Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2010, 20:11   #150
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Wydarzenia ubiegłej nocy, a następnie brak snu wyraźnie wpłynęły na samopoczucie Levana następnego poranka. Gdyby nie to, że zjadł obfite śniadanie, którego najważniejszą częścią była jajecznica z kawałkami boczku, a następnie popił to wielkim kuflem bardzo zimnego piwa, to prawdopodobnie rozszarpałby pierwszego przechodnia, który zaszedłby mu drogę. Levan w odróżnieniu od pozostałych wojaków dnia wczorajszego nie miał najmniejszej ochoty. Nie miał ochoty towarzyszyć Grzecznemu, nie wiadomo co ten wymyśli, komu postanowi dać w mordę o z jakiej opresji trzeba będzie go ratować. Levan daleki był od gloryfikowania swoich czynów, ale doświadczenie podpowiadało mu, że gdyby jego tam nie było, to Grzeczny być może nie poszedłby na spacer z rana.

Levan delektowałby się zimnym piwem, gdyby nie to, że cała ekipa postanowiła działać. Levan trzymał się kilka kroków za Tupikiem. Starannie go obserwował. Odnosił wrażenie, że mały tracił kontrolę nad sytuacją. I to za sprawą Profesora. Nie był to zbyt częste, ale dorównywał on Tupikowi błyskotliwością oraz – co najgorsze – gadatliwością. Ciekawe jak szybko by mówił, gdybym ja z nim pogadał? – Levan zaśmiał się smutno do siebie. Miał nadzieję, że ten tymczasowy sojusz okaże się trwałą przyjaźnią. Nie chciał zanurzać ostrzy w krwi krasnoluda. Wszak to on, nie zważając na swoje bezpieczeństwo rzucił się za Grzecznym i Levanem. Poza tym wyglądał na wrednego chuja, z którym mogło nie pójść tak łatwo, jak gdyby krasnal nie miał nic do stracenia. Tupik miał jedną wielką zaletę, zawsze wypływał na wierzch. Samo to, że pośród tych wszystkich typów to on został niegdyś przybocznym Grabarza, mówiło już wiele o jego sprycie.

Złoty Tygiel nie był miejscem, do jakiego Levan przywykł. Lokal Krogulca to przy tym co najwyżej podrzędny szynk. Gryzący orientalny dym, ocierające się kobiety, których odzienie zasłaniało tylko tyle, by nie można było powiedzieć, że są nagie, materiały o kolorach na mocnych, że zwykle można było je zobaczyć tylko w przyrodzie: czerwienie niczym krew młodych królików; zielenie niczym puszcze imperium lub pagórki Bretonii, niebieskości niczym dziko rosnące tam irysy, których różne gatunki pokazywał Levanowi niegdyś Migiel, nudząc kieslevitę niemiłosiernie sposobami krzyżowania tych kwiatów. Levanowi wydawało się, że to miejsce, gdzie szybko komuś może się nie spodobać, że tacy kmiecie jak oni zostali tu wpuszczeniu – większość z nich wyglądała bowiem wprost fatalnie. Dziurawe ubrania, lśniąca broń, zarost i zapach potu – kompletnie tam nie pasowali. Dopóki nikt się nie dopierdala, to mam na to wyjebane – myślał Levan – i co to kurwa jest tygiel?

Już się ucieszył, że będzie mógł zanurzyć swe wąsiska w piwnej pianie, gdy z wysokich schodów zbiegł jakiś fircyk drąc ryja. Jakby w tym jebanym mieście nie było już jednego spokojnego miejsca, gdzie nikt nie umiera. Nie wiedział, po jakiego wała Tupik zerwał się by tam iść. Ale Levan nie mógł go zostawić samego. Miasto zrobiło się zdecydowanie za ciasne…
 
Azazello jest offline