Mordimer dołączył wreszcie do towarzyszy i dane mu było ujrzeć źródło całego zamieszania. Potężna trójgłowa bestia, niechybnie mieszkaniec jednego z niższych planów lub owoc jakiegoś czarciego spaczenia, atakowała jego towarzyszy i siała zamęt w osadzie. Zanim kapłan zdążył wznieść modlitwę lub broń czy uczynić cokolwiek innego. Bestia zaatakowała w stojącą grupkę rekrutów, w której znajdował się młody kapłan. Jednak ku zdumieniu Mordimera stwór nie zaatakował bezpośrednio w nich, a ponad ich głowami i dosłownie zmiótł narożnik stawianego w takim trudzie budynku. Na stojących w pobliżu posypał się grad sporych wielkości tego co zostało z narożnika. Kapłan wyrzucił w górę tarczę próbując w ten sposób osłonić głowę przed obrażeniami. Udało mu się jednak tylko częściowo, bowiem mimo iż nie oberwał odłamkiem w głowę jeden z nich spadł mu na bark i boleśnie ranił. Ręka momentalnie zaczęła drętwieć, jednak chyba nie była jeszcze złamana. Jeśli jednak taki stan miał się utrzymać nadszedł czas włączenia się w walkę. Szybko, więc wzniósł modlitwę do swojej bogini.
-
Tymoro, Pani Szczęścia, natchnij tych ludzi siłą i użycz im uśmiechnij się do nich zsyłając szczęście i powodzenie w walce. Zechciej pomóc swemu słudze w tej godzinie walki i natchnij jego i jego sprzymierzeńców swą mocą.
Czar natychmiast zaczął działać i od Mordimera we wszystkich kierunkach popłynęła boska moc. Mimo, iż nie widzialna wzmacniała każdą osobę w pobliżu i budowała morale.
[Rzut w Kostnicy: 4] - rzut nieudany
Rzucam czar błogosławieństwo