Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 12:22   #42
Elthian
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
To prawda. Kusza była jednym z najmniej honorowych narzędzi mordu. Jednak Małego to nie obchodziło. Był cichym zabijaką. Omamiał ofiary i załatwiał zadanie po cichu. Sam siebie skrytobójca by się nie nazwał, jednak jego styl pasował do tego określenia. Prezentował jednak nieco bardziej schludną odmianę tego zawodu. Osobiście rozdzielał skrytobójstwo na dwa różne odłamy. Mimo iż oba były jednymi z najgorszych sposobów na zabijanie to i w nich można było dopatrzeć się tych bardziej i mniej honorowych. Ta druga opcja prezentowała z sobą brutalność i brak litości. Tacy zabójcy byli przeważnie szaleńcami zamiłowanymi w pozbawianiu życia. Stanowili niemalże sektę, chore ugrupowanie zdolne powybijać wszystkich dookoła. Drugą kategorię tworzyli bardziej zamiłowani w schludności i uporządkowaniu zabójcy. Oni wykonywali pracę z pasją, z wiedzą, że śmierć, którą niesie ich ostrze prowadzi do tworzenia lepszego ładu. Nie dokonywali brutalnych i bezlitosnych egzekucji. Wykonywali zadania możliwie najmniej boleśnie. Nie pozostawiali po sobie poćwiartowanych zwłok, wręcz przeciwnie, o ile było to możliwe starali się ofiarę pozostawić ładnie ułożoną, często przy tym oddając jej cześć świętym znakiem prezentującym wyznawane przez nich bóstwo. Nie pałali się pozostawianiem po sobie znaku będącego osobistym podpisem pod wykonaną robotą. Takich zabójców prezentował Belzenefer.

Mały wpadł zgrabnie w dziurę w podłodze i opadł na Hanka, który ciążył na plecach Ciliana. Ustanowili pewnego rodzaju piramidę zanurzoną w brudnej, ściekowej wodzie. Dopełnieniem ich gracji było opadnięcie Mortisa na Niziołka niemalże miażdżąc jego ciało, czego oznaką było bolesne stęknięcie. Gdy już wygrzebali się spod siebie nawzajem zauważalnym był fakt, że Mały niemalże pływał w kanale. Normalnie jedynie głowa Balzenefera wystająca znad tafli brudnej wody niosącej różne śmieci wzbudziła wśród pozostałych wybuch śmiechu… Tak jednak nei było zważając na okoliczności. Dotarłszy, a niektórzy wręcz dopłynąwszy, do ujścia rury ściekowej mogli napawać się świeżym powietrzem. Wskoczyli do czystszej wody. Mały był bardzo niezadowolony z ogółu sytuacji. Starając dotrzeć się na brzeg ujrzeli znajomą twarz. Edward jednak nie postanowił długo dotrzymać im towarzystwa, zresztą – czego oni mogli chcieć od takiego przybłędy.

Całkowicie mokry, zdenerwowany i roztrzęsiony Niziołek wdrapał się na suchy ląd. Śmierdział… Potwornie. Jednak magik znał rady na takie sytuacje. Zdołał się wyprostować i skoncentrować do wykonania prostej sztuczki magicznej. Paroma gestami, wyszeptanym słówkiem przywołał magiczną energię, która otoczywszy go usunęła z jego ciała wodę, przykry zapach, a wyciągnięty z rękawa, biały kwiatek uchowany następnie w kieszeni na piersi, oddał nieco Świerzego powiewu dookoła Małego. Czuł się o wiele lepiej, Świerzy, suchy, a przede wszystkim czysty.

Wśród tępicieli zawrzała dyskusja. Mały, opatrujący bark towarzysza wsłuchiwał się w propozycje kompanów i kręcił przecząco głową na co poniektóre propozycje. W końcu zabrał głos.

- Moim zdaniem ucieczka stąd byłaby dopełnieniem zamiarów naszych nowych wrogów. Jeżeli przypuszczają na nas zasadzkę i pragnął naszej śmierci to znaczy, że coś się szykuje, a chcąc, nie chcąc jesteśmy teraz częścią tego planu, tym bardziej, że jeszcze żyjemy – powiedział owijając materiałem ranę Andariusa. – Rozdzielanie się dało by naszemu wrogowi wolną rękę do działania. Jeżeli zdołał nas wytropić w gospodzie, wrobić w zabójstwo pewnym jest, że to nie pierwszy lepszy szlachcić. To ktoś wysoko postawiony, mający wpływy i informatorów, którzy prędzej czy później dowiedzą się gdzie będzie każdy z nas, jeżeli się rozdzielimy. Wtedy wystarczy nocna wizyta skrytobójcy i problem rozwiązany. Zostaniemy zabici i nie będziemy stanowić problemu dla naszego prześladowcy. To już daje do myślenia. Nasze działania miały swój skutek. Rozumiecie? On nas się boi. Zastanówmy się co robiliśmy przez ostatnie tygodnie. Czego dotyczyły nasze zadania, to może być ślad – dokończył wypowiedz ostatecznie zawiązując opatrunek i klepnięciem w ramie dając Andariusowi znak wykonanej przysługi. – Nie rozdzielajmy się. W grupie będziemy nietykalni, najlepiej się gdzieś schronić, ale nie w pierwszym lepszym miejscu. To musi być skryte miejsce, zaufane, takie gdzie na pewno będziemy mieli spokój… Przez jakiś czas. Wtedy naradzimy się. Trzeba dojść do naszego wroga po wyższych osobach. Po dowódcach, zauważcie, że już mamy poszlakę, zaatakowali nas kościelni. Należy znaleźć słabe ogniwo, miejsce gdzie się złamią, gdzie my będziemy mogli postawić swój krok. Myślę, że na pewno jest tam jakiś bojaźliwy chłopczyna, który wie o co tu chodzi. Trzeba by takiego znaleźć, wypytać i pozostawić po sobie znak, który oznajmiłby naszemu wrogowi, że zaczął wojnę z niewłaściwymi ludźmi. Musimy dać mu do zrozumienia, że będziemy nieuchwytni a jego plan przejrzymy i nie dopuścimy do jego wypełnienia – Belz nieco się zagalopował. Oznajmił jak on widzi całą sytuację i podał już pewien plan działania. Muszą dojść do rozwiązania zagadki po ludziach, muszą przesłuchiwać, zdobywać informacje, eliminować wrogich agentów – muszą robić to, co robią najlepiej. Muszą rozpocząć tą grę!
 
Elthian jest offline