Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 19:18   #16
Amanea
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Była przygotowana na uskoczenie przed pociskiem, jednocześnie obserwując orka na przeciw. Nagle coś uderzyło w orka z olbrzymią kuszą. Słyszała charakterystyczny dźwięk. Dostrzegła też sztylet w centrum rany, która teraz buchnęła strumieniem krwi. Nie miała czasu ocenić toru lotu ostrza. Miała jedynie pewność, że to nie jej nóż. Moskit spoczywał bezpiecznie na swoim miejscu.
~ Więc jest tu ktoś jeszcze... - zdążyła jedynie pomyśleć i zaraz musiała ponownie uskoczyć przed wielkim mieczem nacierającego na nią orka. Kątem oka zdołała ocenić sytuację na placu boju. Suczy syn z Thay najwyraźniej miał zamiar wybronić się jakimś zaklęciem. Nie musiała zatem przejmować się ciążącym nad nią urokiem, który nakazałby jej znów go chronić. Skupiła się na swoim przeciwniku. Z początku chciała go zmęczyć, uskakując i uciekając przed jego ostrzem. Widziała jednak, że furia, która opętała przeciwnika skutecznie blokuje zmęczenie. Nie miała czasu. Zanurkowała pod opadającym ostrzem, a błękitne wyładowanie energii oznajmiło, że trafiła orka. Ten jednak ryknął tylko z wściekłością i nie dawał za wygraną. Wiele osób na miejscu skrytobójczyni byłoby już zdesperowanych, próbowaliby za wszelką cenę przebić się przez obronę napastnika. Choć czas ją gonił poświęciła kilka kolejnych sekund na oczekiwanie na błąd atakującego. Nie mogła sobie pozwolić na żadne potknięcie, a wiedziała, że może to skończyć jednym ciosem. Udając zmęczenie, czekała aż wojownik wyprowadzi zamaszysty cios z góry, pragnąc rozciąć ją wielkim mieczem na pół. Przypadła do ziemi, osiadając nisko na nogach.
~ Jeszcze nie... - uchyliła się przed płaskim zamachem. I w końcu dostrzegła błysk triumfu w oczach wroga. Zaczął unosić broń nad głowę.
~ Teraz. - skoczyła, niczym kot na niczego nie spodziewającą się ofiarę. Celnie cięła Błyskiem, przecinając tętnicę pod pachą orka. Wylądowała tuż obok niego. Obróciła się w miejscu i wbiła Ząb między blachy chroniące plecy, przerywając kolumnę kręgową. Wiedziała, że nawet jeśli miał jeszcze pożyć, to niewiele już będzie w stanie zrobić. Rozejrzała się po dziedzińcu, orientując się w sytuacji.

Dwóch orków jeszcze przed chwilą nacierających na Nefariusa zmieniło kierunek ataku o 180 stopni teraz biegnąc z uniesionymi brzeszczotami na swojego dowódcę. Ten jednak zdawał się wyjątkowo hardy. Z jego twarzy tryskała krew jednak Shalia nie dostrzegła już sztyletu tkwiącego pod okiem. Widziała za to jak mierzącą jeszcze kilka chwil temu w nią pseudo-balistą unosi nad głowę i z wielką siłą miota nią w swych zielonoskórych podkomendnych. Drzewiec zwalił ich z nóg siłą uderzenia, a herszt zniknął w mroku wrót zamku.

Tak jak się spodziewała, mag poradził sobie z dwójką napastników -sądząc po ich zachowaniu omamił magią uroków. Za to żywiołak wyraźnie nie radził sobie z tym czymś, co kiedyś kolegą jej zniewoliciela było. Nigdzie nie dostrzegła natomiast właściciela noża, który ugodził herszta bandy zielonych. Postanowiła zająć się tym później. Został im jeden - najtrudniejszy cel. Łysy starzec najwyraźniej coś przyzywał. Z portalu wkrótce wyłonił się jakiś demon. Shalia miała wrażenie, że już kiedyś coś takiego widziała. Ale nie był to czas na wspomnienia. Ruszyła łukiem w stronę maszkary, która stała się celem demona. W międzyczasie sięgnęła do sakiewki i czując pod palcami mały, okrągły przedmiot o fakturze drewna szepnęła krótką inkantację. Jej broń zalśniła srebrnym blaskiem, który przepełznął z ostrza na jej ramię, aż do twarzy i zgasł. Teraz mogła być pewna, że gdy nadejdzie pora wyprowadzić uderzenie, będzie ono celne. Okrążyła zbiorowisko, planując zajście ex-maga od tyłu.

