Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2010, 17:51   #151
Sylverthorn
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
- Oczywiście moja droga, dla ciebie zawsze znajdę chwilę. - powiedział Profesor.
- Słuchaj, potrzebuję kilku odpowiedzi, bo coś tu cuchnie. - zaczęła najmitka. - Po pierwsze, kim jest ten Mistrz, o którym wszyscy gadają? Po drugie, jak to się stało, że akurat przy tobie narasta konflikt Tupik-Krogulec? I po trzecie, może ty się orientujesz, co tu się dzieje? Skąd uliczny zakapior ma magię? - wyrzuciła z siebie.
- Już wyjaśniam. Cuchnie hmm Levan albo Matt bo rzadko się myją, no i ci żołnierze z Kislevu tak samo. Grubianie. - uśmiechnął się. - A tak na poważnie to Mistrz jest osobą która moim zdaniem kieruje w tym mieście kultem chaosu. Co do drugiego to przypadek. A może nie tyle przypadek co zwykła konsekwencja. Tupik i Krogulec chcą zostać obaj miejscowymi bossami półświadka przestępczego, a że szef może być jeden stąd konflikt. - poinformował. Przytoczywszy jej teorię o chaosie, którą wyłożył reszcie grupy, nim Ingrid wróciła za Walterem, zakończył: - Uliczny zakapior zatem ma magię od Mistrza.
Najemniczka skrzywiła się niechętnie, ale pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
- Czy coś jeszcze cię trapi? - upewnił się. Zaprzeczyła. - Ogólnie konflikt Krogulec-Tupik to tylko częściowo nasza sprawa. Mnie interesuje handel i złoto. Oraz zniszczenie tego kultu, bo inaczej on zniszczy miasto a tak się składa, że jest mi potrzebne. Dobrze zresztą że jesteś, idziecie z nami na spotkanie z Karlem, tam się co nieco też wyjaśni.
- Hehe, zauważyłam. - zaśmiała się, nie mogąc dłużej powstrzymać się po komentarzu o kislevitach. Fakt, można ich było wyczuć. Nagle coś do niej dotarło, waląc ją między oczy. - Czekaj, kult chaosu? Kultyści, banda nieprzyjemnych bogów itede? - podrapała się po głowie. - Kurwa, tośmy im radochę zrobili tym cyrkiem na ulicach! - zauważyła z niepokojem. Po chwili wróciła do pełnej rezerwy i profesjonalizmu miny. - Konflikt mi wisi, płacisz - wymagasz. Lepsze to, niż zgnić za życia od zarazy. - skrzywiła się na wspomnienie rodziców. - Oczywiście, że idę.

- Przykro mi że tak zginęli. - domyślił się, że chodzi o rodzinę. - Oboje wiemy, że świat jest cóż, brutalny i brudny. Ale tu czeka cię lepsze życie. Zadbam o to, w końcu nie łączy nas tylko kontrakt. A ja cenię przyjaźń wysoko. Przy okazji łap. - rzucił kobiecie sakiewkę. Nieśpiesznie przeliczyła. 20 zk. - Zaliczka na poczet służby, pewnie przyda ci się to i owo.
- Dziękuję. - odparła. Żaden dzień z Profesorem nie przebiegał bez wrażeń, a rzadko który bez jakiejś korzyści. Żyła złota, chodząca żyła złota. - W takim razie, w drogę.

Lokal był niczego sobie, chodź Ingrid nie gustowała w cycatych babkach i przepychu. Do tego wiedziała doskonale, że nie pasują do tych kadzideł, kolorowych i z pewnością kurewsko drogich tkanin, do tych ślicznie wygolonych i zadbanych utracjuszy. Weszła jednak posłusznie za resztą ekipy, więc już została.
Egzotyczny wystrój i zapachy były dla najmitki niecodziennością, ale nie licząc obejrzenia sobie z chęcią Araba, witającego ich melodyjnym głosem, udawała, że to nic wielkiego. Usiadła, gdzie jej wskazano i obserwowała.
Nagle w jej pole widzenia wbiegł jakiś bogaty fircyk, drąc mordę wniebogłosy. Wszystkie głowy obróciły się ku niemu jak na komendę. W paluszek się złamas walnął, pomyślała odruchowo... ale jego słowa zmroziły jej krew.
Medyka! Ślij chamie po medyka, skoroś struł naszego pana. I spiesz się, bo bez ducha leży!
Czyżby i tu proszek Profesora dotarł? Zdziwiła się tylko, że mógł komuś zaszkodzić... chyba że pojebany "pan" wpieprzył całą działkę i odleciał, cóż, za daleko.
- Znam się na ziołach i ranach, pokażcie go czym prędzej. - odezwał się Tupik z charakterystycznym błyskiem w ślepiach. No tak, okazja do załapania się do towarzystwa, a stamtąd - do kieszeni tegoż. Uśmiechnęła się nieznacznie. Chaos czy nie, było coraz ciekawiej.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline