Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2010, 17:46   #155
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Przeżył tą bitwę i wiele kolejnych, jakie stoczył w służbie krasnoludzkiego króla, Ungrima Żelaznej Pięści. Dochował przyrzeczenia i po roku oraz jednym dniu został zwolniony ze służby. Odchodził w blasku chwały, otoczony powszechnym szacunkiem. Wsławił swoje imię w wielu potyczkach z zielonoskórymi i hordami Chaosu, niejednokrotnie nadstawiając swoje życie w obronie swych krasnoludzkich towarzyszy. Jego ciało zdobiło kilkanaście nowych blizn, w tym jedna szczególnie paskudna, biegnąca przez całą szerokość twarzy. Niemalże od ucha do ucha. Nie był już tym pięknym, pełnym ideałów młodzieńcem, który wyruszył z Bretonii w poszukiwaniu sławy i bogactwa. Teraz stał się zaprawionym w bojach weteranem, z wprawą dzierżącym każdy oręż i będącym w stanie sprostać niemal każdemu przeciwnikowi. Jego spojrzenie na świat zmieniło się, jednak pozostał wierny swojej misji i swojej jedynej miłości.

- Teraz wracam do mej ojczyzny - oznajmił swoim przyjaciołom, gdy siedzieli przy grzanym piwie, w zacisznej i przytulnej podziemnej sali, w głębi krasnoludzkiej twierdzy. - Mam to czego szukałem. Moje imię jest szeroko znane i poważane, a juki mego rumaka wypełnia złoto, ofiarowane mi przez Waszego króla. Do szczęścia brakuje mi jeno mej ukochanej Eloisy przy boku. Z żalem opuszczam Was, cni przyjaciele i wyruszam w długą drogę do domu. Moja trasa wiedzie przez Imperium, jakże zmienione i upokorzone. Pełna pewnie będzie niebezpieczeństw ale one mi niestraszne, gdyż na jej końcu czeka mnie słodka nagroda. Mniemam, że znów się zobaczymy. Oby w lepszych dla nas czasach...

Podróż powrotna rzeczywiście okazała się trudna i pełna niebezpieczeństw. Wszędzie czaił się wróg, widzialny i niewidzialny. Miasta i wsie nie były bezpiecznymi przystaniami, a lasy pełne były zwierzoludzi, mutantów i zwyczajnych ludzi, którzy swe dusze zaprzedali Mrocznym Bogom. Rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka lat wstecz. Blaise jechał wytrwale na zachód, czasem samotnie, czasem przyłączając się do grup obdartych uchodźców, karawan kupieckich lub zwyczajnych podróżnych. Wciąż miał się na baczności. Wszędzie widział przeciwnika, ale dzięki tej podejrzliwości i przezorności w końcu udało mu się dotrzeć do granicy Imperium i przez jedną z przełęczy wkroczyć do ojczyzny.

Kraju swego nie poznał. Wojna, trawiąca sąsiednią krainę dotarła i tutaj, do zielonych łąk i wzgórz Bretonii, odciskając na nich swoje piętno. Bandy zwierzoludzi i mutantów dowodzone przez zakutych w stalowe zbroje czempionów, plugawiły kraj, rabowały i zabijały. Blaise znów musiał przedzierać się przez nieprzyjazny sobie obszar, co gorsza będący jego ojczyzną, jednak w końcu dotarł do swego celu.

