Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 09:16   #152
Trojan
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

To był ciężki ranek. Ledwie połatany wybrał się na wyprawę, która była zdecydowanie nad jego siły. Inna sprawa, że zwykle siłami swymi szafował bez ograniczeń i miał w dupie wszelkie tego konsekwencje. Byli tacy, którzy mieli mu to za złe. Byli tacy, którzy uważali iż zbyt lekko podchodzi do życia i zagrożeń, które te za sobą niosło. Zgadzał się z większością z nich, ale… miał to w dupie. Nie chciał rzecz jasna umierać, ale też miał pełną świadomość, że dzień ten kiedyś nadejdzie. Kapłani podobno gadali, że „TAM” jest piękniej i lepiej. Wielu ludzi dbało o to mocząc dupy w kropielnicach na mszach i ceremoniach, które zapewnić im miały życie wieczne. Taki był Animositas. Jeśli życie wieczne miało jego martwą mordę, to Grzeczny tym bardziej był pewien, że nie warte ono było splunięcia.

Żytniówka paliła przełyk, ale bardziej paliło spojrzenie Levana. Kislevita zawsze w towarzystwie Wasilija, naraz został sam. Samotność mu nie służyła. Grzeczny nie bywał samotny, bo okowitę, żytniówkę, spirt czy też innego bełta kupić mógł niemal wszędzie. Albo wziąć, jak miał w zwyczaju. Jemu samotność nie doskwierała. Ale Levan? Pozbawione sensu życie trwało już zdecydowanie zbyt długo, lecz w gronie „przyjaciół” z „Kuźni” rozumiał to tylko on. No, może zrozumiał by Walter, ale też miał swoje sprawy i nie zawracał sobie nimi głowy. Levan zaś był sam. I Grzeczny nie bardzo wiedział jak temu zaradzić. Oraz czy zaradzić. Każdy kolejny łyk żyta przekonywał, że jest to zabawa bez sensu.

W końcu przyszła pora na akcję. Grzeczny chciał zostać. Przedpołudniowa wyprawa mocno nadwyrężyła jego siły a poza tym zwyczajnie chciało mu się srać. Tylko nie było jak powiedzieć chłopakom „Idździe sami”. Nie teraz, kiedy trwała otwarta wojna. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej uzmysławiał sobie, że jego samotna, poranna wyprawa do końca rozsądna nie była. „Profesor” czy Tupik by sami nie poszli. Oni nie. On nimi nie był. Jednak teraz odbijała się mu ona mroczkami na powiekach. Gdyby nie żytniówka, było by źle…

- Będę na zewnątrz. Będę na wszystko uważał. – powiedział do Tupika. Ktoś zostać musiał. Levan lubił piwsko. Tupik w środku był potrzebny. Matt miał już w ręku flaszkę. Więcej do szczęścia mu potrzebne nie było. Tupik skinął głową i poszedł do środka. Matt szybko rozstawił nową bandę Tupika posyłając ludzi na każde z najbliżej położonych skrzyżowań. I rozstawiając ich tak, by się wzajemnie widzieli. Sam zaległ w bramie naprzeciwko wejścia do zasranego „Tygla” walcząc ze sobą samym. Żołądek atakował z furią. Powinien był swe potrzeby załatwić wcześniej. Póki co południe dopiero się zbliżało.

- Zawołaj mnie, jak by co. – powiedział do towarzyszącego Siary i wręczył mu manierkę. Sam ruszył na poszukiwanie wychodka. Znalazł go w podwórzu kamieniczki. Po zapachu. Drzwi jednak były zawarte a z środka ktoś złym głosem warknął. – Zajęte!

Grzeczny nie słynął z kurtuazji nigdy. Mało myśląc wyrżnął pięścią wzmocnioną kastetem na wysokości zamka. Huknęło a drzwi niedbale sklecone z desek trzasnęły zwijając się do środka. Uderzony nimi facio się zapieklił.

- Kurwa mówię, że zajęte! – fakt, miał prawo być zły. Ale z gaciami do kolan spuszczonymi wyglądał mało przekonująco. Grzeczny nie polemizował. Złapał go za kołnierz i jednym ruchem wyrzucił na zewnątrz.

- Już nie. – powiedział, po czym zatrzasnął za sobą drzwi i nic nie robiąc sobie z biadolenia ciula sam oddał się najpodlejszej z przyziemnych przyjemności. W której nieco przeszkadzały mu uchylające się raz za razem drzwi i biadolący mężczyzna. Skończył szybko, nim tamten zdążył się pozbierać. Szybko pozbierał się i wyszedł.

- Teraz wolne. – powiedział do gościa, który unikał jego wzroku i bliższego kontaktu nie mówiąc teraz już nic. Mądrość potrafiła na człowieka spłynąć nawet w wychodku. Nie patrząc już co tamten czynił będzie teraz wrócił do bramy. Siara był tam, gdzie go zostawił. Okowity już nie było.

- Spokój. Weszło kilkoro ludzi. Jeden to chyba nasz klient. Konno zajechał. – zdał szybko relację. Grzeczny szybko pożałował, że nie ma z nim Levana. Ten znał się na koniach, mógł z wyglądu szkapy coś mądrego wywnioskować. Grzeczny stwierdził by pewnie jedynie, że nadaje się na obiad. Myślał chwilę, po czym postanowił pozbyć się problemu.

- Poślij któregoś z waszych chłopaków, ale jednego, do stajni. Najlepiej takiego co na koniach się zna. Popytajcie o zwierze i jej właściciela. Porozglądajcie się, może stajenny lub sama szkapa nam coś podpowie. – Siara na propozycję tylko skinął głową. Przecież by nie odmówił Grzecznemu. Mało kto odmawiał…
 
Trojan jest offline