Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 23:36   #20
Discordia
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
W jej głowie szalał huragan myśli. Wszystko działo się tak nagle i niespodziewanie, że mózg nie miał szans przeanalizować faktów. Owszem, oczy rejestrowały obrazy, uszy dźwięki, nos zapachy a dłonie fakturę powierzchni, ale umysł nie nadążał. Szeroko otwartymi oczami chłonęła obrazy, nie zastanawiając się nad tym, co widzi. Dlatego Kate dała się porwać instynktowi.
Wszystko, co robiła albo mówiła wypływało z odruchów bezwarunkowych. Potakiwanie, chodzenie, siadanie, to wszystko wykonywała bez mrugnięcia okiem. Bez żadnego odgłosu czy reakcji. Zachowywała się jak w transie, z którego zresztą zdawała sobie doskonale sprawę. Jej umysł bowiem, wycofał się na z góry upatrzone pozycje, odgradzając się od rzeczywistości niewidzialną barierą. Za tą ścianą, Kate chichotała i usiłowała zrozumieć. Co, trzeba przyznać, nie było łatwe, bo nie dopuszczała do siebie myśli, że wszystko to jest prawdą. To niemożliwe, bo przeczy zdrowemu rozsądkowi. To niemożliwe, bo w takim razie niczego nie można być już pewnym. To niemożliwe, bo …
„Nie” zawołało coś głośno w jej własnej głowie „Ja się z tym nie zgadzam! To nie jest możliwe i już!”
„Kathy, musisz się z tym pogodzić, kochanie” odezwał się jakiś inny głos.
Kate złapała się za głowę, mrucząc:
- No nie, teraz to już na pewno zwariowałam.
Akurat szli korytarzem, w kolumnie, niosąc rannych. Na szczęście większość ludzi zajęta była swoimi sprawami i nikt nie zauważył dziwnego zachowania dziewczyny. Szli dalej, zmierzając do dużej sali, a w głowie Szkotki szalała walka na śmierć i życie.
„Kathy, skarbie, musisz to zaakceptować” znowu ten sam głos „Nie da się nic zrobić. Co się stało to się nie odstanie i nic na to nie poradzisz”. Ale Kate już wiedziała, że to nie są majaki jej własnego umysłu pogrążającego się w chorobie, tylko wspomnienia. Bardzo żywe wspomnienia z dzieciństwa. Wtedy faktycznie trzeba się było pogodzić z sytuacją, nie oglądać za siebie i żyć dalej. Babcia miała całkowitą rację i od tamtej pory Kate przysięgła sobie, że nigdy więcej nie znajdzie się w sytuacji, której nie mogłaby kontrolować.
Ale nie tym razem. Tym razem Kate nie zamierzała się poddawać, omijać przeszkód, przechodzić nad problemami do porządku dziennego. Od tej chwili postanowiła, że nie ważne czy to wszystko jest prawdziwe czy nie, da się porwać wydarzeniom i zacznie wreszcie mieć wpływ na wydarzenia.

Zasadniczo skończyło się to tym, że razem z Sybillą zostały oddelegowane do przeszukania biblioteki. Dzięki Niebiosom, ta uzbrojona strażniczka powiedziała im, czego mają szukać. Wisiorki umożliwiały im zrozumienie, co mówią Asmel i reszta, ale z tekstami pisanymi w tutejszym języku nie mieli szans. Dlatego dobrze było, chociaż mniej więcej wiedzieć, czego należy szukać.
Gdy tak przetrząsała zwoje, księgi i papiery, natknęła się na mapy regionu i kraju. Chyba. W końcu nie miała pojęcia, co przedstawiają a napisów nie rozumiała. Postanowiła zapytać o to któregoś z tutejszych, jak skończą w bibliotece. I wtedy właśnie Vilith wrzasnęła jak oparzona i wypadła przez wielkie, dwuskrzydłowe drzwi.
