Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2010, 19:29   #141
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Siara lub Belfer, albo Chudy Jose, możesz wybierać - rzekł Tupik do Profesora. - Jeśli pozostaniesz tutaj, znacznie więcej osób będzie cię pilnowało, niezależnie od okoliczności. Tupik uznał temat niemal za zamknięty, choć dobrze wiedział, że profesor lubi i umie się targować.

-Dobra możesz wziąć Maxa jeśli jest ci on tak potrzebny. Własnych ludzi też mam już dość więc dziękuje za propozycje.-profesor uśmiechnął się. Zaraz za nim stała trojka Kislevskich żołnierzy. Tamci dopiero na gest Profesora usiedli stolik obok. I ani myśleli zamówić piwa. Na ten luksus pozwolił im jednak Heinrich wiedział że im się przyda. Helumut dzban piwa dla nich. Wcisnął też w dłoń karczmarza złotą monetę żeby nie było że wszystko biorą za darmo.
-Zostać tu też nie zamierzam za bardzo zaszliście Krogulcowi za skórę. A ja choć się nie boje do produkcji potrzebuje ciszy i spokoju. Chciałbym też do cholery wyjaśnień. Po kiego chuja ten cały rozpierdol? Ale zanim powiecie cokolwiek pozwólcie że wyjaśnię bo chyba nie ogarniacie tego co się tu dzieje wokół was.... (patrz post przypuszczenia Profesora). Rozumiecie teraz jak dajecie się kołować? Powiedzcie też co sami o tym myślicie. I co według was należy zrobić. Sam mam pewne propozycje. Ale najpierw wysłucham was.

- Konkludując, uważasz, że Czarny Karl nie jest okultystą i pomijasz fakt, że zajmuje się brudnymi interesami - co jest rzeczą powszechnie wiadomą. Miżoch mógł wprowadzać nas w błąd, ale równie dobrze mógł nam wpajać półprawdy. Może i Karl jest kultystą i przeciwnikiem Mistrza, a może była to spreparowana ściema... Tego trzeba się upewnić a bezpośrednie spotkanie powinno rozwiać nasze wątpliwości. My halflingi mamy swoje sposoby aby wyczuć chaos... niemal intuicyjnie.
Halfling uśmiechnął się do profesora, wiedząc, że to na tyle inteligentny człowiek aby załapać aluzję tyczącą się Maxa, choć nie bezpośrednią. Nie po to nalegał aby Max przy nim został, aby miało to pójść na marne. - W celu aby wizyta miała jednak większy sens, będzie mi potrzebna spora ilość proszku, hurtowa jak przystało na kupca rangi Czarnego Karla.
Co zaś się tyczy kapłanów i mistrza, myślę , że należy jak najbardziej realnie brać pod uwagę, że są kultystami przynajmniej mistrz, bo sami kapłani mogą być nieświadomi z kim współpracują. To też będzie trzeba wyjaśnić. Tupik docenił gesty Profesora, jego opinię i odpuszczenie Maxa, podzielił się z nim więc listem, uznając, że lepiej pozostawić go w niezmienionej formie, niż zdradzać się z obecną wiedzą o chaotyźmie mistrza... Chaos ma to do siebie, że jest tak odrażający , że nie może się wprost pokazać, dopóki nie omota ofiary na tyle, że ta nie będzie w stanie już nic zrobić, bo będzie na to za późno.
- Apropo wczorajszej batalii , zwróć uwagę iż nie dość, że każdy wrócił żywy to jeszcze poważnie osłabiliśmy Krogulca, który jak nic, jest silnie związany z chaosem. Czy to źle? Ani nie zastanawiałby się ani chwili gdyby wiedział i gdyby tam był... Gdyby tam był to Krogulec z pewnością gryzłby już ziemię, nie udało się tym razem, uda się następnym a póki co został osłabiony jak nigdy i skompromitowany, upokorzony. Już nie będzie miał tak z górki jak do tej pory chyba, że spoczniemy bezczynnie na laurach, ale do tego jeszcze daleko. Pewne fakty możemy ocenić dopiero po zetknięciu się z dowodami, o wielu osobach w tym mieście mamy tylko swoje podejrzenia, tego, że Krogulec jest związany z Chaosem jestem pewny i to z pewnością każdy z nas będzie musiał mieć na uwadze przy każdym kontakcie z tym osobnikiem. Wszyscy wiemy co się robi z chaosem.
Zakończył Tupik mówiąc póki co w imieniu wszystkich... choć nie zdziwiłby się gdyby ktoś jeszcze zajął krytyczne stanowisko wobec postawy Matta. Tupik nie mógł mu mieć tego za złe, wiele rzeczy można było bowiem oceniać po słowach i gdybać, dla Tupika ostatecznie liczyły się tylko fakty, a te starcie z Krogulcem ukazywały jak zwycięstwo, lepsze nawet niż wynegocjowany układ - gdyż był to układ z diabłem...

Jeżeli mogę coś wtrącić - powiedział Max - To obawiam się że istnieje pewien szkopuł w twoim rozumowaniu, profesorze. Twoje wnioski są logiczne i doskonale poukładane. Masz tylko ten problem, że chaos nie jest logiczny. Fakt że Mistrz jest kultystą wcale nie oznacza że Czarny Karl nim nie jest. Znam przypadki gdy dwa kulty chaosu walczą ze sobą. Cholera, znam nawet przypadki w których jeden kult tego samego boga chaosu toczy ze sobą regularną bitwę na głównej ulicy. Możliwe jest przykładowo by Mistrz i Karl są szefami dwóch różnych kultów tego samego boga i jeden chce przejąć ludzi drugiego. Bogowie chaosu uwielbiają rywalizację. Uważają że to najlepszy środek selekcji. A co do spotkania z Czarnym Karlem to mam złe przeczucia. Może się okazać niewinnym, a może się okazać wtajemniczonym kultu. I za nim usłyszę przechwałki że na pewno takiego pokonacie dam wam przykład wtajemniczonego. Widziałem kiedyś jednego z wtajemniczonych Khorna. Nazywał się, o ile dobrze pamiętam, Ehrwig Krwawy. Sam jego wygląd był przerażający. Był o trzy głowy wyższy od Grzecznego, w ręku trzymał topór dwuręczny. A jego twarz... jego twarz wyglądała jak połączenie pyska wilka i ludzkiej twarzy. Cała ociekała krwią. A gdy się odezwał prócz jego głosu słychać było jęki i krzyki pokonanych przez niego wojowników. Wszedł na rynek w pewnym małym miasteczku i od tak rozrąbał swoim toporem matkę z dzieckiem. Gdy strażnicy to zobaczyli rzucili się na niego. Było ich dwunastu. - Max pokręcił głową - To była rzeź. Nie przetrwali nawet dwóch minut. Tamten machał swoim toporem jakby ten nic nie ważył i wznosił cały czas okrzyki w stylu "Krew dla boga krwi" i "Czaszki dla tronu czaszek". Widziałem jak tym swoim toporem rozrąbał sierżanta strażników na pół. A miał on na sobie kolczugę, pozwolę sobie zauważyć- westchnął i kontynuował opowieść - Mieszkańcy mieli szczęście bo w mieście przebywał aktualnie, odpoczywając w drodze, arcymag kolegium ametystu. Ten zaś przywołał swoją moc i zabił kultystę jednym zaklęciem - zrobił krótką pauzę- Później, gdy udało mi się z nim porozmawiać na osobności zdradził mi że był to czar o nazwie "Kres życia". Najpotężniejsze zaklęcie kolegium ametystu. Tę opowieść daję wam do krótkiego rozważenia. Wracając do spraw bieżących. Proponuję żeby pokazać Krogulcowi że też potrafimy ostro pogrywać. Profesorek ma ogień alchemiczny, tak? To proponuję wziąć kilka buteleczek i spalić divę. Może wtedy coś do niego dotrze.

Po pierwsze dla ciebie żaden Profesorek synku. Dla ciebie profesor albo nawet Pan Profesor.-rzucił choć z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Po za tym całkiem niezły wywód Max. Tylko kilka spraw nie tylko do ciebie. Po pierwsze wszelakie czcze gadanie że ta bitwa to był dobry pomysł to absurd. Zarówno wy jak i ja wiemy że sprzyjało wam szczęście. To że nikt nie zginął to czysty niezaprzeczalny fart. A to że przelew krwi, wzmacnia chaos. I że to właśnie chaośniacy napuścili was na siebie to są fakty panowie. A z nimi się nie dyskutuje. Krogulec wspomaga chaos oni wspierają jego. Tylko mi się osobiście wydaje że chaośniacy nad nim nie panują. Wziął od nich co się da i gra w grę pod tytułem przejęcie miasta. Dalszy rozlew krwi wzmocni chaos jeszcze bardziej. Choć ze względu na to kretyńskie posunięcie z bitwą teraz trzeba Krogulca zabić. Bo nie za bardzo widzę możliwość dogadania się z nim. Po tym jak odcięliście nam jedyną szansę na sojusz z nim przeciwko jego panom. Matt zaprzepaścił jedyną szansę na sojusz z kimś kto o nich dużo wie. Czy w świadku przestępczym przyznanie się do błędu to aż taka ujma? Że nie przechodzi wam przez gardło. Nie wspomnę już że ryzykowaliście również życiem MOICH ludzi.- stanowczo zaakcentował. Co do wielkich złych i nie do pokonania stworów chaosu. Jeśli da się takiego zranić fizycznie, jesteśmy w stanie go zabić. A tylko demonów się może nie dać. Przetrwa wybuch odpowiednika duużej beczki prochu? Obaj wiemy że nie. Więc możesz mnie mieć za odpowiednik czaru "Kres życia". Tylko w przeciwieństwie do was ja bym się wstrzymywał z rozlewem krwi. Mówiąc wprost i bez ogródek przesadzacie. Co do Karla za dwie godziny mam z nim spotkanie w karczmie złoty tygiel. To ta w centrum miasta dla bogatszych ludzi. Mam zamiar sprowokować nieco naszego Karla do działań jest nam potrzebna wiedza po której stronie jest. Interesy przy okazji. Co do pomijania faktu że zajmuje się brudnymi interesami. To już chyba żart prawda? Znaczy może w krainach zgromadzenia nie ma korupcji i właśnie brudnych interesów. Ale ludzie choćby i sigmaryci czy inni "dobrzy kapłani" jak najbardziej takie interesy prowadzą. Jeśli przynoszą one dochody. Pieniądze dają możliwości władzę a jak się ją wykorzysta zależy od człowieka. Pieniądze z takich interesów wielokrotnie są używane do zwalczania chaosu właśnie. A nawet mijając tą możliwość. Ja gdybym był sigmarytą postępowałbym jota w jotę jak Karl do tej pory. Dobry kamuflaż czy przykrywka to podstawa. Jesteś wśród wron kracz tak jak one. Wtedy być może same do ciebie przyjdą.... Do świętobliwych raczej się nie przychodzi po pomoc w masowej zagładzie. Skoro chaos ma swoje wtyki miejmy nadzieję że ci "dobrzy" mają swoje. Jedną z nich może być Karl.
Wracając do myśli o spotkaniu z nim. Mam zamiar zaryzykować zostało 6 dni. Pójdziecie zemną na to spotkanie ukryci bo wasze facjaty są już pewnie legendarne w tym mieście.
-ironizował. A ja nie mam zamiaru go płoszyć. Wysłałem mu list zacytuje z pamięci.
Drogi panie Karlu. Chciałbym się z panem skontaktować. Chciałbym poinformować iż słyszałem o pana renomie bycia wielkim złym wyznawcą chaosu. Wiem też iż to nie prawda i być może plotka dyskredytująca pana a być może wręcz świadomy kamuflaż. Wiem iż sługi chaosu szykowały na pana zamach rękami miejscowych rzezimieszków. Nie doszedł on jednak do fazy realizacji główny zleceniodawca nie żyje.
-tu profesor nie pisze wprost zostawia w domysłom czy osoba pisząca list czasem nie powstrzymała zamachu. Wiem też że w zamku u boku słabowitego księcia zalągł się chaos. I że za wszystkim stoi człowiek zwany Mistrzem. Którego część osób w tym mieście błędnie o zgrozo ma nawet za przedstawiciela Sigara. Obaj też wiemy o nadchodzącej tragicznej nocy gdy to siła chaosu może dać o sobie znać. Niestety powoli wszystko zdąża ku najgorszemu ludzie na ulicy się wyrzynają. Bandyci zabijają się wzajemnie dopełniając kolejnego elementu do tajemniczego rytuału. Do tej pory pan tego nie zatrzymał.... być może z braku wiedzy być może sił. Jeśli chce się pan wymienić wiedzą. I być może połączyć siły by zatrzymać ową maszynę zniszczenia, której koła poszły już w ruch. Zapraszam dziś w samo południe do karczmy złoty tygiel. Może pan przyjść z obstawą nie przeszkadza mi to. Bo wiem iż ów list może być odczytany jak zasadzka. Niech pan jednak rozważy że mogę być pana jedyną nadzieją do tej pory nie udało się panu tego zatrzymać a zostało już tylko 6 dni. Przepraszam za formę listu i kontaktu ale dopiero teraz udało mi się przejrzeć do końcą intrygę mrocznych sił.

Przyjaciel

Nim coś powiecie. Niezależnie od tego kim jest. Chaośniakiem innego kultu czy sigmarytą wiemy że prawdopodobnie za Michożem stał Mistrz nieważne przez ilu pośredników. A wróg twojego wroga jest..... I to nam wystarczy. Napisać do niego że myślę też iż może być jednak po stronie chaosu nie mogłem. Więc wydaje mi się że taka maskarada to najlepszy sposób. Kolejna informacja ze sprawdzonego źródła której od was nie uświadczyłem. Czy wiecie że Czarny zły okrutny Karl pisał do księcia wiele petycji? Jakie? Proszę bardzo... O prawo do rozbudowy targu,o ustanowienie giełdy. A nawet o budowę klasztoru Morra bo opiekował się jego kapłanem. Każda z nich dotyczyła zatem rozwoju miasta! Rozwoju! Ktoś kto chce rozpierdolić miasto a taka ma niby być ta cała noc chaosu nie chce go rozbudowywać. Dalej unika wizyt na zamku stąd te petycje. Czyli boi się tego kto stoi za księciem! Mało tego chronił go Harap i moim zdaniem jego motywy to była nie tylko kasa. I wisienka na torcie jak zawsze od jakiegoś czasu rządzi już praktycznie wszystkimi kupcami w mieście. Mniejsza oto jak nie wnikałem. Wszędzie ma układy ale nikomu nie wchodzi w drogę póki co.
A teraz śpieszy mi się na spotkanie. Rozmowę możemy dokończyć w drodze zaskoczcie mnie jakimiś przemyśleniami.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-05-2010, 02:35   #142
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Klaus z powrotem znalazł się w gospodzie i otrzepał ubranie.
Poszło gładko” podsumował, wchodząc do głównej sali. Znajdował się w niej już Profesor. Uśmiechnął się do niego, ale nie powiedział nic więcej. Nie trzeba było. Teraz pozostało tylko czekać. W końcu na górze dało się słyszeć głos karczmarza, a po chwili on sam zbiegał ze schodów. Wspólnymi siłami szybko usunęli blokadę i otworzyli drzwi. Za nimi stała jakaś banda z Niziołkiem, którego mężczyzna widział wcześniej. Nie wyglądali ciekawie. Wszyscy mieli jakieś ranki, małemu wystawał z barku bełt od kuszy, a krasnolud był nieprzytomny. Jako, że Tupik nie był skory do opowiadania, to Profesor wziął na spytki Ingrid. Po usłyszanej historii rzezimieszek jednocześnie zazdrościł, że nie ruszył razem z Ingrid i poczuł pewną ulgę. Nie mając zbytnio co robić, zaczął ustawiać z powrotem stoły i krzesła, które robiły za barykadę. by mieli na czym usiąść. Myślał, że kiedy wrócą będzie czas na jakiekolwiek zapoznanie się, ale teraz widział, że może być z tym ciężko. Pomagał karczmarzowi z noszeniem opatrunków i innych potrzebnych rzeczy, nie wychylając się zbytnio poza szereg. Wkrótce większość zasnęła, szukając w śnie ukojenia dla duszy i ciała. Klaus sam zgłosił się na ochotnika, by resztę nocy spędzić na warcie. Wątpił by ktoś jeszcze miał ochotę ich nachodzić ale nie ma po co ryzykować. Usiadł w tym samym miejscu co wcześniej i bacznie oglądał ulicę by nikt niepostrzeżenie się do nich nie podkradł. Zdrzemnął się dopiero nad ranem, kiedy zmienił go jeden z nowych.

