Nic jej krzyki nie dały. Dwa likantropy szły powoli do przodu w stronę swych potencjalnych ofiar napawając się lękiem jakim cuchnęli. Z ich uzębionych obficie szczęk spływała gęsta ślina. Kompani w końcu poczuli ten smród, o którym wspominał jeden z bezdomnych. Smród mokrego futra. Wielkie, błyszczące w mroku ślepia uważnie lustrowały każdego osobnika w kanale. I wtedy rozległ się dźwięk cyngla kuszy, zwalniającego masę bełtów, gotowych przebić twardą skórę likantropów. Bełtomiot pluł pociskami, jeden za drugim bez chwili wytchnienia. Pociski zaś z przerażającą szybkością szybowały w kanale. I słychać było ten dobrze im znany świst powietrza. Pierwsze dwa bełty trafiły wilkołaka, stojącego trochę dalej, kolejne trzy już poszybowały niecelnie w głąb kanału odbijając się gdzieś w mroku rykoszetem od kamiennych ścian. Likantrop warknął spoglądając na dwie, krwawiące rany. Rurik nie tracił czasu. Krasnolud prędko uklęknął na jedno kolano wymierzył i oddał kolejną serię strzałów. Tym razem wzrok, oraz szczęście mu sprzyjały. Wszystkie pięć bełtów sięgnęły celu i naszpikowało wilkołaka.
Ciężko ranna bestia zawyła z bólu i przewróciła się na pysk, jeszcze głębiej wbijając sobie wystające z cielska bełty, pod swoim własnym ciężarem. Niestety śmierć jednej bestii wieńczył brak pocisków krasnoluda. Rurik prędko wstał i odsunął się. Zza pleców Nyarli wystrzelił jeszcze jeden bełt. Pewnie z kuszy Formita. Pocisk jednak nie trafił przelatując centymetry obok wilczego łba. I świst strzały Chrisa dało się usłyszeć. O dziwo ta trafiła, wbijając się w masywne ramię stwora. Wilkołak wejrzał na wystający z ręki pocisk złapał drugą ręką i bez chwili zawahania wyciągnął strzałę z krwawiącej ręki. Stwór pochylił się i wystawił lekko ręce przed siebie gotując się do skoku. Z jego oczu biły wściekłość i żądza mordu. Bestia zaryczała głośno i skoczyła na Gabriela. Strzaskane Niebiosa i tego typu ataki przerabiał w czasie treningu. Wartko wystawił przed siebie swój dwuręczny miecz i bodnął bestię w okolice piersi.
Likantrop zawarczał złowrogo uniósł niespodziewanie prawą łapę ku górze i zadał cios. Potężny i druzgocący, taki który bez problemu rozorał elfią zbroję. Dziesiątki stalowych kółeczek kolczugi rozsypało się na kamienne podłoże. Nyarla usłyszała kolejny świst strzały półelfa. Z takiej odległości musiała trafić. I trafiła. Bezbłędie w dobrze widoczny biceps prawej łapy. Stwór zaś warknął i odskoczył o dwa kroki w tył. Ostrze Gabriela wysunęło się z rany likantropa. Elf dyszał ciężko. Nyarli trudno było stwierdzić jak poważne były jego obrażenia, ale nawet nie drgnął i stał w miejscu gotowy do dalszej walki i obrony zaklinaczki. Miała świadomość, że ten wilkołak to twarda sztuka. Godna takiego przeciwnika jakim był Strzaskane Niebiosa. |