- Co jest? – Kate zaniosła się kaszlem. Kurz w tym kraju był równie męczący, co na Wyspach.
Szkotka uniosła brwi w zdziwieniu, bo strażniczka wyglądała na mocno wstrząśniętą. Żeby nie rzec przestraszoną. Po sekundzie wahania zwinęła mapy w tuby i ruszyła do wielkiej Sali. Po drodze rozejrzała się jeszcze za Sybillą. Dziewczyna także wyglądała na zaskoczoną zachowaniem ich towarzyszki.

Kate potruchtała za nią i wystawiła głowę przez drzwi usiłując dowiedzieć się, o co chodzi.
- O co chodzi? – Spytała bardzo inteligentnie w zasadzie nie oczekując odpowiedzi od zaabsorbowanego tłumu zgromadzonego dookoła stołu.
- Okej…- Odpowiedziała sama sobie i podeszła do blatu. – Czyli stało się dużo.
I zamknęła się, dając mówić innym. W końcu, wypadałoby się dowiedzieć, o co biega w tym całym zamieszaniu.

„Oho” pomyślała słysząc pytania i odpowiedzi facetów „wygląda mi to na politykę”. Na czym jak na czym, ale na polityce znała się całkiem nieźle. Zwłaszcza na zagrywkach politycznych. Kate zasiadała w kilku komisjach na uczelni i czynnie zajmowała się polityką uczelnianą. W tej chwili nawet piastowała urząd sekretarza Królewskiego Towarzystwa Weterynaryjnego z siedzibą w Londynie. Chociaż stwierdzenie „w tej chwili” było mocno przesadzonym eufemizmem.
Nie mniej ze słów Asmela wynikało, że Rada Koronna ma jakiś głos w polityce państwa. Może to była teoria na wyrost, ale co jeśli w ten sposób chciano zniszczyć władzę w tym kraju? Przecież najłatwiejszym sposobem na obalenie rządów jest albo zabicie króla albo wykańczanie po kolei ważnych organów państwowych.
- Jeżeli panuje taki rozgardiasz w waszym kraju to, jak myślicie, co się stało z innymi ośrodkami kultu i władzy?- Kate wyraziła na głos swoje poglądy. – Mogłoby się zdarzyć tak, że ktoś chciał przejąć władzę. Najlepszym przykładem jest ten mój niedorobiony opiekun, co mnie tu ściągnął. – Ruchem głowy wskazała na leżącego Aelitha. – Sami zresztą daliście nam to do zrozumienia. Więc jest całkiem możliwe, że inne świątynie zostały zrujnowane tak samo jak ta, prawda? Nie wiem, co prawda, ile władzy ma ta Rada Koronna, ale jak dla mnie, to fakt pozbycia się religii jako narzędzia władzy, jest bardzo inteligentny. W końcu, to opium dla mas. A jak nie ma religii, nie ma boga, to ludzi jest łatwiej kontrolować. Poza tym, gdy upadają miejsca święte, okazuje się, że bogowie nie są tacy wszechmocni i ludzie sami tracą wiarę. Mogę się mylić, nie? Chociaż z drugiej strony, raczej nie ma się co oszukiwać, że w waszym kraju nie ma wojny domowej. – Szkotka zamyśliła się na chwilę. - Poza tym, nie obraźcie się panowie i panie, ale jak macie zamiar ukrywać się w tym obcym kraju ubrani w nasze ciuchy z dwudziestego wieku? Więc jeśli nie macie nic przeciwko temu, wypadałoby nas nieco zamaskować.
To mówiąc okręciła się na palcach unosząc ręce do góry. Kate miała na sobie zachlapane trampki, których zawsze używała w lecie w pracy i uwalany biały fartuch lekarski przewieszony przez ramię. No i t-shirt i jeansy. W końcu Aelith zabrał ją bez uprzedzenia prosto z pracy.