Kiedy się obudził słońce było już wysoko. Rozciągną bolące od leżenia na twardej ławce plecy i rozejrzał się dookoła. Tylko karczmarz był na nogach i starał się ogarnąć trochę burdel, który poprzedniego dnia powstał za sprawą zawieruchy i działań Klausa. Minę miał nie tęgą. Rzezimieszek podszedł do niego i zaoferował swoją pomoc. Nie robił tego z dobrego serca, ani dlatego, że się na tym znał. Po prostu wiedział jak potrzebna będzie im ta karczma, skoro już pozyskali na swoją stronę samego karczmarza. Jeżeli zaś ma się wielkie plany, a takie na pewno miał Profesor jak domyślał się Klaus, to trzeba zacząć od podstaw i malutkich kroczków. Jednym z nich było sprawienie by lokal znowu stanął na nogi. Karczmarz westchnął, kiedy spojrzał na jego skurczony zapas alkoholu.
- Nie martw się. Jeszcze będziesz dziękował bogom, czy komu tam chcesz, że wydarzyło się to co się wydarzyło.
- Tak? Skąd to niby możesz wiedzieć.
- Bo pomogłeś, w pewien sposób Profesorowi. Dałeś mu miejsce schronienia, przynajmniej czasowe a on spełnia swoje obowiązki wobec takich jak ty i ma łeb na karku. Zanim się obejrzysz będziesz znowu nad kreską.- Mam nadzieje… - odparł karczmarz i znowu wrócił do sprzątania.

Kiedy wszyscy się już obudzili, Klaus razem z karczmarzem ogarnęli jakoś główną salę. Porozstawiali stoliki, odsłonili trochę okna tak że słońce wpadało do pomieszczenia bez przeszkód. Tupik zebrał wszystkich i zaczął coś z nimi omawiać. Klaus przysunął się bliżej nie wiedząc do końca czy może z nimi usiąść razem, a nie chciał ominąć jakiś ważnych informacji. Nie dowiedział się jednak niczego szczególnego. Postanowił przestać już marnować czas i zabrać się za jakieś pożyteczne rzeczy. Usiadł w rogu karczmy i ignorując wszystko dookoła skupił się na czyszczeniu swojej broni olejkiem i dokładnemu wycieraniu go szmatką.
Broń to twój najlepszy przyjaciel i jedyny obrońca. Musisz o niego dbać jak o siebie albo i lepiej” uczył go jego mistrz, dawno temu.
Następnie wziął osełkę i spokojnymi ruchami naostrzył klingę. Chciał się jeszcze zabrać za sztylet, ale niestety nie zdążył, gdyż Profesor miał dla niego jakieś ważne zadanie.

Robił za posłańca… wcześniej natomiast był aktorzyną dla szlachty. Gdyby nie rozmowa o kultystach poprzedniego dnia, to Klaus chyba by powiedział w prostych słowach co sądzi o rozkazach Heinricha. Jednak dostarczanie listów komuś kto może być kultysta albo kimś ich zwalczającym było czymś zupełnie innym. Dotarcie dodatkowych trzech ochroniarzy Profesora i sierżanta pozwoliło przypuszczać, że najbliższy dzień wcale nie musi być stracony. Omal nie parsknął śmiechem, słysząc o „robieniu nie tęgo” szabelką. Żołnierze. Znają kilka cięć, parowań i od razu myślą, że potrafią władać mieczem. On sam nie był specem, ale jego profesja wymagała znajomości arkanów walki mieczem. Większość swoich umiejętności wykształcił obserwując właśnie garnizony wojenne, więc z łatwością dostrzegał wszelkie słabości „żołnierskiego” stylu walki. Nie chciał jednak robić sobie wrogów wśród przyszłych towarzyszy, dlatego się powstrzymał.
Następnie udali się do budynku straży.
Czyli rozpoczęło się rekrutowanie. Berserker… słyszałem o nich sporo i to przeważnie złego. Nie wiem dlaczego Heinrich, chciałby mieć kogoś takiego jako swojego człowieka?”
Zastanawiał się Klaus stojąc przed wejściem. Postanowił zapoznać się z nowym narybkiem. Wyglądali naprawdę porządnie, ale czy są godni zaufania? Z tym mógłby już sporo podyskutować. Tak czy inaczej na razie pracowali z nim i musiał poznać ich jak najlepiej. W międzyczasie dostali cynk, że Profesor wyjdzie tyłem, więc udali się tam. Jednak zamiast jednego rosłego chłopa ujrzał trzech. Elfa, jakiegoś zakonnika i.. nie wiedział jak to określić bo wyglądał trochę jak mężczyzna ale… był cały czarny. Klaus po raz pierwszy w życiu widział Araba, więc nie mógł się nadziwić jego dziwnemu wyglądowi.
Heinrich ma sumienie. Co dzień to nowe wiadomości

Klaus przebierał się w pomiędzy budynkami, naprzeciwko mieszkania tego Karla czy jakoś tam. Założył na siebie pożyczony od Hansa strój strażnika. Był trochę ciasny, ale znośny. Założył na głowę czapę i zasłonił nią trochę oczy. Ostrożności nigdy za wiele. Nie znał jeszcze dobrze tego miasta i nie zamierzał ryzykować. W najgorszym wypadku mógł stracić coś więcej niż tylko życie. Wychylił się i wyjrzał na ulicę czy nie idzie jakiś patrol. Nie było by dobrze, gdyby spotkali tutaj samotnie wędrującego strażnika. Upewniwszy się, że jest czysto wyszedł i skierował się do domu Karla.
Cholera, wolałbym nie przebierać się za pierdolonego strażnika, ale wtedy musiałbym podejść pod drzwi bez miecza bo nie wyszedł by jego przekręt.”
Przemyślał wszystkie za i przeciw, kiedy szedł tutaj z Hansem. Wolał nie zginąć głupią śmiercią i miał wrażenie, że Profesor również sobie tego nie życzył, a przecież był jego szefem. Natomiast słów szefa się słucha.
Stanął pod drzwiami adresta listu i zrobił trochę głupawą minę. Zapukał i powiedział niskim i niepewnym głosem:
- Straż miejska, prosze otworzyć.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 05-05-2010 o 20:47.
Noraku jest offline  
Stary 05-05-2010, 08:50   #143
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Unhappy

Levan nie mógł spać. Za każdym razem gdy wyrywał się ze snu jego myśli niebezpiecznie wędrowały w najmroczniejsze zakamarki nocy. Znowu widział ludzi, których bezsensownie pozabijał w imię walki o pozycję w mieście. Nikt nie wiedział po czyjej stronie walczą w tej wojnie. Może to właśnie tak znienawidzony przez kieslevitów chaos pchał ludzi Tupika w te waśnie. Może był to sposób na zburzenie - takiego a nie innego - porządku, który ciągle zwyciężał w tym mieście. Był to specyficzny porządek, bo oparty na brutalnej sile i przemocy, na wyzysku i kontroli. Ale zawsze porządek. Levan Kryuk sam nie był zwolennikiem rygorów, nie służyło mu podporządkowywanie się. Czy to czyni mnie piewcą chaosu? Nie. Choć pewnie swoimi czynami przykładam się do jego rozwoju.

