Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2010, 14:21   #71
 
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r's Avatar
 
Reputacja: 1 c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetnyc-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest po prostu świetny
[Siggi, Veller]

Kiedy Johan skończył przesłuchiwać skazańców słońce zdążyło już skryć się za koronami drzew. Jego ludzie krzątali się po obozie. Niektórzy spożywali posiłek, inni zajęli się ostrzeniem broni. Całą czwórkę jeńców rozwiązano i nakarmiono. Każdy dostał po kawałku mięsa, które jeden z najemników kilkanaście minut wcześniej skończył piec na ruszcie. Gdy tylko skończyli jeść ponownie nałożono im pęta. Johan przed udaniem się na spoczynek zwrócił się do jednego z elfów:

- Idę się zdrzemnąć, powiedz ludziom, że mają dziś pełnić warty trójkami. Tych dwóch, tak na wszelki wypadek, nie spuszczać mi z oczu.

Minęło kilka godzin. Noc na dobre zagościła w dolinie Zervos. Przez ten czas najemnicy pilnujący więźniów zdążyli dwa razy zmienić warty. Siggi spojrzał na Vellera. Mimo tego co dziś przeszli żadnemu z nich nie udało się dotąd zmrużyć oka, być może ze względu na rany, które co prawda opatrzono jednak w dalszym ciągu dawały o sobie znać. Veller rzucił okiem na trzech mężczyzn zgromadzonych przy ognisku rozpalonym w centrum obozu. Ci chwilami zerkali na nich by sprawdzić czy nie próbują wyswobodzić się z więzów jednak przez większość czasu starali się zabić nudę grając w kości.

Nagle jeden ze strażników, elf z włosami spiętymi w warkocz, wstał dobył miecza i ruszył w stronę drzew okalających polanę. Siggi spojrzał na konie, które pasły się na skraju obozowiska. Zwierzęta wierzgały nerwowo. Coś je zaniepokoiło.

- Co jest? - spytał jeden z jego kompanów.

- Coś słyszałem, może czyjeś kroki. To pewnie zwierze ale nie zaszkodzi sprawdzić.

- Wracaj szybko, teraz twoja kolej –
odrzekł tamten wskazując na kubek z kośćmi.

Elf zniknął pomiędzy drzewami. Przez chwilę słyszeli jak przedziera się przez zarośla po czym wokół zapanowała cisza przerywana jedynie trzaskaniem polan płonących w ognisku. Minęło niespełna pięć minut od kiedy długouchy zagłębił się w las gdy powietrze rozdarł krzyk. Co do tego kto był właścicielem głosu, który go wydał nie było wątpliwości. Dwójka mężczyzn siedzących przy ognisku zerwała się na nogi i obnażyła broń.

- Rico budź resztę – odezwał się starszy z nich.

Chwilę później kilkunastu siepaczy Johana biegało po obozie zbierając sprzęt i rozpalając pochodnie. Ich przywódca wyszedł z namiotu i przecierając oczy rozejrzał się wokoło.

- Kto wszczął alarm?

- Ja – odpowiedział starszy z wartowników – czuwaliśmy gdy Uriel powiedział, że słyszy czyjeś kroki dochodzące lasu. Poszedł to sprawdzić – wskazał kierunek, w którym udał się długouchy - Niedługo potem usłyszeliśmy krzyk.

- Dobra, Louis weź czterech ludzi i idź to sprawdzić. Nie odchodźcie za daleko, tak żeby cały czas mieć obóz na widoku. Jeżeli w tej odległości nie znajdziecie niczego natychmiast wracacie tutaj. Cokolwiek tam jest będzie miało większe szanse dorwać was między drzewami niż na polanie.

