porządnie, ale czy są godni zaufania? Z tym mógłby już sporo podyskutować. Tak czy inaczej na razie pracowali z nim i musiał poznać ich jak najlepiej. W międzyczasie dostali cynk, że Profesor wyjdzie tyłem, więc udali się tam. Jednak zamiast jednego rosłego chłopa ujrzał trzech. Elfa, jakiegoś zakonnika i.. nie wiedział jak to określić bo wyglądał trochę jak mężczyzna ale… był cały czarny. Klaus po raz pierwszy w życiu widział Araba, więc nie mógł się nadziwić jego dziwnemu wyglądowi.
Heinrich ma sumienie. Co dzień to nowe wiadomości

Klaus przebierał się w pomiędzy budynkami, naprzeciwko mieszkania tego Karla czy jakoś tam. Założył na siebie pożyczony od Hansa strój strażnika. Był trochę ciasny, ale znośny. Założył na głowę czapę i zasłonił nią trochę oczy. Ostrożności nigdy za wiele. Nie znał jeszcze dobrze tego miasta i nie zamierzał ryzykować. W najgorszym wypadku mógł stracić coś więcej niż tylko życie. Wychylił się i wyjrzał na ulicę czy nie idzie jakiś patrol. Nie było by dobrze, gdyby spotkali tutaj samotnie wędrującego strażnika. Upewniwszy się, że jest czysto wyszedł i skierował się do domu Karla.
Cholera, wolałbym nie przebierać się za pierdolonego strażnika, ale wtedy musiałbym podejść pod drzwi bez miecza bo nie wyszedł by jego przekręt.”
Przemyślał wszystkie za i przeciw, kiedy szedł tutaj z Hansem. Wolał nie zginąć głupią śmiercią i miał wrażenie, że Profesor również sobie tego nie życzył, a przecież był jego szefem. Natomiast słów szefa się słucha.
Stanął pod drzwiami adresta listu i zrobił trochę głupawą minę. Zapukał i powiedział niskim i niepewnym głosem:
- Straż miejska, prosze otworzyć.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 05-05-2010 o 20:47.
Noraku jest offline