Pierwsze ukłucie zaniepokojenia poczuł gdy przed kasztelem Triulac zobaczył bawiące się, roześmiane, małe dzieci. Zeskoczył z konia i ruszył w stronę zabudowań. Najwidoczniej został już zauważony gdyż na jego spotkanie wyszła jakaś młoda kobieta. Była w ciąży. Dwójka bawiących się maluchów podbiegła do niej i uczepiła się spódnicy. Blaise zatrzymał się.
- Czegóż sobie życzysz, nieznajomy? - zapytała kobieta i wtedy Blaise już miał pewność. Poznał ten słodki, niski głos. Przed nim stała jego ukochana. Dziewczyna dla której przemierzył pół świata i wielokrotnie ryzykował życie. Poczuł się potwornie zdradzony. Cofnął rękę, którą sięgał aby ściągnąć kaptur i odsłonić twarz.
- Chciałbym widzieć się z Twym ojcem, pani - odparł. Głos mu się łamał. Niemal płakał. On, który bez lęku i trwogi mierzył się z potwornościami Chaosu, który stawał przeciw przeważającym hordom zielonoskórych, teraz miał łzy w oczach. Otarł twarz. - Mam do niego sprawę... Sprawę gardłową, niemalże...

Eloisa zniknęła we wnętrzu kasztelu i po chwili wyszedł z niego Olivier de Triulac. Przez ostatnie lata nabrał tuszy i niemal całkowicie wyłysiał, jednak Blaise poznał go od razu. Wziął w ręce dwie sakwy ze złotem i ruszył w jego stronę. Sakwy cisnął mu pod nogi.
- Oto zapłata za rękę Twej córki, zdrajco - warknął do nic nie rozumiejącego mężczyzny. - Nie poznajesz mnie? Jestem Blaise Roland d’Lacoleur-Montfort, pogromca orczych hord, którego imię jest szeroko znane wśród zacnych krasnoludów z Zhufbar i Karak Varn. Obiecałeś mi rękę Twej córki, gdy zdobędę sławę i bogactwo. Mam obie te rzeczy! Ale widzę, że ona już nie mnie przeznaczona...
- Wybacz, Blaise - w głosie de Triulac’a słychać było strach, spowodowany wybuchem złości Blaise’a. - Myśleliśmy, że zginąłeś... A ona już swoje lata miała... Wielu zacnych kandydatów... Nie mogłem czekać...
- Na Kielich! Mogłeś!
- ryknął rycerz. - I powinieneś! Obiecałeś mi jej rękę i tę obietnicę złamałeś, gnido! Splamiłeś swój szlachecki honor! Jesteś dla mnie nikim!

Czerwony na twarzy de Triulac sięgnął do pasa po miecz. Blaise w mgnieniu oka wyrwał z pochwy swój oręż i zadał mężczyźnie cios. Ten upadł na leżące u jego stóp torby ze złotem, krzycząc. Z kasztelu zaczęli wybiegać domownicy, w tym Eloisa. De Triulac znieruchomiał, jego krew plamiła złote monety, które wysypały się ze skórzanych sakw. Blaise odwrócił się, podszedł do konia, wskoczył na jego grzbiet i nie zważając na przeraźliwe krzyki i zawodzenia dobiegające z dziedzińca, odjechał.

<<>>

- W imieniu mych przyjaciół, krasnoludów z Zhufbaru i innych sławetnych twierdz, które nie uległy mrocznej pożodze i zielonym hordom oznajmiam Wam, moi drodzy towarzysze, że staniemy murem za Wami i wspomożemy Was w walce o Imperium. Wasza walka jest naszą, co słusznie zauważyła piękna i wielce odmieniona Agnes... - Blaise posłał jej gorące spojrzenie, które długo spoczywało na jej błyszczących oczach a jeszcze dłużej na obfitym, wyraźnie podkreślonym przez suknię, biuście. - ... Gdy przegramy nie będzie niczego, cały świat pogrąży się w mroku i Chaosie. Jedynie walką możemy odmienić nasz los, sprawić aby świat był znów taki jak dawniej. Dla mnie nigdy nie będzie, ale o tym wolałbym nie opowiadać. A więc ja, Blaise Roland d’Lacoleur-Montfort, mówię za mym władcą, Ungrimem Żelazną Pięścią: Do walki! Do zwycięstwa lub śmierci!
 
xeper jest offline