Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 16:54   #28
Khas
 
Khas's Avatar
 
Reputacja: 1 Khas nie jest za bardzo znanyKhas nie jest za bardzo znanyKhas nie jest za bardzo znany
- Masz rację Corze, szkoda mojego wysiłku i amunicji do tak wspaniałej broni - zwrócił się po chondatsku do półelfa. Sprawnym ruchem schował kuszę, obdarzając drowkę zimnym przenikliwym spojrzeniem. ~Twoje szczęście mroczny elfie, że mój towarzysz jest bardziej powściągliwy ode mnie. Mimo całej waszej reputacji i tak was się nie boję. Nie gdy mam mocne plecy~ Mauschwitz miał nadzieję, że to już koniec tego żałosnego cyrku, jednak nie dla drugiego smokowatego potwora. Poszczekał troszkę, niezbyt głośno i się zamknął. Człowiek zastanawiał się, czy odpowiedzieć komuś kto i tak stał niżej w hierarchii od podwórzowego psa i żebraka. A co tam. Zabić zdąży go zawsze i wszędzie. Przyjrzał się nieco bliżej dziwolągowi. -Ojojoj biedny smoczku. Ja rozumiem, że ciężko jest być wybrykiem natury, ale czy naprawdę musisz obrażać tutaj zebranych? - zapytał z politowaniem. - To niesamowite, że umiesz mówić i chodzić na dodatek! Jak się tego nauczyłeś? Rozumiem, że to biedne coś co cię spłodziło, tego cię nauczyło? Wyrazy współczucia dla tego czegoś. Szkoda tylko, że manier nikt cię nie nauczył, ale nie wiń siebie za to. Mało kto zechciałby mieć do czynienia z takim dziwolągiem, brudnym, nieubranym, chamskim i niewychowanym. Nic dziwnego, że wszyscy od ciebie stronią, a na twój widok odwracają wzrok - powiedział szlachcic tonem profesora, debatującego nad jakimś ciekawym problemem. Zastanowił się przez chwilę po czym powtórzył pytanie kreatury - Kim ty jesteś? Cóż, ciężko powiedzieć, dla mnie osobiście jesteś śmieciem, poczwarą niegodną aby na nią splunąć. Już sam fakt, że do ciebie mówię powinieneś uznać za zaszczyt. Tak czy inaczej ostatnio tak paskudny i krzywy ryj widziałem w swojej sali z trofeami. Chociaż nie, tamten po wypchaniu nawet ładnie się prezentował, a tobie niestety już nic nie pomoże - stwierdził dobrodusznie szlachcic. - Wybacz Eryko - zwrócił się do towarzyszki, że musiałaś słuchać tego gadziego bełkotu. Przepraszam Cię za to biedne stworzenie, które w swej ograniczonej dzikości, nieczęsto miało do czynienia z czymś co nazywa się cywilizacja. To głupi gad, nie wie, że robi źle, a o szlachectwie pojęcie ma równie wielkie co kura o przyprawach - wyjaśnił szlachcic bolejąc nad losem biednego stworka. - Zapomnijmy więc o tym całym zdarzeniu, stworek ten nawet nie wie o czym mówimy. Nie zawstydzajmy go zanadto - powiedział do swoich towarzyszy. Zauważył, że Cor trzęsie się ze śmiechu a Desmina maskuje irytację lekkim kaszlem. Sir Mauschwitzowi podobał się wybuch tej smoczej pokraki. Dowiódł tylko jak prymitywnym humanoidem jest i stanowił takie samo zagrożenie jak dziecko w kołysce. Ba! Nawet ono dałoby mu bez problemu radę.

* * *
Szlachcic odprowadzał wzrokiem krewkich podróżnych, patrząc jak się oddalają. Niedługo potem przyjechała kareta, wysłana przez barona. Z politowaniem patrzył na wracających, którym nie chciało się postać kilku dodatkowych chwil. Teraz cała piątka wyszła na idiotów. Amnijczyk miał nadzieję, że będą biegli za karetą, jednak stangret kazał im wejść do środka. Mauschwitz patrzył niedowierzająco na stangreta. Albo się upił albo baron miał ciekawe podejście co do niektórych spraw. Amnijczyk zgromił wzrokiem podwładnego Barona i potrząsnął lejcami. Smród jaki wydzielał smoczek na pewno zabiłby go w tej karecie. Udał się więc na swym wiernym wierzchowcu za przepełnioną i niewygodną karetą. W końcu dotarli do zamku. Zostawił konia pod opieką stajennego. Budynek jakich w życiu widział wiele. No ten był nieco zaniedbany. Służąca wprowadziła ich do włości owego Barona. Mauschwitz i jego towarzysze, zostali oddani pod opiekę innej służącej, która zaprowadziła ich do przydzielonych im komnat. Przed oficjalnym posiłkiem należało się odświeżyć i porozmawiać, a nie z ulicy wchodzić prosto do sali biesiadnej. Szczególnie po długiej podróży. Pokręcił tylko głową. Smoczki i tak nie wiedzą przecież co to jest mydło.


* * *

Sir Mauschwitz rozejrzał się po komnacie. Odpowiadała jego standardom. Odświeżył się i przebrał w strój odpowiedni na taką okazję. Sprawdził też resztę ekwipunku. W końcu wyszedł z komnaty, zamykając ją na klucz. Trzeba było się naradzić z resztą. Zapukał do pokoju Jaskółki. Dwa puknięcia przerwa trzy puknięcia. Jaskółka mogła być pewna, że to On, a nie obcy chcący poderżnąć jej gardło. Desmina otworzyła mu drzwi. W żółto-zielonej sukni z bufiastymi rękawami i wyciętym dekoltem prezentowała się oszałamiająco. Sam Mauschwitz miał na sobie czarną przyozdobioną złotem tunikę ze srebrnym haftem dwóch splecionych róż. - Witaj Desmino, jak zawsze wyglądasz przepięknie. Idziesz ze mną do Cor'a? Trzeba omówić pewne sprawy - uśmiechnął się amnijczyk.
- Witaj Jastrzębiu - przywitała się ze szczerym uśmiechem. Postąpiła krok do przodu zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Jestem gotowa, możemy iść. Zawsze dobrze się modnie spóźnić. Mahkran przytaknął i skierowali się do pokoju Cor’a. Szlachcic nie zatracił czujności i uważnie zerkał na wszystko. Przed pokojem Cor’a zastukał tak samo jak do Desminy. Półelf odrzekł tylko, aby wejść. Uspokoiło go ustalone pukanie.
- Witaj Skowronku. Porozmawiajmy chwilę - powiedział amnijczyk, zamykając za jaskółką drzwi. - Myślicie, że możemy tu spokojnie porozmawiać bez obawy, że ktoś nas podsłuchuje? - zapytał się dwójki towarzyszy.
- To zależy o czym chcesz rozmawiać - stwierdziła Desmina, wdzięcznie siadając na posłanym łóżku.
- Witajcie. Raczej tak. Żaden z naszych nowych 'towarzyszy', nie wygląda na mistrza specjalistę od podsłuchiwania. - spiczastouchy odparł, wskazując przyjacielowi wolne krzesło.
Mahkran po zaryglowaniu drzwi, odrzekł - Na wszelki wypadek jeszcze sprawdzę - powiedział i zabrał się za metodyczne obstukiwanie ścian szukając pustej wnęki. Później zainteresował się też lustrem i obrazami. Gdy upewnił się dwa razy, ze nikt nie będzie ich szpiegował zwrócił się po chondatsku do przyjaciół. - Jak Shar kocham, powinienem wybebeszyć Eckharta za to zadanie. Mógł uprzedzić, że będziemy musieli pracować z cyrkową bandą - westchnął Jastrząb siadając na krześle i klnąc w nieznanym towarzyszom języku. - A co sądzicie o naszych brudnych stworach? - zapytał półelfa i kobietę, a w głosie brzmiała pogarda dla reszty humanoidów.
