Stormak widział co się dzieje na polu bitwy. Stwór był ślamazarny i natura poskąpiła mu zręczności, jednakże siłą przewyższał wszelkie oczekiwania krasnoludzkiego czarownika. Elfka, która ostrzegła go, że zaraz może być niebezpiecznie miała całkowitą rację. Mag zbliżył się nico do bestii, wciąż pozostając w bezpiecznej odległości od jej masywnych szczęk.
-
Cofnijcie się od tego gówna!- krzyknął głośno, najgłośniej jak umiał -
Zaraz może tu być gorąco! Uważajcie!- dodał po wzięciu głębokiego wdechu. Miał nadzieję, że wszyscy go słyszeli w tym hałasie. Krasnolud zastanawiał się nad kolejnym zaklęciem, którym mógłby cisnąć w potwora. Nie miał ich już zbyt wiele w zanadrzu. Musiał coś wymyślić. Do głowy przychodziło mu najprostrze rozwiązanie w postaci Magicznych pocisków. Nie miał dużego wyboru. Krasnolud wypowiedział słowa wyzwalacz zaklęcia i z jego dłoni wystrzeliły dwie, lśniące kule, które poszybowały w stronę bestii i bezbłędnie
trafiły ją w masywne cielsko, nie wyrządzając niestety poważnych szkód.
Nie był sam. Pod jego dowództwem, z bestią walczyły dwa przywołane diabły, o konsystencji galarety. Pierwszy z nich o barwie wyblakłego pomarańczu, stojący przed wielkim stworem
zamachnął się pazurami.
Rana nie była wielka, ale zawsze coś. To jednak nie był koniec. Stwór
zamachnął się po raz drugi, jednak tym razem nie przebił pazurami twardej skóry przeciwnika. Za plecami poczwary działał drugi Lemure. Ten miał jasno różowy kolor cielska.
Pierwszym ciosem trafił w okolice chudszej skóry i spokojnie ją
przebił. Drugi
zamach podobnie ja u wcześniejszego diabła okazał się za słaby i nie wyrządził potworowi krzywdy. Stwór był potężny. Może niezbyt szybki, ale na pewno wytrzymały. Krasnolud już wiedział, że waka z nim to będzie długa i męcząca sprawa.