Dlaczego jednak muszę brać w tym udział? Pomyślał Levan kiedy otworzył oczy. Zauważył, że leży na ławie w sali karczmy, do której wrócili po starciu z Krogulce. Bolały go mięśnie. W stawach czuł, że nie był już dwudziestolatkiem. Jego związane, rosnące na czubku głowy włosy pokrywały już paski siwizny. Podobnie wąsy nie były już tak czarne jak kiedyś. Może najwyższy czas odpuścić sobie? Tylko jak to uczynić w sytuacji, kiedy ginie Wasilij, kiedy dokoła giną inni. Może i Tupik czy Grzeczny nie traktują go do końca jak równorzędnego partnera - i wcale nie miał im tego za złe - ale na pewno na niego liczyli. A on nie potrafiłby tak po prostu odejść. Nie w takim momencie, nie dziś.

Levan przez skąpane w półmroku wpadającego przez okna blasku księżyca przeszedł do pokoju, w którym wcześniej spał. Praktycznie wszystko było tak samo, jak wtedy gdy zerwali się obudzeni przez ludzi Krogulca. Tak jakby wszystkie wydarzenia tej nocy nie miały miejsca. Tak jakby cała ta krew nie wsiąknęła w ziemię. Levan zebrał wszystkie swoje rzeczy. Na szczęście nikt się nie obudził. Zauważył szablę Wasilija leżącą obok posłania Tupika. Nie była to broń rewelacyjna, cechowała się nieco innym profilem niż jego rapier, ale potrafił się nią posługiwać równie sprawnie. Na pewno się przyda. Levan wraz z całym dobytkiem poszedł na dół i próbował spać na tym samym miejscu, na którym dręczyły go koszmary przez pierwszą część nocy.

Rano Levan żałował, że tej nocy nie skończyli z Krogulcem. Nie raz już ścigał ofiary, nie raz polował na uciekinierów i wiedział, że ranne stworzenie jest najgroźniejsze. Nie ma kompletnie nic do stracenia. A oni ranili Krogulca dotkliwie. I nie chodzi tu wcale o tych kilku buraków, których pocięli. Chodzi o dumę. Teraz można było się spodziewać wszystkiego. Nie mogli dać mu czasu, nie mogli pozwolić mu na inicjatywę. Miał nadzieję, że Tupik mu nie odpuści, nawet na jeden dzień. Kiedy udało mu się dopaść Tupika na osobności, powiedział mu o wszystkich swoich wątpliwościach. Trwało to może dwie minuty, ale niziołek wyraźnie się zasępił. Nie skomentował też szabli wiszącej u boku Levana.

- Będę Ci towarzyszył Tupik, będę u Twojego boku, bo czuję że to wszystko przerasta nie tylko Ciebie, ale całe to zasrane miasteczko. Nie możemy bawić się w półśrodki. Nie teraz. Albo wóz, albo przewóz. Albo idziemy na całość, albo grzecznie usuwamy się w cień, zajmując miejsce, w którym mnie było dobrze.

Levan nie musiał nic więcej dodawać. Wiedział, że Tupik wie, że kieslevita może zrobić dla niego wiele, będzie go strzegł i walczył ramię w ramię. Ale musi mieć świadomość, że pewnego poranka może już Levana nie być. Levan siedząc tak z Tupikiem przerzucał wzrok z oczu niziołka na szablę, którą ostrzył. Nie było na niej już krwi, podobnie jak nie było już jej właściciela. Wiedział, że musi iść pożegnać towarzysza i oddać go duchom. Tam mu jest na pewno lepiej.

Nawet widok Grzecznego wbitego w przyciasne części jakiejś zbroi nie rozśmieszył Levana. To znak, że musi się napić czegoś mocniejszego. Od teraz postanowił nie opuszczać Tupika. I zawsze mieć przy sobie rum.
 
Azazello jest offline  
Stary 05-05-2010, 13:55   #144
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halfling wsłuchiwał się spokojnie w potok słów i przypuszczeń "Profesora". Wciąż był roztrzęsiony tym co się stało poprzedniej nocy, tylu niepotrzebnym ofiarą i to w imię czego? Zemsty, rewanżu? Nie było jednak łatwo pogodzić się ze śmiercią własnych ludzi, nie można było się z tą śmiercią pogodzić. Tupik nie zamierzał już się cofać, zwyczajnie nie mógł.

Po tym co wykombinował kupiec pozostało jedynie spotkać się z Karlem. Petycja, słowa, ściemy... liczyły się czyny, a bezczynność nie wchodziła w rachubę. Tupik obawiał się jednak przedwczesnego spotkania z Karlem, nie miał o nim żadnej wiedzy, ale wątpił też aby w tydzień mógł dowiedzieć się wszystkiego.

- Profesorze, uświadomienie potencjalnemu kultyście, że Pan zamierza aktywnie walczyć z kultem i chaosem raczej nie przyniesie nic dobrego. Gdybym wiedział, że tak daleko się posuniesz nie przyzwoliłbym na ten list. Nie mogę bezpośrednio pokazać się na spotkaniu, bo jeśli to kultysta i planuje zamach to nie pojawi się, a tych co przyjdą zlikwiduje. Natomiast możemy Ci towarzyszyć i obserwować z ukrycia, w razie niebezpieczeństwa przystąpimy do działania. To czy będziemy w karczmie czy okolicy ustalimy najlepiej na miejscu, ale do karczmy nie powinniśmy iść wspólnie.

- Będę Ci towarzyszył Tupik, będę u Twojego boku, bo czuję że to wszystko przerasta nie tylko Ciebie, ale całe to zasrane miasteczko. Nie możemy bawić się w półśrodki. Nie teraz. Albo wóz, albo przewóz. Albo idziemy na całość, albo grzecznie usuwamy się w cień, zajmując miejsce, w którym mnie było dobrze.

- Dziękuję.
Odpowiedział krótko i szczerze, jak nigdy potrzebował wsparcia, choć pocieszała go świadomość, że nie jest sam i to dopiero początek.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 05-05-2010 o 13:58.
Eliasz jest offline  
Stary 05-05-2010, 14:21   #145
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Czy ja myślę za szybko i inni na nadążają?- pomyślał Profesor

Chyba wyraziłem się dość jasno. Michoż czytaj człowiek mistrza chciał go zabić. Dalej Karl unika zamku i dworu boi się owego Mistrza. Czyli uświadomienie go że walczę z chaosem w osobie Mistrza.... Daje mu do zrozumienia że jestem jego sojusznikiem. Sugerując że mam go za tego dobrego upewni go tylko w przekonaniu że warto mi pomóc. Upraszczając nawet jeśli jest kultystą to nie jest po stronie Mistrza a wręcz przeciwko niemu. Czyli po kiego wała miałby kogokolwiek zabijać? Potencjalnego sojusznika? Wiem, wiem niektórzy może mają w zwyczaju próby zabicia potencjalnych sojuszników.-Profesor delektował się tą grą słów. Ale wierzę że nie wszyscy w tym mieście mają takie maniery. W końcu jeszcze stoi prawda? Co do listu na swoje własne spotkania nie potrzebuje przyzwoleń. A wydarzenia dzisiejszej nocy dały mi do myślenia jeśli chodzi o naszą współprace. Póki co mniejsza oto nie czas tworzyć spory. Co do karczmy tak nie widziałem was w żadnej innej roli niż zabezpieczenie. Niech Max rzuci na niego okiem gdy przyjdzie. Nadal niczym mnie nie zaskoczyliście jeśli chodzi o przemyślenia odnośnie naszego położenia. Czas żebym znów to ja was zaskoczył. Tupiku usiądź i przemyśl sprawę ale na chłodno i bez pośpiechu... Ja muszę wejść na górę na chwile.

