Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 11:49   #27
MarcusdeBlack
 
MarcusdeBlack's Avatar
 
Reputacja: 1 MarcusdeBlack nie jest za bardzo znany
~Ciekawe czemu?~Cor zaszydził w myślach z półsmoka, kiedy wysiadali z karocy. Przez całą tą krótką podroż, Corahel z trudem tłumił wybuch nieskrępowanego niczym śmiechu. Jakże zabawna to była scena, podczas gdy on i jego towarzysze kierując się rozsądkiem zaczekali na posłańca i karetę od szanownego barona, piątka najmitów wybrała się w drogę do zamku tylko po to, by zaraz zawrócić. Ta scenka od razu poprawiła spiczastouchemu humor. Przynajmniej na te kilka chwil.

***

Nastał czas powitań i przygotowań do posiłku. Córki barona były z pewnością piękne, ale tylko jedna była godna zainteresowania. I to raczej zainteresowania paranoicznego, bo szlachcic nie przybył tu w poszukiwaniu amorów, tylko w poszukiwaniu krwiożerczej bestii. Pozwolił sobie na dłuższe spojrzenie na najstarszą córkę rodu Indovinel. ~Co takiego skrywasz moja droga?~spytał w myślach, wcale nie oczekując odpowiedzi. Zaprzestał badać ją wzrokiem, gdy Veth 'ratował' Elizabeth. Krzykacz nie był szybki, po prostu stał najbliżej i wszystkim blokował drogę. ~To ci bohater.~dodał w myślach i ponownie popatrzył na Anathrię. Przeszedł go mdły dreszcz, gdy na ułamek sekundy, ich spojrzenia się spotkały. Nie rozumiał swojej reakcji, bo przecież nic się nie stało i po chwili każde odwróciło wzrok w innym kierunku. ~Coś mi umknęło..~
Corahel przywitał się równie uroczyście co młody szlachcic, choć nie tak intymnie i poetycko. Wedle kultury mieszańca, nie winno się przymilać do pięknej kobiety, kiedy się jest mokrym od śniegu. To by było oznaką braku szacunku. I mimo że zarówno kobiety, jak i gospodarz, nie sprawiali zakłopotanych, zielonowłosy kierował się ascetyczna kurtuazją.

***

Przed uroczystym obiadem, Cor przeprosił barona, gdyż tak samo jak jego towarzysze, postanowił się najpierw doprowadzić do odpowiedniego stanu bycia. Kolejna służka, dziewczyna o lnianych włosach, zaprowadziła szlachciców do ich tymczasowych pokoi i poinstruowana przez nich, dopilnowała by do każdej z komnat przyniesiono misę z gorącą wodą.
Półelf z ulga pozbył się ubrania podróżnego, wszystko prócz płaszcza, było w większym, lub mniejszym stopniu mokre. Nie rozumiał jak pozostali z przyjezdnych, mogli od razu rzucać się na jedzenie. Zrozumiałby tego całego Dodorię, to w końcu krasnolud. Ale taki 'szlachetny' Sangwinius zaskoczył go na całej linii.
W błyskawicznym tempie, Corahel pozbył się uporczywego zarostu i przemył swe ciało w ciepłej wodzie. Po kilku krótkich minutach, był gotowy, wystarczało się tylko przebrać w odpowiedni strój. Z plecaka, wyjął złożone w kostkę ubranie i bez ociągania począł je przyodziewać. Ubrany, przypominał snobistycznego szlachcica, nie tylko z pozorów, ale i z wyglądu. ~Czas na cholerny teatrzyk.~podsumował w myślach i z kluczem do pokoju w ręku, postanowił udać się do jadalni...

PUK! PUK! ... PUK! PUK! PUK!

***

Do wieczerzy von Embercrown, przysiadł w pełni dając znać o swej błękitnej krwi. Biała jedwabna koszula, na niej wyszyta złotą nicią kamizelka w odcieniach bladego seledynu oraz wykwitnie wykończona marynarka w takich samych barwach, do tego oczywiście i spodnie współgrające z resztą ubioru. Jedynie cztery elementy zachowały się z jego poprzedniego ubioru, srebrny sygnet, naszyjnik z różą, rapier z lekko błękitnego metalu i skórzane buty (doprowadzone do porządku i wysuszone przy kominku).
Podczas posiłku półelf nie marnował języka na czcze pogaduszki, jadł, pił i słuchał. Tylko tyle, nie zaprzątał też sobie głowy faktem że pyskaty półsmok zasiadł po lewicy gospodarza. Baron i tak zdawał się być nieco ekscentryczną osobą, wesoły obiad, podczas gdy po jego włościach grasowała potworna kreatura. Nic to, Cor dopił kieliszek wina, odłożył sztućce i zaczekał aż wszyscy nasycą się, by baron mógł wreszcie przedstawić całą sytuację.
Pytania z sensownych przeradzały się w komiczno-paranoiczne. Pytania młodego zaklinacza, półelf puścił mimo uszu, pytanie Sangwiniusa wydało się mu jak najbardziej na miejscu, a pytanie Veth'a dało mu trochę do myślenia. ~A myślałem że to Mah jest paranoikiem. Ciekawe.~pomyślał i przebiegł wzrokiem po obecnych. Temat wilkołaka od razu stworzył niewidzialną burzę nad głowami mieszkańców zamku Indovinel. Półelf spojrzał kątem oka na Elizabeth i posłał jej lekki, acz serdeczny uśmiech. Nie było to może zbyt taktowne, ale widać było że odrobinę się rozpogodziła.
~No baronie, co nam odpowiesz?~rzucił w duchu i czekał na ruch Wilsona z z lekkim zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez MarcusdeBlack : 06-05-2010 o 17:31.
MarcusdeBlack jest offline