- Zabawna zgraja, całkiem zabawna. - Cor odparł po chondatsku, jak zawsze z lekkim akcentem. - Raczej niegroźni i wątpię by nasz przyjaciel czarodziej, zdawał sobie sprawę z kim przyjdzie nam pracować.
- Tak, nas też wcześniej o nich nie poinformowano. – Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie scenę na rynku. – Póki co jednak, powinniśmy chyba trochę poskromić swoje... odruchy, Jastrzębiu. Jakkolwiek nie byłoby to dla ciebie trudne, postaraj się być dla nich choć odrobinę bardziej wyrozumiały. Nie tylko ciebie irytuje ta cała zgraja, ale będziemy zmuszeni z nimi pracować. Nie chcę mieć wrogów za swoimi plecami, a „sojuszników” znacznie łatwiej wykorzystać. – Zaśmiała się, spoglądając dwuznacznie na swoich towarzyszy. Znali ją już dostatecznie długo, by wiedzieć, że nie mówiła jedynie o interesach.
- Wiesz Jaskólko, że nikt nie może nas do niczego zmusić. Jeśli coś nam będzie groziło, coś z czym nie damy sobie rady, wtedy uruchomię swoje kontakty i wierz mi biada tym, którzy staną im na drodze – uśmiechnął się zimno amnijczyk. -Masz jednak w pewnym sensie rację. Jednak wiesz...nie wszyscy się na to złapią. Najchętniej wypatroszyłbym tego kurduplowatego smokowatego śmiecia i odesłał jego łeb do Amn. Jeszcze byłaby z tego niezła premia – powiedział z pasją Kaiser. -Niemniej postaram się – przytaknął.
- Uważam, że najniebezpieczniejszym przeciwnikiem jest drowka. Jak wiecie część swojego życia spędziłem na bardzo częstych kontaktach z tą zdradziecką rasą. Gotowi wbić tobie nóż w plecy gdy na chwile zatracisz czujność. Zresztą mieliście przykład. Kobiety z tego co wiem to suki i są gorsze od mężczyzn. Wyniosłe, diabelnie pewne siebie i przebiegłe. Gdyby nie wy sam na pewno bym zwiał. To nie groźby tej czarnoskórej kurewki mnie przestraszyły, bo nie wiedziała na co się porywa, ale jej natura. Możliwe też, że gdzieś po kątach chowają się jej pobratymcy, których trzyma żelazną ręką. Tak przynajmniej było w Amnie, chociaż to skomplikowane- zamyślił się człowiek. - Nie rozumiem do końca ich natury, ale swoje wiem. Musimy mieć oczy dookoła głowy i absolutnie nikomu nie ufać - dokończył.
- Jak zawsze, nieprawdaż? – Embercrown spytał retorycznie, podszedł do drzwi i spojrzał na towarzyszy przyszłej ‘niedoli’. - Nie karzmy im dłużej czekać, jeszcze będziemy mogli porozmawiać. Teraz winniśmy wysłuchać tego co ma do powiedzenia, ten cały baron.
- Tak, na pewno wszyscy zdążyli się już za nami stęsknić. Załatwmy to szybko i będzie po sprawie. – Przytaknęła Jaskółka, po czym wstała i udała się za półelfem.
- Dobra, więc chodźmy i odgrywajmy dalej tę szopkę – rzekł szlachcic i udał się za towarzyszami do sali ‘tortur’.

* * *
Sir Mauschwitz wszedł do sali razem ze swoimi towarzyszami. Szlachcic zajął wskazane mu miejsce, skłaniając się lekko. Resztę zaszczycił, krótkim wzgardliwym wzrokiem. Brudni i nie umyci, tak jak chłopstwo na polu. Widać higiena to dla co poniektórych obce słowo. Amnijczyk ledwo zwrócił uwagę na umiejscowienie go przez barona. Powinien wytknąć to baronowi, ale tego nie zrobił. Jaki dom taki gospodarz. Mauschwitz był głodny więc zabrał się z apetytem ostro do jedzenia. Przerwał gdy do stołu zasiadały córki barona. Obserwował każdą z nich, jednak najwięcej uwagi poświęcił Elizabeth. Bełkot reszty niewiele go obchodził. Brednie. Rozmowę pozostawił swoim towarzyszom, byli bardziej wygadani od niego. Popijając wino, nieustannie przyglądał się Elizabeth. Jego druga natura jednak rejestrowała wszystko dookoła, nawet pozornie nieistotny bełkot.
 
Khas jest offline