Wkrótce piątka mężczyzn ruszyła śladami elfa. Skazańcy, którzy leżeli w tym czasie skrępowani po przeciwnej stronie polany, nie musieli długo czekać by znowu usłyszeć wrzaski dobiegające z lasu. Tym razem trwały one nieco dłużej i towarzyszyły im odgłosy walki. Jej wynik był jednak oczywisty dla każdego kto przysłuchiwał się potyczce. Siepacze Johana utworzyli pierścień wokół obozu. Na jeńców nikt nie zwracał uwagi. Potem wypadki potoczyły się szybko. Najpierw usłyszeli łoskot dochodzący z lasu, jakby coś dużego biegło w ich stronę. Cokolwiek to było, nie wbiegło na polanę. Zatrzymało się w otaczających ją zaroślach, skąd po chwili wyleciał zewłok należący do jednego z najemników. Trup wylądował w ognisku przygaszając je nieco. Znów usłyszeli hałas. Siggi kątem oka dostrzegł jakiś ruch na skraju lasu. Potem usłyszał zduszony krzyk i trzask rozrywanego mięsa. Stojący nieopodal drab zwali się na ziemie. Konie stojące na skraju obozowiska zerwały się do biegu znikając w lesie.

- Rodrigo nie żyje! - wrzasnął jeden z jego kompanów.

- Kto to zrobił?! - odkrzyknął Johan.

- Nie widziałem.

- Jak kurwa nie widziałeś?! Stoisz dwa metry od niego! -
w głosie przywódcy zbirów zaczynała pobrzmiewać panika.

Tamten nie zdążył odpowiedzieć. Sekundę po tym jak Johan skończył wrzeszczeć mężczyzna zginął w podobny sposób co jego poprzednik. Przywódca najemników sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z stamtąd jeden z cylindrów odebranych skazańcom.

- Myślisz, że jesteś cwany?! To spróbuj tego! - oderwał wieczko i po odczekaniu kilku sekund rzucił w tamtym kierunku – Wszyscy kryć się! Udław się skurwysynu – dodał nieco ciszej.

Najemnicy już wcześniej musieli mieć do czynienia z tą bronią. Jak jeden mąż biegiem rzucili się szukać schronienia pomiędzy drzewami. Kilka sekund później ładunek eksplodował z hukiem zasypując polanę gradem odłamków. Fala uderzeniowa wyrzuciła tych którzy stali bliżej centrum wybuchu na kilka metrów w powietrze. Kilka szrapneli ze świstem przecięło powietrze mijając skazańców o kilka centymetrów. Albrecht i trójka ludzi Johana nie mieli tyle szczęścia. Dwa odłamki utkwiły w ręce starca. Trzej porywacze byli martwi.

Na polanie zapanował cisza przerywana momentami przez pokrzykiwania Johana i jego ludzi. Veller spróbował usiąść. Oparł się o drzewo i pocierając więzami o jego korę starał się wyswobodzić. Wtedy poczuł na ramieniu czyjś oddech. Usłyszał niski pomruk. Powietrze wypełniła ostra woń piżma. Powoli odwrócił głowę. W ciemnościach rozświetlanych jedynie migotliwym blaskiem pochodni udało mu się dostrzec jedynie kontur istoty kryjącej się w zaroślach. Stwór, czymkolwiek był, sylwetką przypominał człowieka jednak górował nim wzrostem i budową ciała porośniętego gęstym futrem. Siggi również go dostrzegł. Zanim mężczyźni zdążyli dokładniej mu się przyjrzeć zwierz zerwał się do biegu. W ciągu następnych kilku minut ludzie Johana jeden po drugim padali pod ciosami bestii, która poruszała się w ciemności z taką szybkością iż z trudem można było dostrzec jej kształty. W końcu na placu boju pozostał tylko przywódca grupy.

Johan nerwowo rozglądał się dokoła oczekując ataku stwora. Rozpaczliwie wymachiwał pochodnią na wszystkie strony wypatrując przeciwnika. Nie czekał długo. Skazańcom udało się dostrzec jedynie czarny kształt wyłaniający się spośród drzew i pędzący z prędkością błyskawicy w kierunku mężczyzny. Usłyszeli cichy jęk, stwór zniknął w zaroślach a w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Johan pozostała jedynie tląca się żagiew. Na polanie ponownie zagościła cisza.

Po jakimś czasie skazańcom udało się wyswobodzić. Uwolnili starca, dziecko i zaczęli rozglądać się po obozowisku.

[Markus, Fay]

Do klasztoru dotarli po zmroku. Markus po kilku godzinach taszczenia swoich tobołków i Fay na zrobionych z namiotu i gałęzi prowizorycznych noszach był u kresu sił. Ostatni kilometr drogi pokonał chwiejąc się na nogach, z mgłą przed oczami. Trudno było opisać jego ulgę gdy ujrzał w oddali zabudowania klasztoru. Z dziewczyną było coraz gorzej. Przez ten czas chwilami budziła się by po chwili ponownie zapaść w letarg.