- Nie wspominając o paznokciach. – Mruknęła Kate przyglądając się zaschniętej krwi i wodom na dłoniach.
- Polityka Cesarstwa jest dość zagmatwana - odezwał się Murion patrząc na Kate. - Formalnie jesteśmy na ziemiach lorda Laredriwytha, ale świątynia była bardzo niezależna a tutejszy kler sympatyzował z Cesarzową. Możliwe, że istniał tutaj ruch oporu, który został zduszony. Nie możemy wykluczać też całkowitego stłamszenia religii, tak jak mówisz. Jednak wizja dzisiejszej polityki Cesarstwa opiera się na domysłach, wolałbym wiedzieć coś na pewno.
- Nie obrażamy się. Wasze ubrania zmienimy, najszybciej jak się da - wtrącił się Zilacan. - My także musimy się postarać o coś mniej rzucającego się w oczy. Nasze barwy i znaki jednoznacznie nas identyfikują z dworem, a to może być niebezpieczne.
- Jasne. Wiedzieć na pewno. – Spojrzała na nich nieco krytycznie. – A jak chcecie się tego dowiedzieć? Za pomocą ptaków naszego przyjaciela? Czy pójdziemy na przeszpiegi? To wszystko jest bardzo ładne w teorii, ale w praktyce rozbija się o detale. Mamy rannych, nie mamy broni, nie mamy wozów ani koni do transportu, nie mamy zapasów ani sprzętu biwakowego. No i grasujące bandy na drogach. Jestem pewna, że są pośród nas ludzie, którzy posługują się bronią, ale nie wszyscy. No i mamy jeszcze więźnia, który, nawiasem mówiąc, też jest ranny.
Tym razem to kobieta parsknęła śmiechem, a niebieskawe włosy zalśniły w plamie słońca, gdy zbliżyła się do Kate.
- Konieczność nauczy was wszystkich walki - stwierdziła patrząc Szkotce głęboko w oczy. - Plan jest niezmieniony: poprowadzi Minas w kierunku swojego plemienia. Dwa dni drogi w tym terenie to nie jest wcale długo. Tak wysoko nie grasują bandy, zbyt trudno tu przeżyć mając pod bokiem wiecznie podróżujący Wietrzny Lud. I dzięki za informacje, ale wiemy jak wygląda sytuacja. Nie jest zbyt miła, ale nie jest beznadziejna. Nie możemy usiąść i czekać aż śmierć wyciągnie po nas swoje macki.
- Hej, spokojnie, dziewczyno. Wrzuć na luz. – Kate nie spuściła oczu, ale poczuła się rozbawiona napaścią ze strony Vilith. Podniosła ręce, chcąc zaakcentować, że nie ma złych zamiarów. – To nie ja jestem Twoim wrogiem, pamiętasz? Sami nas tu sprowadziliście, więc teraz nie ma co się wściekać, że się nie ułożyło. Lub, że czegoś nie rozumiemy i czujemy się oszołomieni. A właśnie. – Kate spojrzała na Asmela.- Tak przy okazji, po co właściwie nas tu ściągnęliście? Zasadniczo, pewnie nie ma to już znaczenia, ale mimo wszystko, byłoby miło wiedzieć, czemu zrujnowaliście mi życie.
Mogłaby być mniej zjadliwa, ale zważając na sytuację to i tak dużo, że nie doszło do rękoczynów.
- Wybacz - odrzekła dziewczyna, odwracając się na pięcie. Asmel zaś uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
- Odpowiem na wszystkie pytania, lecz najpierw usiądźmy do posiłku, który przygotował nam Minas. Podczas niego opowiemy wam o tym i o owym. Spróbuję wyjaśnić sytuację najlepiej jak potrafię.
- Dobra, mnie to leży. – Kate odparła równie spokojnie i uśmiechnęła się łobuzersko. – To gdzie jemy i co jemy? Głodna jestem jak wilk.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline