Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2010, 14:27   #72
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Odzyskała przytomność. Nie od razu wiedziała gdzie jest. Otworzyła oczy i przerażenie ścisnęło jej gardło, posłanie było twarde, szerokie, cienki siennik na sosnowych deskach, biały sufit i dziwny zapach, który dobiegał z pobliskiego infirmerium i jego laboratoriów, ale przecież zorientowała się później.
W chwili obudzenia, smród, niewygodne niczym stół łoże i ona leżąca na wznak, bez sił przeraziły ją niewymownie. Zawyła niczym dzikie zwierzę. Nawet nie wiedziała że tak potrafi, zbiegło się pół klasztoru, gdy Markus pobladły od tego krzyku, uspokajała ją, słowami jak do małego dziecka, „ciiii , nic się nie stało” a ona już tylko łkała, bo już wiedziała, że jest sobą, a nie Famke.

Markus sprawnie pozbył się zbiegowiska zakonników z niewielkiej mnisiej celi, którą dostali do spania, potem ponownie opowiedział co się wydarzyło.
- Muszę zaczerpnąć powietrza –powiedziała - I się napić.

Nie protestował. Pomógł nawet jej wstać, bo szło jej niemrawo, choć z każdą chwilą lepiej. Sam też nie wyglądał za dobrze. Famke patrząc na Markusa przygryzała wargi. Jak do cholery można się odwdzięczyć za uratowanie życia? Czemu to zrobił? Przysięgłaby, że za nią przepada, ludzie to dziwne zwierzęta, szkoda, że tak rzadko, tak dziwne.

Ona boso, tylko w koszuli i spodniach, on w pełnym rynsztunku, i buty i miecz, wyglądał nawet jakby się zastanawiał, czy nie wziąć ze sobą plecaka. Aż się uśmiechnęła, może nie wesoło, ale zawsze.
- Nie wiem czy cię lubię, ale chyba się przyzwyczajam – spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, dobrze, że nie pacnął jej w łeb. Jak to było? co ten fiut Lars mawiał? Pamiętaj Fay nie musisz mówić wszystkim wszystkiego.

Nie musiała. Ale czymś trzeba się wyróżniać.

Bo w sumie chciała wstać, spakować się i natychmiast ruszać z powrotem. Sprawdzić czy już dali się zabić, tamci dwaj, do których też się przyzwyczaiła. Dałaby se rękę uciąć, że Markus wie, co jej chodzi po głowie.
Ale na razie usiedli na ławeczce. Noc była ciepła, niebo granatowe, chmury częściowo przysłaniały Morrslieba, blade chytre oblicze ulubieńca boga, który ewidentnie nie spoglądał teraz na tę część świata.

Fay zgarnęła z celi piersiówkę i dwa drewniane kubeczki. Nalała od serca, podała jeden Markusowi. Odmówił.
-Lepiej nie – miał rację, jak zwykle.
Wychyliła pierwszy jednym haustem Skrzywiła się.
- Za Siggiego.
Wychyliła drugi.
- Za Vellera.
Rozlała ponownie. Markus przez chwilę wyglądał jakby chciał ją powstrzymać. Wzruszyła ramionami.
- Za tą pieprzoną wiochę też wypiję. – Nie wiedziała czy to złudzenie, czy czerwona łuna na niebie jest tylko wytworem wyobraźni, czy też w oddali, gdzieś jeszcze, płonie świat.

Markus machnął w końcu ręką, sam zapatrzony w nocny krajobraz, taki dziki i spokojny jednocześnie, zabudowania klasztoru, grube szare mury, pasowały tu jakby wyrosły, razem z górami, za sprawą bogów w czasach, kiedy nie było ludzi.

Musiał być środek nocy, ale nie cały klasztor spał. Nie krzątało się wielu mnichów, lecz widzieli i kogoś na murach i światła w celach i ślady intensywnej dziennej pracy. Opactwo było zupełnie innym miejscem niż te dwa tygodnie temu, kiedy je odwiedzili po raz pierwszy. Dużo mniej spokojnym.
- Przygotowują się na oblężenie nieumarłych, czy wojska? – zadała pytanie głośno, gdy obok nich przechodził opatulony w ciężki płaszcz zakonnik. Spojrzał na nich srogo, spod krzaczastych brwi, następny, co wyglądał na wojskowego nie na shalyitę.
- Zgrzejesz się, stary – podniosła kubeczek w geście toastu, odchodził wyraźnie zniesmaczony.
- Za Frugelhofen.

Czuła się zdecydowanie lepiej. Mijał ból w piersi. Musiał nie być prawdziwy, przecież Shalyia ją ułaskawiła, ale czuła go od chwili przebudzenia i gdy kaszlała czekała na krew, nagłe uzdrowienie było cudem, z którym rozum radził sobie szybciej niż ciało.
Znowu siedzieli w milczeniu. Bała się powiedzieć najważniejsze.
- Chcę po nich wrócić – w końcu to powiedziała, myślała, że zabrzmi głupiej, a zabrzmiało właściwie, nie jak skończona głupota, do której pchał ją rozporek, czy jak to się mówi w przypadku kobiety, a właśnie, instynkt rozmnażania się. Przełknęła ślinę.
Sama nie dam rady.

Markus sięgnął po kubeczek. Nie pił tak łapczywie jak ona.
- Rano. Musisz się przespać. I ja też.

Ze stajni wracał następny zakonnik. Z pochyloną głową, podobnie jak Fay, bosy. Zapach alkoholu musiał dolecieć do jego nozdrzy, bo raptownie podniósł na nich głowę. Był strasznie młody, dziecko, któremu jeszcze nie posypał się pierwszy zarost. Miał łakomy wzrok, Fay wyciągnęła rękę z piersiówką w zapraszającym geście. Markus odwrotnie, płoszył spojrzeniem, ale chłopiec był zbyt młody by się wystraszyć albo zbyt spragniony. Podszedł do siedzących. Nalała mu. Wypił duszkiem, łzy stanęły mu w oczach.
- Dzięki. Spalili Frugelhofen? – to on miał do nich pytania.
Markus przytaknął.
- Ropke przyjechał. Pracujecie dla niego?
Fay potwierdziła nim myśliwy coś odpowiedział.
- Kim on jest? - wyglądało, że to ważne dla niego pytanie. Choć zapewne nie tak jak dla nich.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała Fay – Ropke zostaje na noc?
Chłopak kiwnął głową.
- Gdzie śpi?
Zakonnik pokazał okno. Fay rozlała resztki bimbru. Markus znowu odmówił. Oni wychylili duszkiem.
- Idź dzieciaku spać.
Sama też wstała. Chwiała się na nogach, gdy wracali do celi.

Ustalili, że wstaną o świcie.

I wstali, akurat się przejaśniało. Byli ubrani, gdy Ropke i Erich weszli do ich celi.

Fay zieleniała na twarzy. Powstrzymała się przy pierwszym skurczu, przy drugim już nie dała rady. Zdążyli odskoczyć obaj, tak że nie pobrudziła ich za bardzo. Ropke otworzył jej drzwi. Wybiegła na klasztorny dziedziniec. Z oddali słyszała jeszcze jak Ropke tonem człowieka nawykłego do wydawania rozkazów każe komuś posprzątać celę.
Na podwórku jej żołądek zaraz się uspokoił. Był posłusznym narzędziem i już dawno zadbała o to by niewielkie ilości alkoholu mu nie szkodziły.
Świt był cichszy niż noc. Jakby nie spała tylko ich czwórka.
Drzwi do celi wskazanej nocą przez chłopaczka otworzyła bez trudu. Przeszukała wszystko metodycznie. Równie cicho jak weszła, wyszła.
Potem wróciła na dwór i zarzygała podest schodów. Ropke do swojej celi musiał tędy wracać. Obmyła się w studni. Słyszała jak wracali. Erich głośno obśmiewał jej pijaństwo.

***

- Ruszamy? - zapytała Markusa.
Uśmiechnął się ładnie.
- Tylko się nie przeforsuj... Takie sanie są dość niewygodne do ciągnięcia.
Wiedział, równie dobrze jak ona, że każde z nich zrobi to, co będzie trzeba.

Nie mieli tu nic do roboty. Czas było zrobić coś głupiego.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 06-05-2010 o 16:08.
Hellian jest offline