Gdy dotarł do wioski okalającej klasztor chłopi pomogli mu zanieść Fay do infirmerium. Tamtejsi mnisi natychmiast przystąpili do opatrywania jej ran. Markus przez godzinę patrzył jak zakonnicy usuwają z jej ciała pociski. Mimo ich wysiłków nawet zwiadowca widział, że życie powoli z niej ucieka. Mnich, który nadzorował zabieg zwrócił się do jednego z braci, którzy mu asystowali:

- Jest źle. Dziewczyna straciła zbyt wiele krwi. Idź po przeora.

Ten spełnił jego polecenie wracając po kilku minutach z ojcem Icheringiem. Mnisi rozstąpili się by zrobić mu miejsce przy łożu Fay. Starzec uklęknął przy niej, zmówił krótką modlitwę i położył ręce na miejscach gdzie strzały przeszyły jej ciało. Zaczął recytować w języku, którego zwiadowca nigdy nie słyszał. Głos przeora wzmagał się a powietrze wokół niego i dziewczyny zaczęło falować. Po chili pomieszczenie zalała fala światła. Ciało Fay wygięło się jakby zadano jej potężny cios. Gdy opadła na łoże po ranach nie było śladu. Ojciec Ichering osunął się na ziemie. Otaczający go mnisi pomogli mu wstać. Starzec przetarł stróżkę krwi wypływającą z nosa.

- W porządku nic mi nie jest. Jak się obudzi –
zwrócił się do Markusa – powiedz jej, że przez następnych kilka dni powinna się oszczędzać. W innym wypadku rany które zasklepiłem mogą otworzyć się na nowo – to rzekłszy opuścił komnatę w asyście dwóch młodszych braci.

Po kilku godzinach dziewczyna odzyskała przytomność. Na zewnątrz zaczynało się przejaśniać. Zwiadowca opowiedział jej co działo się z nimi gdy była nieprzytomna. Ich rozmowę przerwało przybycie Ericha. Towarzyszył mężczyzna, którego wcześniej nie spotkali.

- Powiedziano mi, że was tu znajdę. Nazywam się Helmut Ropke a wy pewnie macie do mnie kilka pytań.
 
__________________
That is not dead which can eternal lie.
And with strange aeons even death may die.
c-o-n-t-r-a-c-t-o-r jest offline  
Stary 06-05-2010, 14:27   #72
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Odzyskała przytomność. Nie od razu wiedziała gdzie jest. Otworzyła oczy i przerażenie ścisnęło jej gardło, posłanie było twarde, szerokie, cienki siennik na sosnowych deskach, biały sufit i dziwny zapach, który dobiegał z pobliskiego infirmerium i jego laboratoriów, ale przecież zorientowała się później.
W chwili obudzenia, smród, niewygodne niczym stół łoże i ona leżąca na wznak, bez sił przeraziły ją niewymownie. Zawyła niczym dzikie zwierzę. Nawet nie wiedziała że tak potrafi, zbiegło się pół klasztoru, gdy Markus pobladły od tego krzyku, uspokajała ją, słowami jak do małego dziecka, „ciiii , nic się nie stało” a ona już tylko łkała, bo już wiedziała, że jest sobą, a nie Famke.

Markus sprawnie pozbył się zbiegowiska zakonników z niewielkiej mnisiej celi, którą dostali do spania, potem ponownie opowiedział co się wydarzyło.
- Muszę zaczerpnąć powietrza –powiedziała - I się napić.

Nie protestował. Pomógł nawet jej wstać, bo szło jej niemrawo, choć z każdą chwilą lepiej. Sam też nie wyglądał za dobrze. Famke patrząc na Markusa przygryzała wargi. Jak do cholery można się odwdzięczyć za uratowanie życia? Czemu to zrobił? Przysięgłaby, że za nią przepada, ludzie to dziwne zwierzęta, szkoda, że tak rzadko, tak dziwne.

Ona boso, tylko w koszuli i spodniach, on w pełnym rynsztunku, i buty i miecz, wyglądał nawet jakby się zastanawiał, czy nie wziąć ze sobą plecaka. Aż się uśmiechnęła, może nie wesoło, ale zawsze.
- Nie wiem czy cię lubię, ale chyba się przyzwyczajam – spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy, dobrze, że nie pacnął jej w łeb. Jak to było? co ten fiut Lars mawiał? Pamiętaj Fay nie musisz mówić wszystkim wszystkiego.

Nie musiała. Ale czymś trzeba się wyróżniać.

Bo w sumie chciała wstać, spakować się i natychmiast ruszać z powrotem. Sprawdzić czy już dali się zabić, tamci dwaj, do których też się przyzwyczaiła. Dałaby se rękę uciąć, że Markus wie, co jej chodzi po głowie.
Ale na razie usiedli na ławeczce. Noc była ciepła, niebo granatowe, chmury częściowo przysłaniały Morrslieba, blade chytre oblicze ulubieńca boga, który ewidentnie nie spoglądał teraz na tę część świata.

Fay zgarnęła z celi piersiówkę i dwa drewniane kubeczki. Nalała od serca, podała jeden Markusowi. Odmówił.
-Lepiej nie – miał rację, jak zwykle.
Wychyliła pierwszy jednym haustem Skrzywiła się.
- Za Siggiego.
Wychyliła drugi.
- Za Vellera.
Rozlała ponownie. Markus przez chwilę wyglądał jakby chciał ją powstrzymać. Wzruszyła ramionami.
- Za tą pieprzoną wiochę też wypiję. – Nie wiedziała czy to złudzenie, czy czerwona łuna na niebie jest tylko wytworem wyobraźni, czy też w oddali, gdzieś jeszcze, płonie świat.

Markus machnął w końcu ręką, sam zapatrzony w nocny krajobraz, taki dziki i spokojny jednocześnie, zabudowania klasztoru, grube szare mury, pasowały tu jakby wyrosły, razem z górami, za sprawą bogów w czasach, kiedy nie było ludzi.

Musiał być środek nocy, ale nie cały klasztor spał. Nie krzątało się wielu mnichów, lecz widzieli i kogoś na murach i światła w celach i ślady intensywnej dziennej pracy. Opactwo było zupełnie innym miejscem niż te dwa tygodnie temu, kiedy je odwiedzili po raz pierwszy. Dużo mniej spokojnym.
- Przygotowują się na oblężenie nieumarłych, czy wojska? – zadała pytanie głośno, gdy obok nich przechodził opatulony w ciężki płaszcz zakonnik. Spojrzał na nich srogo, spod krzaczastych brwi, następny, co wyglądał na wojskowego nie na shalyitę.
- Zgrzejesz się, stary – podniosła kubeczek w geście toastu, odchodził wyraźnie zniesmaczony.
- Za Frugelhofen.

Czuła się zdecydowanie lepiej. Mijał ból w piersi. Musiał nie być prawdziwy, przecież Shalyia ją ułaskawiła, ale czuła go od chwili przebudzenia i gdy kaszlała czekała na krew, nagłe uzdrowienie było cudem, z którym rozum radził sobie szybciej niż ciało.
Znowu siedzieli w milczeniu. Bała się powiedzieć najważniejsze.
- Chcę po nich wrócić – w końcu to powiedziała, myślała, że zabrzmi głupiej, a zabrzmiało właściwie, nie jak skończona głupota, do której pchał ją rozporek, czy jak to się mówi w przypadku kobiety, a właśnie, instynkt rozmnażania się. Przełknęła ślinę.
Sama nie dam rady.

Markus sięgnął po kubeczek. Nie pił tak łapczywie jak ona.
- Rano. Musisz się przespać. I ja też.

Ze stajni wracał następny zakonnik. Z pochyloną głową, podobnie jak Fay, bosy. Zapach alkoholu musiał dolecieć do jego nozdrzy, bo raptownie podniósł na nich głowę. Był strasznie młody, dziecko, któremu jeszcze nie posypał się pierwszy zarost. Miał łakomy wzrok, Fay wyciągnęła rękę z piersiówką w zapraszającym geście. Markus odwrotnie, płoszył spojrzeniem, ale chłopiec był zbyt młody by się wystraszyć albo zbyt spragniony. Podszedł do siedzących. Nalała mu. Wypił duszkiem, łzy stanęły mu w oczach.
- Dzięki. Spalili Frugelhofen? – to on miał do nich pytania.
Markus przytaknął.
- Ropke przyjechał. Pracujecie dla niego?
Fay potwierdziła nim myśliwy coś odpowiedział.
- Kim on jest? - wyglądało, że to ważne dla niego pytanie. Choć zapewne nie tak jak dla nich.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała Fay – Ropke zostaje na noc?
Chłopak kiwnął głową.
- Gdzie śpi?
Zakonnik pokazał okno. Fay rozlała resztki bimbru. Markus znowu odmówił. Oni wychylili duszkiem.
- Idź dzieciaku spać.
Sama też wstała. Chwiała się na nogach, gdy wracali do celi.

Ustalili, że wstaną o świcie.

I wstali, akurat się przejaśniało. Byli ubrani, gdy Ropke i Erich weszli do ich celi.

Fay zieleniała na twarzy. Powstrzymała się przy pierwszym skurczu, przy drugim już nie dała rady. Zdążyli odskoczyć obaj, tak że nie pobrudziła ich za bardzo. Ropke otworzył jej drzwi. Wybiegła na klasztorny dziedziniec. Z oddali słyszała jeszcze jak Ropke tonem człowieka nawykłego do wydawania rozkazów każe komuś posprzątać celę.
Na podwórku jej żołądek zaraz się uspokoił. Był posłusznym narzędziem i już dawno zadbała o to by niewielkie ilości alkoholu mu nie szkodziły.
Świt był cichszy niż noc. Jakby nie spała tylko ich czwórka.
Drzwi do celi wskazanej nocą przez chłopaczka otworzyła bez trudu. Przeszukała wszystko metodycznie. Równie cicho jak weszła, wyszła.
Potem wróciła na dwór i zarzygała podest schodów. Ropke do swojej celi musiał tędy wracać. Obmyła się w studni. Słyszała jak wracali. Erich głośno obśmiewał jej pijaństwo.

***

- Ruszamy? - zapytała Markusa.
Uśmiechnął się ładnie.
- Tylko się nie przeforsuj... Takie sanie są dość niewygodne do ciągnięcia.
Wiedział, równie dobrze jak ona, że każde z nich zrobi to, co będzie trzeba.

Nie mieli tu nic do roboty. Czas było zrobić coś głupiego.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 06-05-2010 o 16:08.
Hellian jest offline  
Stary 06-05-2010, 21:26   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Markus dość szybko uznał, że ciągnięcie noszy nie należy do jego ulubionych rozrywek. Chwilami był bliski zostawienia tego całego majdanu.
Czy gdyby zostawił Fay i pobiegł do klasztoru, to pomoc by nadeszła szybciej?
Może...
Ale wolał nie ryzykować.
Poza tym... potrafił sobie wyobrazić, co czułaby dziewczyna, gdyby otworzyła oczy, a jego by nie było przy niej...

Jęknęła. To znaczyło, że żyła.
Ale oznaczało to również, że odzyskiwała przytomność. A on jednak wolałby, żeby tak nie było. Nieprzytomna mniej cierpiała...
- Fay? - spytał, zatrzymując się na moment i odwracając w jej stronę.
Nie odpowiedziała.
Ale stale oddychała.

Gdy wreszcie ujrzał zabudowania klasztoru to o mały włos zacząłby się modlić... Tylko nie do końca wiedział, do którego z bogów...
- Dotarliśmy, Fay.
Nawet, jeśli dziewczyna odpowiedziała, to do Markusa ta odpowiedź nie dotarła.

Dzięki bogom ostatniego etapu nie musiał przebyć sam.
I, dzięki któremuś z bogów, Shallyi prawdopodobnie, nie musiał patrzeć, jak Fay powoli umiera.

***

Nie do końca popierał picie alkoholu, przez rekonwalescentów w szczególności.
Ale Fay była, przynajmniej teoretycznie, dorosła i odpowiedzialna. I wiedziała co robi.
- Zabrali ich żywych - powiedział, gdy Fay wypiła za wszystkich, którzy przyszli jej do głowy.
A to oznaczało, że mieli szansę ich znaleźć. Niewielką. Cień, cienia szansy.

***

Wyruszyliby, gdyby Ropke nie pokrzyżował im planów.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-05-2010 o 21:58.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172