Stali się świadkami pokazu siły dwóch monstrów szykujących się do walki. Kyton kroczył powoli po łuku dzwoniąc swymi łańcuchami i bujając jednym z nich zwieńczonym groźnie wyglądającym hakiem. Wampir podobnie, tyle, że w drugą stronę okręgu- rycząc wściekle i demonstrując zabójcze szpony -nie zauważając okrążającej go skrytobójczyni, bądź nieostrożnie ją lekceważąc. Świst. Łoskot napinanego łańcucha. Reigtan był jednak czujny i hak diabła tylko drasnął jego bark- dał jednak upust gniewowi skrzecząc w stronę maga i jego obrońcy. Kolejny świst kytonowych pnączy. Przeciwnik zręcznie uchylił się przed ostrzem zmierzającym w jego twarz, przez to nie zauważył jednak drugiego pocisku. Diabeł szarpnął łańcuchem. Hak tkwiący w udzie wampira poruszył się, wręcz słychać było jak ostrze przerywa tkanki, i wynurzył się z kończyny nieumarłego, a za nim z poszarpanych mięśni trysnęła vitae powalając Reigtana na kolano. Nim zdążyli zobaczyć jak Kyton łapie wracający do niego łańcuch ten wystrzelił już drugą salwę. Wampir był szybki, ale rana nogi skutecznie go spowalniała, zdążył jedynie przesłonić twarz ręką w którą dźwięcznie przebijając mięśnie wbił się hak masakrując dłoń. Nim jednak kyton zdążył zareagować krwiopijca stał już na nogach, owinął łańcuch dookoła przedramienia i wściekłym szarpnięciem wyrwał diabła do lotu torem jego własnej broni. Nim sięgnął ziemi Reigtan był już przy nim, jego szpony były w nim- zaparłszy się w wykroku z całych sił rozciągnął ramiona rozrywając Łańcuchowego Demona prawie w pół. Jego pazury cięły ciało jak metal, gdy napotykały oczka więzów krzesały iskry, łamały kościec nie znosząc sprzeciwu.

Lodowato błękitne oczy zmrużyły się, obserwując w skupieniu przeciwnika. Miała wielką ochotę utoczyć mu krwi i całą siłą woli powstrzymywała się od bezładnego rzucenia się na wroga. Przyglądała się walce, cicho zbliżając się do swojego celu. Chciała zaatakować, gdy będzie miała pewność, że wampir jest na tyle zajęty swoim przeciwnikiem, by zauważyć ją dopiero, kiedy poczuje chłód stali w swoim ciele. W końcu nadarzyła się okazja. Lepszej nie mogła sobie wymarzyć. Reigtan był tak skupiony na rozszarpywaniu ciała demona, że nie miał szans zauważyć nadchodzącej Shalii. Co prawda przywołaniec łysego maga mocno na tym ucierpiał, w zasadzie mógł już tego nie przeżyć, ale przynajmniej dostarczył jej okazji do wyprowadzenia idealnego ciosu. Dopadła do istoty, która kiedyś była Czerwonym Czarnoksiężnikiem i cięła Piekielnym Zębem w jego kark. Poczuła jak stal przejechała po kości, zahaczając o kręgi. W tym samym czasie, Błysk zanurzył się w obojczyku dzikiego napastnika. Ostrze zajarzyło się błękitem swej magii i srebrem jej zaklęcia gładko przecinając twardą skórę i wchodząc w kość. Dziewczyna szarpnęła z całej siły w dół, po skosie, szarpiąc i rozrywając skórę i mięśnie. Miecz tępą stroną miażdżył kolejne części szkieletu podczas gdy sieczna strona rozpruwała jego wnętrzności by wreszcie wynurzyć się z klatki piersiowej wampira. Nie miał szans przeżyć tak niszczycielskiego ataku, upadł na kolana, a siła grawitacji rozdzieliła na dwoje jego rozpłatane po skosie cielsko tworząc makabryczny obraz drugiej i ostatecznej śmierci Reigtana, Czerwonego Czarnoksiężnika. Odskoczyła od padających na ziemię zwłok i uniosła lekko brew.
- Co tak szybko? - mruknęła pod nosem, na poły zaskoczona, na poły zirytowana. Pochyliła się i wytarła ostrza w resztki szat trupa. Zaraz po tym, umknęła pod najbliższe zadaszenie, by zejść z otwartego placu. Gdzieś tam, w środku kręcił się niezwykle silny i wytrzymały herszt orków. Poza tym, miała przeczucie, że jest tu ktoś jeszcze. Ktoś, kto im pomógł, ale wobec kogo nie miała pewności czy jest sojusznikiem czy też wrogiem...
 
Amanea jest offline