[Profesor wszedł na górę jedynie na chwile przed wyjściem. Założenie stroju w jego rodowych barwach było dla niego ciężki psychicznie. To tak jakby nagle dopadła go przeszłość. Zła przeszłość. Z drugiej strony miał prawo do tych barw był przecież jebanym szlachcicem. Co prawda miał też prawo do wielu ziem i włości w Estali ale z tego już nic nie wynikało. Nikt mu ich nie da dobrze o tym wiedział. Zostało mi już tylko to.... Z drugiej strony rodzina Estabanów była słynna. Każdy ich znał nie tylko w rodzimej Estali. Rozgłos tego nazwiska był niemal tak silny jak nazwisko Franz. Kto nie zna nazwiska cesarza Imperium nawet poza nim? Estabani jednak nie pochodzili z rodziny królewskiej. Byli oficjalnie jedną z najpotężniejszych rodzin kupieckich w całej Estali. Nieoficjalnie byli rodziną donów. Rodziną mafijną. Profesor w duchu się zaśmiał.... Zatoczyłem koło uciekając od jednych nie uniknąłem ich losu. Profesor zakładał cały ten strój z kilku powodów. Po pierwsze szlachcic zawsze mógł więcej i więcej uzyskiwał również w negocjacjach. Po drugie ich grupa potrzebowała w końcu kogoś reprezentatywnego z wysokiej półki. Kogoś kto wzbudza szacunek jest obyty z wysokimi sferami i co nieco o nich wie. Tupika raczej nikt za szlachcica i szychę by nie wziął obaj o tym dobrze wiedzieli.
Zszedł na dół wszyscy mieli dziwne miny. Od teraz jestem Carlos Estaban rzucił do zgromadzonych.(BG) Estalijski szlachcic. Wszyscy wiemy że potrzebny nam jest też inny rodzaj posłuchu nie tylko ten siłowy. Zapewnię go nam. Przy okazji naprawdę nim jestem- uśmiechnął się i poczuł jakby wielki ale to wielki głaz spadł mu z serca. Nie miał zamiaru teraz niczego sam z siebie tłumaczyć.
Dobra słuchajcie dalej- mówił po drodze ale już wychodząc niemal szeptem profesor. Zrealizujemy bądź zrealizuje. Jeśli w was nie znajdę oparcia. Też plan który nazwałem adekwatnie do jego wykonania "po nitce do kłębka". Naszym jedynym punktem zaczepienia którego jeszcze nikt nie spalił-pozwolił sobie na małą uszczypliwość. Jest zamkowy woźnica. Sam-tu wyraźnie zrobił pauze jakby w ostatniej chwili zmienił zdanie. Bywałem na dworach. W zasadzie na każdym jest tak że woźnica mieszka gdzieś w pomieszczeniach dla służby na zamku. Jeśli miasto jest daleko od dworu. Tu zaś tak nie jest więc woźnica do pracy dochodzi z mieszkania w mieście. Poprosimy Hansa wskaże nam woźniców z zamku. Ty Tupiku powiesz nam tylko który powoził wtedy karocą. Tylko pamiętaj musisz mieć pewność. Jeśli nie będziesz pewny namierzenie go to i tak łatwizna. Od któregokolwiek przy kielichu wyciągniemy który z nich powoził tą "piekną karocą wczoraj" i pewno wiózł wielkiego jegomościa.... Interesuje nas jedynie kto jechał karocą. To jest wysłannik naszego mistrza. Metody dowolne od przyjaznych przy kielichu to prosty woźnica pewnie powie. Po porwanie jego rodziny: żony,córki czy kogokolwiek. Zmuszenie do współpracy strachem to wasza dewiza przecież. Tylko bez zbędnych ofiar bym prosił. To że musimy zwalczyć chaos za wszelką cenę nie oznacza że musimy być jak oni. Co prawda rozumiem że nie jesteście akolitami z okolicznej szkółki świątynnej ale nie przesadzajcie. Aczkolwiek jeśli będziemy mieli go w garści możemy mieć z niego niezłego donosiciela. Powie nam gdzie jeszcze jeździł z tym gagatkiem. Czyli rozszerzymy liczbę punktów zaczepienia. I najważniejsze przy kolejnym wyjeździe z nim pojedzie i nagle skręci w ciemną alejkę gdzie już będziemy na nich czekać. Przechwycimy jegomościa a reszta jest już logicznie prosta po nitce do kłębka.....
 
Icarius jest offline  
Stary 05-05-2010, 21:14   #146
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid śledziła Waltera przez całą jego drogę. Nie mogła się nadziwić, ile mógł ten brodacz wytrzymać. Był w kilku miejscach, z każdego wychodził zadowolony. Jedno wyglądało jak sklep z bronią - pewnie poszedł zamówić strzelbę. Inne pachniało na kilometr burdelem. Uśmiechnęła się z niejaką satysfakcją. "Ktoś tu ma dostęp do szerokiej klienteli."
Nie pojawiała się na linii jego wzroku. Nie chciała się nasłuchać, że on jest dzielny i silny krasnolud, który nie potrzebuje ludzkiej baby jako niańki, ani w ogóle nikogo. Wolała go nieco przypilnować, jakby miało się zrobić gorąco. Kto wie, ilu jeszcze zakapiorów miał Krogulec po swojej stronie... i jakich. Tupik miał kilka okazji w niego czymś rzucić, a nie trafił. Może gdyby przeszła się po całej okolicy, zamiast interweniować przeciw zwidom na dachu, odkryłaby jakiegoś maga. Cała sprawa śmierdziała. Magia w handlu narkotykami... Dziwne.
Wróciła do karczmy za Walterem, odczekała dłuższą chwilę i weszła do środka.
- Okolica najwyraźniej czysta. - powiedziała głośno. W jakiejś części było to prawdą; Krogulec miałby w nich obojgu łatwą walkę, gdyby tylko raczył pokazać pysk. Odszukała Profesora w samą porę, by usłyszeć kawałek jego wyjaśnień.
- Tylko bez zbędnych ofiar bym prosił. To że musimy zwalczyć chaos za wszelką cenę nie oznacza że musimy być jak oni. Co prawda rozumiem że nie jesteście akolitami z okolicznej szkółki świątynnej ale nie przesadzajcie. Aczkolwiek jeśli będziemy mieli go w garści możemy mieć z niego niezłego donosiciela. Powie nam gdzie jeszcze jeździł z tym gagatkiem. Czyli rozszerzymy liczbę punktów zaczepienia. I najważniejsze przy kolejnym wyjeździe z nim pojedzie i nagle skręci w ciemną alejkę gdzie już będziemy na nich czekać. Przechwycimy jegomościa a reszta jest już logicznie prosta po nitce do kłębka...
- Profesorze, jeśli można prosić... Chciałabym porozmawiać na osobności, o ile to w ogóle możliwe. - na poły szepnęła, na poły wycedziła Ingrid.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 06-05-2010, 13:33   #147
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
To przedpołudnie, zważywszy na nocne eskapady, należało do najbardziej owocnych w dziejach Rosenberga. Nikt przy zdrowych zmysłach po cięgach otrzymanych w starciu z Krogulcem w dniu poprzednim, nie ważył by się na wyprawę na miasto. Zwłaszcza samotnie. Jednak i Walter i Grzeczny się odważyli. Prawdziwym cudem należało nazwać zbieg okoliczności, który sprawił, iż wrócili. Choć bladość oblicza była dowodem na to, że wiele im do prawdziwych kłopotów z powrotem nie brakowało. Jednak sprawiali wrażenie stworzonych z żelaza. To też miało swój wymiar i swoją wartość. Ludzie, którzy przeszli na stronę Tupika spośród bandy Krogulca nie mówili o niczym przez resztę nocy, ponad dziką szarżę Grzecznego, Levana i Waltera. Byli bohaterami. Choć dla tych obszczymurków. Tupik w kilku spojrzeniach przekazał Levanowi i Mattowi co o nich myśli. „Profesor” się rozwodził. Jak to „Profesor”.

