Nie protestowali i nie wtrącali się. Jej zarządzenie zdawało się być najsensowniejszym z pośród wszystkich możliwych wyjść. Do kolacji i Gabriel wyszedł z łóżka. Leżenie mu nie służyło. Był typowym awanturnikiem, wiercipiętą, który chciał działać.
-
Musi coś w tym być. Zrobimy tak jak mówi Nya. Przygotujemy się w pobliskich wysokich trawach, wiecie nieopodal wejścia do kanału. Jak dobrze pójdzie to smród ścieków przyćmi węch likantropów i nas nie wyczują. Kiedy one wejdą do środka zaatakujemy je od tyłu.- powtórzył w skrócie, tak by wszyscy mieli pewność jak będą działać. Niespodziewanie Nyarla poczuła na ramieniu silną i kościstą dłoń elfa, który koło niej przechodził. Gdy kobieta spojrzała na niego skinął jej tylko głową. Popierał jej plan i dał do zrozumienia, że jest z nią mimo wszystko.
-
Dobra, przyszykuję lepsze strzały. Mam kilkanaście sztuk, które znalazłem kiedyś przy trupie jakiegoś awanturnika, który leżał głębiej w lesie...- oznajmił Chris, po czym wstał od stolika i schylił się pod łóżko szukając tam strzał. Gdy tylko je znalazł wyciągnął i wsunął do kołczanu, między pozostałe pociski. Nie będzie miał jednak problemu by je rozróżnić w czasie walki, gdyż te kilkanaście sztuk lepszej jakości miało charakterystyczne piórka na krańcu.
-
Nya, złotko... Ale ja mam dwa magazynki. Tylko wymiana ich kosztuje mnie tyle czasu...- odezwał się i Rurik. -
Gdybym miał magazynek nabijać nowymi bełtami, to cholera... Trzy razy by mnie zabili w czasie walki, hy hy...- zaśmiał się brodacz poprawiając zaklinaczce nieco humor głupkowatym uśmiechem.
-
Nya...- zwrócił się do niej Kayl -
Kiedyś tak się złożyło, że odwiedziłem dom pewnego maga. "Pożyczyłem" sobie wtedy od niego trochę złota, kosztowności kilka magicznych błyskotek i zabrałem przy okazji pewną różdżkę...- zaczął tajemniczo.
-
Wcześniej się nie odzywałem, bo wiedziałem, że może się przydać na przyszłość, a skoro przed nami tak trudne zadanie... Ja nie potrafię się tym bawić, ale tobie może się przydać.- zapewnił ją, wyciągając z swego plecaka stalową różdżkę, o licznych, choć niewielkich runach w mowie smoków. Na chudziutkim krańcu stalowego "pręcika" znajdowała się krwiście-czerwona kulka, która kondensowała całą energię magiczną.
-
Znajomy magus powiedział mi, że ta różdżka raz na kilka dni ciska ognistym pociskiem... Weź ją proszę. W dowód mojego zaufania.- rzekł wręczając kobiecie różdżkę i puszczając jej przy tym oczko.
Swym poświęceniem, znoszeniem nerwów oraz presji prawdopodobnie zapracowała sobie na pełne zaufanie jej kompanów, co właśnie teraz jeden z nich udowodnił.
-
Dobra, tylko bez czułości.- odezwał się Rurik widząc niewielkie zmieszanie, które malowało się na twarzy Nyarli.
-
Niebawem zajdzie słońce. Musimy powoli ruszać na miejsce, by się dobrze przygotować.- słowa krasnoluda pobudziły ich do działania. Nie wiedzieć skąd Nyarla poczuła przypływ pozytywnej energii, który dodawał jej sił i nadziei. Opuścili chatę i ruszyli w miejsce wysokich traw. Grupa po drodze minęła dwuosobowy patrol straży miejskiej na rumakach, który okrążał miasto. Mundurowi ostrzegli poszukiwaczy i wrócili do miasta.
Schowali się. Głęboko w gęstą i wysoką trawę. Byli pewni, że ich nie widać. Dla pewności Nya wysłała w okolicy ujścia z kanału Demona, by sprawdził, czy są dobrze ukrycie. Kot wartko powrócił do swej pani, emanując uczuciem spokoju i pewności siebie. Niebo z każdą kolejną chwilą robiło się ciemniejsze, bardziej mroczne. Choć Selune nad ich głowami nie była w pełni to likantropy poprzedniej nocy były w swych zwierzęcych formach a to oznaczało, że potrafiły przemienić się zgodnie z siłą własnej woli. Wszyscy byli wypoczęci, gotowi do drogi i walki. Paskudne wilkołaki w końcu wyłoniły się z mroku, pędząc w wilczej pozycji, na czterech łapach. Była ich trójka. Jeden z likantropów lekko kulał, towarzysze byli niemal pewni, że był to ten, który poprzedniej nocy im uciekł. On, wraz z jednym z swych towarzyszy wbiegł do kanału, zaś trzeci pozostał przed wejściem jakby pilnował tyłów. Byli gotowi na kolejne starcie.
-
Użyj magii różdżki na tych w środku, nie będą mieli szans by uciec przed ogniem. My postaramy się jak najszybciej wyeliminować tego tutaj. Ale najpierw użyj różdżki.- usłyszała przy uchu szept Strzaskanych Niebios. Elfy dobył swego miecza, od razu, jak się schowali w wysokich trawach, by później nie zwrócić na siebie uwagi dźwiękiem stali wychodzącej z pochwy. Chris, Rurik i Kayl również mieli przygotowaną broń, czekając niecierpliwie na ostateczny znak od swej dowódczyni.