Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2010, 14:40   #90
Amanea
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
- Wybacz, ale inaczej ktoś z nas mógłby wyglądać jak tamci... - rzuciła w stronę Chrisa, po zakończonej walce. Wiedziała, że w pierwszej kolejności byłby to Gabriel. Nie mogła na to pozwolić.
~ Może zginąć, jak pomogę mu odzyskać skrzydła... - usprawiedliwiała sama przed sobą swoją troskę o wojownika. Nie wyglądał dobrze. Po raz kolejny czuła się winna. Tak jak poprzednim razem, w grocie żądlaków, tak teraz, elf ucierpiał w jej obronie. Spojrzała na niego z bólem. Na propozycję spędzenia nocy u Chrisa, odpowiedziała tylko cicho:
- Tak, chodźmy.
Cofnęła się wgłąb kanału i wzięła trzęsącego się ze strachu kota na ręce. Ruszyła za pozostałymi ku wyjściu. Odetchnęła świeżym powietrzem i puściła Demona, przykazując mu trzymanie się w pobliżu. Sama szła obok Gabriela. Pamiętała jak reagował na jej chęć pomocy poprzednim razem, więc nie chciała ponownie się narzucać. Ale nie zamierzała również odstąpić od niego na dłużej niż potrzeba.

Nastroje w chacie były ponure. Ponownie odczuli dojmujący brak Bruna. Kapłan nie tylko mógłby zająć się raną, ale i z pewnością potrafiłby nieco rozchmurzyć towarzystwo. Ale jego już nie było wśród żywych. Ciało spoczywało na granicy bagien. Nie mógł im pomóc. Musieli poradzić sobie sami. Nyarla stała w oknie, spoglądając w niebo. Wspominała ostatni wieczór. Rozmowę z Gabrielem, lot nad Nesme, przypadkowe znalezienie się w jego ramionach... Wtedy nic nie zapowiadało, że znów będzie tak źle. Liczyła nawet na to, że elf ją polubi. Stłumiła westchnienie i spojrzała w stronę Chrisa zajmującego się Strzaskanymi Niebiosami. Rana została oczyszczona i opatrzona. Półelf rzucił dziewczynie znaczące spojrzenie. Nie miała pojęcia o co chodzi, więc wyszła za nim z chaty, by wyjaśnić sprawę. W progu drzwi odwróciła się w stronę kompanów. Spojrzała na elfiego wojownika, przeniosła wzrok na Mariusa i cicho zwróciła się do niego:
- Dziękuję za pomoc. - po czym wyszła.

- Belladona - powtórzyła głucho za strażnikiem lasów - Likantropia... - niemalże jęknęła.
Łowca pokiwał powoli głową, widząc, że zaklinaczka rozumie powagę sytuacji. Odwrócił się na pięcie i wrócił do środka. Nyarla poczuła jak przytłacza ją olbrzymie poczucie winy.
~ To przez Ciebie! Trzeba było stać z tyłu! - wyrzucała sobie - Jaka Ty jesteś głupia! Rozmawiać z wilkołakami?!
Oparła się o ścianę chatki i zsunęła się po niej na ziemię, spoglądając w niebo. Chciała dobrze, wyszło jak zwykle. Czuła się beznadziejnie. Avariel, skrzywdzony przez ludzi, których nie mogła zrozumieć; któremu tak bardzo współczuła - teraz znów cierpiał przez nią. Zaczęła dręczyć ją myśl, że lepiej byłoby dla niego, gdyby nigdy na siebie nie trafili. Pragnęła mu pomóc, ale wiedziała, że znalezienie korzenia belladony nie będzie proste. W dodatku czas działał na ich niekorzyść. Nie zdobyli też żadnych nowych informacji ani dowodów w sprawie Nesme. Przyszło im płacić wysoką cenę za chęć pomocy. Zaczynała żałować, że przystała na ten pomysł. Podniosła się i powlokła z powrotem do chatki. Rurik i Formit siedzieli przy Gabrielu, próbując rozmową rozwiać niezręczną ciszę zalegającą w chatce.