„Kuźnia” okazała się idealnym miejscem na melinę. Raz, że położona była nieźle, bo na zbiegu dwóch dużych ulic. Dwa, że była nie mała. Miała całe piętro i spore pomieszczenia gospodarcze oraz stodołę i stajnię do wykorzystania. Wnet za zgodą oberżysty zorganizowali sobie na zapleczu oberży melinę. Nowi ludzie Tupika tu odpoczywali dzieląc się wrażeniami z nocy. Pijąc, jedząc i czekając na kolejne „akcje”. Które, że nadejdą, byli pewni.

Wczesny ranek dosyć szybko zamienił się w przedpołudnie. Poranne eskapady Grzecznego i Waltera nie obeszły się bez echa; „Profesor” miał swoje zdanie na temat trzymania swoich ludzi krótko i dobitnie przekazał je Tupikowi i Walterowi. Mattowi nie przekazywał, bowiem Matt wyraźnie okazywał „Profesorowi” lekceważenie, choć starał się czynić to w wąskim gronie przybocznych Tupika. Nie lubili się, ale trudno się było temu dziwić. Intelektualista z mięśniakiem rzadko miewali wspólne tematy do dyskursów. Życie jednak zmuszało ich do współpracy i pewnym było, że prędzej czy później znów im przyjdzie się ściąć. Znając życie można było w ciemno założyć, że będzie to prędzej niż później.

Listy przekazali zgodnie z planem. Jeden posłańcem do samego Księcia, choć pewnym było, że po drodze przeczołga się on przez wszystkie szczeble hierarchii epistolograficznej kancelarii książęcej. Drugi do Czarnego Karla. Tu sprawę wziął w swe ręce Klaus, ale i tak na końcu posłużył się umyślnym. Listy, oba, doszły bez większych problemów do celu przeznaczenia. Choć komu wpaść miały w ręce było już tematem otwartym. Podobnie jak to, co teraz uczyni Krogulec. Zgodnie z tym co mówili Siara i inni miał on dziś przygotowywać coś dużego. Skok na jakąś faktorię, czy coś podobnego. Duża akcja w której tajniki wprowadzać miał ludzi po południu. Jednak w świetle nocnych wydarzeń i nagłych komplikacji wszystko mogło wymagać zmian. Jego plany również. Wciąż miał jednak podobno około dwudziestu chłopa pod ręką, co czyniło zeń pierwszego spośród hersztów w mieście. A brutalność i łatwość z jaką narzucał innym swoją hegemonię wskazywały na możliwość zmiany na jego korzyść tego stanu rzeczy do wieczora. To, że są numerem jeden na jego liście życzeń wiedzieli bez informacji od smyków, że Krogulec rozpuścił ludzi po mieście w poszukiwaniu meliny Tupika. Pewnym było, że jak doda dwa do dwóch znajdzie ją w kwadrans. Jak doda…

Na umówione z Czarnym Karlem spotkanie ruszyli w trzech grupach. Chodziło o to, by nie rzucać się większą liczbą ludzi w oczy. Razem z ochroną „Profesora” pod przywództwem Klausa i Ingrid, z Walterem i jego nowym krasnoludzkim znajomkiem, którego sprowadził do oberży przedstawiając przaśnie „największy skurwiel po mnie w mieście”, poza Tupikiem i jego przybocznymi byli jeszcze nowi, ci od Krogulca. I Max. Całkiem spora tłuszcza na miejską przechadzkę ulicami Rosenbergu w samo południe. Stąd podział na trzy grupy. Tę, która na miejscu ruszyła pierwsza, przed południem i pojawieniem się samego „Profesora”. Drugą, która mu towarzyszyła, oraz trzecią ubezpieczającą okolicę. To były niebezpieczne czasy i trzeba było mieć oko na wszystko.

„Złoty tygiel” był nie byle jaką oberżą. Mordowni w tym mieście znaleźć można było bez liku, ale „Złoty tygiel” miał to do siebie, że byle kto nawet nie był w stanie przekroczyć jego luksusowych, wyłożonych czerwonym dywanem progów. Oświetlony wewnątrz osłoniętymi kolorowymi kloszami lampionami, wypełniony słodkawym dymem orientalnych ziół i sączący na uliczny zgiełk dyskretną muzykę był miejscem o którym nie jeden marzył i fantazjował. Mówiło się, że pośród dziwek mają tam nawet Elkę dla wybrednych klientów. Mało kto był w stanie to sprawdzić. Drzwi do „Złotego tygla” nie otwierały ni prośby ni groźby. Sowicie opłacana, niezależna od wszystkich w mieście układów ochrona oberży wiedziała swoje. Pierwej zaś wiedziała kto jej suto płaci. Nie wpuszczała zatem do oberży nikogo, kto nie przeszedł surowej oceny pomocnika karczmarza, który zawsze pełnił straż przy wejściu. Doglądając wchodzących do oberży gości i odprawiając tych, którzy nie spełniali jego oczekiwań odnośnie klienteli. Tych odprawianych było znacznie więcej niż tych się goszczących. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Karczma słynęła z wysokich cen i większość ludzi omijała ją szerokim łukiem. Bawili się tu tylko ci, których na to było stać. Ci zaś należeli do wąskiej, wysublimowanej kliki. Kliki doskonale czującej się w towarzystwie podobnych im utracjuszy. „Ludzie ulicy” podobni Levanowi, Krogulcowi czy pozostałym omijali takie lokale szerokim łukiem. No z wyłączeniem pór pobierania daniny. Tę pobierano regularnie, ale że właściciel płacił problemu nie było.

Do dziś.

Już wysłana przodem pierwsza partia zbrojnych Tupika napotkała problem, ale ten jeszcze złagodziły karle. Te złote. Trzech tęgich osiłków w wejściu do karczmy co prawda ponurym wejrzeniem zmierzyło „gości”, ale po otrzymaniu sutego napiwku za wejście, wpuściło ich do środka. Pozwalając nacieszyć się uderzającym od progu arabskim orientem. Unoszącym się w powietrzu zapachem opium, smugami kolorowych dymów porywanych tańczącymi w zwiewnych szatach niewiastami, tacami owoców stojącymi na każdym stole tuż obok dzbanów wypełnionych istną ambrozją, choć mało które podniebienie spośród tych, którzy przybyli, nadawało się do jego smakowania. I uderzyło pustką wielkiej komory biesiadnej izby. Pustką, którą zakłócały wyłącznie wirujące w rytm wygrywanej przez miedzianoskórego flecistę muzyki, tancerki. I odziany z arabska oberżysta. Ahmed. Pewnie arab.

- Pan wstąpił w moje progi w Waszych osobach mili goście. Spocznijcie a Wasze pragnienia zostaną zaspokojone. – głos araba był melodyjny i hipnotyczny niemalże. Jednak zważywszy na to, że wnet po jego słowach pojawiły się dwie cycate niewiasty z tacami zastawionymi dzbanami i talerzami, nikt z nim nie polemizował. Zaopiekowano się nimi pysznie.

Wnet okazało się, że i inni biesiadnicy bawili w karczmie. Dwójka pomocników oberżysty, tak samo jak on sam ogorzała z arabska, zastawiała kilka z wolnych stołów, przygotowując spóźnione śniadanie dla mających nadejść niebawem biesiadników. W tym czasie kilku z nich pojawiło się w wielkiej sali biesiadnej czy to schodząc w dół z piętra, czy też przekraczając próg karczmy. Widać południe było odpowiednią dla spotkań w „Złotym tyglu” porą. Wchodzący w drugim rzucie „Profesor” z obstawą od razu rzucił okiem na wszystkich gości oberży zastanawiając się którym z nich mógłby być jego rozmówca. Żaden z przebywających w sali biesiadnej oberży nie wyglądał na Wielkiego Złego Pana. Żaden nie nosił czarnego stroju z wielką czaszką na plecach haftowaną włosami dziecisk nie dożywających do lat młodzieńczych. Była za to trójka biesiadujących głośno i dyskutujących równie głośno kupców, którzy żyli wręcz kursem wina w Tilei i jednym tchem wymieniali wszystkie warte transportu gatunki. Był też mąż w sile wieku, który wyglądał na byłego wojskowego, nosił sumiaste wąsy i z ogorzałej cery wnioskować można było, iż sporo czasu spędził w siodle. Siedział prosto jakby kij połknął, nad kielichem wina i smutnym wzrokiem spoglądał raz po raz na wejście do oberży, jakby na kogoś czekał. Leżący na ławie obok niego miecz wyglądał na równie zmęczony życiem co on sam. Grono wszystkich gości dopełniała para flirtująca bezwstydnie w kącie, pod oknem. „Profesor” nie czekał na rozwój wypadków. Usiadł w możliwie najbardziej odosobnionym miejscu odprawiając swoją obstawę, który przysiadła się w drugiej części izby biesiadnej i wnet przystąpiła do składania zamówienia. Na zewnątrz grupa ubezpieczająca powinna była zająć wokół karczmy pozycję. Dochodziło południe.

Nieznajomy, który przyszedł, nie wyróżniał się zupełnie niczym. Stojący w obstawie dostrzegli go, jak nadjechał konno i zsiadłszy z konia podał wodze stajennemu wchodząc do oberży. Był kolejnym wchodzącym biesiadnikiem. Za nim już podchodziła grupka kilku dostojnie ubranych szlachciców, którzy gromko rozmawiali o jakieś niewieście. Dla tych z zewnątrz nieznajomy nie wyróżniał się niczym. No, chyba że to było jakieś wyróżnienie. Klaus co prawda opisał „Profesorowi” tego, który odebrał przesyłkę, ale to był sługa. „Profesor” i w zasadzie nikt z grona ludzi Tupika nie miał pojęcia jak wygląda rozmówca z którym spotkanie umówili. Panowało jednak przeświadczenie, że go poznają. Ten, który do oberży wszedł, pasował do ich wizji idealnie. Odziany dostatnio, ale gustownie, szczupły acz nie chudy, o równo obciętych włosach w mnisią tonsurę. Gdyby nie miejski przyodziewek można by od razu ubrać go w klasztorny habit. Szczupłe oblicze mężczyzny w kwiecie wieku wyróżniały głęboko osadzone oczy. Oczy, które przypominały dwa węgle. Nieznajomy wiedziony jakby jakim przeświadczeniem lub odczuciem od razu ruszył do stolika „Profesora” siadając na wprost niego i od razu stwierdzając wprost – Byliśmy umówieni.

Cóż, jeśli nieznajomy był Czarnym Karlem, byli…

Nim jednak „Profesor zdążył mu odpowiedzieć po schodach wiodących do położonych na piętrze pokoi zbiegł na poły jedynie ubrany mąż wołając już od połowy schodów do karczmarza – Medyka! Ślij chamie po medyka, skoroś struł naszego pana. I spiesz się, bo bez ducha leży!

Kilka osób poświęciło biegnącemu w hajdawerach mężczyźnie odrobinę uwagi, ale wnet każdy zajął się swoimi sprawami. Tylko ubezpieczający „Profesora” Klaus odrobinę dłużej spoglądał na mężczyznę rozpoznając w nim jednego z tych, którzy nocą odwiedzili „Kuźnię”…
 
Bielon jest offline  
Stary 06-05-2010, 14:42   #148
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Walter zdał raport z aktualnego stanu rzeczy. Profesor był zadowolony, cieszył go fakt, że krasnoludowi udało się ustawić czwórkę stałych klientów.
-Ingrid idź tym razem z Walterem razem bardziej oficjalnie. Dwójka zbrojnych wzbudza większy strach. Walterze idziesz z nami do karczmy Złoty tygiel jako zabezpieczenie. Co prawda spodziewam się tam normalnych rozmów ale nigdy nic nie wiadomo. Usiądziesz z Ingrid przy innym stoliku. Jeśli nie poleje się tam krew odprowadzicie mnie również na dystans pod "nowy adres"... To nasza nowa siedziba. Później możesz kontynuować łowy. Widzimy się wieczorem już w nowej siedzibie. Pytanie czy Ingrid Ci wystarczy? Mogę dać Ci jeszcze jednego człowieka? No i czy Ty jesteś aby dobrze uzbrojony? Wiesz nie żebym w to ingerował ale nóż to przy obecnej sytuacji trochę mało. Może jakiś topór broń palna?- Profesorek dbał o swego ochroniarza i bardzo to Khazada cieszyło.

Walter kiwnął głową. -Jak każesz.- rzekł do pracodawcy. -Ingrid mi wystarczy. Co do Broni... Topór mam zamiar dzisiaj kupić, na broń palną mnie nie stać no i nie do końca potrafię się tym posługiwać, musiałbym przejść jakieś szkolenie.- wyjaśnił. -Po za tym, muszę skoczyć jeszcze do mojego starego "mieszkania".- dodał po chwili -Muszę pogadać z jednym skurwysynem. Wszak musi nam kto Rudgera zastąpić. Ten jednak to istna maszyna do zabijania. Coś jak duch Grzecznego w ciele khazada! Ha! Zobaczysz go to zara Ci się spodoba.- zapewnił go Walter. -Dobra, szkoda czasu, lecę po niego i po drodze nabędę jakiś toporek, co by mieć się czym bronić... Ale sztylet se zostawie. Tak na wszelki wypadek.- rzekł, po czym kiwnął do Ingrid i wyszli z Kuźni.
-Idziemy do szynku, gdzie kiedyś przebywałem. On tam przebywa za dnia.- rzekł do kobiety.

Doszli na miejsce. Karczma wyglądała dość ubogo. W środku roiło się od zakazanych pysków, złowrogich spojrzeń i nawalonych napaleńców oglądających się za Ingridowymi kształtami. Jego zaś interesował khazad o naturalnie rudych włosach i dziwnej fryzurze, podobnej do tej, którą robili wygnańcy i zabójcy trolli. Na prawie łysej głowie znajdował się tatuaż przedstawiający jakby podwójną błyskawicę. Nic nadzwyczajnego. Odziany był w stare łachy, lecz dwa srogie topory, wymagające niemałej siły skutecznie zniechęcały do komentowania ubioru ich właściciela. Był odrobinę wyższy od Waltera, na pewno lepiej zbudowany. Pod koszulą widać było liczne mięśnie i nie miał piwnego brzucha, jaki charakteryzował Waltera.
-Aj, aj!- powitał starego znajomka.
-Walter stara ruro!- powitał go rudzielec.