- Idźcie, prześpijcie się... - powiedziała cicho dziewczyna, podchodząc do łóżka - Będę czuwać.
Nie protestowali, choć Kayl chyba chciał coś powiedzieć, to jednak zrezygnował. Nadal pozostawała ich dowódcą, miała prawo decydować o takich sprawach. Usiadła w nogach łóżka, spoglądając od czasu do czasu na odpoczywającego Gabriela.
~ To nie tak miało być. - powtarzała sobie w myślach, raz po raz dokładając kolejne wyrzuty do litanii winy. Demon zwinął się w kłębek na jednym z krzeseł i zamknął oczy, przysłaniając ogonem nos. Pozostali także ułożyli się do snu na prowizorycznych posłaniach, zrobionych z koców i prześcieradeł. Nya nie mogła spać. Nie byłaby w stanie zasnąć. Czuwała przy Strzaskanych Niebiosach do świtu, czasem tylko przysypiając na chwilę, gdy jej organizm nie mógł już powstrzymać zmęczenia. Miała wrażenie, że gdzieś w głębi niej, zieje czarna, zimna dziura pochłaniająca całą jej energię. Gdy pierwsze promienie słońca pojawiły się za oknem, wstała i ruszyła do wyjścia.
- Idę do miasta, pilnujcie, żeby Gabriel nigdzie się nie ruszał... - powiedziała cicho, w odpowiedzi na pytające spojrzenie wyrwanego ze snu Kayla. Demon podniósł łebek, ziewnął, przeciągnął się i podreptał za właścicielką. Nie odeszła daleko, gdy u jej boku pojawił się Chris. Razem ruszyli w stronę Nesme.

Nyarla wyglądała fatalnie. Była markotna, blada, a pod oczami miała delikatne cienie wskazujące na poważne zmęczenie. Wiedziała jednak, że jej stan był niczym w porównaniu do stanu Gabriela. Nie znała Nesme, nie wiedziała, czy gdziekolwiek znajdą kogoś, kto mógłby im pomóc. Postanowiła udać się do jedynej osoby, na którą mogła jeszcze w jakiś sposób liczyć.
- Znasz Nesme lepiej niż ja, wiesz gdzie szukać. Idź tam. Ja udam się do znajomego. Spotkajmy się za dwie godziny u Ciebie w chacie. - rzekła Chrisowi i ruszyła w stronę świątyni Waukeen. Czuła się jak w koszmarnym śnie. Szła przed siebie, ze spojrzeniem utkwionym w bruku. Gdy dotarła do znajomego, dużego budynku, weszła do środka modląc się do patronki miasta o szczęście w znalezieniu kupca, którego poszukiwała. Podeszła do młodej akolitki i zapytała o sklep i magazyn przystojnego młodzieńca - Corteliusa. Dziewczyna uśmiechnęła się do zaklinaczki i uprzejmie objaśniła drogę do dzielnicy, w której powinna szukać handlarza. Nyarla podziękowała jej serdecznie, zdobywając się na słaby uśmiech i ruszyła we wskazaną stronę.

Sklep Corta mieścił się w typowej dzielnicy handlowej. Wokół sporego placu stały niewielkie budynki, oznaczone przeróżnymi szyldami. Na samym placu tu i ówdzie rozstawione były niewielkie straganiki. Zapewne w spokojniejszych czasach było tu gwarno i tłoczno. Dziś nie to było obiektem zainteresowania Nyarli. Podeszła do jednego ze straganików, gdzie sprzedawczyni - miła, starsza babuszka - wskazała jej odpowiedni budynek. Dziewczyna skierowała się ku niemu szybkim krokiem i niemal wpadła do środka, zamykając za sobą z ulgą drzwi. Dzwoneczek przy drzwiach rozdzwonił się przyjemnym dla ucha dźwiękiem i po chwili ruda czupryna wychyliła się z zaplecza.
- Dzień dobry, w czym... - zaczął mężczyzna i urwał, mrużąc oczy - Nyarla? Na bogów, co się stało? Wyglądasz... to znaczy bardzo ładnie... na okropnie zmęczoną! Myślałem, że opuściłaś już miasto.
Zaklinaczka uśmiechnęła się blado, widząc, że ją rozpoznał.
- Witaj. Potrzebuję pomocy. I to bardzo pilnie. Zajęłam się wraz ze znajomymi tymi ostatnimi wydarzeniami w Nesme. W to zamieszane są wilkołaki, Cort. - przygryzła lekko wargę - Mój znajomy został ranny. Potrzebuję korzenia belladony, by zapobiec... - urwała, czując, że łamie jej się głos. Wzięła głęboki oddech - Możesz mi jakkolwiek pomóc?
 
Amanea jest offline