-Co słychać? Kiedy żeś z piwnicy wylaz?- spytał.
-Właściwie to wczoraj wieczorem. Robota jest. Przydasz się. Masa potencjalnych łbów do rozorania, to co lubisz.- zapewnił rozmówcę.
-A zarobić się da?- chciał się upewnić.
-Jak nie jak tak! Kurwa spodoba Ci się!- naciskał Walter. Rudowłosy Gamling kiwnął głową, dopił resztki piwa z kufla i wstał od stołka. Co ciekawe krasnolud miał szaleńczy wyraz twarzy, oraz różne kolory oczu. Mimo wszystko Walter za niego ręczył. Idąc na spotkanie opowiedział Ingrid, że kiedy szmuglował grzybki do miasta, na szlaku napadło go pół tuzina goblinów. Na szczęście Gamling był z nim. W kilka chwil poradzili sobie z zielonoskórymi pokurczami, jednak to bardziej wojowniczy krasnolud o rudej brodzie wywijał swoją bronią. Walter prędko skoczył jeszcze do piwnicy, w której nocował ostatnie kilkadziesiąt dni i przebrał się w coś mniej pociętego i bardziej "eleganckiego".


W drodze powrotnej do Kuźni Walter zatrzymał się u znajomego kowala. Kiedyś dostarczał mu krasnoludzkiej stali, w zamian za dostęp do różnego rodzaju broni dla klientów o wygórowanych oczekiwaniach. Już po kilku chwilach wyszedł z przybytku wkładając za nas głowicą do góry nowy, jednoręczny topór.
-To jest dobry sprzęt. Niech no mi się kto tera nawinie to strach się bać!- zapewnił Ingrid. Udali się do Kuźni. Na miejscu okazało się, że reszta jest gotowa do drogi. Podzieliwszy się na odpowiednie grupy kompania ruszyła do Tygla. Walter nigdy tam nie zaglądał. Choć klienci byli bogaci, stawiali warunki nie do wypełnienia. Żądali dziwnych cen i efektów, których brodacz nie mógł im zapewnić. W końcu doszli na miejsce. Rozsiedli się wygodnie kilka stolików dalej od Profesroka, mając go na oku. Nowy toporek aż się prosił, żeby kogoś rozbebeszyć, ale Walter wiedział, że robiąc to tutaj mogli by sobie nasrać w papiery, dlatego postanowił tego dnia być spokojny. Z tego powodu po drodze wchłonął prawie połowę zawartości swej piersiówki. Teraz przynajmniej siedział spokojnie na tyłku.

 

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 07-05-2010 o 13:53.
Nefarius jest offline  
Stary 06-05-2010, 15:15   #149
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik wciąż był zmęczony i senny, dlatego dość niemrawo zebrał się do wizyty jaką mieli złożyć Karlowi. W drodze zastanawiał się kim jest tak naprawdę Karl i jakie są jego zamiary względem miasta. Tego mogli dowiedzieć się praktycznie wyłącznie od kupca, o ile zechce im to wyjawić… W złotym tyglu był po raz pierwszy i od razu zaczął zastanawiać się czemu nie bywał tu wcześniej. Mógł się jednak domyśleć odpowiedzi, gdy już przyszedł czas płacenia, nie mówiąc już o samym dostaniu się do środka.

Tupik usłuchawszy przywitania, rozpromienił się nieco i zamówił herbatkę, dla Siebie i innych „biesiadników” po zajęciu miejsca niedaleko profesora, mogli przysłuchiwać się rozmowie oraz obserwować Karla. Ten zresztą nadszedł niebawem i ku rozterce Tupika

Medyka! Ślij chamie po medyka, skoroś struł naszego pana. I spiesz się, bo bez ducha leży!

- Znam się na ziołach i ranach, pokażcie go czym prędzej. – odezwał się Tupik podchodząc do krzyczącego mężczyzny. Nie wiedział, kto leży oczekując pomocy, ale osoba którą stać było na pobyt tutaj, musiała być kimś ważnym, a z takowymi Tupik musiał zawierać znajomości. Im więcej tym lepiej zważywszy na nadchodzącą noc i konfrontację. Musiał pozostawić Karla i Profesorka, ale w końcu nie zostawiał ich samotnie…
 
Eliasz jest offline  
Stary 06-05-2010, 20:11   #150
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Wydarzenia ubiegłej nocy, a następnie brak snu wyraźnie wpłynęły na samopoczucie Levana następnego poranka. Gdyby nie to, że zjadł obfite śniadanie, którego najważniejszą częścią była jajecznica z kawałkami boczku, a następnie popił to wielkim kuflem bardzo zimnego piwa, to prawdopodobnie rozszarpałby pierwszego przechodnia, który zaszedłby mu drogę. Levan w odróżnieniu od pozostałych wojaków dnia wczorajszego nie miał najmniejszej ochoty. Nie miał ochoty towarzyszyć Grzecznemu, nie wiadomo co ten wymyśli, komu postanowi dać w mordę o z jakiej opresji trzeba będzie go ratować. Levan daleki był od gloryfikowania swoich czynów, ale doświadczenie podpowiadało mu, że gdyby jego tam nie było, to Grzeczny być może nie poszedłby na spacer z rana.

Levan delektowałby się zimnym piwem, gdyby nie to, że cała ekipa postanowiła działać. Levan trzymał się kilka kroków za Tupikiem. Starannie go obserwował. Odnosił wrażenie, że mały tracił kontrolę nad sytuacją. I to za sprawą Profesora. Nie był to zbyt częste, ale dorównywał on Tupikowi błyskotliwością oraz – co najgorsze – gadatliwością. Ciekawe jak szybko by mówił, gdybym ja z nim pogadał? – Levan zaśmiał się smutno do siebie. Miał nadzieję, że ten tymczasowy sojusz okaże się trwałą przyjaźnią. Nie chciał zanurzać ostrzy w krwi krasnoluda. Wszak to on, nie zważając na swoje bezpieczeństwo rzucił się za Grzecznym i Levanem. Poza tym wyglądał na wrednego chuja, z którym mogło nie pójść tak łatwo, jak gdyby krasnal nie miał nic do stracenia. Tupik miał jedną wielką zaletę, zawsze wypływał na wierzch. Samo to, że pośród tych wszystkich typów to on został niegdyś przybocznym Grabarza, mówiło już wiele o jego sprycie.

Złoty Tygiel nie był miejscem, do jakiego Levan przywykł. Lokal Krogulca to przy tym co najwyżej podrzędny szynk. Gryzący orientalny dym, ocierające się kobiety, których odzienie zasłaniało tylko tyle, by nie można było powiedzieć, że są nagie, materiały o kolorach na mocnych, że zwykle można było je zobaczyć tylko w przyrodzie: czerwienie niczym krew młodych królików; zielenie niczym puszcze imperium lub pagórki Bretonii, niebieskości niczym dziko rosnące tam irysy, których różne gatunki pokazywał Levanowi niegdyś Migiel, nudząc kieslevitę niemiłosiernie sposobami krzyżowania tych kwiatów. Levanowi wydawało się, że to miejsce, gdzie szybko komuś może się nie spodobać, że tacy kmiecie jak oni zostali tu wpuszczeniu – większość z nich wyglądała bowiem wprost fatalnie. Dziurawe ubrania, lśniąca broń, zarost i zapach potu – kompletnie tam nie pasowali. Dopóki nikt się nie dopierdala, to mam na to wyjebane – myślał Levan – i co to kurwa jest tygiel?

Już się ucieszył, że będzie mógł zanurzyć swe wąsiska w piwnej pianie, gdy z wysokich schodów zbiegł jakiś fircyk drąc ryja. Jakby w tym jebanym mieście nie było już jednego spokojnego miejsca, gdzie nikt nie umiera. Nie wiedział, po jakiego wała Tupik zerwał się by tam iść. Ale Levan nie mógł go zostawić samego. Miasto zrobiło się zdecydowanie za ciasne…
 
Azazello jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172